Od uderzenia pierwszego pocisku minęło
dużo czasu, w krypcie nr.2 panował charakterystyczny odór,
potu, brudu i jedzenia. Utopijna wizja rządowa na temat życia w
schronie przeciw nuklearnym
powoli legła w gruzach... Na samym
początku krypta została zalana przez tłumy, większość zgniła
przed 10 metrową śluzą litego tytanu i stali. Ci którzy
jakimś cudem dostali się do wnętrza krypty musieli spać na
podłodze i walczyć o przeżycie, w krypcie powstały 2 grupy
ludzi, ci którzy tam miejsca wykupili i ci którzy ich
nie wykupili.....
Krypta dzieliła się na kilka części,
dolną część zaopatrzeniową całkowicie wysprzątano i
umieszczono tam tych gapowiczów którzy przedostali się
do środka podczas szturmu cywili. Na poziomie drugim znajdowały się
kwatery wszystkich gwiazd, polityków, pisarzy, malarzy,
sportowców i naukowców, którym rząd zafundował
owe miejsca, chodziło głównie aby potomstwo zawierało jak
najlepsze geny.. tak cenne w tych czasach. Trzeci poziom zajmowali
miliarderzy najbogatsi, teraz ich pieniądze nie były nic warte,
większość z nich popełniła samobójstwo. Na ostatnim
poziomie znajdowało się centrum dowodzenia objęte przez wojsko i
paru polityków rządzących tym barłogiem. Na samej górze
na poziomie 1 życie wyglądało jak w obozie tylko takim w którym
obozowanie koncentruje się na burdelach, domowej roboty narkotykach
i paru sklepach. Lepsze to niż przyjąć śmiertelną dawkę
napromieniowania i świecić po nocach...
Przed wojną były organizowane szczyty
G8, te jawne i te nie jawne... G8 był to szczyt 7 najbardziej
rozwiniętych państw, i Rosji... Na owych szczytach omawiano nie
tylko frazesy typu głód, triada nuklearna stanów
zjednoczonych i prędkość na autostradach w Zimbabwe.
Podczas nieoficjalnych rozmów
rozmawiano na tematy typu „ jak tu zrobić ludzi w hu^a”
„spalmy kościół” i „
inżynieria genetyczna podstawą szczęśliwej przyszłości narodów”
Spomiędzy tych pomysłów jeden
zamiast omawiać wózki inwalidzkie z wyrzutnią rakiet mówi
nam o kryptach, pojemnikach na ludzi którzy później
powinni sobie z niego wyjść i szerzyć dobro i pokój za
pomocą granatów ręcznych, noży, karabinów wsparcia
piechoty, wyrzutni granatów i wielu innych pokojowych
narzędzi, pod warunkiem ze będzie komu ten pokój nieść...
Krypty zostały tak stworzone aby mogły
przetrzymać bezpośredni atak kilkunastu pocisków
nuklearnych, zostały zlokalizowane koło złóż uranu, ropy,
węgla tak aby mogły swobodnie produkować energie i wszystko inne
podczas gdy na górze będą sobie latały rakiety peacekeeper*
Krypt powstało kilkanaście, krypta
jeden była centrum dowodzenia i miała kontakt z resztą krypt, aby
zapobiec nieoczekiwanym wypadkom nie było łączności pomiędzy
kryptami które nie maiły oznaczenia „1”. Lecz
skoncentrujmy się na tym o czym książka ta opowiadać ma....
W każdej krypcie było zlokalizowane
pomieszczenie obok kwatery głównej gdzie przetrzymywano
osobników ze względu na ich
wartościowość fizyczną i rozrodczą. Za hibernowani tam ludzie
mieli stać się razem z potomkami ludzi poziomu 2 przyszłością, w
dosłownym tego słowa znaczeniu świata.
*peacekeeper – międzykontynentalny
pocisk balistyczny w arsenale USA przenosił nowoczesne ładunki
nuklearne, tłm. „gwarant pokoju” Jak można nazwać broń
atomową tak milutką nazwą?, prawdopodobnie odnosi się to do
powiedzenia: „chcesz pokoju? TO SIĘ ZBRUJ!
II
W komorze zaczynała opadać
temperatura, ułożone w poprzek nagie ciała zaczynały ożywać,
niczym lodowy golem powstający otrzepywały się z szronu i kawałków
lodu. Powoli rozprostowując mięśnie odżywiane do tej pory
specjalnymi odżywkami które miały na celu utrzymać ich
organizmy w dobrym stanie. Do komory weszło kilka osób,
opatuliło naszych hibernantów jakimiś szmatami i wyszli.
#
-Ty podobno wyciągają tych
zmarzluchów z komór...
-No to dobrze, może nadszedł czas...
-Minęło dopiero ze 30 lat a oni już
chcą wychodzić? Szaleństwo...
-Po pierwsze to oni wyjdą a po drugie
w naszej okolicy nie było bezpośredniego uderzenia, sam opad
pochodzi z daleka może dlatego, a po drugie to oni wyjdą nie ty.
-A co jeśli nas wyrzucą? Tam nie ma
nic!!!
##
-Dobra mamuty, koniec obijania się
czeka was pojutrze ważna misja, byliście zamrożeni w tej bryle
lodu właśnie do tego. Czyli wyleziecie z tej nory na
powierzchnie... W każdym razie to nie moja decyzja.
Z końca długiej i wąskiej sali
dobiegał cichy głosik... -Przepraszam, ile lat minęło...
Na i tak już bladej twarzy oficera
pojawił się wyraz podobny do tego kiedy wiemy ze musimy powiedzieć
babci ze zakosiliśmy jej rentę....
-35, minęło 35 lat.
Na sali a raczej korytarzu zapanowała
cisza...
-To znaczy ze jak wyjdziemy to jeszcze
będziemy się potykać o zgniłe wątroby i kawałki kończyn?
-E.. W zasadzie tak.
