JustPaste.it

Ciało i Krew - Chleb i Wino...

 

 

„Następnie wziął chleb, odmówiwszy dziękczynienie, połamał go i podał im, mówiąc: «To jest Ciało moje, które za was będzie wydane; to czyńcie na moją pamiątkę!» Tak samo i kielich wziął po wieczerzy, mówiąc:«Ten kielich to Nowe Przymierze we Krwi mojej, która za was będzie wylana».” (Ew. św. Łukasza, 22.19-20).

 Cytowane słowa zna chyba prawie każdy chrześcijanin. Jednak dla każdego z ponad trzech tysięcy chrześcijańskich wyznań mogą oznaczać coś innego. Rozmawiałem wielokrotnie z przedstawicielami różnych odłamów chrześcijaństwa na ten temat. Każdy ma inne spojrzenie, inną prawdę. Czasami są te prawdy bliskie siebie, czasem bardzo odległe. Jezus nauczając posługiwał się zazwyczaj przypowieściami, alegoriami. Jak więc rozumieć jego przesłanie? Czy faktycznie chleb, który podzielił między uczniów, cudowną mocą stał się jego ciałem, a wino stało się jego krwią? Jaki byłby tego sens?

„Warto o tym rozmawiać…”

Czy Jezus faktycznie wyniósłby wysoko materię, tj. swoje ciało i krew, kazałby przeistaczać chleb i wino w swoje ciało i krew, kazałby wielbić je i oddawać boską cześć, jak to praktykuje się w kościele rzymskokatolickim? Przecież mówił: „To Duch daje życie, ciało na nic się nie zda. (…).” (Ew. św. Jana,6.63). Oj, chyba chodzi o zupełnie coś innego.

„« (…) Ja jestem chlebem życia. Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i pomarli. To jest chleb, który z nieba zstępuje: Kto go je, nie umrze. Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który ja dam, jest moje ciało, wydane za życie świata». Sprzeczali się więc między sobą Żydzi, mówiąc:«Jak on może nam dać <swoje> ciało do jedzenia?»

Rzekł do nich Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeżeli nie będziecie jedli Ciała Syna Człowieczego ani pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa Moje Ciało i pije Moją Krew, ma życie wieczne, a ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we mnie, a Ja w nim. Jak mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie. To jest chleb, który z nieba zstąpił – nie jest on taki jak ten, który jedli wasi przodkowie, a poumierali. Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki».” (Ew. św. Jana, 6.48-58).

Wątpliwości ziomków Jezusa jawią się jako coś zupełnie zrozumiałego: „Jak on może nam dać <swoje> ciało do jedzenia?» Czy gdyby ktoś dzisiaj zjawił się wśród nas i zaczął opowiadać podobne „brednie” to uwierzylibyśmy mu? Co powiedzielibyśmy o stanie jego umysłu? Co pomyślelibyśmy? Że każe nam być ludożercami? „Ludzinę” nam każe jeść zamiast wieprzowiny lub wołowiny? Nie dziwmy się więc reakcjom ówczesnych ludzi. Przecież i dziś ogromna większość z nas nie rozumie wielu słów Jezusa. Zazwyczaj nie zastanawiamy się nad tym oddając całą sprawę w ręce duchownych na zasadzie – „Oni są fachowcami, oni wiedzą najlepiej, a ja wolę nic nie wiedzieć i mieć święty spokój.”

Jest to zrozumiałe, ponieważ poznanie innej prawdy mogłoby zmusić nas do podjęcia jakiejkolwiek decyzji – „Co z tym fantem zrobić?” A nawet niepodjęcie żadnej decyzji to również podjęcie decyzji. W każdym bądź razie zastanawianie się nad tą sprawą może nam zakłócić tzw. „święty spokój.” W ostatecznym wypadku, co najwyżej interpretujemy słowa Jezusa na różne sposoby, wierząc, że „prawda jest tylko moja”. Pozwól więc, że i ja pokuszę się o interpretację i twierdzenie, że jest ona prawdziwa. Oczywiście – dla mnie. Czy ktoś jeszcze zechce zaakceptować mój sposób myślenia to już nie moja rzecz.

