JustPaste.it

Motywacje

Chęć zrobienia wrażenia na innych jest częstą motywacją. To głupie, prawda?

 

"Dlaczego czasem wszystko idzie gładko, a czasem tracimy motywację?

 

Wiecie, jak to jest stracić motywację, macie zły nastrój, nie możecie rano wstać z łóżka i zastanawiacie się, jaki to wszystko ma sens. No właśnie, jaki to wszystko ma sens? Dlaczego czasem nie możemy się zmotywować?

W początkowym okresie życia jesteśmy motywowani przez innych, ludzie mówią nam, co mamy robić, ale w końcu przychodzi czas, kiedy musimy zacząć motywować się sami. Już nie działasz jak zaprogramowana maszynka, wykonując polecenia i trzymając się zasad, musisz sam wytworzyć motywację.

Jak to zrobić?

Pamiętam, że kiedy byłem młody, motywowały mnie dziewczyny. To normalne u chłopców. Muszę przyznać, że to wykorzystuję. Bo mamy czasem w klasztorze mężczyzn, którzy wykonują jakieś prace. Kiedy budowaliśmy klasztor w Serpentine, ludzie przychodzili nam pomagać. W większości byli to mężczyźni wykonujący jakieś cięższe prace, a zgodnie z tradycją tajskie dziewczyny zawsze przychodzą do świątyni wystrojone. To zwyczaj. Kiedy przychodziły takie wystrojone, zawsze je zachęcałem, żeby podchodziły trochę bliżej do pracujących mężczyzn, bo w naturze mężczyzn jest to, że na widok ładnej dziewczyny bardziej przykładają się do pracy. Wykorzystałem obecność tych dziewczyn, żeby zmotywować facetów do cięższej pracy. I to działało! Tacy właśnie są mnisi – znamy się na psychologii, wiemy, co motywuje ludzi, na przykład, że w towarzystwie ładnej dziewczyny chłopcy będą się popisywać i kopać jeszcze szybciej. Dla mnie ważne było to, żeby wykopali dół.

Chęć zrobienia wrażenia na innych jest częstą motywacją. To głupie, prawda?

Człowiek przygląda się własnemu życiu i odkrywa, że żyje po to, by zadowalać innych. I co z tego ma? Krytykę: „Nie jesteś wystarczająco dobry, jesteś beznadziejny”. Staramy się, żeby wszyscy byli zadowoleni, staramy się robić wszystko jak najlepiej – a przecież wszyscy jesteśmy niedoskonali! Nikt nie jest w stanie dosięgnąć tej wysoko ustawionej poprzeczki. I w końcu tracimy przez to motywację. Mam nadzieję, że przychodzicie tu nie po to, żeby kogoś zadowolić, ale po to, żeby znaleźć sobie inne źródło motywacji.

Obawa przed tym, co powiedzą inni, naprawdę napędza nasze społeczeństwo: dlaczego ludzie mają duże samochody? To strata czasu. Wracając z zeszłotygodniowego spotkania, jechaliśmy na autostradzie za lamborghini. „O, patrzcie, lamborghini!”. Lamborghini, tak samo jak my, utknęło w korku. Po co komu lamborghini w korku? A jeśli za bardzo dodasz gazu, złapią cię radary. To bez sensu. Nigdzie szybciej nie dojedziesz takim samochodem, niż starą, dobrą hondą albo fordem. Muszę uważać, to spotkanie nie jest sponsorowane przez Forda albo Hondę, albo Hyundaia czy Toyotę. Chyba powinienem teraz wymienić wszystkie marki, inaczej wpadnę w duże tarapaty. W każdym razie, nigdzie szybciej nie dojedziesz szybkim, drogim samochodem, więc po co ludzie kupują takie auta? Wiadomo, o co chodzi: „Patrzcie na mnie! Jadę szybkim samochodem! Udało mi się w życiu”. Udało ci się? Jesteś po prostu idiotą marnującym pieniądze na szybki samochód! Muszę się przyznać, że pewnego razu bardzo spodobała mi się przejażdżka limuzyną. Jak to się stało? Jako mnich biorę udział w ceremoniach pogrzebowych. Tak, jedyna okazja przejechania się limuzyną wiązała się ze smutną okolicznością. W pewnej buddyjskiej rodzinie umarło pierwsze dziecko. Urodziło się z jakimiś wadami i mimo że lekarze robili, co mogli, nie przeżyło. Rodzice byli tak załamani, że nie chcieli iść na uroczystość pogrzebową, więc poprosili mnie, żebym pojechał do krematorium wyrecytować trochę pāḷijskich wersów nad trumną. Poza mną miało być tylko dwóch pracowników zakładu pogrzebowego i trumna z dzieckiem. Rodzice chcieli jak najlepiej pożegnać się z dzieckiem, więc wynajęli limuzynę. Nie wiem, czy kiedyś byliście w limuzynie, ale to wielki samochód z siedzeniami ustawionymi naprzeciwko siebie. Z przodu znajdowała się trumna, która była mała i nikt jej nie widział. Z tyłu siedziałem ja, a poza mną w samochodzie było jeszcze dwóch kierowców. Za każdym razem, kiedy zatrzymywaliśmy się na światłach – a to było 20 lat temu, kiedy limuzyny dopiero się zaczęły pojawiać – ludzie aż zaglądali do wnętrza przez okno, żeby zobaczyć, co to za facet jedzie limuzyną z dwoma szoferami w mundurach. Nie widzieli trumny, tylko mnie, więc machałem do nich. Jako mnich lubię tak żartować.

