JustPaste.it

Broń, czyli to co strzela

Mając do czynienia z literaturą, filmem i innymi źródłami natknęliście się zapewne na wiele różnych określeń typów broni palnej, a poprzedni rozdział - o amunicji - tylko pogłębił zamieszanie. Pora to nieco wyjaśnić...

Broń krótka
To pistolety i rewolwery (zwane też są czasem bronią zapasową lub boczną - wojsko nosi je jako dodatkowe zabezpieczenie, a nie broń podstawową). Po angielsku zwane są zbiorczo "handguns". Jaka jest różnica? Pistolet ma magazynek (w którym naboje leżą jeden nad drugim i są wpychane do zamka - czyli tego miejsca, gdzie następuje strzał - za pomocą sprężyny), z zasady wymienny (tylko nieliczne pistolety mają stały magazynek, którego nie da się wymienić - jedynym szerzej znanym przykładem jest Mauser 1897 zwany "kijem od miotły") i mieszczący kilka - kilkanaście naboi (ilość zależy od modelu oraz rozmiaru naboi - większych można upchnąć mniej). Nowoczesne pistolety kalibru 9mm zwykle mają zapas 12-19 naboi, a konstruktorzy bez przerwy kombinują, jak by tu ten zapas zwiększyć. Z kolei rewolwer mieści amunicję w niewymiennym, obrotowym bębenku (który obraca się, żeby ustawić kolejny nabój naprzeciw lufy). Zapas amunicji w rewolwerze wynosi 5-9 naboi, zwykle jednak 5-6 (zależnie od modelu) i nie da się zwiększyć w żaden sposób (powiększenie bębenka błyskawicznie zwiększa rozmiary broni - czy ktoś chciałby nosić armatę szerokości Forda Transita???).

