JustPaste.it

Geopolityka neokonserwatystów

Wprawdzie Autor geopolitykę umieścił aż w samym tytule, jednak treść z geopolityką nie ma niczego wspólnego

Wprawdzie Autor geopolitykę umieścił aż w samym tytule, jednak treść z geopolityką nie ma niczego wspólnego

 

Geopolityka neokonserwatystów

 

Zadaniem niniejszego artykułu jest przedstawienie poglądów geopolitycznych liczebnie niewielkiego, lecz od sporego już czasu bardzo wpływowego środowiska intelektualistów, nazwanego po raz pierwszy w 1976 r. "neokonserwatystami" przez przywódcę trockistowskiej Partii Demokratyczno-Socjalistycznej – Michaela Harringtona, którego intencją było napiętnowanie tym określeniem "renegatów" obozu lewicowego (czyli liberalnego w amerykańskim sensie tego słowa [wytł. i zaczerw. G. R.]).

Tą – nie mającą wiele, jeśli cokolwiek, wspólnego – z europejskim sensem słowa "konserwatyzm", etykietką "neokonserwatyzmu" objęci zostali żydowscy intelektualiści, przeważnie z Nowego Jorku: publicysta Irving Kristol i jego żona Gertrude Himmelfarb; redaktor organu Amerykańskiego Komitetu Żydowskiego, miesięcznika "Commentary" – Norman Podhoretz i jego żona Midge Decter; filozof Sidney Hook, historyk idei Walter Laqueur; socjolodzy: Daniel Bell, Nathan Glazer, Seymour M. Lipset; historycy: Daniel J. Boorstin, Richard Hofstadter, Martin Diamond, Donald Kagan, Adam B. Ulam i Richard Pipes; politolodzy: Robert W. Tucker, Aaron B. Wildavsky i Aaron Friedberg; publicyści: Victor Gilinsky, Dan Himmelfarb, Morton M. Kondracke, Ben J. Wattenberg oraz pisarz David Horovitz.

Nieliczni nie-Żydzi, zaliczeni do grona neokonserwatystów (potocznie: neocons), to: katolicki liberał, z pochodzenia Słowak – Michael Novak, para luterańskich socjologów religii – Brigitte i Peter L. Bergerowie, ksiądz katolicki (do 1991 r. pastor luterański) – Richard J. Neuhaus, filozof polityki James Q. Wilson, prawniczka Jeane Kirkpatrick oraz ich długoletni (zmarły w 2003 r.) faworyt polityczny – senator Daniel Patrick Moynihan.

Liberalizm zimnowojenny

 

Geneza i neokonserwatyzmu w ogólności, i jego geopolityki, sięga rozpadu tzw. liberalnego konsensusu, wypracowanego po 1945 r., a poprzedzonego ostrymi sporami od lat 30. pomiędzy skrajnie lewicowym, prokomunistycznym odłamem liberalizmu amerykańskiego, uznającym państwo sowieckie za śmiały eksperyment społeczno-gospodarczy i ostoję antyfaszyzmu – a odłamem umiarkowanym, zachowującym wiarę w demokrację liberalną oraz kapitalizm, acz zmodyfikowany reformami New Deal'u. Przesłanki tego konsensusu zarysowały się już po (szokującym dla wielu sympatyków komunizmu) pakcie Ribbentrop-Mołotow, kiedy to, z jednej strony, trockista Hook i progresywista John Dewey założyli w 1939 r. Komitet na rzecz Wolności Kulturalnej, wyrażający sprzeciw wobec totalitaryzmu, zarówno nazistowskiego, jak stalinowskiego, z drugiej zaś strony, czołowy autorytet liberałów umiarkowanych – luterański pastor i filozof, Reinhold Niebuhr, założył w 1941 r. Unię na rzecz Akcji Demokratycznej (UDA). Znalezienie się, napadniętego przez III Rzeszę, ZSSR w koalicji antyhitlerowskiej nadało temu konsensusowi przejściowo charakter ponownie przychylny państwu sowieckiemu, pełen optymizmu co do jego demokratycznej ewolucji oraz możliwości powojennej współpracy. Nawet Niebuhr ogłosił wówczas (w 1943 r.), że chociaż komunizm brutalnie posługuje się dyktaturą, (...) to jego moralny cynizm jest tylko tymczasowy i, w przeciwieństwie do nazistów, komuniści nigdy nie są moralnymi nihilistami , już jednak w 1944 r., w wykładach Dzieci Światła i Dzieci Ciemności (The Children of Light and the Children of Darkness), powrócił do krytycznej oceny ustroju Rosji komunistycznej.

