JustPaste.it

Czy komercjalizacja zabije ideę Web 2.0?

Treść generowana przez użytkowników to esencja Web 2.0. Podstawą filozofii Web 2.0 jest właśnie zbiorowa mądrość, która samoczynnie eliminuje „niepożądane zachowania”. Jednak jak w każdej społeczności, znajdują się tacy, którzy chcą korzystać bardziej, niż inni. Oszukiwanie Digg-a to jeden ze sposobów…

Digg to jeden z najbardziej popularnych — poza może Wikipedią — serwisów Web 2.0. Opiera się na koncepcji głosowania na najciekawsze newsy: te, które dostają najwięcej głosów lądują na stronie głównej. Stamtąd (najczęściej przez czytniki RSS) wędrują do olbrzymiej społeczności „czytaczy” — witryna, która znalazła się na głównej stronie Digg-a może liczyć na masowy najazd użytkowników. Koncepcja genialna w swej prostocie znalazła mnóstwo naśladowców — jak choćby nasz rodzimy Wykop czy Gwar.

Digg to pieniądze. Nie można nie doceniać wartości publicity, jakie daje pojawienie się na głównej stronie tego popularnego serwisu. To jakby darmowa reklama w bardzo uczęszczanym miejscu. Nic dziwnego zatem, że coraz częściej pojawiają się tacy, którzy chcieliby dostać się na główną stronę „na skróty”. A gdzie jest popyt, pojawia się podaż — rozkwitają firmy, które zapewniają system „oszukwania” Digg-a.

Jak na ironię, jedna z nich korzysta… z filozofii Web 2.0, aby osiągnąć ten cel :-)

Wczorajszy TechCrunch opisuje firmę Spike the Vote, która podaje przepis na pewne znalezienie się na głównej stronie Digg-a. Przepis — jak napisałem wyżej — korzystający z Web 2.0. Na czym polega?

Spike the Vote to również społeczność — użytkownicy, którzy mają wspólny cel i zamierzają go wspólnie osiągnąć. Wspólnym celem każdego z nich jest „wykopanie” (pozwolicie, że będę używał naszych rodzimych analogii) newsa na główną stronę. News musi mieć 50 głosów z 50 różnych numerów IP (od 50 różnych użytkowników), aby został przez system Digg-a zakwalifikowany jako wartościowy. Zatem użytkownicy „wykopują” się nawzajem. A dla niepoznaki (aby administratorzy Digg-a nie blokowali im kont), „wykopują” także losowe newsy. Genialne, prawda? Po wykopaniu 250 newsów możesz wykopać jedną własną historię.

W tej chwili firma przyjmuje zapisy. Komunikat mówi, że serwis zacznie działać, gdy zbierze się co najmniej 1.000 chętnych. Nie sądzę, żeby zajęło im to dużo czasu…

TechCrunch stawia pytanie o przyszłość — co się stanie, jeśli okaże się, że niektóre wiadomości „firmowane” przez społeczność Digg-a są przekazami reklamowymi? Czy oznacza to koniec szczytnej idei Web 2.0? Moim zdaniem nie.

Internet także powstał jako dzieło społeczności zapaleńców — na początku nie było w nim komercyjnych witryn i przekazów. Jednak kiedy osiągnął „masę krytyczną” (z medium niszowego przesuwał się w kierunku „mainstreamu”), biznes powoli „zapuszczał swoje macki” w głąb światowej Sieci i stopniowo go zdominował. Mamy zatem wyskakujące reklamy na portalach, witryny firm reklamujących swoje produkty itp. Co z tego? Internet stał się potężnym medium. Lepiej nam z nim (nawet z jego reklamami), niż bez niego.

Tak samo będzie z Web 2.0. Powiedzmy sobie szczerze, bardzo mało ludzi zaczyna coś robić dla idei. Większość „bierze się do pracy”, kiedy widzi w tym zysk (a koncepcja wychodzi wtedy z niszy do „mainstreamu”). Blogi powstały najpierw jako pamiętniki „siecioholików”, potem dostaliśmy product placement w blogach, a teraz mamy nawet blogi typowo produktowe. Digg w swoim założeniu też powstał dla pieniędzy — poza dostarczaniem interesującego contentu serwował także reklamy AdSense, na których zarabiali jego twórcy. Digg powoli osiąga wspomnianą wyżej „masę krytyczną”, przestaje być znany tylko garstce „geeków”. Dlaczego biznes nie ma przeniknąć także i do „contentu”, pomiędzy tradycyjne reklamy?

Digg (i wszelkie jego klony) pozostaną źródłem ciekawych informacji generowanych przez jego olbrzymią społeczność. Nie ma się co obawiać o jego przyszłość. Po prostu tak jak teraz dostajemy product placement w naszym ulubionym serialu telewizyjnym czy blogu, tak w przyszłości będziemy dostawali news placement (czy może szerzej content placement) w serwisach Web 2.0.

Co możesz zrobić? Nic. Przyłącz się, bądź zniknij. Tak jak nie można dziś korzystać z „niekomercyjnego” Internetu, nie można dostać serialu bez zbliżenia na markę jogurtu, tak w przyszłości nie będzie można korzystać z Digg-a bez „podkładanych” treści. Takie jest życie, biznes jest biznes, sorry Winnetou ;)

Ciekawe, kiedy pojawi się rodzimy klon Spike the Vote. W końcu „klonowanie” dobrych pomysłów to także idea Web 2.0. A nasze rodzime Gwar i Wykop stają się coraz bardziej popularne…

 

 

Źródło: Paweł Tkaczyk

Licencja: Creative Commons