A więc pistolet czy rewolwer?
I jeden, i drugi rodzaj broni mają swoje zalety. Pistolet ma duży zapas amunicji i jest z zasady "chudy" (brak pękatego bębenka). Stosunkowo niekłopotliwe jest też wytłumienie go. Co więcej, ma wysoką szybkostrzelność praktyczną, dzięki wymiennym magazynkom. Co trzeba zrobić, żeby wymienić pusty magazynek? Cóż, najpewniej po ostatnim strzale zamek zablokował się nam w tylnej pozycji (to wyraźny znak, że nie mamy już naboi, większość pistoletów zachowa się w ten sposób). Naciskamy więc przycisk zwolnienia magazynka i drugą ręka chwytamy za stopkę magazynka, która wystaje z kolby pistoletu (nie, magazynek, zwłaszcza pusty, nie wyjedzie z gniazda sam!). Wyciągnięty magazynek chowamy np. w kieszeń (albo wyrzucamy w diabły, jeśli nam nie zależy). Wyjmujemy nowy magazynek (z nabojami) i wpychamy do gniazda, zazwyczaj wbijając go solidnym trzaśnięciem. Zwalniamy blokadę zamka (co powoduje wprowadzenie naboju do komory zamkowej). A potem zaczynamy strzelać. Z kolei rewolwer jest dużo bardziej niezawodny. Nie ma skomplikowanego mechanizmu, który mógłby się zapiaszczyć (chyba, ze uda ci się zapchać czymś lufę... ale to wymaga sporych zdolności), czy zaciąć z innego powodu (ok. Może się zaciąć... ale w porównaniu z pistoletem, szansa jest minimalna). Nawet jeśli (pech!) trafi się niewypał, to po prostu naciskamy spust jeszcze raz, bębenek przeskakuje do kolejnego naboju i strzela. Rewolwer w większości przypadków nie ma także bezpiecznika (uważa się, że długa droga i znaczna siła, której potrzeba do uruchomienia spustu, są wystarczającym zabezpieczeniem), o którego odbezpieczeniu użytkownik mógłby w gorączce walki zapomnieć. Po prostu wyciągasz rewolwer, celujesz (z grubsza, jeśli jesteś w nerwach - a w walce o to nietrudno) i pociągasz za spust. Bum. Poza tym, rewolwery nie są tak wybredne jak pistolety, gdy chodzi o jakość amunicji. Nie ważne, czy ładunekbył za słaby (co może powstrzymać pistolet przed poprawnym przeładowaniem), czy za mocny (co z kolei może spowodować, że pistolet zachowa się jak nadpobudliwa stara panna). Rewolwer będzie strzelał. Współczesne rewolwery, w przeciwieństwie do staroci z Dzikiego Zachodu, są w stanie strzelać równie szybko, jak pistolety - albo prawie tak szybko, żeby nie robiło to większej różnicy. Problem zaczyna się, gdy wystrzelasz swoje 5-6 naboi (czyli zaledwie 1/3 zapasu takiego Glocka 17). Musisz wówczas, po pierwsze, otworzyć bębenek (niewielki kłopot...). Potem wybić łuski (z przodu bębenka wystaje taki pręt - popychasz go w stronę kolby i łuski same wyłażą - np. w nadstawioną dłoń, co przydaje się, gdy nie chcesz pozostawiać łusek, by robiły za dowody. Ważna zaleta w pewnych kręgach, bo pistolet sieje łuskami na około w trakcie strzelania, i trzeba pokombinować, żeby temu zapobiec) - też nie problem. Teraz musisz założyć nowe naboje - i tu zaczynają się kłopoty... Zauważ, jesteś w nerwach, ktoś usiłuje przestrzelić ci czaszkę, a ty musisz wyjąć małe, metalowe ustrojstwo z kieszeni (albo szlufki w pasie na amunicję) i trafić nim w dziurkę w bębenku, która wcale nie jest od tego ustrojstwa większa. Powtórzyć sześć razy. Zatrzasnąć bębenek. Uff, można strzelać... Oczywiście, mądrzy ludzie znaleźli na to radę - ładowarkę (speedloader). Takie coś, co trzyma sześć naboi, i wsadza się toto w bębenek. Naboje trafiają w komory ładunkowe, wduszasz przycisk, naboje zostają w bębenku a ładowarka w twojej ręce. Zatrzaskujesz bębenek, chowasz ładowarkę i zaczynasz strzelać. Niestety, ładowarka jest mniej poręczna niż magazynek, i ciągle zawiera tylko te 5-6 naboi. No i nie każdy rewolwer jest przystosowany do jej użycia...
W związku z tym pistolety są szeroko stosowane jako broń wojskowa, rewolwery zaś znajdują zastosowanie w policji i siłach ochrony (oczywiście nie wszędzie na świecie).

Skoro już mówimy o zabezpieczeniu, warto wspomnieć o derringerach. Co to takiego, zapytacie. Derringery to małe, wielolufowe pistolety obronne. Zazwyczaj 2 lub 4 lufy, brak jakiegokolwiek magazynka, i zwarta, łatwa do ukrycia konstrukcja. Brak przyrządów celowniczych. Po co to komu? Ano właśnie jako dodatkowe zabezpieczenie. Taki pistolecik może być mniejszy niż paczka papierosów, a strzelać dużymi i silnymi nabojami (a tak się je zwykle buduje) - dużo skuteczniejszymi, niż z konieczności mniejsze i słabsze ładunki do pistoletu podobnych rozmiarów. Można go nosić w kieszeni, rękawie, torebce, mufce, za podwiązką czy skarpetką. Co prawda celność jest podła, ale zakłada się, że derringera używasz do samoobrony na dystansie zaledwie kilku metrów. A jeśli wpakujesz bandycie 4 kule kalibru .357 magnum z odległości 2 metrów, to prawdopodobnie facet szybko i skutecznie przestanie cię napastować. Zajmie się umieraniem. Derringery mają minimalnąilość ruchomych części, w związku z tym generalnie się nie zacinają, choć jak i rewolwery, są dość kłopotliwe w ładowaniu. Ale przy założeniu, że mają ci posłużyć tylko do tej jednej akcji (oddanie 2-4 strzałów), jest to do zaakceptowania. Możesz potem spokojnie przeładować broń w domu, popijając whisky dla ukojenia nerwów i masując nadwyrężony nadgarstek (lekka broń plus silna amunicja równa się koszmarny odrzut).