Wyzbywanie się iluzji przez liberałów jego pokroju zbiegło się z usunięciem (w 1946 r.) z urzędu wiceprezydenta H. Wallace'a, publicznie kwestionującego antykomunistyczny kurs prezydenta H.S. Trumana oraz patronującego tym postępowcom, którzy winą za pogorszenie stosunków z ZSSR obarczali Amerykę, a obawy o utratę suwerenności przez Polskę i inne kraje Europy Środkowej uważali za "urojone". Jedność obozu liberalnego została wprawdzie zniweczona, gdyż zwolennicy Wallace'a powołali w grudniu 1946 r. organizację Postępowi Obywatele Ameryki, jednak UDA, przekształcona w styczniu 1947 r. przez liberałów antykomunistycznych (Niebuhr, Arthur J. Schlesinger Jr., Hubert Humphrey, Stewart Alsop) w masową organizację: Amerykanie na rzecz Akcji Demokratycznej (ADA), zdecydowanie wygrała rywalizację w liberalnym odłamie społeczeństwa.

Koncepcyjnym wsparciem dla głoszonej przez Niebuhra idei walki ideologicznej z komunizmem oraz nawoływań Schlesingera do "walczącej wiary" w demokrację okazała się ogłoszona (anonimowo) w artykule The Sources of Soviet Conduct ("Foreign Affairs", VII 1947) przez dyrektora sztabu planowania politycznego przy Departamencie Stanu (i b. ambasadora w Moskwie) – George`a F. Kennana, doktryna "powstrzymywania" (containment) komunizmu, która stała się wytyczną polityki administracji Trumana.

Antykomunistyczne i prodemokratyczne argumenty, wokół których zbudowany został ostatecznie liberalny konsensus, zebrał w 1949 r. w książce Żywotne centrum (The Vital Center) Schlesinger. Koncepcja ta zakładała konieczność istnienia i odgrywania wiodącej roli, skupionego wokół Partii Demokratycznej, "żywotnego centrum" pomiędzy konserwatywną i izolacjonistyczną prawicą republikańską a lewicowymi radykałami, a jego kanonem w polityce zagranicznej miał być antytotalitaryzm, powstrzymywanie komunizmu oraz sojusz i obrona państw demokratycznych. Wypracowanie liberalnego konsensusu zepchnęło radykałów w polityczny niebyt i pozwoliło kwitnąć "żywotnemu centrum" ("liberałom zimnowojennym") nawet mimo utraty przez Partię Demokratyczną na dwie kadencje (1953-61) Białego Domu, ponieważ w praktyce realizowała go także administracja republikańska.

Chociaż ataki z lewa były podejmowane przez radykalnych intelektualistów już od 1952 r. (antyamerykańska książka American-Russian Relations, 1781-1947 W.A. Williamsa), konsensus liberalny trwał aż po połowę lat 60., pod rządami demokratycznych prezydentów: J.F. Kennedy`ego i L.B. Johnsona. Konsekwencją rozkładu "żywotnego centrum" stało się natomiast odrodzenie lewicowego skrzydła (E. McCarthy, W. Fulbright, G. McGovern, E.M. Kennedy) w Partii Demokratycznej, które podjęło skuteczną walkę z "liberałami zimnowojennymi". Lewica demokratyczna proklamowała Nową Politykę (New Politics), dającą moralne alibi postulatom "odprężenia" w stosunkach z ZSSR, usprawiedliwiając także roszczenia "ruchów narodowowyzwoleńczych" w Trzecim Świecie i ustanawianie tam reżimów marksistowskich. Ideolodzy "Nowej Polityki" (R.J. Barnet, M. Ruskin, J.K. Galbraith) głosili, że komunizm sprzyja procesom modernizacji w krajach takich, jak Chiny czy Kuba, a lokalne rewolucje marksistowskie w niczym nie zagrażają Stanom Zjednoczonym, które z kolei są jedynym zagrożeniem dla pokoju – gdy angażują się przeciwko rewolucji, co jest i niebezpieczne, i niemoralne.