Ale dlaczego ludzie kupują wielkie limuzyny albo inne duże samochody? Dlaczego mają duże domy?

Tylko po to, żeby się popisać. Martwicie się, co pomyślą o was inni. To wszystko jest tylko wyznacznikiem statusu. A po jakimś czasie człowiek myśli: „To kosztowało tyle pieniędzy i stresu, i wysiłku, żeby móc kupić duży dom albo samochód. Muszę teraz myśleć o tym, żeby nie zaparkować go w miejscu, gdzie ktoś go ukradnie, muszę opłacać ubezpieczenie domu, martwię się o zabezpieczenie go przed włamywaczami, no i trzeba go sprzątać!”.

Pomyślcie o tych biednych sprzątaczach w wielkich domach – spędzają tyle godzin na sprzątaniu. Wyobraźcie sobie, że tak jak mnich albo mniszka mieszkacie w jednym pokoju. To mógłby być wasz cały dom, z telewizorem, łóżkiem i małą kuchenką. Przecież łatwo można teraz kupić gotowe dania, które wystarczy tylko podgrzać. Pomyślcie, moglibyście mieszkać w malutkim domu, który łatwo posprzątać, i mielibyście tyle wolnego czasu, i nie musielibyście się o nic martwić. Po co ludzie mają te wielkie domy? Tylko po to, żeby się popisać, bo przejmują się tym, co powiedzą inni. To samo dotyczy ubrań i wielu innych rzeczy. To nie jest dobra motywacja. Za dużo kosztuje i doprowadza do szaleństwa. Jak wiadomo, najbardziej przejmują się opinią innych młodzi ludzie, ulegają presji rówieśników. Nastolatkowie i ludzie po dwudziestce najbardziej ze wszystkich przejmują się tym, co myślą o nich inni. Ale po czterdziestce ludzie przestają myśleć tyle o stroju, makijażu i fryzurze – już im to przeszło, umieją się wyluzować i nie martwić o zdanie innych. Tak jest po czterdziestce i pięćdziesiątce. To jeden z etapów życia: najpierw człowiek się przejmuje, potem, po czterdziestce, ma w nosie, co ludzie pomyślą, aż w końcu po sześćdziesiątce odkrywa sekret: ludzie wcale o nim nie myśleli.

I gdybyście tylko wiedzieli to w młodości, mielibyście o wiele lepsze życie. Jeśli jesteś bardzo wrażliwy na ocenę i krytykę, to bardzo cierpisz. Jeśli to jest to, co cię motywuje w życiu, to prosisz się o kłopoty. Ludzie będą cię krytykować i poniżać, a jeśli jest to dla ciebie najważniejsze, szybko wpadniesz w depresję. Zresztą często stąd bierze się depresja: ludzie tracą motywację, bo ciągle starają się zadowolić innych, a to nie działa, więc się poddają. To nie najlepsze źródło motywacji.

Jakie są więc inne źródła motywacji, poza sprawianiem radości innym?

Ważną rzeczą w życiu jest przyjemność. Robimy różne rzeczy, bo są przyjemne. To nie najgorsza motywacja, o ile wiemy, co naprawdę sprawia nam przyjemność. Dlaczego ludzie wychodzą wieczorem i piją? Bo myślą, że to przyjemne. To ich motywuje. Szukają w tym szczęścia. Dlaczego uprawiają seks i oglądają filmy? Jeśli oglądasz filmy lub uprawiasz seks zbyt często, masz przesyt. Masz po prostu dosyć. I po co to wszystko było? Jeśli tym, co motywuje cię w życiu, jest fizyczna przyjemność, to po jakimś czasie doświadczysz znużenia. Jeśli tylko tego chcesz w życiu, to po jakimś czasie myślisz: „I to wszystko?”. Okazuje się, że nastawienie na osiąganie przyjemności zmysłowych nie działa. I pewnie dlatego wielu z was tu przyszło. Już to przerobiliście i na pewno jest coś jeszcze, co wyciąga was rano z łóżka. Te fizyczne przyjemności, o których mówiłem, dotyczą bardziej nas samych.