Pistolet automatyczny - większość pistoletów to, tak naprawdę, konstrukcje półautomatyczne. To znaczy: pociągasz za spust, bum. Puszczasz, znowu pociągasz, znowu bum. Pistolet automatyczny zaś powtarza bum, dopóki nie puścisz spustu (większość ma przełącznik na tryb półautomatyczny). Takie wynalazki Anglosasi nazywają "machine pistol". Pomysł jest sympatyczny, ale, jak zawsze przy strzelaniu seriami, powstaje skumulowany odrzut, który jest zacznie silniejszy, niż odrzut pojedynczego strzału. Można złagodzić odrzut, zwiększając masę broni, ale przy założeniu, że ktoś ma strzelać z tego z jednej ręki, za daleko tą drogą nie zajdziemy. W końcu nie każdy ma mięśnie Arnolda S. Poza tym, strzelanie seriami ma jeszcze tę wadę, że błyskawicznie pożera magazynki - a taka broń ma magazynek jak w pistolecie... Niektóre konstrukcje mają więc zainstalowany ogranicznik długości serii (do 3 pocisków), ale, tak czy inaczej, nie jest to zbyt popularna klasa broni. Jednym z barwniejszych przykładów był radziecki pistolet konstrukcji Stieczkina, który na desce kreślarskiej wydawał się ideałem. Niestety, w praktyce okazało się, że odrzut, nawet po zainstalowaniu dostawnej kolby, jest zbyt duży, a sama broń jest tak ciężka, że przy energicznych ruchach (jak na przykład ulubiona rozrywka pancerniaków, zwinne wyskakiwanie przez właz pojazdu) potrafi wraz z kaburą urwać się z solidnego, parcianego pasa...

Pistolet maszynowy (ang. SMG, Sub-Machine Gun)- właściwa rzecz, gdy chcesz użyć pistoletowej amunicji w pełnych seriach. Taka broń jest odpowiednio większa i cięższa od pistoletu automatycznego, i strzela się z niej oburącz (tak, jak ktoś jest pakerem, to może strzelać z jednej ręki, ale w wielu modelach jest to wściekle niewygodne). Zazwyczaj maja też doczepianą albo rozkładaną kolbę, pozwalającą dodatkowo wesprzeć broń na ramieniu (kolby stałe, popularne w okresie II Wojny Światowej, wyszły z mody). Idealny wybór, gdy potrzebujesz czegoś poręcznego (i dającego się w miarę łatwo schować), łatwego do zaopatrzenia w amunicję, i siejącego zniszczenie na małym zasięgu. Uwaga: pociski z pistoletu maszynowego są tak samo silne, jak pistoletowe (ta sama amunicja) - zaleta polega na tym, ze możesz strzelać kontrolowanymi seriami. A w walce na ograniczonej przestrzeni, trudno przecenić taką możliwość. Korzystają z wymiennychmagazynków, zazwyczaj podobnych do pistoletowych - tylko większych (30-40 naboi). Magazynki bębnowe (jak w Thompsonach M1928 i Pepeszach) okazały się ciężkie i nieporęczne, więc obecnie spotyka się je rzadko, zwykle jako wymienne z pudełkowatymi, zwykłymi magazynkami.

Broń osobista
Wariantem pistoletu maszynowego są tzw. bronie osobiste (PDW, Personal Defence Weapon). Jest to krok pośredni pomiędzy pistoletem maszynowym a karabinem szturmowym. W założeniu: broń lekka i poręczna, rozmiaru z grubsza sporego pistoletu maszynowego, o nieco większym zasięgu, lepszej mocy obalającej i penetracji pancerza, ale nie tak potężna (czy wielka i ciężka) jak karabin szturmowy. Po co to komu? Ano jako broń dla tych żołnierzy, którzy nie potrzebują karabinu, ale powinni mieć coś łatwego w użyciu "na wszelki wypadek" (kierowcy wozów pancernych, załogi śmigłowców, personel zaplecza (po co batalionowemu kucharzowi karabin, skoro strzelał będzie raczej dopiero, gdy wróg zaatakuje od strony stołówki?). Obecnie ta klasa broni szybko powiększa się o nowe modele, choć jeszcze nie jest zbyt liczna (mógłbym wymienić zaledwie kilka typów, zamiast kilkunastu jak w innych działach).