Zacytujmy ponownie słowa Jezusa, tym razem pełny już wers:

„To Duch daje życie, ciało na nic się nie zda. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i życiem.” (Ew. św. Jana,6.63).[podkreślenie autora]

Skonfrontujmy je z innymi słowami zawartymi w Biblii.

„(…) Ziarnem jest słowo Boże.” (Jezus, Ew. św. Łukasza, 8.11).

„(…) nie urodzaj plonów żywi człowieka,

lecz słowo Twoje utrzymuje przy życiu ufających Tobie.”

                                                                         (Mądrość Syracha, 16.26).

„Nie zioła ich uzdrowiły, ani nie okłady,

lecz słowo Twe, Panie, które wszystko leczy.”

(Mądrość Syracha, 16.12).

[podkreślenia autora]

„Zapewniam was, bracia, że ciało i krew nie mogą posiąść królestwa Bożego i że to, co zniszczalne [materialne – przyp. autora], nie może mieć dziedzictwa w tym, co niezniszczalne [duchowe – przyp. autora].” (I List do Koryntian, 15.50). Jak więc widać, to nie koniecznie materia utrzymuje ciało przy życiu i nie materia je ożywia. „Ziarnem jest słowo Boże…”, z ziarna powstaje mąka, z mąki powstaje chleb, chlebem jest „Ciało moje…”.

Jeżeli w metaforze Jezusa ziarnem jest słowo Boże, to Jego ciałem nie może być zwykły, przaśny chleb, nie może być nim materialny pokarm, nie może być nim zwykły opłatek. Jezus ma na myśli CIAŁO DUCHOWE. Chlebem Prawdziwym, Ciałem Chrystusa jest Słowo –  nauka, prawda Boga o nas, o naszym dziecięctwie Bożym, głoszona przez Jezusa, który stał się Chrystusem, Zbawicielem. A stał się Nim wówczas, kiedy sam odkrył w sobie SYNOSTWO, DZIECIĘCTWO Boże, kiedy już przypomniał fakt, że jest Dzieckiem Boga Doskonałego dziedziczącym wszelkie Jego atrybuty. Czysta, teoretyczna nauka nie zda się jednak na nic, jeśli nie wdroży się jej osiągnięć w praktyce, jeśli nie urzeczywistni się jej, nie UCIELEŚNI:

 „A Słowo stało się ciałem

i zamieszkało wśród nas,

i oglądaliśmy Jego chwałę,

chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca,

pełen łaski i prawdy.”

(Ew. św. Jana, 1.14)

Jezus więc po prostu przyjął Słowo, przyjął do głębi naukę, prawdę Boga: „Wszystkim tym jednak, którzy Je [Słowo] przyjęli, dało moc, aby stali się dziećmi Bożymi (…). (Ew. św. Jana, 1.12).

Wiara, z jaką pojął fakt, że jest Synem Boga, pozwoliła Mu otrzymać potężną moc – oczywiście, moc duchową, która jest źródłem mocy stwórczej. „Słowo stało się ciałem…” – teoria została wykorzystana w praktyce, została przemieniona w praktykę. W takim razie przypomnienie sobie przez Jezusa odwiecznej Prawdy, że jest On Dzieckiem Stwórcy dało podstawę do odkrycia właśnie tej następnej Prawdy – że dzięki temu, dzięki Dziecięctwu Bożemu – Jezus stał się również Stwórcą – poprzez obecność Boga w Nim. A ponieważ Bóg jest doskonały w swojej Miłości, Dobroci, Łasce, Miłosierdziu, Obfitości Wszelkiego Dobra, to i Jezus zapragnął być doskonałym jako dziecko Boga na wzór Boga i stał się takim dzieckiem – Synem Boga.