Od trockizmu do "żywotnego centrum"

 

Usytuowanie późniejszych neocons w krajobrazie politycznym liberalizmu amerykańskiego było dość skomplikowane, jako że większość z nich znajdowała się w młodości na skrajnej lewicy, należąc do Amerykańskiej Partii Socjalistycznej Normana Thomasa, która swym radykalizmem dystansowała partie europejskie należące do Międzynarodówki Socjalistycznej, albo wprost związana była z ruchem trockistowskim. Sam "ojciec" neokonserwatyzmu – Kristol i jego żona byli od 1940 r. członkami IV Międzynarodówki, należąc do frakcji "shermanitów", nazwanej tak od partyjnego pseudonimu Hermana Philipa Selznicka (urodzonego jako Philip Schechter).

Trockistą był m.in. także jeden z późniejszych twórców doktryny nuklearnej USA i mentor drugiego pokolenia neocons – matematyk Albert Wohlstetter. Ze związku z trockizmem wynikał jednak od początku ich antystalinizm, a na dalszą ewolucję ich poglądów w kierunku "zimnowojennym" wpłynęły lektury Niebuhra i Schlesingera, i ostatecznie środowisko to przyjęło liberalny konsensus. Z inicjatywy Hooka utworzony został w 1950 r. – sponsorowany przez CIA – Kongres Wolności Kultury z siedzibą w Paryżu, z którym związanych było wielu znanych intelektualistów europejskich, w tym emigrantów z Europy Środkowo-Wschodniej, zaś Kristol – wraz z brytyjskim poetą o też trockistowskiej przeszłości, Stephenem Spenderem – założył w 1953 r. miesięcznik "Encounter" (redagowany przez Melvina J. Lasky`ego). W obrębie "żywotnego centrum" późniejsi neocons stanowili nurt zarazem najbardziej antysowiecki i społecznie ultralewicowy; na przykład Podhoretz, który ze względu na wiek nie zdążył wziąć udziału w sporach ze stalinowcami lat 30. i 40., jeszcze do 1971 r. opowiadał się za wycofaniem się z Wietnamu, a dopiero dwanaście lat później napisał apologetyczną książkę Dlaczego byliśmy w Wietnamie? (Warszawa 1991).

Demokratyczny antykomunizm

 

W zakresie polityki zagranicznej momentem zwrotnym dla krystalizacji ideologicznej środowiska neocons było faktycznym porzucenie przez politykę amerykańską strategii containment na rzecz miraży ewolucyjnej "konwergencji" systemów i "odprężenia" (detente). Ostatecznie, walkę Nowej Lewicy – na wszystkich frontach: polityki zagranicznej i wewnętrznej – neocons wypowiedzieli około 1970 r., dowodząc, że "świat potrzebuje siły Ameryki", która nie powinna rezygnować z roli przywódcy światowego, zaś użycie siły w obronie wolności i interesu narodowego jest nie tylko moralnie dozwolone, lecz wręcz nakazane. Laqueur przekonywał, że jedynym pewnym rezultatem polityki skrajnej lewicy będzie uzyskanie przez Rosję dominacji w Europie i w niektórych innych częściach świata, a gdy to nastąpi, Ameryka nie przetrwa sama, kiedy w pozostałej części świata zgasną światła.

Neocons podjęli też próbę przeciwstawienia się przechyłowi w lewo Partii Demokratycznej, poszukując w tym celu „nowego Trumana”, czyli antykomunistycznego liberała i demokratę. Swoje nadzieje lokowali najpierw w senatorze H.M. Jacksonie, a następnie w Moynihanie, którzy w 1973 r. utworzyli Koalicję na rzecz Większości Demokratycznej, stawiającą sobie za cel odciągnięcie demokratów od lewicowej New Politics, personifikowanej przez „gołębia” George`a McGoverna, głoszącego pacyfistyczne hasło Come Home, America. Koalicja na rzecz Demokratycznej Większości poniosła jednak klęskę na zjeździe Partii Demokratycznej w Kansas City w 1974 r., a kolejną porażką neocons była przegrana ich kandydata (H.M. Jacksona) na prezydenta w prawyborach 1976 r., kiedy nominację partii otrzymał oustsider z Południa i naiwny, lewicujący moralista – Jimmy Carter.

