JustPaste.it

Sakramenty i bioterapie

Jeżeli zbawienia czyli powrót do zabawy w Niebie jest pięknym celem, to ten cel uświęca środki jakim jest religia.

Jeżeli zbawienia czyli powrót do zabawy w Niebie jest pięknym celem, to ten cel uświęca środki jakim jest religia.

 

 

Dyrektorzy od wcielenia na Ziemi to łgarze, bo zachwalają statek

wycieczkowy a trafiamy na galerę.

Bo tym jest ciało w jakie wciela się Anioł pozbawiony pamięci, wiedzy,

talentów, startujący od niemowlaka do emeryta w DPS

Pokazują nam nasze przyszłe życie, bez efektów ubocznych czyli 

leku, strachu, cierpienia, walki i rywalizacji.

Na ziemski łez padół czeka długa kolejka Anielskich dusz z różnych

planet i cywilizacji. Istnieje więc hodowla jeleni, baranów, lemingów

dojonych jak bateryjki w matrixie. Uciec z karuzeli wcieleń  do żródła

można z pomocą Nieba. Jezusa, Maryji, Archaniołów, Świętych

Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina, odpusty na budowę

bazyliki Świętego Piotra

Pycha, władza i bogactwo rozwaliło i podzieliło kościół, który jest w trakcie

biczowania, a do oczyszczenia brakuje mu ukrzyżowania, by mógł

zmartwychwstać

Grzechem głównym jest ukrywanie prawdy o Stworzeniu i kolaboracja z

szatanami okradających nas z bioenergii.

Mamy złych pasterzy. jak tych z ewangelii co oddają owce wilkom

Miłuj Boga i bliżniego jak siebie samego i rób co chcesz.

Tam gdzie uświadomiony i odpuszczony, w czasie spowiedzi grzech, nie

ma miejsca dla pychy i złego, tego co dyskwalifikuje wniebowzięcie.

Reszta przykazań jest dla mniej rozgarniętych w altruizmie i empatii

Myśl kreuje rzeczywistość, czyli mówiąc o politycznym szambie

powiększamy jego rozmiar i ilość złych cech polityków

Dlatego ezoterycy uczą uważności tego, jak myślimy, bo myśl materializuje

się w naszym życiu, najczęściej ponurą egzystencją, rzadziej radosną.

Mózg ludzki jest anteną odbiorczą informacyjnego szumu, jakim są myśli

naszych bliżnich, jak i istot z astralu, zachęcajacych np samobójców do

targnięcia się, albo kierowcy, do wyprzedzania na zakręcie, albo pod górkę.

Na Ziemi trwa duchowe sprzątanie i oczyszczanie przed jej transformacją.

Złe energie i programy zostają przekształcane przez ogień Miłości, czyli ten

sam, który w piekle parzy i smaży dusze potępionych, by je oczyścić z tego

co się do nich przykleiło przez tysiące wcieleń, czyli  zamienić nienawiść

w Miłość, tolerancję, empatię, altruizm.

To zasada zachowania energii, która nie ginie, a tylko się przemienia

Ezoterycy otrzymali programy z afirmacjami na oczyszczanie ciała, duszy,

i świadomości, by wszystko zharmonizować z planetą Ziemia

Na Ziemi ma powstać nowa rasa ludzi żyjących w Bogu i z Bogiem.

Drogą do tego, jest oczyszczenie ego z programów wcieleniowych,

z których szatani usunęli duchowość jak i wiedzę o Bogu i Duszy. 

Po oczyszczeniu będzie mogło połączyć się z duszą.

Dusza ma wybaczyć ego, a ego duszy. Muszą się przytulić.

Ego było zaprogramowane na walkę o dobra, a dusza na zabawę i miłość.

Jest to w przykazaniu, by pokochać siebie, a bliżniego jak siebie samego,

bo ego, to strażnik przetrwania, a dusza to dziecko, a tak naprawdę to Anioł

w kaftanie bezpieczeństwa, by nie uciekł z powrotem do Nieba.

Serce, umysł, ego i dusza w nowym człowieku będzie jednością. 

Świątynią Boga, bo  kołacze się dusza w świątyni ciała pijąc ze zmysłami

brudzia na uczcie życia, często po to, by zapomnieć o Bogu.

Bóg nas stworzył wolnymi, by teraz, jak w grze komputerowej doświadczyć

ograniczenia materią, a dzięki szatanom, deficytem energii.

Kwantowo, to na ziemi dzieje się to co w filmie Avatar. Sterujemy ciałami

a na noc wysiadamy z ciał i odpoczywamy. Jak kierowca co zostawia auto

na parkingu idzie odpocząć w mieszkaniu, wyspać się. Sny w astralu to

wędrówka duszy do strefy nieuświadomionego śnienia. Niektóre dusze

wybudzają się z tego stanu i śnią świadomie, polecam film Incepcja.

Niektóre  nieświadomie uczestniczą w szkoleniach i sympozjach.