Karabin szturmowy - broń rozwinięta w czasie II Wojny Światowej, mająca wypełnić lukę pomiędzy karabinem (duży zasięg, mała szybkostrzelność i magazynek) a pistoletem maszynowym (kiepski zasięg). Karabin maszynowy miał być skuteczną bronią na dystansie, na jakim odbywa się większość starć piechoty (200-400m). Broń strzelająca amunicją karabinową (karabiny automatyczne i karabiny maszynowe) miała co prawda wymagane osiągi, ale albo była diablo ciężka (karabin maszynowy ważący kilkanaście kilogramów uważano za mały i poręczny - spróbujcie z tym biegać, a jeszcze nosić zapas naboi...), albo nie miała wymaganej szybkostrzelności (karabin samopowtarzalny - półautomatyczny), albo miała zbyt silny odrzut (karabin automatyczny, czyli samoczynny - nie dość, że odrzut znosi lufę, uniemożliwiając trafienie w cel, to jeszcze nabija koszmarne siniaki na ramieniu strzelca, a spróbujcie celnie strzelać, gdy ramię macie poobijane do kości!), albo wręcz wszystko na raz. Udało się dopiero Niemcom, których Stg44 (Sturmgewehr, broń szturmowa, model z roku 1944) korzystał z nieco mniejszego i słabszego naboju, niż karabiny. Obecnie karabiny szturmowe są standardową bronią wojskową w większości państw. Tak znane konstrukcje jak amerykański M-16 czy radziecki Kałasznikow (AK-47 i jego liczne warianty) należą właśnie do tej klasy. Generalnie wszystkie modele zasilane są z wymiennych magazynków pudełkowych (często zagiętych w łuk), mieszczących zwykle około 30 naboi. Ponieważ znaczną część wojsk stanowią obecnie jednostki zmechanizowane, bardzo popularne jest uzbrajanie żołnierzy w karabiny ze składaną kolbą. Po co? Zacznijmy od wyjaśnienia, czym są oddziały piechoty zmechanizowanej. Otóż już od dawna wojsko nie dociera na pole walki pieszo. Było by to męczące, powolne, i ograniczało by ilość broni i amunicji, jaką dysponuje drużyna piechoty. Wiadomo, szwej zmęczony, z otartymi nogami, przytłoczony do ziemi ciężarem ekwipunku, bije się słabo. I nie nadąża za czołgami. Więc zaczęto sadzać wojsko na ciężarówki - podjeżdżali na skraj pola walki, i rześcy, wypoczęci, zeskakiwali z samochodów, które mogły też wieźć więcej zaopatrzenia. Taki wynalazek ochrzczono piechotą zmotoryzowaną (przy okazji zmotoryzowano też artylerię, zatrudniając ciężarówki do wożenia naboi i holowania dział). Niestety, szybko okazało się, że ciężarówka nie jest w stanie operować na polu walki, bo byle kula dziurawi jej burty, właściwości terenowe są takie sobie, a trafienie z cięższej broni, np. z moździerza, rozwala ją w drebiezgi. Więc mądrale wpadli na pomysł, by ciężarówkę opancerzyć, najlepiej także od gór, postawić na niej karabin maszynowy, i może jeszcze kazać jej poruszać się na gąsienicach, a nie na kołach (ale to już nie wszystkie modele) - tak powstał transporter opancerzony. Piechota, korzystająca z tego środka transportu zwana jest zmechanizowaną. Powstał jednak pewien problem - w środku jest ciasno! Tylko ten, kto próbował, wie, jak trudno jest szybko opuścić tę zabawkę - a koszmarnej długości kij od szczotki (karabin) wcale tego nie ułatwia. Więc kolba, którą można złożyć, by nie zawadzała w czasie transportu, okazała się całkiem rozsądnym rozwiązaniem.