Od 1977 r. neocons bezustannie atakowali Cartera i jego lewicowych doradców, jak Paul Warnke i ambasador przy ONZ (Murzyn) Andrew Young (publicznie akceptujący reżimy socjalistyczne w krajach Trzeciego Świata, a nawet usprawiedliwiający zbrojną „pomoc” Kuby dla komunistów w Angoli), szczególnie w kwestii kontroli zbrojeń (układy SALT II) i iluzji prezydenta co do możliwości „partnerskiej współpracy” z Moskwą, ale także za postrzeganą przez nich chęć zmuszenia Izraela do opuszczenia terytoriów okupowanych w zamian za pokój z Arabami. Tzw. Zespół B, w którego skład wchodzili m.in. Paul Nitze i R. Pipes, doszedł w swoim raporcie do wniosku, że obowiązująca amerykańska doktryna nuklearna oparta jest na błędnej koncepcji, zwanej „teorią zakładników” albo „wzajemnie kontrolowanego zniszczenia” (MAD), ponieważ polityczno-wojskowe kierownictwo sowieckie uważa broń nuklearną za narzędzie wojny zaczepnej (a nie „odstraszania”), które – właściwie użyte – może zapewnić zwycięstwo.

Glazer i Laqueur, odwołujący się do filozofii politycznej Hannah Arendt, stanowczo przeciwstawiali się też próbie zamazywania przez lewicowych liberałów różnicy pomiędzy totalitaryzmem i autorytaryzmem oraz zaliczania ZSSR do tej drugiej kategorii reżimów, z którymi należy „nauczyć się żyć” (M. Shulman).

Szczególny rozgłos zyskał artykuł J. Kirkpatirck z 1979 r. Dyktatury i podwójne standardy (Dictatorship and Double Standards, „Commentary”, XI 1979), będący sformułowaniem przyjętej przez neocons głównej wytycznej w polityce zagranicznej, która zalecała wspieranie przez USA autorytarnych dyktatur prawicowych, stawiających opór wspomaganym przez Moskwę lub Pekin marksistowskim rebeliantom oraz akcentowała fakt ewoluowania ustrojów autorytarnych w kierunku demokratycznym w polityce a liberalnym w gospodarce, podczas gdy „uzbrojeni intelektualiści cytujący Marksa” zmierzają zawsze w kierunku ustanowienia totalitarnej tyranii.

Chociaż zatem znakiem rozpoznawczym neocons był w okresie „zimnej wojny” ich zdecydowany, a nawet „wojujący”, antykomunizm, to miał on swoją specyfikę na tle antykomunizmu tradycyjnej prawicy konserwatywnej. O ile bowiem dla konserwatystów komunizm był przede wszystkim zagrożeniem dla religii, tradycji i hierarchii, o tyle neocons upatrywali w nim wroga indywidualnej wolności i demokracji liberalnej; jeśli dla konserwatystów komunizm był najskrajniejszym odłamem globalnej rewolucji demokratycznej, to ambicją neocons było „przezwyciężyć lewicową krytykę demokracji” ; antykomunizm konserwatystów był też bardziej „defensywny”, skoncentrowany na przeciwdziałaniu komunistycznej infiltracji wewnątrz USA, natomiast antykomunizm neocons – „ofensywny”, wręcz dążący do konfrontacji z „imperium zła” na arenie międzynarodowej, ideologicznej, politycznej i gospodarczej, a selektywnie i militarnej. W pewnym sensie, neokonserwatyzm był bardziej antysowietyzmem niż antykomunizmem, i na jego dnie pozostał, być może, uwarunkowany psychologicznie, antystalinowski resentyment „sierot po Trockim”.

Ultrasi Reagana

 

Pomimo krytyki polityki demokratów neocons długo wzdragali się przed przejściem do republikanów – zapewne głównie ze względów etniczno-rasowych, czego dowodzi artykuł Kirkpatrick Dlaczego nie jesteśmy republikanami?, w którym wyjaśniała ona, że Partia Republikańska jest ekspozyturą WASP-ów (White-Anglo-Saxon-Protestants), dyskryminujących Żydów, katolików i Murzynów. Początkowo tylko Kristol samotnie, już w 1972 r., przeszedł do Partii Republikańskiej i poparł w wyborach prezydenckich R.M. Nixona. Gremialna zmiana barw partyjnych (ale ze znaczącymi wyjątkami) nastąpiła dopiero w 1979 r. po rezygnacji Moynihana z ubiegania się o nominację z ramienia Partii Demokratycznej; dzięki niej atoli neocons stali się po raz pierwszy ważnym segmentem prawicowej koalicji, która w 1980 r. wyniosła do władzy Ronalda W. Reagana.