Mózg ludzki to nienasycony odkurzacz do pochłaniania informacyjnego

szumu jak w bajce z Cyberiady o zbójcy Gębonie o czym niżej

 

Jestem zbójca Gębon pokonany

Stanisław Lem zwany Wielkim, chełpił się, że przewidział znaczące kierunki rozwoju cywilizacji. I można się z tym właściwie zgodzić. Owszem mylił się w szczegółach, na przykład jeśli opisywał rozwiązania techniczne. Do dziś pamiętam scenę z „Powrotu z gwiazd”, w której do bohatera siedzącego przy stoliku w restauracji podchodzi robot i mówi: „przepraszam najmocniej, ale jest do pana telefon, można odebrać w hallu”.

No OK. Robotów do dziś nie mamy, a sprawę nagłego telefonu w restauracji rozwiązano wprowadzając do użytku aparaty komórkowe. Ale szczegóły można darować – każdy kto opisywał technikę przyszłości wyglebił się dramatycznie by wspomnieć choćby tłumacza automatycznego w „Kantyczce dla Leibowitza” Millera. Nie szczegóły są ważne tylko wizje. A te u Lema były naprawdę poruszające intelektualnie.
Jedną miał wszakże Mistrz do siebie pretensję. Nie przewidział Internetu. Owszem, wspominał coś tam o centralnym megakomputerze, o maszynach zyskujących świadomość, łączach telekomunikacyjnych obejmujących świat, ale globalna sieć nie przyszła mu do głowy.
Co gorsze, kiedy się pojawiła w rzeczywistości Mistrz nie był zachwycony. Było mi przykro nie zgadzać się z Mistrzem. Dla mnie Internet to było coś nieprawdopodobnego, poczułem się jakby mi urosły skrzydła. Czułem, ze pojawi się nowa umysłowość, ba, osobowość sieciowa i drżałem ze strachu, żeby nie odstawać. Dlatego stałem się nawet jednym z pionierów zakładając w sieci pierwsze polskie pismo literackie, zajadłym propagatorem tworząc „Projekt Rej” oraz entuzjastą.

Dzisiaj nie wyobrażam sobie istnienia bez sieci. Plusów nie sposób wymienić, zbyt ich dużo. A z minusami można sobie radzić. Nauczyłem się nawet perfidnie cieszyć z ich istnienia czytając teksty hejterów w celu poznania i napawania się tak szerokim spektrum kompleksów, frustracji, zazdrości i nieudacznictwa, które w każdym, wyrzyganym akapicie ujawniają.
Męczy mnie jednak dlaczego Mistrz Internet odrzucał. Czyżby przewidział coś o czym ja jeszcze nie wiem? A może wiem, tylko nie zdaję sobie sprawy. I nagle doznałem olśnienia: Lem Internet niestety przewidział, a konkretnie jego rolę informacyjno-kulturową.
Powróciłem do lektury opowieści pod tytułem „Wyprawa szósta czyli jak Trurl i Klapaucjusz demona drugiego rodzaju stworzyli, żeby zbójcę Gębona pokonać”. Włosy stanęły mi dęba. Otóż stary tekst ten traktuje o tym jak dwaj dzielni konstruktorzy zbójcę Gębona pokonali, który ich do pułapki zwabił i przytrzasnął w swojej piwnicy.

Okazało się, że bandyta o wielkiej gębie, zwany przez tubylców Dyplojem, jest istotą wybitnie wykształconą, a „Dyploj” to zniekształcone słowo „dyplom”, które łupieżca nawet na jakiejś akademii zbrodni otrzymał. I dlatego nie pożądał złota ani dóbr materialnych: rabował tylko informację. Ale za to w ogromnych ilościach i na każdy temat. Sprytni konstruktorzy stworzyli więc dla niego specjalna maszynę zwaną Demonem Drugiego Rodzaju, która na wielkiej, papierowej taśmie, brylantowym rysikiem zaczęła spisywać każdą informację, na każdy temat – po prostu: wszechinformację na temat wszystkiego.

W ten sposób konstruktorzy załatwili zbójcę, a sami spokojnie udali się w dalszą podróż.
No zaraz? – zapytacie. No to jak zbójcę załatwili? Czy informacja spisywana przez demona była nieprawdziwa? Oszukali go? Ależ nie. Była tylko i wyłącznie prawdziwa. Same fakty. I to z całego wszechświata.
Pora więc wyjaśnić.

Lem przewidział internet, a konkretnie jego rolę informacyjną i przestraszył się. Od chwili kiedy to zrozumiałem sam lubię nazywać się zbójcą Gębonem pokonanym. A Demona Drugiego Rodzaju stworzyli nie Trurl i Klapaucjusz ale Tim Berners-Lee oraz Robert Caillau wymyślając protokoły WWW.
Jeśli dalej nie wiecie dlaczego Gębon został pokonany to zerknijcie na cytat jakich treści dostarczał mu demon (i porównajcie z treściami, których dostarcza wam internet).