Karabin automatyczny - bliski krewny karabinu szturmowego, ale strzelający nabojem karabinowym pełnej mocy (niektórzy nie widzą więc potrzeby rozróżniania tych klas). Niestety, nabój karabinowy jest za silny do tej roboty, więc nie ma co marzyć o celnych seriach (znowu odrzut). Czasami więc ogranicza się je do trybu półautomatycznego, tyle, ze zwykle mają wciąż pełnowymiarowy magazynek automatu (20-30 naboi).

Karabin półautomatyczny - to co poprzednio, tylko z założenia nie strzela seriami. Ma też mniejszy magazynek, zwykle niewymienny (5-10 naboi). Fajna rzecz, niektóre karabiny snajperskie działają na tej zasadzie.

Karabin powtarzalny - najprostszy wariant. Magazynek z reguły wewnętrzny (ale nie zawsze, czasami wymienny), 5-10 naboi. Niestety, po każdym strzale trzeba przekonać spluwę, ze w komorze nie ma naboju. W tym celu łapiemy za rączkę zamkową i wykonujemy 2 (do siebie, od siebie) lub 4 (odblokować w górę, do siebie, od siebie, zablokować w dół) ruchy (stąd zamek "dwutakowy" lub "czterotakowy"), co powoduje wyrzucenie pustej łuski i załadowanie świeżego naboju z magazynka. Kiedy skończy się amunicja, zostawiamy zamek w pozycji otwartej, i wpychamy przezeń nowe naboje, jeden po drugim (w troszkę nowocześniejszych modelach używamy "łódki", metalowej rynienki, trzymającej naboje razem za kryzy łusek - wpychamy takie ustrojstwo, wykonujemy ruch zamkiem i zaczynamy strzelać). Tego typu broń była podstawowym sprzętem bojowym piechoty podczas I Wojny Światowej, w czasie II Wojny zaczęły ustępować miejsca pistoletom maszynowym i karabinom automatycznym. Teoretycznie mają większy zasięg, niż strzelające słabszym nabojem karabiny szturmowe (w podręcznikach taktyki przed I Wojną zakładano prowadzenie ognia salwami nawet na 2 kilometry!) i są celniejsze. Niestety, mają znacznie mniejszą szybkostrzelność niż karabiny półautomatyczne, i trzeba mieć dużą wprawę w machaniu zamkiem, żeby strzelać w przyzwoitym tempie. Do tego uzupełnianie amunicji w niewymiennym magazynku zajmuje dużo czasu i wymaga sporej zręczności (tylko wyobraźcie sobie ładowanie w grubych, zimowych rękawicach). Wiele karabinów snajperskich i myśliwskich oraz znaczna większość sportowych działa według tej zasady. Najgorszą odmianą były wczesne karabiny odtylcowe bez magazynka, gdzie za każdym razem trzeba było otworzyć zamek i wsunąć do niego nowy nabój. Miałem (nie)przyjemność strzelać z czegoś podobnego - ładowanie za każdym razem było męką, choć przecież strzelałem na zwykłej strzelnicy, nikt mnie nie poganiał, a kule nie świstały nad głową.

Karabin "break-open", czyli łamany. Z wyglądu przypomina zwykle dubeltówkę, jego mechanizm też jest podobny. Wszystkie znane mi modele broni tego typu to karabiny myśliwskie, używane do polowania na grubą zwierzynę (to znaczy bawoły, nosorożce, słonie...) i strzelające koszmarnie silną amunicją, która zwykle ma w nazwie takie określenia jak "magnum", "nitro" albo "express".