Widoczne było to na każdym kroku Jego ziemskiego, fizycznego życia. Promieniował miłością, uczył, wychowywał, pomagał, uzdrawiał. I odkrywał, otwierał nas na Boga Ojca-Matkę. Wdrażał więc zasady Boskiej nauki w życie. Spożywał Boski Chleb – naukę Boga. Przesiąkł, wypełnił się  ŚWIADOMOŚCIĄ CHRYSTUSOWĄ, wskutek czego mógł powiedzieć, że Jego Ciało, czyli Boski Duch, pełen mądrości, przenikający i ożywiający Go – to Chleb Żywota. Wszelkie nauki Jezusa Chrystusa pochodzą od Boga:

„Moja nauka nie jest moja, lecz Tego, który mnie posłał.” (Ew. św. Jana, 7.16)

Te nauki są  źródłem życia. Niebo na ziemi jest więc w nas – dosłownie. Możemy je stworzyć – dla siebie i innych we współudziale z nimi. Nie będzie jednak z tego nic, jeśli nauki Jezusa nie zostaną wdrożone w życie, czyli jeśli nie będziemy spożywać i przyswajać Ciała Chrystusowego. Wdrażanie, postępowanie zgodnie z naukami Jezusa Chrystusa – to ewangeliczne spożywanie Jego Ciała, Boskiego Pokarmu, Chleba Prawdziwego.

„(…) przyjmujcie w duchu łagodności zaszczepione w was słowo, które ma moc zbawić dusze wasze. Wprowadzajcie zaś słowo w czyn, a nie bądźcie tylko słuchaczami oszukującymi samych siebie.” (List św. Jakuba, 1.21-22).

Pokarm ten ma dostać się do każdej komórki naszego ciała, tzn. mamy przesiąknąć Świadomością Chrystusową, mamy stać się CHRYSTUSEM, czyli Bogiem przejawionym w nas. Przypomnijmy: „Zgodnie z nauką Jezusa i nauką wszystkich prawdziwych Mistrzów – Bóg jest to bezosobowa ZASADA KIEROWNICZA, a jednocześnie INTELIGENCJA UNIWERSALNA, która może przejawić się w człowieku jako Chrystus, tj. Bóg w człowieku. Taki człowiek staje się Synem Bożym lub Córką Bożą, co może osiągnąć jedynie dla siebie i dzięki własnej pracy i zasługom. Synem Bożym nie można więc zostać w «założeniu», przez protekcję, nominację itp., przy czym Synostwo Boże nie jest czymś unikalnym, a przeciwnie – jako dziedzictwo człowieka przeznaczone jest dla wszystkich. Tego właśnie nauczał Jezus, dając swym życiem przykład.” („Ewangelia życia doskonałego”). [podkreślenia autora]

Zauważmy – w ciele fizycznym zarówno strawione cząstki pokarmowe, jaki i tlen dostają się do pojedynczych komórek poprzez krew, która je tam transportuje. Nie wystarczy więc codziennie najeść się do syta, aby ciało było odżywione. Istotne jest, co jemy  i jak przyswajamy. Ważna jest więc, podkreślmy,  przyswajalność pokarmu. Jedzenie nie jest równoznaczne z odżywianiem.Czym jest w takim razie symboliczne Wino-Krew Chrystusa?

Picie Wina-Krwi – to rozprowadzenie Boskiego Pokarmu, Boskiej nauki, czyli Chleba Życia, Ciała Chrystusowego, do każdej z najmniejszych nawet cząstek naszego ciała – zarówno fizycznego jak i przede wszystkim duchowego. Czy nie jest więc błędnym pojmowanie, że przyjmowanie komunii w postaci opłatka, to Prawdziwa Komunia, prawdziwe zjednoczenie z Chrystusem, a przez to również z Bogiem? Czy nie jest tak, że ciągle pokutuje w nas (gorzkie stwierdzenie, ale może trzeba o tym mówić?) bardzo proste pojmowanie oparte o materialistyczne pojmowanie Boga? Czy wystarczy przyjąć materialny opłatek, do którego wcześniej schodzi na wezwanie kapłana Jezus Chrystus w akcie tzw. transsubstancjacji, czyli przeistoczenia opłatka w ciało Jezusa? Czy to wystarczy do zbawienia?

Czy jeśli kapłan w akcie przemienienia, czyli wspomnianej transsubstancjacji podczas jednej mszy, zamieni zwykły pojedynczy opłatek w Ciało Chrystusa, to wszystkie opłatki pozostające w kielichu również są przemienione? Jeśli tak, to dlaczego podczas następnej mszy opłatki nie skonsumowane poprzednio  muszą być poddawane następnemu aktowi transsubstancjacji? Czyżby w ciągu kilku, kilkunastu godzin Chrystus je opuścił, w wyniku czego hostie zamieniły się w zwykłe pszeniczne krążki?

