JustPaste.it

„Konklawe" - „Jesień średniowiecza" w pigułce

14d02953a5c0cd28bb9591ebdcba24d2.jpg

 

 

Film Christopha Schrewego Konklawe (The Conclave) jest jedna z najciekawszych premier DVD ostatnich tygodni. Temat filmu jest niezwykły - fabułę stanowi opowiadanie o przebiegu konklawe z 1458, które wybrało Piusa II. Było, to pierwsze konklawe z udziałem Rodriga kardynała Borgii, późniejszego osławionego papieża Aleksandra VI,który jest głównym bohaterem filmu. Było to nader ciekawe konklawe, bo też bardzo ciekawego na nim człowieka obrano papieżem. Eneasz Sylwiusz Picolomini był doświadczonym dyplomatą, autorem między innymi sztuki teatralnej o tematyce erotycznej a także ojcem dwojga nieślubnych dzieci. W filmie, grany przez Briana Blesseda, jawi sie jako sympatyczny grubasek, zyskujący sobie popularność głównie dzięki ujmującej osobowości, cieszył sie rzeczywiście dużą popularnością w całej Europie, która przyniosła mu na przykład biskupstwo warmińskie na którą to stolicę, której zresztą, z uwagi na niechętna postawę Kazimierza Jagiellończyka, nie objął, powołała go część kapituły zebrana w Głogowie. Wielka szkoda, ze w filmie nie ma najmniejszej wzmianki o tym polskim epizodzie z życia kardynała Piccolominiego. Jest to jednak jeden z nielicznych mankamentów dzieła. Twórcy uniknęli pokusy zrobienia filmu antykatolickiego, co nie byłoby trudne zważywszy na złą sławę jaka cieszyli się hierarchowie kościoła z tych czasów, z Rodrigiem Borgią na czele. Poszli jednak droga znacznie trudniejszą i dosyć obiektywnie przedstawili obraz piętnastowiecznego kościoła i społeczeństwa. Wspomniany Borgia, grany przez Manu Fullolę, w filmie jest przedstawiony zarówno prawdziwie, jak i raczej pozytywnie. Twórcy uchwycili to, o czym pisał Johan Huizinga w Jesieni średniowiecza. Ludzie tej epoki równie gorliwi byli w grzechu, jak w pobożności i wbrew pozorom nie było w tym fałszu. Oni robili to szczerze. Nie mieści sie to naszym sposobie rozumowania, ale to tylko dowód (jeden z wielu) ma to, ze mentalność ludzka się zmienia. Najlepiej ukazuje to scena filmu, w której obok wychodzącego na Watykan kardynała w pełnych szatach duchownych stoi nago jego „najukochańsza kochanka" Vanozza Cattanei (grana przez rewelacyjna Norę Tschirner), a w tle widać domowy ołtarzyk z obrazem Matki Boskiej. Dlatego nazwałem ten film Jesienią średniowiecza w pigułce, gdyż pozwala on na chociaż pobieżne zapoznanie się z umysłowością piętnastowieczną. To, ze we Włoszech panował już wtedy Renesans, a nie Średniowiecze jak w Burgundii, o której pisał Huizinga, nie ma tu żadnego znaczenia. Mentalność nie zmienia sie z dnia na dzień, a w tej dziedzinie różnice między Italią a Burgundią nie były znaczące. Wróćmy jednak do samego filmu. W dziesięciostopniowej skali ocen przyznaje mu dziewiątkę. Nie daję oceny najwyższej, bo do niektórych detali ma zastrzeżenia. Kilka postaci zostało w tym filmie potraktowanych mniej poważnie niż na to zasługują. Dotyczy to przede wszystkim kardynała Bessariona (Rolf Kanies). Ktoś, kto zna go tylko z tego filmu, nigdy w życiu nie pomyśli, że był to jeden z najwybitniejszych filozofów swojej epoki. Podobna sytuacja jest z Pietro Barbo. Trzęsący sie kupczyk wenecki nijak nie kojarzy sie z papieżem Pawłem II, bezpośrednim następcą Piccolominiego. Świetny jest za to wątek z Giuliano della Rovere, późniejszym Juliuszem II, największym wrogiem Rodriga Borgii. Mogło być przecież i tak, że ich spór zaczął się jak w filmie od rywalizacji o kobietę. A skończył się być może otruciem Borgii przez Rovere. Bardzo mocną stroną filmu jest, łącząca motywy renesansowe i symfoniczne, muzyka, której twórcą jest Ari Wise. Jednym zdaniem - film niewątpliwie wart zobaczenia.

 

Artur Rumpel

 

Oryginalna lokalizacja tekstu