Karabin maszynowy, czyli dowolny sprzęt, strzelający amunicją karabinową (ostatnio sporo jest też modeli na naboje pośrednie), umożliwiający strzelanie długimi, kontrolowanymi seriami. Kiedyś karabiny maszynowe dzieliło się na ręczne (przenosi i strzela jeden żołnierz, choć zwykle obsługa i tak liczyła dwóch), lekkie (przenosi dwóch, strzela jeden) i ciężkie (obsługa z zasady trzyosobowa). Na klasyfikację wpływały też takie rzeczy, jak podstawa (dwunożna lub trójnóg) czy sposób zasilania (taśma, magazynki lub inne, jeszcze bardziej egzotyczne metody). Do tego kwestia zastosowania... Ogólnie, straszne zamieszanie. Obecnie dzieli się je na dwie zasadnicze kategorie: SAW (Squad Automatic Weapon, Broń Maszynowa Drużyny) i UMG (Universal Machine Gun, Uniwersalny Karabin Maszynowy). SAW to często podrasowana wersja karabinu szturmowego, tylko z dłuższą lufą (poprawia zasięg i celność), zazwyczaj przystosowaną do szybkiej wymiany (przy długich seriach strasznie się nagrzewa) i składanym dwójnogiem, czasem także większymi magazynkami, ale strzelająca tą samą amunicją (ułatwia zaopatrzenie oddziału w naboje). Uniwersalne karabiny maszynowe strzelają nabojem karabinowym, zasilane są czasami z magazynków, czasami z taśmy (ale w każdym, jaki mogę sobie przypomnieć, można łatwo przestawić na korzystanie z taśmy), i zasadniczo zaopatrzone w dwójnogi - ale mają też mocowanie dla solidnej, trójnożnej podstawy. Więc przykręcamy w miejsce poręcznego i lekkiego magazynka skrzynkę na 250-500 naboi, doczepiamy wielki i nieporęczny statyw (potrafi ważyć 15-30 kilogramów, albo i więcej), i mamy porządny, ciężki karabin maszynowy. Kiedyś stosowano różne sztuczki (chłodnice wodne lub powietrzne), by ustrzec się przed przegraniem lufy przy dłuższym ostrzale, dziś zwykle lufy są wymienne. Karabiny maszynowe zapewniają sympatyczną siłę ognia, zwykle na zasięgu do 800-1200m, ale - zwłaszcza uniwersalne - potrafią być irytująco ciężkie (8kg bez amunicji to przyzwoity wynik). No i nikt, kto nie jest Szwarcenegerem, nie jest w stanie efektywnie strzelać z nich w ruchu. Uwaga dla maniaków - magazynek to 30-40 naboi. Taśma zasadniczo może być dowolnie długa, ale zwykle spotyka się ją w odcinkach po 200-250 naboi, oraz ich wielokrotność (500, 600 lub 800), upakowane w blaszaną skrzynkę. Niestety, jest to wściekle ciężkie.

Karabiny wyborowe, znane też jako snajperskie. Ta klasa broni nie wyróżnia się niczym szczególnym, gdy chodzi o mechanikę działania. To w większości zwyczajne karabiny powtarzalne lub półautomatyczne (rzadko), z jednym, jedynym ale: są bardzo precyzyjnie wykonane, co zapewnia ich wysoką precyzję. Zasada snajperów brzmi bowiem "Jedna kula = jeden trup". Do takiej broni doczepia się zwykle mnóstwo gadgetów: wymyślne celowniki, tłumiki błysku lub dźwięku, dwójnogi, i tak dalej. Wszystko po to, by (o ile się da) dyskretnie wysłać między aniołki jedną, upatrzona ofiarę. Czy będzie to prezydent wrażego kraju, czy dowódca czołgu, który nieopatrznie wytknął głowę z włazu - to już kwestia sytuacji.

Karabiny myśliwskie i sportowe. Zasadniczo, są to karabiny powtarzalne, w przypadku broni sportowej - często jednostrzałowe i opatrzone niesłychanie wymyślną kolbą. Podobnie jak snajperki, czasami zaopatruje się je w wyszukane dodatki. Służą do strzelania do celu: martwego (tarcza, rzutki) lub żywego (zwierzęta). Co do odstrzału zwierząt, znajdzie się broń na wszystko - od olbrzymich pocisków .600 Nitro (słoń, nosorożec) po maleńkie .20 magnum i .177 (lisy i inna drobna zwierzyna). Skoro już mówimy o szkodnikach - jak wam się podoba pomysł strzelania do szarańczy? Widziałem kiedyś fotkę, na której dwaj myśliwi gdzieś w Afryce nieśli żerdkę, z której zwisało chyba z pół tuzina takich "świerszczy", odstrzelonych z małokalibrowego karabinka. Na oko miały po pół metra długości...

Tekst po raz pierwszy został opublikowany na serwisie Project America.

Przedruk dokonany za zgodą autora


 

Autor: Errhile