A co z winem? Przecież Jezus pił z uczniami podczas ostatniej wieczerzy również wino. Jego polecenie: „To czyńcie na moją pamiątkę…” obejmuje nie tylko spożywanie chleba, ale również picie wina. Dlaczego więc nie podaje się wiernym wina podczas aktu komunii?

Kiedyś w rozmowie z moją koleżanką katechetką zapytałem o to. Odpowiedziała mi wówczas, że podanie wina jest trudne pod względem – nazwijmy – „technicznym”. Jak je podać, w jaki sposób, czym, dla wielu dziesiątków, czasem wielu setek lub tysięcy ludzi uczestniczących w akcie komunii? Zapytałem więc, czy Jezus nie przewidział takich problemów? Czy nie mógł czegoś lepszego wymyślić? Pytanie pozostało bez odpowiedzi.

Poruszałem tę sprawę również w rozmowie z inną osobą. Powiedziała mi ona, że przecież nie ma problemu, ponieważ jeśli przyjmujemy ciało, to zrozumiałe, że w ciele jest krew. Z pełnym szacunkiem ale uważam to za czystą sofistykę i próbę znalezienia za wszelką cenę jakiegokolwiek rozwiązania. Gdyby tak było, to Jezus nie kazałby pić wina na Pamiątkę, kazałby tylko podzielić się chlebem i go konsumować. Znów więc nie doczekałem się jasnej, klarownej odpowiedzi.

Kościół praktykuje, oczywiście, komunię pod obiema postaciami, ale czyni to wyjątkowo rzadko. Kapłani zazwyczaj  maczają obrzeże opłatka w kielichu z winem i podają wiernym. Jednym z warunków zbawienia jest uczestnictwo w mszach i przyjmowanie komunii. Czy zbawienie może się udać, jeśli będziemy przyjmowali komunię wyłącznie w postaci hostii, bez wina? Czy wystarczy tylko spełnianie religijnych nakazów, aby zostać zbawionym? 

„Nie dajcie się uwieść różnym i obcym naukom, dobrze bowiem jest wzmacniać serce łaską, a nie pokarmami, które nie przynoszą korzyści tym, co się o nie ubiegają.” (List do Hebrajczyków, 13.9).

W dodatku jak to jest, że: „Nie jestem godny, abyś przyszedł do mnie…”? Jak można czegoś takiego nauczać? Czy uczył tego Jezus? Przecież On nie zamykał drogi do siebie nikomu. I właśnie dlatego miał ciągłe kłopoty z przedstawicielami instytucjonalnej religii: „Gdy Jezus siedział w domu za stołem, przyszło wielu celników i grzeszników i zasiadło z Jezusem i Jego uczniami. Widząc to, faryzeusze, mówili do jego uczniów: «Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami?» On, usłyszawszy to, rzekł: «Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i postarajcie się zrozumieć, co znaczy: <Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary>. Bo nie przyszedłem, aby powołać sprawiedliwych, ale grzeszników.”(Ew. św. Mateusza, 9.10-13).

Jak na naszej psychice odciska się to powtarzanie od wieków, że nie jesteśmy godni? Dlaczego nie jesteśmy godni? A może wmawia nam się to dlatego, aby ciągle utrzymywać nas w strachu, że Bóg nam nie przebaczy naszych grzechów i że będziemy smażyli się przez całą wieczność w piekle? Utrzymującym  w strachu daje to potężną władzę nad utrzymywanymi w strachu. Tak właśnie sprawuje się rząd dusz. Powtórzę to, co napisałem w wstępie tej książki: „Czy Jezus nawracał kogokolwiek na siłę? Czy zależało Mu na tłumach wyznawców? Czy kiedykolwiek zależało Mu na utrzymywaniu ludzi w ciągłym strachu i w poczuciu permanentnej grzeszności, winy? Mimo więc teorii w postaci głośnego wołania: «Nie lękajcie się!» praktyka w postaci «Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina…» i «Nie jestem godny…» pozostawia wiele do życzenia.”

Powróćmy do zasadniczego tematu.