Cyt: „…czytał o tym, jak się wije arlebardzkie wiją i że córka króla Petrycego z Labaudii zwała się Garbunda, i co jadł na drugie śniadanie Fryderyk II, król bladawców, nim wojnę wypowiedział Gwendolinom, i ile powłok elektronowych liczyłby sobie atom termionolium, gdyby taki pierwiastek był możliwy, i jakie są wymiary dziurki tylnej małego ptaszka, zwanego kurkucielem, którego na swych rozamforach malują Marłajowie Wabędzcy, jak również o trzech smakach poliwonnych szlamu oceanicznego na Wodocji Przyzrocznej, i o kwiatku Łubuduku, który myśliwych staromalfandzkich wali siarczyście na odlew, świtem wzruszony, i jak wyprowadzić wzór na dostawę kąta podstawy wieloboku, ikoseadrem zwanego, i kto był jubilerem Fafucjusza, rzeźnika mańkuta Buwantów, i ile pism filatelistycznych będzie wychodziło w roku siedemdziesięciotysięcznym na Morkonaucji, i gdzie znajduje się trupek Cybrycji Kraśnopiętej, którą gwoździem przebił po pijanemu niejaki Malkonder, i czym się różni Maciąg od Naciągu, a także kto ma najmniejszą w Kosmosie pielownicę wzdłużną i dlaczego pchły smoczkotyłkie mchu jeść nie chcą, i na czym polega gra zwana Balansyer Zadni Ściągany, i ile było ziarenek lwichwostu w tej kupce, co ją Abrukwian Polistny nogą trącił, kiedy się pośliznął na ósmym kilometrze szosy albacjerskiej w Dolinie Wzduchów Szedziwych – i pomału diabli go zaczynali brać, bo już mu świtało, że wszystkie owe całkiem prawdziwe i ze wszech miar sensowne informacje zupełnie nie są mu potrzebne, gdyż robił się z tego groch z kapustą, od którego głowa pękała, a nogi drżały.

A Demon Drugiego Rodzaju działał z szybkością trzystu milionów informacji na sekundę i milami skręcała się już papierowa taśma, i z wolna pokrywała zwojami zbója dyplomowanego, omotując go jakby białą pajęczyną, a brylancik pisaka drgał jak szalony i wydawało się zbójowi, że zaraz już dowie się rzeczy niesłychanych, takich, które mu oczy na Istotę Bytu otworzą, więc wczytywał się we wszystko, co leciało spod brylancika, a były to pieśni opilcze Kwajdonosów i rozmiary pantofli nocnych na kontynencie Gondwana, z pomponami, i grubość włosów, które rosną na czole miedzianym paciornika węburczego, i szerokość ciemiączka mowląt pasiebnych, i litanie zaklinaczy harmęckich dla obudzenia wielebnego Ćpiela Grosipiulka, i owerdiery diukońskie, i sześć sposobów warzenia zupki grysikowej, i trutka dobra na stryjny, i sposoby łechtania ckliwego, i nazwiska obywateli Bałowierni Cimskiej na literę M się zaczynające, i opisy smaku piwa grzybkiem nad – psutego…
Aż mu w oczach zamrowiło i wrzasnął wielkim głosem, bo miał dość, lecz już go Informacja trzystu tysiącami mil papierowych spowiła i spętała, że nie mógł się ruszyć i musiał czytać dalej, o tym, jaki początek drugiej “Księgi dżungli” napisałby Rudyard Kipling, gdyby go wtedy brzuch bolał, i o czym myśli zmartwiony niezamęściem wieloryb, i jakie są zaloty miłosne muchatek trupnych, i jak można załatać stary worek, i co to jest strzybło, i czemu się mówi szewc i krawiec, a nie krawic i szewiec, a także ile można naraz mieć siniaków.

Potem zaś przyszła długa seria rozróżnień między trelami i morelami: że pierwsze są łyse, a drugie mają włoski, a dalej – jakie są rymy do słowa “kapustka” i jakimi słowy obraził papież Ulm z Pendery antypapieża Mulma, i kto ma grajnicę grzebienną.

Wtedy bardzo już rozpaczliwie usiłował się wydobyć z matni papierowej, lecz rychło osłabł; odpychał taśmy, darł je i odrzucał, lecz miał zbyt wiele oczu, aby się chociaż przed niektóre jakieś nowe nie dostały informacje, więc z musu się dowiedział, jakie są kompetencje stróża domowego w Indochinach i dlaczego Nadojderowie z Flutorsji wciąż mówią, że ich zawiało.

Lecz wtedy zamknął oczy i znieruchomiał, przywalony lawiną informacyjną, a Demon dalej owijał go i spowijał papierowymi bandażami, karząc straszliwie zbója Gębona dyplomowanego za jego łapczywość bezmierną wiedzy wszelakiej. […]”

Stanisław Lem, Cyberiada, Wydawnictwo Literackie, Kraków, 1978

 

 

 

 

http://ziemianski.com.pl/blog/jestem-zbojca-gebon-pokonany/