Prezydentura Reagana okazała się jednak dla neocons w dużej mierze rozczarowaniem. W szczególności Podhoretz, Lacquer i Kristol uważali Reagana za zbyt "miękkiego"; jak wyznawał Kristol, mieliśmy nadzieję, że Ronald Reagan będzie się zachowywał w polityce zagranicznej bardziej jak kowboj z wielką i śmiałą wizją (...), a mniej jak tradycyjny dyplomata. Tymczasem nadal przeważa, niestety, tradycyjna dyplomacja Departamentu Stanu . Reaganowi mieli za złe nie dość stanowcze wspieranie partyzantów afgańskich i sił antykomunistycznych w Ameryce Łacińskiej (władz Salwadoru i nikaraguańskich contras) oraz stwarzanie zagrożenia dla Izraela przez sprzedaż broni Arabii Saudyjskiej. Podhoretz wywodził, że Zwycięstwo jest możliwe ("Foreign Policy", lato 1980), a w walce z Moskwą nie może być kompromisów, ponieważ jest ono „starciem pomiędzy cywilizacją a barbarzyństwem” .

Jego zdaniem, jednoznacznie zdefiniowanym celem zmodyfikowanej strategii „odstraszania” winno być zniszczenie ZSSR, wszelako bez uciekania się do bezpośredniej konfrontacji militarnej, lecz przez zmasowaną ofensywę przeciwko komunizmowi w Trzecim Świecie oraz całkowite zamrożenie stosunków handlowych i odmowę udzielania pomocy gospodarczej Moskwie i jej satelitom (w tym PRL). Podhoretz ganiąc Reagana za niezerwanie stosunków gospodarczych z Moskwą i Warszawą po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce, twierdził: Wystarczyło tylko p r z e s t a ć  p o m a g a ć Sowietom i ich polskim kolaborantom, aby trudniej było im ustabilizować sytuację.

Mniej krytyczni byli neocons zatrudnieni w administracji (Kirkpatrick, Novak, Kampelman, Abrams, Perle), którzy – w przeciwieństwie do łatwo wygrywających wojny na papierze publicystów – rozumieli mechanizmy i ograniczenia realnej polityki, toteż gotowi byli zadowolić się stopniowymi sukcesami, tymczasem Podhoretz stał się ofiarą własnych celów i wzrastającej nieelastyczności ideologicznej. Ustanowił bezwzględne kryterium oceny polityki zagranicznej Reagana – zwycięstwo nad komunizmem – i wszystko, co tego kryterium nie spełniało, automatycznie uznawane było za porażkę.

Neorealizm

 

Zacietrzewienie Podhoretza i Laqueura oraz pewna dezorientacja z powodu pierestrojki M. Gorbaczowa, w której widzieli oni wzmocnienie, a nie kryzys komunizmu , zachwiało poważnie politycznymi wpływami neocons, niemal wyeliminowanych za drugiej kadencji Reagana. Ich pozycję uratował, wskazując zarazem po raz kolejny nowy cel strategiczny, Kristol, który najwcześniej zorientował się, że ideologiczny ekstremizm prowadzi do marginalizacji politycznej.

W 1985 r. Kristol założył pismo "The National Interest", gdzie proklamował tzw. neorealizm, którego ideą przewodnią było prowadzenie polityki pośredniej pomiędzy izolacjonizmem Starej Prawicy a ideologicznymi „krucjatami”, propagowanymi przez „Commentary”. Zdaniem Kristola (i Tuckera), USA powinny „krzewić demokrację” za granicą raczej własnym przykładem, natomiast siły używać tylko wówczas, gdy wymaga tego ich narodowy interes. Dlatego też Kristol studził euforię „końca historii” po upadku komunizmu sowieckiego. Chociaż to właśnie na łamach „National Interest” (1989, nr 16) ukazał się pierwszy zarys słynnego eseju Koniec historii? Francisa Fukuyamy, który ogłosił – acz asekurując się trybem warunkowym – że jesteśmy, być może, świadkami nie po prostu końca zimnej wojny, czy też przemijania pewnego szczególnego okresu w powojennej historii świata, lecz końca historii jako takiej, to jest – końcowego punktu ideologicznej ewolucji ludzkości i uniwersalizacji zachodniej liberalnej demokracji jako ostatecznej formy rządu , to Kristol – (nie bez ironii) witając „G.W.F. Hegla w Waszyngtonie” – przestrzegał przed mirażami heglowskiej wyobraźni i zalecał powrót do Arystotelesa i jego poglądu, iż wszelkie formy rządów (...) są zasadniczo nietrwałe, że wszelkie reżimy polityczne są z natury przejściowe, że stabilność każdego z nich podlega korozyjnemu działaniu czasu.