Czyżby to materia była ważniejsza, a nie duch? Tyle razy mówił o tym Jezus, że ciało – choć to świątynia Ducha, Boskiej Energii, jest niczym w porównaniu z samym Duchem, Duch zaś jest wszystkim. W takim razie jaki jest cel przyjmowanie komunii w postaci cienkich, pszenicznych krążków? Przecież to tylko opłatek. Zjedzenie go nie zapewnia zbawienia. Kiedyś Bóg zsyłał Izraelitom tułającym się po pustyni pokarm, ale był to pokarm tylko materialny: „Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i pomarli.” Nie zapewnił więc pokarm ten  życia wiecznego.

 „Nie Mojżesz dał wam chleb z nieba, ale dopiero Ojciec mój daje wam prawdziwy chleb z nieba. Albowiem chlebem Bożym jest Ten, który z nieba zstępuje i życie daje światu.” (Ew. św. Jana, 6.26).

Nie o materialny, z mąki upieczony chleb więc chodzi. I nie od ludzi oczekujmy zapewnienia życia duchowego – „Nie Mojżesz dał wam chleb z nieba…”. Wielu z nas nie rozumie, o co chodziło Jezusowi. Nie przejmuj się jednak – jego uczniowie również Go na początku nie rozumieli: „Tymczasem prosili Go uczniowie mówiąc: «Rabbi, jedz!» On im rzekł: «Ja mam do jedzenia pokarm, o którym wy nie wiecie». Mówili więc uczniowie między sobą: «Czyż Mu kto przyniósł coś do zjedzenia?»  Powiedział im Jezus: «Moim pokarmem jest pełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać jego dzieło».” (Ew. św. Jana,4.31-34).

Oho! Dowiadujemy się więc przy okazji, co jest  pokarmem Jezusa – pełnienie woli Boga. A co jest wolą Boga w stosunku do nas, co jest naszym pokarmem?  Co Bóg chce, abyśmy robili, do czego mamy dążyć? Czy naszym zadaniem jest tylko dobrze urządzić się na tym świecie i gromadzić, gromadzić i gromadzić? Co gromadzić? „ (…) Szukacie Mnie nie dlatego, że widzieliście znaki, ale dlatego, że jedliście chleb do syta. Zabiegajcie nie o ten pokarm, który niszczeje, ale o ten, który trwa na życie wieczne, a który da wam Syn Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec.” (Ew. św. Jana, 6.26-27).

Co więc mamy robić? O co się starać? Jak postępować?

 „Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu miłe i co doskonałe.” (List do Rzymian, 12.2).

Słowem: mamy zadbać o nasze wnętrza, o nasze serca, o naszego ducha.

„Owocem zaś Ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie (…). (II List do Koryntian, 5.22).

Można do tego dodać jeszcze: jeśli miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie – to jednocześnie niezgoda na nienawiść, to eliminacja ciągłego smutku, kwękania i narzekania, to brak konfliktów lub umiejętne ich rozstrzyganie ku zadowoleniu skonfliktowanych stron, to  brak wojen, brak zniecierpliwienia, to eliminacja chamstwa w stosunkach między ludźmi, to niezgoda na czynienie innym krzywdy, to niezgoda na zdradę, to powstrzymanie się od gwałtowności i eliminacja jej, to wreszcie wykorzenienie wszelkich wzburzeń w nas, zazdrości, pazerności, chciwości, podstępów, podejrzliwości  i kłamstwa.

Mamy więc dążyć do doskonałości zamieniając to, co w nas niskie, zwierzęce, materialne, w istotę duchową. W istotę duchową dysponującą, oczywiście, ciałem, ale DUCHOWĄ. W dodatku istotę ludzką z krwi i kości, ale obdarzoną ŚWIADOMOŚCIĄ CHRYSTUSOWĄ, czyli wypełnioną DUCHEM BOŻYM w pełni znaczenia tych słów. Do zrozumienia tego, do przesiąknięcia tym, każdy z nas ma dojść sam. Oczywiście, jak powiedzieliśmy to już wcześniej, wielu nauczycieli może nam w tym pomóc, dać wiedzę, ale sama wiedza, to nie wszystko, sama wiedza jeszcze nic nie oznacza. Dopiero zrozumienie, dogłębne, do granic naszego jestestwa, dopiero nasycenie się, przesiąknięcie, „czucie” każdym nerwem, każdą komórką jest tym celem, do którego zmierzać powinien każdy.

