Opowiadanie mówi o wirusach: panującym na naszej planecie i o wirusie nieuczciwości, egoizmu, uzależnienia, przemocy, egoizmu.
Opowiadanie mówi o wirusach: panującym na naszej planecie i o wirusie nieuczciwości, egoizmu, uzależnienia, przemocy, egoizmu.
To mój kolaż roślinny pt. "Koronawirus"
OPOWIADANIE
Po chodniku prawie pustej ulicy Ołbina szedł niepozorny mężczyzna imieniem Edek z reklamówką w prawej ręce. W lewej trzymał telefon komórkowy i mówił
- Tak, wiem, nie, nie, dobrze.
Schował telefon do wewnętrznej kieszeni granatowej kurtki i wszedł po kilku schodkach kierując się w stronę bankomatu. Po drodze nacisnął klamkę gabinetu kosmetycznego stwierdzając, że drzwi są zamknięte.
Podszedł do bankomatu, włożył kartę, wcisnął kolejne cyfry, wybrał najniższą kwotę i zaklął widząc odmowę. Uderzył pięścią w klawiaturę lecz pieniądze nie wychynęły z otworu. Odwrócił się i zniszczonym butem ze złością kopnął murek z wiosennymi roślinami.
Podszedł do sąsiednich drzwi prowadzących do pasmanterii i widząc kartkę z informacją o zamknięciu z powodu koronowirusa ponownie użył ulubionego przekleństwa.
Z nadzieją na roztargnienie ekspedientki nacisnął klamkę jednak drzwi były zamknięte.
Zszedł ze schodów i stojąc rozmyślał w którą stronę się udać. Jeśli pójdzie w lewo dojdzie do kwiaciarni. Ale pewnie tam też nieczynne – pomyślał. Może w trzech warzywniakach i cukierni uda mi się coś skubnąć – dodał sobie otuchy.
Minął seniorkę z maseczką na twarzy, potem kobietę w średnim wieku z dolną częścią twarzy zakrytą szalikiem i stanął przed owocami i warzywami wystawionymi przed sklepem. Zajrzał do wewnątrz i zobaczył, że ekspedientka miała na twarzy plastikową przyłbicę a na rękach rękawiczki. Przed schodami stała jedna klientka, w środku były dwie. Przyglądając się wystawionemu towarowi szybko zgarnął dwa jabłka, gruszkę, dwie marchewki i cztery ziemniaki. Oddalił się niespiesznie cichutko pogwizdując. Powtórzył to także przed dwoma następnymi warzywniakami.
- Teraz trochę chleba, wędliny i piwo by się przydało – pomyślał. Skręcił w bramę przejezdną i wszedł do sklepu z owadzim logo. Minął sieciową drogerię i podszedł do koszyków. Przed wpuszczeniem na salę ochroniarz spryskał mu dłonie, nakazał założyć jednorazowe rękawiczki i zasłonić twarz maseczką zrobioną z papierowego ręcznika.
- Panie, odwal się pan – zareagował. Co ja jakiś wirus jestem czy mięczak?
- To jest obowiązkowe – powiedział pracownik.
- A idźże w cholerę, debilu! – wykrzyknął i wbiegł na salę.
Nieliczni klienci szybko odsunęli się na bezpieczną odległość od intruza.
Ochroniarz zadzwonił i z zaplecza wyszło jeszcze dwóch mężczyzn słusznej postury, zabezpieczonych maskami i rękawiczkami. Wzięli delikwenta pod pachy i bardzo szybko wynieśli poza budynek. Jeden z nich zrobił mu zdjęcie i powiedział:
- Roześlemy twoją podobiznę do wszystkich naszych sklepów więc nawet, kretynie, nie próbuj się tam zjawić.
Mężczyzna pozbierał ukradzione warzywa, które wypadły mu z kieszeni i podsumował zdarzenie wiązanką łaciny kuchennej.
Przeszedł na drugą stronę ulicy i skierował się w stronę budki z napisem „Pieczone” stojącą przy przystanku na terenie Parku im. Edyty Stein. Właścicielom się upiekło a Edkowi nie udało – napis głosił, że nieczynne.
Poszedł parkową alejką zastanawiając się co dalej. W domu i kieszeni ani grosza, wszystkie przetwory już sąsiadom z piwnic wykradł i zjadł.
Idąc zauważył na ławce dwóch mężczyzn popijających piwo i co drugi łyk kaszlących. Przysiadł się do nich i zaproponował:
- Dajcie się napić a ja wam dam – i wyciągnął pozyskane sposobem „pięć minut strachu” artykuły.
- A kiełbasy nie masz? – zapytał mężczyzna w wełnianej czapce i bardzo sfatygowanej kurtce.
Edek pokręcił głową.
- Może chociaż udko kurczaka z rożna – dodał drugi z czerwonym sfilcowanym szalikiem na szyi i papierosem w ręce..
- Nie, tylko to co pokazałem.
- To spieprzaj dziadu – usłyszał.
Próbował protestować ale kolesie wstali i skopali go kaszląc przeraźliwie.
Kulejąc poszedł przez siebie mamrocząc:
- Tak właśnie wygląda miłość bliźniego w czasach zarazy.
Wrocław, 25 marca 2020 rok