Okres pewnego zamieszania w obozie neokonserwatywnym po 1989 r. wynikał też z tego, że – jak przyznał Kristol – bardzo trudno jest określić politykę zagraniczną, kiedy się nie ma wroga, a obecnie Stany Zjednoczone nie mają żadnego wroga, choć są kraje, które (jak Iran czy Libia) prowadzą politykę nieprzyjazną, ale nie zrobiły one dotąd nic takiego, co przesunęłoby je do kategorii wrogów.

Drugie pokolenie

 

Wbrew przedwczesnym (1996) obwieszczeniom obu "ojców-założycieli": Kristola i Podhoretza, neokonserwatyzm nie umarł z powodu wielkiego sukcesu, jako że bezkrwawe zwycięstwo w „zimnej wojnie” uczyniło USA jedynym super-, a właściwie już hipermocarstwem w świecie, toteż siłą rzeczy wzmogło w polityce amerykańskiej – obecną przynajmniej od prezydentury W. Wilsona – tendencję „demokratyczno-mesjanistyczną” w ideologii państwowej oraz dążenie do stworzenia globalnego imperium (Imperium Mundi).

W tej sytuacji, drugie pokolenie neokonserwatystów dokonało od początku lat 90. syntezy „mesjanizmu” Podhoretza i „neorealizmu” Kristola. Synteza ta – nazwana przez Maxa Boota „twardym wilsonizmem” (hard Wilsonianism) – polegała na zrozumieniu, że ideologia demoliberalna i „mistyka” praw człowieka nie mogą być samoistnymi celami politycznymi, gdyż kierowanie się fanatyzmem ideologicznym może prowadzić do katastrofy, są one natomiast przydatnym narzędziem i kamuflażem dla budowania Imperium Americanum oraz dyscyplinowania i karania państw opornych, desygnowanych na wrogów Imperium (zaliczonych do „osi zła”), nadto zaś pewien poziom rzeczywistej homogenizacji ustrojowej, zbliżający wszystkie „prowincje” imperium światowego do modelu ustrojowego „centrum”, ułatwia sprawowanie nad nimi kontroli.

Do wyznawców „religii” praw człowieka adresowana jest argumentacja Novaka, iż skoro USA są demokracją, której fundamentem jest zabezpieczenie praw jednostki, to w naturalny sposób (...) nasz kraj czuje się bezpieczniejszy, gdy również w innych krajach, w jak największej liczbie krajów, panuje system demokratyczny ; do zwolenników globalizacji gospodarczej – argument o potrzebach handlu międzynarodowego, do najszerszej publiczności – zjawisko terroryzmu i wywołane przezeń poczucie zagrożenia ze strony „państw zbójeckich”. Dla celów tej syntezy neocons potrafili nawet odebrać tradycyjnej prawicy hasło America first!, zmieniając jego sens z izolacjonistycznego na imperialny, co nazwano „unilateralizmem aktywnym”. Tę unowocześnioną wersję ideologii demokratyczno-imperialnej, głoszącą w szeregu prac , iż na USA spoczywa moralny obowiązek „eksportowania demokracji”, a zarazem w mniej lub bardziej otwarty sposób przyznających, że „obdarowywanie” całej ludzkości demokracją liberalną pokrywa się z nadrzędnym interesem imperialnym, zbudowali m.in.: (syn Irvinga) William Kristol, (syn Normana) John Podhoretz, obecny redaktor „Commentary” – Neal Kozodoy, (syn Richarda) Daniel Pipes, historyk idei – Michael A. Ledeen, (syn Donalda) Robert Kagan, (autor ulubionej książki prezydenta G.W. Busha o cywilnych przywódcach politycznych w czasach wojen: Supreme Command: Soldiers, Statesmen and Leadership in Wartime, New York 2002) – Eliot A. Cohen oraz Max Boot, David Brooks, Ann Coulter, Thomas Donelly, David Frum, Jonah Goldberg, Owen Harries, Mark Helprin, Lawrence F. Kaplan, Charles Krauthammer, Seth Lipsky, Bob McManus, Joshua Muravchik, Stephen Schwartz, Henry Sokolsky, Ira Stoll, Leon Wieselter i Farred Zakaria. Pomimo chwilowego zejścia z pierwszego planu za administracji George`a Busha – seniora i Billa Clintona, ostatnią dekadę XX wieku neocons wykorzystali także w pełni do zbudowania solidnych podstaw finansowych i medialnych dla oczekiwanego powrotu do władzy wraz z Partią Republikańską.