Jednak nikt za nas nie może „przesiąknąć”, „nasycić się”, „poczuć”. Tylko MY SAMI możemy to zrobić. Jedynym więc autorytetem, a jednocześnie celem dążenia jest Bóg, który może otworzyć nas na Chrystusa, na Świadomość Chrystusową. „Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał (…). Napisane jest u Proroków; Oni wszyscy będą uczniami Boga. Każdy, kto od Ojca usłyszał i przyjął naukę, przyjdzie do mnie.” (Ew. św. Jana, 6.44-45).

Przesłanie jest proste: trzeba i warto prosić Boga o otworzenie nas na Świadomość Chrystusową, prosić o oświecenie, o mądrość, o Boskie prowadzenie, o boskie wychowywanie. Przyjęcie nauki Boga pozwoli otworzyć się nam na Chrystusową Świadomość. Przypomnijmy, czym ona jest.

Świadomość Chrystusowa – to świadomość obecności Chrystusa Bożego w nas, czyli cząstki Boga w nas tożsamej Bogu, nadającej nam wszelkie cechy Boskości, Dziecięctwa Bożego. Człowiek posiadający Świadomość Chrystusową staje się Chrystusem – człowiekiem boskim, człowiekiem wyrażającym Boga  bez zastrzeżeń i ograniczeń, z absolutną wiarą, prawdziwym Synem-Córką Boga. Chrystus  zaś – to ideał, geniusz przejawiony w nas. To Bóg przejawiający się w nas poprzez nas, doświadczający siebie poprzez nasze doświadczenia. Dopiero Świadomość Chrystusowa staje się drogą prowadzącą do Boga, do Doskonałości, do Źródła Życia, drogą do zbawienia od wszelkich naszych ludzkich błędów, ograniczeń, lęków, odstępstw, obaw, negatywnych emocji, czyli tego wszystkiego, co w rezultacie prowadzi nas do śmierci fizycznej.

Reasumując: Ciało i Krew Jezusa – to pojęcia dotyczące sfery ducha. Mamy tę sferę w nas rozwijać. Drogą prowadzącą do tego jest rozpoczęcie nauki, poznawanie prawd Bożych. Środkiem zaś jest ewangelia, czyli dobra nowina głoszona przez Jezusa i zawierająca  przesłanie Boga skierowane do nas.

A co z „pamiątką” – „To czyńcie na moją pamiątkę.” Zastanówmy się, o co chodziło i tym razem Jezusowi. Co mamy czynić na Jego pamiątkę? O czym pamiętać? Podczas ostatniej wieczerzy zebrali się uczniowie Jezusa i On sam. Rozmawiali, jedli, pili. Uczniom miało to zapaść w pamięć. Może na wzór pozostawiony nam przez Jezusa my również mamy zbierać się – w kręgu znajomych, kręgu rodzinnym i dzielić się chlebem i winem. I rozmawiać, dyskutować, czytać Biblię, analizować jej treści, zastanawiać się nad sensem życia, nad własnym postępowaniem. Na tym polega istnienie kościoła domowego. I to właśnie sprzyja poznawaniu Boga i powstaniu przyjaźni między nami i Bogiem. Fajnie byłoby z Nim chodzić, jak chodził Noe…

Takie spotkania mają nam przypominać, jaki by cel pojawienia się Jezusa, mają przypominać nauki, jakich nam udzielał. Przy okazji znika problem – jak udzielić komunii w postaci wina. Do tego potrzeba byłoby jednak innej nauki w porównaniu z praktykowaną obecnie, trzeba byłoby porzucić stare zwyczaje, tradycje i głoszone dotychczas prawdy. Czy kościoły i wierni byliby na to gotowi? Czy zwłaszcza kościół rzymskokatolicki byłby na to gotowy?

„Przemieniajcie się, jako i Ja to uczyniłem!” – takie niespodziewane i zaskakujące wówczas dla mnie słowa otrzymałem 27.01.2005 r., w czwartek,  o godzinie 22.38.