-A to dziwne nie uważa pan?
-Dlaczego, zazwyczaj nikt się o takie
małe rzeczy nie potyka....
Dobra koniec tego biadolenia, za
niedługo wychodzicie, a narazie jesteście zieloni, każdy z was
dostanie na te kilka dni przewodnika, oprowadzi was po krypcie i
pokaże niebezpieczeństwa jakie na was czyhają...
-Niebezpieczeństwa? Tutaj?
-Chodzi mi głownie o gwałty, napady,
kradzieże, morderstwa, pobicia, wymuszenia, narkotyki alkohol, i
inne zabawki.
-Tutaj? Skąd świństwo w wojskowym
bunkrze?! Przecież tutaj miało być jak w Walhalli! Gdzie Odyn i
Walkirie przenosząca nas do upragnionego raju?!?!
-Przewodnika potraktujcie jako Odyna,
jego pistolet jako Walkirie..
-A Walhalla?
-Walhalla to będzie jak po 35 latach
zamrożenia się wysracie.
###
Spośród wszystkich
spanikowanych i wystraszonych zmarzluchów wyróżniała
się jedna osoba.
Siedziała spokojnie i nie słuchała,
pewnie dlatego siedziała spokojnie, do wiadomości przyjęła tylko
tyle że minęło 35 lat, 35 lat podczas których w mgnieniu
oka znikło wszystko co znała, przyjaciele, rodzina, pies, chomik a
nawet sąsiad który łapczywie na nią patrzył kiedy
wychodziła z mieszkania.
Dziewczyna siadła na jakiś krześle
pośrodku korytarza prowadzącego na sale gimnastyczną, podszedł do
niej tajemniczy typek.
-Ty, ty jesteś Sofka?
-Tak, wiem, też tego imienia nie
lubię..
-To dobrze ze nie znasz mojego...
-Zanim mi je wyjawisz, skąd znasz
moje?
-Jestem twoim przewodnikiem, choć nie
marnujmy czasu. Przewodnik pociągnął ją za rękę, i w locie
zrozumiał ze nie potrafi fruwać... Upadek był bolesny.
Zdezorientowany wstał i popatrzył na abażur który ktoś
postawił na środku korytarza szybkiego ruchu...
-Patrz abażur z metką, pisze ze
kosztował siedem złotych.
-O kurde, serio!? Co tu robi? Czy to
nie dziwne?
-A patrzyłaś na metkę?
-Ta, pisze ze z tesco...
-To możliwe tylko tam sprzedają
abażury po 7 zł...
Gdzie idziemy? Zapytała najbardziej
wnikliwie jak tylko potrafiła.
-Pokaże ci to i to.
-Ty zboczeńcu!
-Mówię o krypcie... Matko
boska, trafiłem na zboczoną dziewczynę...
-dobra nie chce mi się łazić z tobą
po tych katakumbach, tutaj jest tylko jedna winda i nie działa od
wojny. Zatem mnie słuchaj na samej górze, na poziomie
pierwszym są cywile którzy tutaj się dostali w nielegalny
sposób, jakimś cudem na zewnątrz dowiedzieli się o schronie
i próbowali sie dostać, weszło tylko paręset osób,
ale to wystarczyło żeby zrobić burdel, tam nie wychodź, nawet
żandarmeria tam nie wchodzi, jedynie jak jakaś strzelanina. No
resztę powinnaś znać z szkolenia przed za hibernowaniem. Teraz idź
tam <pokazuje na pokój nr. 77> to jest tymczasowo twój
pokój, umyj się, zjedz coś za niedługo wychodzimy.
Parę dni później.....
-Dobra! Broń jest? Granaty?
Paralizatory? Łoki toki?
-Mamy tylko krótkofalówki
proszę pana oficera.
-Dlaczego nikt mi nie powiedział ze
mam krótkofalówki! Za niedługo się okaże że jeszcze
mamy całe agd i rtv tutaj...
-EEE.... Nikt panu nie powiedział?
Koło centrum dowodzenia jest Euro, Saturn i Media Markt...
Oficer zdziwiony nie znał tych sklepów
i nie wiedział co do niego mówił drużynowy Józek.
-Dobrze, zatem... Aha zapomniał bym,
prosił bym o nie dotykanie i nie zbliżanie się do wszystkiego co
wygląda jak niewybuchy miny, lub tubylcy którzy jakimś cudem
przeżyli atomową nawałnicę.
OTWIERAĆ ŚLUZĘ.
Nie otwierana śluza powoli ale
konsekwentnie otwierała się wpuszczając do środka jasne światło,
dla naszej bohaterki światło zdawało się promykiem nowej nadziei,
świeciło jasno jednak nie raziło jej po niebieskich oczętach, w
tym momencie zmieniło się wiele, dla wszystkich stojących światło
zdawało się mieć ponad naturalne zdolności, oświeciło ich
niczym świetlik w słoiku. Morale wzrosło, duch bojowy się
podnosił, karabiny aż prosiły się o wystrzały w końcu to
pokojowa misja.
-Aha i jeszcze jedno! To jest misja
ratunkowo-pokojowo-zasiedlczo-zwiadowczo-rekonensanswoa.
Więc proszę o nie zabijanie się na
wzajem, naprawdę nie możemy sobie pozwolić na kolejne stary jakże
cennych naboi!
Kilka godzin później... (Oo
chyba się przenieśliśmy za mało do przodu.. przenieśmy się o
jeszcze kilka godzin do przodu... Teraz za dużo cofnijmy się o
jakieś 45 minut.... O idealnie)
-Dobrze, skażenie jest na tyle małe
że w tych super komfortowych wdziankach powinniście przetrwać, ale
nic nie gwarantuje bo kombinezony są z przeceny, wiecie armia nie
miała pieniędzy żeby wydawać pieniądze na coś co jest niepewne,
zawsze mogliśmy nie przetrwać, woleli kupić 300 pocisków
wodorowych..... haha żartowałem, ściągać te łachy i tak dawno
temu się podarły podczas transportu. Skażenie jest umiarkowane.