Pretorianie Imperium

 

Za prezydentury George`a W. Busha Jr. neocons stali się jednym z głównych (obok tzw. chrześcijańskich syjonistów, czyli „ewangelikalnych” protestantów) sektorów jego administracji, tworząc – wraz z „grupą trzymającą władzę” w mediach, fundacjach, instytutach i biznesie, będących często „klanami” rodzinnymi – potężną sieć władzy (network of power). Sprzyjała im okoliczność, że z powodu sądowego sporu o wynik wyborów prezydenckich, w okresie przejściowym XI 2000 – I 2001 jeden z ich politycznych protektorów – wiceprezydent Dick Cheney miał wolną rękę w obsadzaniu stanowisk. Drugim ich protektorem jest sekretarz obrony Donald Rumsfeld, a neocons ulokowanymi na decyzyjnie kluczowych stanowiskach są: zastępca Rumsfelda (zięć Wohlstettera) – Paul Wolfowitz; szef politycznej rady konsultacyjnej Pentagonu (i główny strateg „wojny z terroryzmem”, którego przeciwnicy nazywają „Księciem Ciemności”) – Richard Perle; szef Rady Bezpieczeństwa Narodowego – (zięć N. Podhoretza) Elliot Abrams; zastępca sekretarza stanu Richard Armitage; szef gabinetu Cheney`a – Lewis „Scooter” Libby i jego dwaj współpracownicy: Eric Edelman i John Hannah; doradca Cheney`a d.s. bezpieczeństwa narodowego – (żona R. Kagana) Victoria Nulland; trzeci w kolejności urzędnik w Departamencie Obrony – Douglas Feith oraz jego współpracownicy: Stephen Cambone, Peter W. Rodman, Dov Zackheim i Michael Rubin; odpowiedzialny za kontrolę zbrojeń w Departamencie Stanu John Bolton i jego asystent David Wurmser; szef specjalnej komórki wywiadowczej w Pentagonie Abram Shulsky; specjalny pełnomocnik prezydenta do kontaktów z opozycją iracką Zalmay Khalizad.

Pracujący w Pentagonie już w latach 1982-86 Ledeen sformułował słynną doktrynę swojego imienia, głoszącą, że co 10 lat Stany Zjednoczone powinny rzucić o ścianę byle jakim, gównianym państewkiem, żeby wiedziano, kto rządzi . W 1992 r. Wolfowitz i Libby opracowali dokument Pentagonu Wytyczne Planowania Obronnego (Defence Planning Guidance), w którym postulowali zastąpienie „doktryny odstraszania” nową strategią hegemonii globalnej oraz wzywali do „permanentnej obecności militarnej USA na sześciu kontynentach, ażeby wybić z głowy wszystkim potencjalnym konkurentom aspiracje o większej roli w skali regionalnej lub globalnej”; chociaż projekt ten został wówczas odrzucony, jego tezy stały się podstawą Strategii Bezpieczeństwa Narodowego ogłoszonej 21 września 2001 r. przez prezydenta G.W. Busha.

W 1996 r. R. Kagan i W. Kristol ogłosili propozycję „neoreganowskiej” polityki zagranicznej (Toward a Neo-Reaganite Foreign Policy, „Foreign Affairs” July/August 1996), a rok później neocons (m.in. Abrams, Bennett, Cheney, Decter, Fukuyama, Libby, Podhoretz, Rodman, Rumsfeld, Wolfowitz) powołali instytucję Project for The New American Century (PNAC), z W. Kristolem jako prezesem, która postawiła sobie za cel sformułowanie strategii dla osiągnięcia globalnej hegemonii USA. We wrześniu 2000 r. PNAC opublikował dokument Rebuilding Americas Defences, zawierający postulat przebudowy amerykańskich sił zbrojnych tak, aby mogły one służyć spełnieniu celów imperialnych.

