JustPaste.it

"Wirus osobisty" - opowiadanie

Jakiś czas temu napisałam opowiadanie "Wirus wszędzie". Znajoma po przeczytania zasugerowała, abym dała bohaterowi szansę. Więc dałam.

Jakiś czas temu napisałam opowiadanie "Wirus wszędzie". Znajoma po przeczytania zasugerowała, abym dała bohaterowi szansę. Więc dałam.

 

Pięćdziesięcioletni Edek szedł kulejąc a mimo to kopiąc, ze złością, porzucone przez ludzi  jednorazowe rękawiczki. Dotarł do swojej bramy. Pchnął drzwi w których zamek nie oparł się kopniakom mieszkańców. Bardzo zakurzona przepalona żarówka w wysokim holu, łuszcząca się i odpadająca lamperia oraz wyszczerbione kafelki idealnie pasowały do siebie. Z klozetu na półpiętrze czuć było smród uryny i kału a piwniczny odór cudownie uzupełniał atmosferę tego domu.

Mężczyzna otworzył drzwi swojego mieszkania i zaraz za progiem rzucił kurtkę na podłogę obok wieszaka, który dawno spadł ze ściany wraz z kawałkiem tynku.

Wyciągnął z kieszeni warzywne, nielegalnie pozyskane, łupy i wrzucił do zlewu zastawionego brudnymi naczyniami. Wyciągnął ze sterty garnek, niedbale go opłukał i nalał wody. Jarzyny byle jak potraktował wodą i wrzucił do garnka postawionego na jedynym sprawnym palniku kuchenki gazowej. Nie chciało mu się szukać pokrywki.

Usiadł na odrapanym stołku i bezmyślnie patrzył przez okno. Mieszkanie mieściło się na niskim parterze i widać było część podwórka. A na nim  pojemniki przepełnione śmieciami i okupowane przez chmary gołębi. Odlatywały niechętnie tylko wtedy gdy ktoś wrzucał odpadki lub penetrowali je poszukiwacze skarbów zwani nurkami.

Edek włączył telewizor pamiętający jeszcze PRL – cud, że jeszcze działał. Był to twór niebratniego narodu czyli ZSRR, który czasem produkował przedmioty marki „gniotsa nie łamiotsa” lub wybuchajotsa.

Tego dnia, jak i poprzednich,  każda stacja nadawała programy o koronawirusie. Jedni zalecali noszenie maseczek i rękawiczek, inni (najczęściej związani z obozem rządzącym) mówili, że to przesada, bo rząd doskonale panuje nad pandemią. Większości narodu jednak wydawało się, że jest odwrotnie. A media pozarządowe pełne były przerażającej prawdy o braku kombinezonów, masek i innych środków ochrony w służbie zdrowia. Wszyscy namawiali do niewychodzenia z domu oprócz koniecznych sytuacji.

Dementowano też fałszywe informacje, że zwierzęta przenoszą wirusa co spowodowało wyrzucaniem pupili z domu.

Rząd się sam wyżywi i wyleczy – pomyślał Edek wyciągając widelcem ugotowane warzywa z garnka. Położył je na wyszczerbionym niezbyt czystym talerzu, posolił i zabrał się do jedzenia.

- Maseczkę i rękawiczki mam nosić? A skąd je wziąć, nawet na jedzenie nie mam, z czynszem zalegam. Pocałujcie mnie w dupę – pomyślał wkurzony .

Rozejrzał się po mieszkaniu, które składało się z kuchni i nyży w której stało legowisko z dawno niepraną pościelą.

Od paru dni nie  pił alkoholu i dopiero teraz rzeczywistość zaczęła do niego docierać w całej swojej okropności.

- Ale mam przesrane – powiedział na głos.

Popił posiłek wodą po jarzynach, położył się na wyrku i zasnął.

Minister zdrowia z podkrążonymi oczami dezinformowal rodaków, a zadowolony z siebie, jak zwykle, premier radośnie zakazał wstępu do lasów. Ale Edek już tego nie słyszał.

Rano napił się wody z kranu i wyszedł z domu.  Był nadal obolały po pobiciu przez dwóch meneli, więc powoli skierował się w stronę Parku im. Stanisława Tołpy leżącego na wrocławskim osiedlu Ołbin.

Bezmyślnie szedł przed siebie aż zatrzymał się na brzegu stawu. Stał tam przez chwilę a potem zdecydowanie wszedł do wody kierując się do środka akwenu. Woda sięgała mu już do pasa gdy z brzegu usłyszał krzyki.

- Hej, człowieku, co robisz, utopisz się – wołał mężczyzna.

- Synku, wracaj – wtórowała mu starsza pani jednocześnie rzucając kawałki chleba w stronę kaczek.

Edek zatrzymał się, odwrócił i spojrzał na wołającą parę. Zawahał się. Jednak nie zmienił kierunku i konsekwentnie szedł przed siebie.

- Facet,  nie bądź kretynem – usłyszał męski głos.

- Wracaj, pomożemy ci – dodała seniorka.

Potencjalny samobójca zatrzymał się, nabrał dłonią wody i przetarł nią twarz.

Zmienił kierunek i powoli doszedł do brzegu.

- Masz koleś szczęście, że pani cię zauważyła – powitał go mężczyzna.

- Co się takiego okropnego stało, że chciałeś się zabić synku? – zapytała seniorka.

- Wszystko! – podsumował swoje życie Edek ociekając wodą i trochę trzęsąc się z zimna.

- Chodź ze mną, musisz się wysuszyć – powiedziała kobieta.

- To ja pójdę z wami – zdecydował mężczyzna.

Okazało się, że wszyscy mieszkali w sąsiednich bramach.

Mieszkanie seniorki było równie skromne jak Edka ale zadbane.

- Rozbierz się, synku – powiedziała. – A pan niech mu pomoże.

Otworzyła szafę i wyjęła ręcznik, spodnie, koszulę, marynarkę, skarpetki i buty.

- To po moim mężu, przymierz, może będą pasować. A te twoje rzeczy to tylko na śmietnik się nadają.

- Ja też – odezwał się Edek.

- Co też ty mówisz? Jakie też? Mężczyzna w sile wieku, jeszcze dużo dobrego może zrobić.

Edek wytarł i przebrał się w nyży. Potem wyszedł trzymając łachy przed sobą.

- Co mam z tym zrobić?

- A włóż do reklamówki leżącej na krześle.

- Na kuchence jest czajnik a na szafce herbata i kubki – proszę ją zaparzyć, napijemy się gorącej – zwróciła się do mężczyzny, który pomagał jej ratować Edka.

- Mam też ciasto czy wolisz, synku, kanapki? – zapytała topielca.

- Kanapki – kiwnął głową uratowany.

- A ja poproszę kawałek ciasta – powiedział mężczyzna z brzegu.

Postawił trzy kubki z herbatą i usiedli przy stoliku na który  przez okno wpadały  promienie słońca.

Napisane 5 kwietnia 2020 roku

 (wirus zaniedbania, samotności, wykluczenia, życiowej bezradności, niewydolności władz)