Oficer popatrzył na dziwny licznik Geigera
i zobaczył strzałeczkę na czarnym
tle z napisem „Jeśli możesz to przeczytać to rób co
chcesz”.
Jak pomyślał tak zrobił...
Sofka siedziała na jakimś dużym
kawałku opony kiedy reszta drużyny rozbijała obóz i się
rozmnażała.
-Co zamulasz, czeka cię dużo pracy.
Musisz zaludnić ziemię o z tamtym wytypowanym przez komputer
kolesiem. Tym samym przewodnik wskazał na typka w różowym
wdzianku gniecącym karaluchy i drapiącym się po jajach.
-Dzięki nie skorzystam... Podeszła do
skarpy i skoczyła. Jednak zamiast spaść w przepaść spadła na
drzewo które wyrastało na skale.
-Ja to mam pecha nawet sie zabić nie
potrafię...
-Co ty robisz! Dziewczyno! Dobiegało z
góry.
Sofia wdrapała się z powrotem na górę
i już miała skakać ale zauważyła ze ma rozwiązane sznurowadło,
schyliła się aby je zawiązać, w tym czasie przewodnik pochwycił
ją i zaniósł od namiotu.
No i co ty robisz?
-To pytanie retoryczne?
-No dobrze może inaczej, po co
skaczesz na krzaki?
-Nie skacze na krzaki!
-To co ty u licha robisz?
-Próbuje się zabić...
-O, no co ty patrz jakie masz
perspektywy! Jesteś jedną z nielicznych osób na ziemi które
dostąpiło zaszczytu chodzenia po świecącej w nocy ziemi! I
będziesz mogła się swobodnie rozmnażać, w krypcie tak nie można!
Same plusy!
-Dziekuje, oddam ten zaszczyt komu
innemu.. Nie mam zamiaru (teraz bohaterka wylewa się na ramieniu
przewodnika że nie ma zamiaru żyć w świecie przesiąkniętym
uranem i plutonem, że nie chce znać świata w którym nikogo
nie zna.. ble ble ble.... kilka odcinków później...
-Posłuchaj mnie, jest coś co mogę
dla cibie zrobić, pod warunkiem że na piśmie mie potwierdzisz ze
dostaje przywilej zaludniania planety.
-Ok.
-Zatem słuchaj, tak całkiem
przypadkiem mam ze sobą andrzeja, nazwałem tak maszynę do
przenoszenia się w czasie, mogę cię cofnąć w czasie w wybrane
miejsce, jednak pamiętaj jeśli cię cofnę będziesz tam mogła żyć
tylko 24 godziny później twoja osoba zginie.
Pomyśl nad datą a ja sporządzę
umowę....
Przewodnik pogrążył się w pisaniu
umowy, Sofia rozważała możliwość, do jakiego momentu swojego
jakże ciekawego życia się cofnąć? Może do tego kiedy
powiedziała chłopakowi ze się z nim nie umówi? Niee...
Szkoda czasu, co mi z tego jak i tam mam tylko 24 god... I wtedy w
jej oczach widać było zboczoną iskrę...
-No to ja już... Albo nie pisz pisz ja
jeszcze pomyśle...
Fakt, może były lepsze momenty? Może
o cofnę się do momentu jak sąsiadka opieprzyła ją za zdeptane
orchidee za 20 tysięcy euro? I wygarnąć co o niej myśli? (podobno
od i się zdania nie zaczyna)
Wtedy przewodnik znalazł jakiś stary
gramofon, podpiął do swojej bateri atomowej przy pasku ustawił
napięcie na 220v i dmuchając na winyla zapuścił bita.
Z gramofonu wydobywało się
trzeszczące ...trees of green.... red roses too... I see them bloom
for me and you... And i think to myself, what a WONDERFULL WORLD...
-E szajs jakiś jazz przedwojenny
-NIE zostaw!! Krzyknęła i zasłoniła
gramofon, ostanie dwa słowa, „wonderfull world” krążyły jej
po głowie... Czy nie warto? Czy nie warto zostać na tej
splugawionej krwią i wojną ziemi aby jednak odbudować tą
cywilizację? Jednak bądź co bądź, to miło bylo by być
zapamiętaną przez miliony jako ta która wraz z grupką
śmiałków dała za hibernować się na 35 lat tylko po to aby
później oddać się tworzeniu nowego świata...
2
Parę
dni później po owych wydarzeniach w tajemniczy sposób
zginął Józek, typek w sweterku który miał razem z
Sofką zaludnić ziemie, znaleziono go bez głowy, a raczej z głową
tylko bez ciała... nie ma zbytniej różnicy. Na terenie
czegoś co podobno było miastem, dużym skupiskiem ludzi którego
głównym zdaniem było zwiększenie śmiertelności wśród
młodzieży i tworzenie ogromnych korków w których
wszyscy uwielbiali stać, stworzono coś na wzór osady, można
powiedzieć ze w sumie burdelu ale co to jeden pies. Po paru dniach
sielanki zaczęło dziać się coś niepokojącego, ktoś widział
jakieś stwory biegające w osadzie po zmroku, niektórzy
widzieli nawet gromady potworów a mówi się też że
niektórzy chodzili tyłem na przód, co jest jeszcze
bardziej niepokojące....
Gdzieś
w osadzie niedaleko trzeciego drzewa na lewo od prawego kamyka z
północnego zachodu niedaleko strumyczka ktoś zaczepił
Sofkę.
-Hej,
co robisz z tą maczetą?
-A
wiesz, zabrudziła się, trzeba ją wyczyścić... Odpowiedziała
pełna zdziwienia Sofka typkowi stojącemu, (eee bez skojarzeń!)
jakieś 26,35 cm od niej.
-No,
a ta głowa bez ciała, a raczej ciało bez głowy i wstęga krwi za
tobą to czysty przypadek?