 

Następnie mamy wyższy poziom, gdzie motywacją jest współczucie i troska o innych. To o wiele lepsza pobudka, więc po co martwić się tym, co powiedzą inni i skupiać na przyjemnościach, jeśli można wybrać współczucie, które jest o wiele lepszą motywacją? Poza tym to odnawialne źródło motywacji, chęć pomagania innym naprawdę dobrze napędza ludzi. Jednak tu również czai się niebezpieczeństwo, bo współczucie może zamienić się w negatywną formę motywacji. Na przykład:

„Rząd jest okropny, z powodu empatii dla innych powinniśmy się go pozbyć!”. „Buddyści nie wierzą w Boga, to straszne, trzeba ich zlikwidować!”.

Wiele wojen zaczyna się od źle pojmowanego współczucia. Od myślenia, że tych albo tamtych ludzi trzeba się pozbyć. Usunąć. Już w młodości potrafiłem dostrzec problem tkwiący w takim myśleniu. Bardzo łatwo podsycić w ludziach gniew. Jeśli kiedyś słyszeliście taką przemowę, to wiecie, że niezależnie od tematu, czy chodzi o transport żywych zwierząt, przemoc, prostytucję, dziecięcą prostytucję albo cokolwiek innego, co porusza ludzi – bardzo łatwo zmotywować ich gniewem i negatywnością. Ja próbuję tego unikać, bo częścią mojego etosu mnicha jest bycie pacyfistą i nieprowokowanie negatywnych emocji, ale pamiętam, że pewnego razu przyjąłem zaproszenie na demonstrację polityczną – Dennis też tam był – to było tuż przed inwazją na Irak. Chyba przed pierwszą albo drugą? Nie wiem. Ale zgodziłem się pójść na demonstrację pod parlamentem i przemówić. Nie chciałem poruszać żadnych politycznych kwestii, starałem się być pacyfistą i przekazać, że nie ma konieczności napadania na inny kraj, że są inne rozwiązania, które nie przynoszą tyle cierpienia. Trochę się jednak zaniepokoiłem, bo gdy tylko powiedziałem, że nie powinniśmy wysyłać oddziałów do Iraku, tłum zaczął krzyczeć: „Nie dla oddziałów w Iraku!”. Musiałem bardzo uważać, bo ludzie byli mocno zmotywowani gniewem. To była niebezpieczna sytuacja, powiedziałem kilka słów, a ludzie zareagowali wybuchem słusznego – jak sądzili – gniewu. To właśnie motywuje ludzi do przemocy. Obserwowanie tamtej sytuacji było bardzo niepokojące. Bądźcie ostrożni, nie używajcie gniewu i przemocy jako motywatora. To bardzo łatwe. Gdy się bierze udział w takiej demonstracji albo wiecu, łatwo dać się ponieść. Wiesz, że jest jakiś problem, jakaś racja, o którą trzeba walczyć, a to potrafi wytworzyć w człowieku niesamowitą energię – poprzez gniew. To duży problem.

Jest sposób na niepoddawanie się takiej motywacji, która jest wypaczoną formą współczucia, przez nią naprawdę myślisz, że robisz to, co najlepsze dla ludzi, i pomagasz światu, i że daną osobę trzeba usunąć, bo powoduje za dużo cierpienia. To naprawdę niebezpieczne. Jako buddysta mówię: nie idź ścieżką motywowania gniewem. To się zwróci przeciwko tobie. Gniew to taki demon, którego uwalniasz, a kiedy tylko go uwolnisz, zwraca się przeciwko tobie i niszczy cię. O jakąkolwiek rację walczysz, to twoją motywacją nie powinno być rozwiązywanie jakichś przyszłych problemów, problemy są tym, co jest teraz. Problemem jest właśnie gniew i przemoc. Ważne, żeby podstawą motywacji były właściwe środki, a nie tylko cel. Najważniejsze jest, w jaki sposób dążysz do celu, a nie to, jaki masz cel. Bo jeśli próbujesz naprawić coś, stosując przemoc, to zazwyczaj psujesz coś innego. Jest taki wiersz Blake’a, który pamiętam ze studiów. Chyba zacytowałem go też na tym wiecu pod parlamentem.

Zemsta dosięgła tyrana.
Dosięgła go w łożu, kiedy spał,
I po krwawej rzezi
Stanęła tam, gdzie tyran stał.