W Jezusie pojawił się Chrystus, Zbawiciel. Jeśli On, Jezus, to mógł uczynić – taką przemianę w sobie, dojść do Świadomości Chrystusowej, to i każdy z nas może to zrobić, pójść w ślady Jezusa, osiągnąć Świadomość Chrystusową.  Z pewnością nie jest to łatwe, ale przecież nie niemożliwe. Więc co z tą pamiątką? Czy owa pamiątka, wspólne dzielenie się chlebem i winem, ma nam przypominać zawsze, że jest możliwa i dla nas przemiana materii w ducha, tj. w rezultacie uzyskanie świadomości, że jesteśmy Dziećmi Bożymi i dziedziczymy możliwości stwórcze Boga?

„Jest to święto uświadomienia i wypełnienia – biesiada obrazująca prawdziwe znaczenie święta Paschy u Żydów z czasów Jezusa, czyli okres przejścia od śmiertelnej świadomości do Chrystusowej.” („Życie i nauka mistrzów Dalekiego Wschodu”, Baird T. Spalding).

Myślę więc, że taki właśnie jest sens komunii – zespolenie, zjednoczenie z Chrystusem. Pamiątka i łamanie się chlebem, picie wina nie jest zwykłą biesiadą w celu zaspokojenia głodu ciała. Jest biesiadą uświadomienia i wypełnienia Świadomością Chrystusową. Tylko trzeba to pojąć.

„Pan jest przeznaczonym mi działem i kielichem moim;

To właśnie Ty mój los zabezpieczasz.”

(Ps. 16,5) [podkreślenie autora]

I nie sens w przyjmowaniu opłatka. Bo co wówczas czujemy? Czy jest to poczucie mocy Bożej, która nas przenika i sprawia, że stajemy się prawdziwie – my, synowie ludzcy – synami Bożymi ze wszystkimi przysługującymi nam atrybutami dzieci Bożych? Czy jest to poczucie, że Chrystus jest w nas, bo Go „połknęliśmy”? Jakie są dalsze tego konsekwencje? Czy fakt przyjęcia komunii sprawia, że czujemy się dziećmi Bożymi, dziedzicami Boga-Stwórcy? Czy jest to raczej uczucie – oczywiście, chwalebne – wdzięczności, że Jezus do nas przyszedł. I co dalej? I co to w nas zmienia?

Przyjęcie opłatka – to fakt materialny. Czy więc mamy przyjmować tę „materię” wierząc, że jest „tam” Chrystus? Oznaczałoby to wyższość materii nad duchem. Myślę, że jest to dodatkowy argument przemawiający za tym, że takie tradycyjne traktowanie przyjęcia opłatka, w którym ma być Chrystus, jest nie do przyjęcia.

„Pamiątka” – to symbol o wymiarze DUCHOWYM, a nie materialnym! Boga należy czcić w DUCHU. Podobnie jest ze Świadomością Chrystusową – jest to sprawa DUCHA, nie materii. My mamy rozwijać DUCHA, a nie koncentrować się na materii. Ona jest ważna, ale nie najważniejsza. Mamy rozwijać w sobie Świadomość Chrystusową, wypełniać się Bogiem i Chrystusem w duchu – nie w materii. Pamiątka ma więc nam ciągle przypominać sens tego, co mamy czynić – trwać w prawdzie Boga o nas, że jesteśmy Jego dziećmi, a więc i Jego dziedzicami i w ten sposób budować duchową Świątynię Bożą w nas.

 „ (…) Jeżeli trwacie w nauce mojej, jesteście prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli.” (Ew. św. Jana, 8.31-32).

„(…) Jeśli ktoś zachowa moją naukę, nie zazna śmierci na wieki.” (Ew. św. Jana, 8.51).

„Przedkładając to braciom, będziesz dobrym sługą Chrystusa Jezusa, karmionym słowami wiary i dobrej nauki, za którą poszedłeś.” (I List do Tymoteusza, 4.6).