Zapytał
najbardziej dociekliwie jak to możliwe tajemniczy wysoki przystojny
brunet (to ja, a co :D)
-No
tak, przypadek, przypadki chodzą po ludziach, nieprawdaż?
-Teoretycznie,
ale odciętej głowy od ciała albo ciała od głowy przypadkiem
nazwać jest trudno...
-Kurde
no dobra zabiłam go! No wielkie mi rzeczy, on zabijał karaluchy to
ktoś mu musiał oddać...
-Tylko
dlatego?
-No
nie tylko, ale o tym w 3 rozdziale sie dowiesz pacanie
-mhm...
to przepraszam, co ja to miałem się zapytać... Zafrasowany typek
zaczął zgłębiać swoją pamięć w poszukiwaniu odpowiedzi na
pytania które gnębiły go przez jakieś 5 sekund....
-Ahh!
Tak, miałem sie spytać jak sie nazywasz piękna nieznajoma.
-To
będzie tak, od literki W cofnij się o trzy literki wstecz....
-A
można się cofnąć do przodu?
-Zasadniczo...
to można się cofnąć na ukos, a mi chodzi o wstecz, to zamknij
twarz i pozwól ze dokończę rebus!
-przepraszam,
rebus jest przeważnie graficzny, to będzie zagadka...
-Zamknij
się! , jak już mówiłam od literki W cofnij się o trzy
literki wstecz, zrób z uzyskanej literki dużą literkę, ze
słowa SOWA wyciągnij 3 literę od tyłu.... <mmm> w ten
sposób uzyskasz SO
-Czekaj
czekaj! Niech zgadnę! So... So.... So..... szare komórki
zaczęły się ruszać w mózgu, Solenizantka!!!
-To
nie imie.....
-No
ale... Ee.... No dobrze.. Mów dalej...
-Zatem
do tych literek dodaj frazę : „fka” i uzyskasz w ten sposób
moję imię!
-A
fka jest czymś oddzielona od so?
-Nie
nie, i pamiętaj pierwszą literę mojego imienia masz mówić
z dużej literki!!!
-Dobrze
będę muwił z dużej..
-I
nie mów do mnie przez U otwarte!!!!
Po
chwili zastanowienia nieznajomy przemyślał cały rebus usiadł na
kamieniu i zaczął myśleć...
czyli...
-So
+ fka? Hmm... Po raz kolejny uruchomił mózg i zaczął
analizować bardzo skomplikowany i prawie rozwiązany rebus.
-Masz
na imię SOFKA!!
##
Ponad średniego wzrostu dziewczyna
której wzrost nie przekraczał wzrostu jednego metra
siedemdziesięciu centymetrów odwróciła głowę w
stronę kamienia, a raczej kamienia siedzianego (na którym
siedział) przez człowieka który odgadł rebus. Niebieskie
oczy zaczynały się powiększać coraz bardziej, teraz oczy
patrzyły niczym dwoje ogromnych par hamburgerów podawanych na
na tacy, zawiał wiatr, włosy rozwiały się w kierunku przeciwnym
do kierunku wiatru.... Wiatr owiewając kobieta na około podkreślił
jej kobiece kształty, uwydatnił wszystko od nóg na głowie
kończąc, jeden z blond włosów się urwał i poleciał
niesiony wiatrem po czym wpadł do strumyczka skąd do morza zostało
mu jakieś 566 km. Usta uśmiechnęły się, czerwone wargi podniosły
się tworząc uśmiechniętą buźkę śmiejącą się, albo raczej
cieszącą. Teraz stała na lekkim wzniesieniu trzymając w ręce
maczetę niczym niszczycielski bóg Loki, po ostrzu maczety
spłynęła ostania kropla krwi, w momencie zetknięcia się kropli z
ziemią zza chmur wyszło słońce w swoisty sposób
oświetlając sylwetkę, teraz bez krwi na maczecie, teraz wyglądała
niewinnie, maczeta była zbędna.
Maczeta wyleciała w powietrze
wyrzucona dość daleko przez niezwykle zgrabna rękę, maczeta miała
już nigdy nie wrócić. Maczeta zdawała się frunąć w
przestworzach całe wieki, przecinała powietrze niczym brzytwa
przecina pudełko po keczupie. Teraz śnieżno niebieskie oczy
skierowane były na kamyk, na kamień na którym siedział
typek. Nikt na świecie nie wiedział co zrobi Sofka, wydawała się
zdolna do wszystkiego, oczęta już nie były tak ogromne jak
przedtem, szybko opanowała z ogromną zręcznością zdziwienie
jakie napawało jej ciało po tym jak nieznajomy jako pierwsza osoba
w historii odgadł ten arcy trudny rebus.
-Brawo, rozwiązałeś rebus, zadałam
go już 3 osobą, i żadna nie udzieliła poprawnej odpowiedzi.
Jestem pełna podziwu. Z ust czerwonych jak pomadka wypłynęła
rzeka slow.
-HA! Wiedziałem! W sumie to
strzelałem... Powiedział ucieszony nieznajomy..
-Strzelałeś!? Ha, to nie ma dla
ciebie nagrody! Trudno...
-EJ no! Jaka nagroda była! Ja nie
wiedziałem! Ja chce nagrodeeeeeee! Zasmucone oczy nieznajomego
domagały sie nagrody jak kaktus wody, albo skrzypiąc opakowanie po
pile mechanicznej domaga sie oliwy.
-Oj, nagroda... nagroda już jest dla
ciebie przeszłością....
-Ej! Bo będe płakał!
-No to płacz sobie....
###
Tymczasem w obozie, na środku obozu, a
raczej w środku środkowego budynku na środku sali rozmawiało
kilka osób, czytali jakieś raporty, ostrzeżenia i
doniesienia mieszkańców nowego świata, wszystkiego uczyli
się na nowo, byli władcami tej osady, jednak dotychczas dowodzili
pokojem z zaopatrzeniem w krypcie, teraz dowodzą kilkudziesięciu
osobową wyprawą, wyprawą która przerodziła się w osadę.