Ten fragment mówi o tym, że ludzie, których motywacja płynie ze słusznego gniewu – a przynajmniej oni myślą, że ze słusznego – i którzy dają mu upust, zazwyczaj w przyszłości sami stają się tyranami. Nie rozwiązują problemu, tylko przenoszą go z wroga na siebie. W ten sposób stajemy się własnymi wrogami. Proszę, jeśli będziecie motywować innych, nie używajcie wypaczonej formy współczucia, jaką jest gniew. Bądźcie ostrożni. Ludzie naprawdę mają wrażenie, że to, co robią, jest usprawiedliwione, bo działają w słusznej sprawie – ponieważ komuś trzeba dać nauczkę, a kogoś uratować. Nie wchodźcie na tę ścieżkę. Zamiast tego wejdźcie na ścieżkę prawdziwego współczucia i dobroci.

W buddyzmie to podstawowe prawo kammy: jeśli chcesz żyć w świecie pełnym spokoju, piękna, szczęścia i harmonii, to musisz go tworzyć tu i teraz. Jeśli tworzysz chwile spokoju i dobroci i okazujesz innym życzliwość teraz, to tak właśnie budujesz piękną przyszłość.

Gniew, przemoc i zła wola nie tworzą dobrej przyszłości. Droga współczucia jest dłuższa i trudniejsza, ale tylko ona działa. Gniew wybucha szybko i płonie długo – a przynajmniej jego skutki są długotrwałe. Gniew wybucha spontanicznie i łatwo prowadzi do przemocy, której skutki mogą dotykać następnych pokoleń.

Dużo podróżuję i na początku tego roku – nie, w zeszłym roku – pojechałem do Frankfurtu, gdzie prowadziłem odosobnienie. Zauważyłem – a właściwie ktoś mi powiedział – że tamta świątynia prowadzi terapię dla osób ze stresem pourazowym po drugiej wojnie światowej. Ta wojna skończyła się ponad 60 lat temu. Leczono tam ludzi, którzy urodzili się dopiero po wojnie, ale nadal nosili w sobie traumę wywołaną przez ten ogromny konflikt i wpływającą na kolejne pokolenia. Ludzie urodzeni 20, 30 czy 40 lat po wojnie cierpieli na stres pourazowy, którego była źródłem. Nie mogłem w to uwierzyć, ale poczytałem trochę na ten temat i rzeczywiście ta trauma nadal tam jest. Jak widzicie, przemoc wybucha łatwo, a potem przez wiele lat sączy się poprzez pokolenia i wciąż trwa.

Alternatywa, czyli budowanie pokoju, to trudna droga. Zajmuje dużo czasu, ale jak już uda się go zbudować, to jest uzdrawiający i zostaje na bardzo długo. Dlatego o wiele trudniej jest zmotywować się dobrocią, gdyż to nie droga na skróty.

Jednocześnie czujemy jednak, że jest właściwa. Szukając odpowiedniej motywacji, musimy być o wiele wrażliwsi na własne myśli i uczucia.

Jest taka anegdota, która bardzo dobrze pasuje do dzisiejszego tematu. Usłyszałem ją kiedyś w Phuket. To historia, która mówi o motywacji i uważności, czyli świadomości tego, co się robi i dlaczego. Ludzie często nie rozumieją, co nimi powoduje i żyją w ciągłym niezrozumieniu, jak w dżungli. A możemy uświadomić sobie, czego pragniemy, co chcemy zrobić i co nas motywuje. To historia o kimś, kto musiał dokonać wyboru w życiu. Jaki to wybór? Kupić hamburgera czy sushi? Co kupić na kolację? Jeśli nie możesz się zdecydować pomiędzy hamburgerem a sushi, co można zrobić? Można rzucić monetą. Orzeł – hamburger, reszka – sushi. Załóżmy, że wypada reszka, czyli sushi. Fuj. Co za rozczarowanie. W takim razie rzucę jeszcze raz. Do trzech razy sztuka. Co to znaczy? To pokazuje, że nie chcesz sushi, tylko hamburgera. Tak właśnie działa rzucanie monetą, nie pokazuje ci, co masz wybrać i nie mówi ci, co zrobić – rzucanie monetą unaocznia, czego tak naprawdę chcesz. Jeśli rzucisz i wypadnie orzeł, a ty podskakujesz z radości, to ukazuje, że właśnie tego od początku chciałeś. Jeśli się krzywisz, to odsłania twoje emocjonalne uprzedzenie do zrobienia czegoś. Albo nawet nie tyle odsłania, co pozwala przemówić intuicji, która mówi ci, czego naprawdę chcesz i co czujesz.

Rzucanie monetą nie jest sposobem na podjęcie decyzji, ale na odkrycie, co tak naprawdę chcesz zrobić. To odsłonięcie ukrytej motywacji. Ujawnienie, co i dlaczego robimy. To dobry sposób na podejmowanie decyzji."

WG Ajahn Brahm buddysty