Mówiliśmy już o tym przy innej okazji – Bóg nie umiera, Bóg nie cierpi, Bóg TRWA. Jeśli przyjmujemy tę Boską Prawdę, tę Boską Naukę, że jesteśmy dziećmi Bożymi dziedziczącymi Boskie cechy Boskiego Rodzica, to również TRWAMY. Jeśli…

„Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki zostały dokonane w Bogu.” (Ew. św. Jana, 3.21).[podkreślenie autora]

Tymczasem zamiast przyjąć do wiadomości niezaprzeczalny fakt, że jesteśmy Bożymi dziećmi i że z tego powodu powinniśmy się cieszyć i być pełni dumy z Boskiego pochodzenia, znów ulepiliśmy sobie bożka – tym razem z ciasta, któremu oddajemy cześć i adorujemy go. Chociaż pojawia się i bardziej optymistyczna myśl: „W miejsce kultu bałwana ulepionego przez śmiertelną myśl postrzegany bywa prawdziwy ideał.” („Życie i nauka Mistrzów Dalekiego Wschodu”, Baird T. Spalding). Zastanawiam się jednak, czy jest postrzegany? Czy naprawdę postrzegamy prawdziwy ideał? Czy raczej ciągle uprawiamy bałwochwalstwo? A bałwanów jest coraz więcej, bo coraz więcej ich powołujemy i tworzymy.

„Czyńcie to na Moją pamiątkę, abyście zawsze mieli w pamięci, mieli świadomość, że powinniście dokonywać przemiany w sobie. Jest to możliwe dla każdego z was, możliwe jest zbawienie. Każdy z was może zostać Zbawicielem siebie samego, kiedy uwierzycie, że jest to możliwe. Przecież udowodniłem to wam. Chrystusem zostaje się, kiedy uzyskuje Świadomość Chrystusową, tj. zjednoczenie z Bogiem, stanie się jednością ze Stwórcą Wszystkiego we Wszystkim.”

To dalszy ciąg słów, które otrzymałem 27.01.2005 r. Wstrząsnęło mną to, ponieważ zacząłem obawiać się, czy nie popełniam grzechu pychy i braku pokory. Mówiłem wówczas do siebie: „Aż boję się, czy nie przesadzam? Ale przecież słowa schodziły do mnie tak niespodziewanie i tak lekko. I jakiej formie: „czyńcie to więc…”, „…dla każdego z was…” itd. Jakby to Jezus mówił. Jezu Chryste! Czy to naprawdę Ty, Panie, przemawiasz? Do mnie?” I wówczas,  pamiętam, wzrok padł na książkę „Życie i nauka mistrzów dalekiego Wschodu” Bairda T. Spaldinga. Coś kazało mi ją otworzyć. Ukazał się tekst:

„Drodzy moi, postarajcie się postawić siebie na moim miejscu, a dostrzeżecie to, co zobaczyłem ja! Dlaczego otaczacie mnie błotem i mrokiem zabobonu? Dlaczego nie podniesiecie oczu, umysłów i myśli swych [wznieście się! przemieniajcie materię w ducha! – przyp. autora] ponad to i nie spostrzeżecie czystego pragnienia? Stwierdzilibyście, że nie ma cudów, nie ma tajemnic, nie ma cierpień, niedoskonałości, dysharmonii, i nie ma śmierci tej, jaką stworzył człowiek. Kiedy powiedziałem: «Zwyciężyłem śmierć!» - wiedziałem, co mówię, lecz potrzebne było ukrzyżowanie, by dowieść tego moim bliskim. Nas, zjednoczonych do niesienia pomocy całemu światu, jest wielu – i w tym tkwi nasze życiowe zadanie.”(Jezus).

*** 

Boże! Dziękuję Ci za prowadzenie, za zrozumienie, za naukę, za pisanie, za układanie mi tych zdań. Oczywiście, pisałem SAM, ale bez Ciebie nic by nie wyszło…

 

Fragment książki  "Nie samym chlebem żyje człowiek - Jak odkryć Boga w sobie?"

Autor: Janusz Dąbrowski

 

 

 

Inne artykuły tego typu – autor: Janusz Dąbrowski

 

http://www.eioba.pl/a78744/o_tobie_lustrze_bogu_hologramie_i_innych_sprawach

http://www.eioba.pl/a78362/o_chrztach

http://www.eioba.pl/a78137/o_autorytetach

http://www.eioba.pl/a78129/szczegolny_list

http://www.eioba.pl/a78127/krzyz_i_zbawienie

http://www.eioba.pl/a78109/esej_o_zlotym_cielcu

 

http://www.eioba.pl/a78081/o_stwarzaniu

http://www.eioba.pl/a78078/swiadomosc_niezwykla_postac_energii