Nagle do pokoju wpadł ubrany w barwy wojenne uprzejmy donosiciel
komendanta obozu, przepraszam, osady. Wpadając do pokoju potrącił
skrzynkę z nabojami przeciwpancernymi, flakonik wody, jajko które
było na stoliku koło wejścia, piwo które leżało na ziemi,
szklankę z winem i zerwał flagę. Była to flaga, był to symbol
krypty, teraz miał to być symbol wioski... Na zielonym tle
narysowana czerwona kreska pod kątem 72* względem podstawy flagi w
lewą stronę. Upadł na ziemię i się przewrócił.
-Przepraszam za ten upadek
komendancie ale jest pilna sprawa!! Wiem że komendant omawia z radą
bardzo ważne rzeczy dla naszej osady ale mam niepokojące wieści.
-Mów Rolandzie!!
-Panie komendancie, uprzejmie donoszę
że hibernantka Sofka się nie rozmnaża! A co gorsza, jej koopulator
Józek zaginał!!
-Ehh... Mów do mnie po ludzku
uprzejmie donoszący sługo! Co to znaczy koopulator!
Zafrasowany donoszący sługa Roland z
dziwnym wyrazem twarzy patrzył na Komendanta nowo powstałego obozu.
-Panie komendancie.... Chodzi mi o
samca z którym miała się rozmnażać!
-Nie żyje powiadasz.... Hmm.... Jak
szedłem się odlać widziałem jakiś ochłap mięcha z głowa bez
tułowia albo tułowiem bez głowy, może to on. Idź i to sprawdź,
w nagrodę dostaniesz 20 punktów doświadczenie i jeśli ci
się będzie zgadzać to ci podniosę rangę ze zgniłego pulpeta na
tłustą kluchę. Idź teraz!
-Dziękuję her Komendant!!!
Ucieszony z nowego zadania uprzejmy
donosiciel Roland wyszedł z budynku który stał obok dużego
brukowanego placu na wzór tych z książek przedwojennych, na
środku stał duży betonowy pachołek który symbolował
jedność, pokój, miłość bliźniego, pracowitość, oddanie
służbie dla nowo powstałego państwa” K”. Niektórzy
mówią że symbolizował też dużego betonowego pachołka ale
te informacje są nie potwierdzone.
Nieustraszony i niczego się nie bojący
Roland podążał w kierunku strumyczka za miastem, potykał się o
jakieś części ciała sprzed wojny, nagle usłyszał jakby ktoś
przecinał pudełko po opakowaniu do keczupu za pomocą brzytwy.
Popatrzył w górę, z góry nadlatywał lotem
parabolicznym ogromny nóż, a może nawet maczeta... Świdrując
niczym bumerang siał spustoszenie w powietrzu.
Przestraszony Roland ratował się
unikiem, na szczęście maczeta uderzyła w resztki jakiegoś starego
budynku. Dokładnie uderzyła w taki sposób iż przecięła
całą ścianę nośną i poleciała dalej...
Niczego nie świadomy Roland odwrócił
się aby zobaczyć co się stało z dużym nożykiem, z góry
spadała na niego cegłówka, nie to nie cegłówka był
to pokaźnych rozmiarów czerwony pustak który pod
wpływem uderzenia maczety spadał z góry. Pustak spadł na
noge Rolanda. Roland próbując podskoczyć zerwał nogę i
przyciął się nożem bojowym który wystawał mu z pochwy
przy pasie.
Nóż tak niefortunnie go
ciachnął że przeciął tętnice w nodze, od razu w powietrzu
latało pełno czerwonych napromieniowanych krwinek. Jedna kropla
krwi wpadła do oka Rolanda ten się przewrócił i upadł na
kamień łamiąc sobie rękę, po czym krzycząc niechcący połknął
kawałek ziemi który powstały w wyniku upadku latał w
powietrzu i szukał miejsca do lądowania. Próbując
zwymiotować kawałek nieznanej ziemi pochylił się ale nie zauważył
z ziemi wystającego pręta po jakimś budynku i nadział się na
niego prawym barkiem.. Wtedy zawaliła się ściana nośna budynku i
go zgniotła wyrzucając na boki wnętrzności, mięśnie, wątrobę
kawałki mózgu i czaszki. Wszechobecna krew weszła w reakcje
z ziemią i nikt więcej o niej nie słyszał.
####
W między czasie Sofka zbliżyła się
do nieznajomego powolnym ale pośpiesznym krokiem. Z gracją
przesunęła się tak aby miała słońce po prawej stronie kciuka u
lewej dłoni.
Szybkim gestem poprawiła spływające
jej po piersi włosy i zapytała:
-Jak się zwiesz człeku?!
-Powiadam ci, imię me... Eart
-No zatem Earcie...
W tym momencie było słychać coś
jakby bum! Trach! AAAA!! Jasny Gwint! SMASH! I cisza...
-Zatem Earcie choć sprawdzić co to,
może to te stworki o tam sie czają!
Chodzą nocą czasami w grupach... A
czasami jak sie napije to nie mogę zasnąć i poźniej mam takie....
-Dobra dobra,,, Idziemy!
I ruszyli! Biegli, nie nie biegli szli.
Szli, szedli można powiedzieć do punktu docelowego, czyli byłej
ulicy Wiązów.
Na czymś co kiedyś podobno nazwało
się skrzyżowaniem, czyli takie coś ze jedni ludzie czekają aby
drudzy przejechali, w sumie było to bardzo prymitywne, mogli zamiast
tego stosować ronda...
Powracając do skrzyżowania, na boku
krzyżyka stał znak na którym pisało ul. Wiązów i
wskazywał on na ulice w ruinie, teraz rosły tam krzaczyska. Po
środku biegały sarny, a w drzwiach do domu widać było liczne
dziury, była metropolia stała się teraz gruzem, tylko 30 na 100
budynków stało cało, reszta była powalona, spalona, lub tak
stara ze nikomu sie nie podobały.
