JustPaste.it

Nie godził się na nikczemnienie świata (drugie podejście)

To jeden z tych losów, które zostały zniszczone przez PRL. Piotr Skórzyński, człowiek poważnie traktujący swoje zobowiązania, jak mówił, to tylko prawdę

To jeden z tych losów, które zostały zniszczone przez PRL. Piotr Skórzyński, człowiek poważnie traktujący swoje zobowiązania, jak mówił, to tylko prawdę

 

Nie godził się na nikczemnienie świata

 

To jest: Radek

To jeden z tych losów, które zostały zniszczone przez PRL. Piotr Skórzyński, człowiek poważnie traktujący swoje zobowiązania, jak mówił, to tylko prawdę, żeby nie wiem ile go kosztowała. Jak kochał, to do śmierci.
(
zdjęcie)

Poznałam go na spektaklu teatralnym w latach 60. Chudy nastolatek z ogromną czupryną nad wiek poważny. Już drukował w czasopismach recenzje i eseje, choć nauczyciele prześladowali go za ortografię. Wiersze, pejzaże pamięci, w podziemiu książka „Kiedy będziesz ptakiem”. Swoje zwady z Bogiem już w III RP opisał w tomie esejów „Na obraz i podobieństwo”.

Określał się jako libertarianin. Kochał Polskę i już w szkole związał się z kiełkującą opozycją. Nigdy w PRL nie dostał na dłużej stałej pracy. Nie wchodził w żadne układy. Działalność w Regionie Mazowsze „Solidarności” doprowadziła go 13 grudnia 1981 r. do więzienia w Białołęce. Siedział do maja 1982 r. Współpracował potem z podziemnym radiem „Solidarność” i pisał, pisał, pisał. Wtedy też związał się z rzeźbiarką Joanną Waliszewską, której pomógł wychować córkę Olę.

Od 1989 roku szukał dla siebie miejsca tam, gdzie mógł ostrzegać przed nierozliczeniem PRL, przed relatywizmem i moralnym upadkiem Europy, która wzięła rozbrat z tradycją i dekalogiem. Tam, gdzie mógł pisać prawdę. W tygodniku „Solidarność”, „Nowym Świecie”, „Głosie”, „Arkanach”, „Gazecie Polskiej”, czasem w „Rzeczpospolitej”. Słowem tam, gdzie trudno było się dorobić czegoś prócz odcisków. Jego artykuły i eseje ułożyłyby się w stos przemyśleń, analiz i diagnoz podbudowanych imponującą erudycją. Zadawał najprostsze i najważniejsze pytania: być albo nie być, jak być.

PRL o nim nie zapominał. Maleńkie mieszkanko na Żoliborzu podpalił były esbek zlekceważony przez alarmowaną wielokrotnie policję. Uciekli z żoną na wieś. Gdy wrócili parę lat temu, Piotrowi już nie szło. Poseł, którego został asystentem, nie dostał się do Sejmu.

Sam Piotr stawiał wysokie wymagania. W telewizji nie wystąpi z tym, na łamach nie będzie pisał z tamtym. Jak walczył, to do ostatniej nadziei. Jesienią zeszłego roku nie mógł dojść do siebie po wyborach. Ciągle mówił o Witkacym.

Dzieła dokończyła nierozliczona III Rzeczpospolita. Sąd upokorzył go, odrzucając wniosek o odszkodowanie za półroczne internowanie. Bo przecież nie miał wtedy stałej pensji, więc nie poniósł strat.

3 czerwca rano wyszedł z psem. Dwa dni potem policja rzeczna znalazła zwierzaka wiernie strzegącego plecaka swego pana. W liście do żony napisał, że nie godzi się na nikczemnienie świata. I już tylko tyle może zrobić, żeby w nim nie być.
Teresa Bochwic

(źródło "Rzeczpospolita")

Znałem Piotra 7 lat i była to znajomość ważna. Korygował mi mój obraz świata. Nie należał do osób kochanych przez system, Był niepokornym i nieprzejednanym prawicowcem, wolnorynkowcem, konserwatystą, tradycjonalistą, patriotą; za to nie kochała go również "Prawica". Publikował m.in. w "Najwyższym Czasie", "Naszej Polsce", "Opcji Na Prawo", "Kulturze i Biznesie". Jego publicystyka nie była łatwa, wymagała przygotowania intelektualnego, rzeczy bardzo trudnej do osiągnięcia wśród inteligencji z awansu społecznego.
Żegnaj Piotrze...
Radosław Kieryłowicz

P.S.
Informacja dla pasjonatów genealogii i heraldyki:
Pochodził z rodu Radziwiłłów

 

Źródło: Radek