Eart i Sofka podbiegli do zawalonej
ściany, zbytnio nie przeraził ich widok...
-Widzisz to? To wygląda jak jakieś 10
litrów krwi... o i kałuża z krwi.... Apopo kałuży, wiesz
jaki jest szczyt wyobraźni?? Zapytała z szeroko rozdziawionymi
ustami Sofka.
-Nie...
-Znaleźć sobie kałuże, wsadzić
piórko w dupę i położyć się w kałuży udając
zagłówkę... Powiedziała Sofka po czym wybuchnęła cienkim
słodkim śmiechem.
-Znam lepsze, szczyt niemożliwości-
tak połaskotać żarówkę żeby ci w elektrowni się
śmiali... Aahah ha ha .... EE nie śmieszne??
Sofka klęczała przy śladzie krwi.
-Ej, rusz tłusty zad, czy to nie
wygląda przypadkiem jak ślad ciała które obficie krwawiło
i było ciągnięte przez kogoś??
-No, tak i co z tego, wy kobiety zawsze
wszędzie wywęszycie spisek.
-Właśnie, ja nic nie mówiłam
o spisku, a jednak o nim pomyślałeś! Czyli jednak coś jest na
rzeczy..
Cho sprawdzimy dokąd prowadzi krwawy
ślad...
I odeszli opowiadając sobie
antysemickie kawały o żydach przeplatając to kawałami o cyganach,
pomimo wojny kawały te przetrwały, ale nikt nie wiedział kto to
żyd, wiedzieli tylko że palili ich w piecach w obozach
Hitlerowskich, ale w sumie przed wojną też tylko tyle wiedzieli...
3
Gdzieś w podziemnym kompleksie gdzie
światło było dostarczane tylko przez spryty system luster i paru
świeczek winda stanęła na poziomie -2. Z windy wyszły dwie
sylwetki wiozące w taczkach coś co przypominało kawałki manekina
na którego spadł fortepian albo inne bajkowe badziewie.
Przeszli przez korytarz mijając paru im podobnych i doszli do
wysokich drzwi, weszli bez pukania, pukanie w ich stanie groziło
odpadnięciem ręki albo innej części ciała.
-Doktorze, mamy jednego... Zabrzmiał
zniekształcony głos, tak jakby strony głosowe był powyginane w
ósemkę.
-Żyw? Suche zapytanie.
-Tak, a raczej tak mi się zdaje, chyba
że się wykrwawił na śmierć.
-Hmm... Wycieńczony, nawet nie
marzyłem o takiej idealnej ofierze, dobrze... Zatem zabierzcie go do
komory, ja się zajmę resztą... Wysoki pokraczny mutant miał się
już odwrócić lecz jeszcze spoglądnął na swoich
podwładnych... I zawiadomcie Volta, powiedzcie co złapaliście,
albo raczej pozbieraliście. Odwrócił się i podszedł do
panelu monitorów i mnóstwa pstryczków...
#
-To mi wygląda na jakiś właz, z małą
szybką pośrodku i cholernie solidnie wyglądającym zamkiem... A
mama zawsze mówiła, pamiętaj bierz ze sobą zawsze laskę
dynamitu synku! Nigdy nie wiadomo kiedy się przyda...
-I co, słuchałeś mamy?
-Wiesz, nie.. nie mam laski dynamitu,
zawsze byłem krnąbrnym synem.
-Dobra idziemy stąd. Nie interesuje
mnie co tam jest...
-Czekaj, mam jeszcze troche
tritinium....
-Co to do cholery tritinium?
-Mama mówiła o dynamicie, ja
wolałem rzeczy z większym kopem...
-No może będą jeszcze z ciebie
ludzie... Podkładaj dziadostwo i wysadzamy klapę...
-Pamiętasz jak mówiłem ze
byłem krnąbrnym synem? No wiesz, jest coś czego zawsze
zapominałem...
-Co do cholery??
-Zapałki.....
-To sie odpala jak petardę?
-Zasadniczo, można to tak ując, ja
bym to nazwał innowacyjnym systemem zapłonowym.
-Ta innowacja opiera się krzesaniu
ognia? Tak apropo inteligencji, czy sprawdziłeś czy właz jest
otwarty??
-Kobiety zawsze sprawdzają czy coś
jest otwarte, myślałem ze się poświeciłaś i próbowałaś
otworzyć....
Nie namyślając się długo
natychmiast chwycili za uchwyt i z całej siły popchali, nic nie
ruszyło. Spróbowali jeszcze raz, tym razem do siebie, udało
się. W dół prowadziła drabinka z której jeszcze
kapała krew.
##
Dwaj mutanci jechali windą na poziom
-3 wygrzebując w międzyczasie resztki z obiadu z pomiędzy zębów...
-Słuchaj, zamknąłeś właz?
-Myślałem ze to ty zamykasz
zawsze....
-Ja tego włazu nie zamykałem nigdy...
-Czyli chcesz powiedzieć ze za każdym
razem kiedy wychodziliśmy albo wracaliśmy ten cholerny właz był
otwarty? Czy ty kpisz? Ktoś to zawsze musi zamykać! Dlaczego nie
zmykałeś? Przez 30 lat byliśmy narażeni na ataki z zewnątrz,
wiesz lepiej będzie jak o tym nikomu nie powiesz....
A żeby nie wykrakać niczego idź na
dyżurkę i weź kluczyki, zamknij właz a ja dotaszczę ten ochłap
mięcha do komory i poczekam na ciebie na poziomie -3 w jadalni,
puszczają modę na sukces muszę jeszcze doglądać odcinek bo
wczoraj przy kolacji nie miałem czasu, no idź już.
Mutanci rozdzieli się, jednak po
chwili zobaczyli że to nie będzie takie łatwe.. Zmutowani bracia
syjamscy może i mogą zrobić wiele, ale raczej trudno będzie się
rozdzielić....
-Ej, stary, puść moją dłoń...
-Nie to ty trzymasz moją! I znów
to samo.. czy zawsze musimy się o to kłócić? Raz w życiu
mógłbyś się przyznać ze to ty ją trzymasz!!
-Ty się ani razu nie przyznałeś!
-Bo ja wiem ze to nie ja ją trzymam, a
jeśli nie ja to ty! Więc weź puść! Dlaczego trzymasz ją już od
urodzenia? Ten upadek z drabinki dzisiaj to też przez to!
-E, nie ten upadek to nie przez to,
wiesz jaram chyba za dużo.... Co to trawsko robi z człowiekiem,
koordynacja się pogarsza... W ogóle nie ma o czym
mówić...Zrobimy tak, zaniesiemy to do komory a później
sie zobaczy na ten właz...
###
Sofka i Eart schodzili mokrymi i
zardzewiałym schodami na dół, wilgoć nie dawała zapomnieć
o tym że klimatyzacja nie istnieje.
Schody zdawały się nie mieć końca jak te ostanie 20 sekund przed
ukończeniem się podgrzewania pizzy w mikrofalówce, czekamy
na to dziadostwo i wiemy że będzie to już za 20 sekund! CO to jest
20 sekund? Jednak w rzeczywistości dzielimy ten czas na mniejsze
odcinki spowalniając jego przepływ. Teraz Eart widział ustani
schód zanurzony lekko w wodzie i wiedział ze dzieli go od
niego jakieś 20 sekund ale nie mógł tam dojść.
Eart szedł jako pierwszy, nie muszę
chyba tłumaczyć dlaczego, logiczne ze Sofka schodziła nad nim...
Nagle w oddalonej toni było słuchać kroki, plusk plusk odbijało
się o ściany i wbijało się w uszy naszych bohaterów.
Tętno, przyspieszyło... W mózgu tworzyło się miliony
nowych myśli, Sofka powoli wyciągnęła z kabury 9 mm pistolet
Walter , w tym momencie Eart dotknął mokrego lądu i dostrzegł
zbliżające się postacie. Mlaskały, coś przezywały... Widać
było na pierwszy rzut oka brak obycia i kultury, chamy! Skąd tacy
się biorą...
-Słyszysz? Zostań na gorze! Ja się
schowam za tym abażurem co tutaj leży...
Bracia rozmawiali o tym w jaki sposób
można zjeść człowieka...
Słysząc to nasi bohaterowie nie
zastanawiali się długo co trzeba zrobić...
Bracia syjamscy ominęli abażur,
zaczęli wchodzić na górę aby raz na 30 lat zamknąć właz,
nagle na ich głowy spadła kobieta, normalnie nie mają nic
przeciwko ale kiedy kobieta spada z prędkością 90 km na godzinę
trzymając w reku nóż bojowy i patrząc z uśmieszkiem to nie
wróży nic dobrego...
Sofka spadła na braci i zgniotła
jednemu kark, padł martwy na ziemię, bez życia, oczy otwarte z
których zaczęła się wydzielać niepokojąca maź mówiły
nam o problemach tego typka z oczami, albo z jęczmieniem.
Drugi brat został zadźgany drutem
który został wyciągnięty przez Earta z abażura.
W oddali było słychać bieg, biegło
kilka osób, prawdopodobnie krzyki braci zaalarmowały resztę
tych lekko napromieniowanych typków. W ich stronę padło
kilka strzałów i obelg. Ich bystre oczy dostrzegły
uzbrojonych po zęby mutantów z okrzykami na ustach...
Eart i Sofka zgodnie wbiegli na
drabinkę i wspięli się na samą górę po czym szczelnie
zamknęli właz i przykryli kamykami.
-Dobra, teraz do osady szybko!
Wykrztusiła Sofka pomiędzy salwami i pociągnięciami powietrza
które teraz przepełniało jej płuca dają energie do
następnych kroków...
Razem pobiegli do osady, było już
ciemno.
Wbiegając przez bramę powiedzieli
strażnikowi aby obudził szybko resztę załogi, i dodali... są
inni, plan b* wchodzi w życie.
Plan b* - był to plan opracowany przez
dowództwo krypty 1 na wypadek gdyby na ziemi znalazły się
jakieś jednostki które przeżyły wojnę i były w stanie
postawić zbrojny opór osadnikom nowego świata, plan po
prostu polegał na ich całkowitej pacyfikacji lub też zabiciu.
4
Do sypialni komendanta osady wbiegł
Eart i Sofka...
-Panie Komendancie proszę wstawać!!
Krzyczała Sofka..
-Czekaj ja z nim pogadam, znam
komendanta osobiście... Jestem jego bratem.
-Dopiero teraz mówisz? Nie można
było wcześniej??
-nie było okazji... Mniejsza z tym.
Do akcji przystąpił Eart budząc
komendanta i opowiadając mu całą historie włącznie z opisem
mlaskania co świadczyło braku kultury! I na dodatek mlaskali po
zjedzeniu ludzi, co za obraza dla gatunku ludzkiego.
-Jak myślisz? Są niebezpieczni dla
obozu? Eart! Mów cos!
-Wiesz brat, ja tam zawsze lubiłem
sobie postrzelać, także nie mam nic przeciwko przyjęciu ich w taki
sposób w jaki oni przyjmują ludzi.. Tylko troszkę inaczej
czyli po prostu bym wszystkich powystrzelał.
-No bardzo kreatywne, dobrze,
przystąpimy do planu dozbrajania i tak już dozbrojonego wojska i
strażników! Komendant wydał rozkaz aby każdy, nawet
noworodek dostał coś co strzela pociskami od 4 mm do 12 mm.
Siedzieli tak omawiając i planując
przy kwadratowym stole, otoczenie oświecała ekologiczna świeczka
zapachowa oddając do powietrza ogromne ilości zapachów
kojących. W takim półmroku do późnej nocy siedzieli
i obmyślali plan obronny. Przez moment w pokoju zapanowała cisza,
świeczka zaczynała gasnąć a w szklankach zaczynało brakować
soku pomarańczowego, w szklance widać było odbicie głębokiego
płomienia świeczki, płomień się poruszył, ktoś trzasnął
drzwiami i przerwał konsternację.
Do pokoju wszedł a raczej wpełzną
uprzejmy donosiciel komendanta, ale nie był to już uprzejmy
donosiciel komendanta, na jego twarzy widać było rożne metalowe
druciki a w ustach kable, Nie miał on języka od teraz był
wyposażony w głośnik dobrej firmy, nawet sub buffer widać było.
Uprzejmy donosiciel wyciągnął broń
i wycelował w komendanta, powiedział przed tym na chwałę Volta! I
Strzelił, chybił strzelił drugi raz, pocisk przemierzał powietrze
z naddźwiękową prędkością
poruszając powietrze i rozgrzewając
je do kilkuset stopni, pocisk odbił się od ściany i rykoszetem
uderzył w Sofkę, padłą na ziemię. Komendant jak na wprawionego w
boju człowieka przystało szybkim ruchem sięgnął po broń i
wpakował cały magazynek w już nie uprzejmego donosiciela, można
powiedzieć że był on teraz nieuprzejmym donosicielem z
kilkunastoma kulami w głowie.
-Ej, Sofka, nie wymiękaj... Gdzie
dostałaś??
-czy to kurwa pytanie retoryczne? Nie
widzisz dziury w udzie? Ma średnice równika!! Wykrzyczała
Sofka pokazując na śliczną nogę którą teraz zdobiła
dziura po pocisku.
-Widze, choć do mnie tutaj jest
niebezpiecznie.
W pośpiechu doturlali się do domu a
raczej bunkrze Earta.
Z zakurzonej apteczki Eart wyciągnął
parę plastrów i bandaży, rozdarł spodnie Sofki i otarł
ranę alkoholem.
-Aaa! To piecze! Czym ty to
przeczyszczasz, jakąś podrzędną wódką!
-mam jeszcze wyborowa wódkę
przedwojenna, z Polski, ale myślałem ze ta ci wystarczy...
-Mi tak, ale moja sex nóżka
domaga się czegoś powyżej kosztu 2 zł! Na moja nóżkę nie
pozwalam tego wylewać, idź po wyborową! No idz...
Eart szybko i posłusznie udał się do
spiżarki i z sejfiku wyciągnął trzymaną na jakieś wyjątkowe
okazje, w sumie na łóżku leży mu ponętna śliczna
blondynka, czy to nie jest ta okazja?
-No dopsz, mam.. Eart wszedł do pokoju
i zobaczył jak Sofka laserem lekarskim zlepia ranę, nie został
nawet najmniejszy ślad.
-No, teraz idź po kieliszki...
-Ja myślałem ze ta wódka to na
ranę...
-Nie myśl tyle. Przerwała mu Sofka,
podeszła i złapała za szyję Earta, wyczuła czułymi dłońmi że
krew w żyłach osiąga ponaddźwiękową prędkość.
- I masz swoją nagrodę, należy ci
się..
Zaczerwieniony Eart zbliżył się i
przytulił do Sofki kładąc ją delikatnie na łózko a raczej
został do niego wciągnięty, po już prawie nagiej Sofce nie było
widać ze przed chwilą straciła kilkanaście wiaderek krwi. W
między czasie do pokoju wszedł komendant, widząc wszystko
uśmiechnął się i cicho powiedział: -Widzę ze się znalazł
następca Józka.. Wyszedł niezauważony.
Noc mimo tego że się kończyła
zapowiadała się bardzo ciekawie i miała upłynąć milej niż
większość mrocznych pór w ich życiu.
Epitafium
Eart i Sofka spłodzili 5 zdrowych i
pięknych dzieci. Zamieszkali pod nowo posadzonym lasem który
z racji na modyfikacje genetyczną nasion urósł w jakieś 3
miesiące tworząc prawdziwy bór.
Ogrodzili nowo wybudowany dom zwykłym
drewnianym płotem, w środku każdy miał swój pokój...
Dzieci szybko opuściły rodziców w młodym wieku, wszyscy
pracowali na Antarktydzie gdzie pilnowali sadzenia lasów. W
wieku 35 lat Eart i Sofka byli szczęśliwymi posiadaczami pięciorga
dorosłych dzieci, co wieczór siadali przy wiecznie palącym
się kominku, ogień strzelał i dawał ciepło rzucając cienie 2
przytulonych do siebie postaci. Księżyc ich wieczny kompan nie
dawał o sobie zapomnieć oświetlając sypialnie każdej gorącej
nocy. Co wieczór do sadu z tyłu domu przychodziła młoda
sarenka z jeleniem aby podkraść trochę jabłek, wszystkie
zwierzęta dzięki ich kodom genetycznym przechowywanym w głębokim
bunkrze udało się jeszcze raz wypuścić do lasów i borów.
Nasi bohaterowie siedzieli na tarasie
oglądając pełnie księżyca, na dole jak co noc grasowała sarna z
jeleniem, wiatr lekko podwiewał blond włosy które w niczym
tańcząca parasolka na wietrze okalały 2 postacie na tarasie,
przytulili się do siebie rozbijając dwie lampki wina które
stały między nimi zostały strącone przez ogromną siłę która
nie pozwalała się oddalić parze na tarasie....
i tak, w ten sposób, ludzie
którzy upadli i się przewrócili powstali i stanęli na
nogi i ręce aby jeszcze raz niczym bóg tchnąć życie w tą
nędzną planetę i jeszcze raz zakazić ją wirusem który się
zwie ludzkość...