Realizacji tego scenariusza wydatnie dopomógł atak terrorystyczny na WTC, który potwierdził słuszność przewidywania I. Kristola, że świat „obfituje wciąż w możliwości dostarczania wrogów. W końcu więc na pewno znów będziemy mieli wroga czy wrogów i znów będziemy mogli wobec nich określić naszą politykę zagraniczną” . Cohen ogłosił wówczas, że walka przeciwko „wojującemu islamowi” stanowi początek IV wojny światowej (III wojną w tej numeracji była „zimna wojna” z ZSSR), a Ledeen w książce The War Against the Terror Master: Why It Happened. Where We Are Now. How We`ll Win (New York 2002) wskazał listę państw, które należy zniszczyć: Trzeba rozpocząć od wielkiej trójki terrorystycznych reżimów: Iranu, Iraku i Syrii. Następnie rozprawiamy się z Arabią Saudyjską, zaznaczając, że po usunięciu tyranów pozostaniemy na miejscu, bowiem musimy dopilnować rozwoju demokratycznej rewolucji (...). Stabilizacja nie jest warta amerykańskiej misji, jest konceptem, który należy odrzucić. Nie chcemy stabilizacji w Iranie, Iraku, Syrii, Libanie ani Arabii Saudyjskiej. Chcemy zmian. Nie mamy pytań czy, lecz jak wywołać destabilizację ; jeszcze dalej szedł William J. Bennett, który jako cel ataku wymienił też Chiny. Samoświadomość neocons dobitnie wyraził w słynnym już przeciwstawieniu postaw Amerykanów i Europejczyków R. Kagan, który oznajmił, że w przeciwieństwie do wychodzącej poza logikę siły Europy, wkraczającej do raju «końca historii», będącego urzeczywistnieniem kantowskiego «wiecznego pokoju» - do świata, w którym panuje spokój i względny dobrobyt, USA nadal tkwią w historii, w anarchicznym hobbesowskim świecie, w którym nie można liczyć na międzynarodowe prawa i reguły, a prawdziwe bezpieczeństwo oraz obrona i szerzenie liberalnego porządku wymagają posiadania i stosowania zbrojnej siły , czyli – pozostawiając na boku retorykę liberalną – gotowości prowadzenia "wiecznej wojny dla wiecznego pokoju".

"Nowy Izrael"

 

Jak zauważył katolicki tradycjonalista Stephen J. Tonsor, neokonserwatyzm jako zjawisko kulturowe jest nierozerwalnie związany z historią żydowskich intelektualistów w XX wieku . Również zdaniem Russella Kirka, nierzadko można odnieść wrażenie, że niektórzy wybitni neokonserwatyści uważają Tel Awiw za stolicę Stanów Zjednoczonych , a po inwazji na Irak w 2003 r., na łamach „The American Conservative” napisano, że jest to pierwszy przypadek w historii, aby wielkie państwo (USA) prowadziło wojnę w interesie małego państwa (Izrael). Nawet, uskarżający się na „antysemityzm”, neokonserwatywny publicysta M. Boot przyznaje, że żarliwe przywiązanie do Izraela jest „nieodłącznym elementem neokonserwatyzmu” . Bardziej ambiwalentnie ocenia tę kwestię katolicki paleokonserwatysta i libertarianin – Joseph Sobran, który w tygodniku „The Wanderer” (8 V 2003) napisał: [Wielu ludzi] twierdzi, że choć Żydzi stanowią mniej niż 3% ludności USA, to jednak kontrolują amerykańską politykę zagraniczną tak dalece, że potrafią wciągnąć nas w wojnę z wrogami Izraela. (...) W rzeczywistości, polityczna potęga żydowska, której powinniśmy się obawiać, dzierżona jest nie przez te marne 3% ludności, a przez drobinkę owych 3% ; dzieje się tak na mocy ogólnego prawidła, iż garstka ludzi zdecydowanych i ambitnych może mieć zdumiewająco wielkiej wpływy. I nawet jeśli jest to garstka etnicznie jednorodna, nie oznacza to, że dzieli się władzą z resztą swej grupy etnicznej. Pozycja grupy Perle`a-Wolfowitza, rzeczywiście grupy żydowskiej, nie implikuje, że to żydowska większość jest na górze hierarchii władzy.

Każdy atak na Izrael neocons traktują jako atak na „bliskowschodnią enklawę kultury zachodniej”. Ze względu na podobieństwo ideologiczne i bliskie stosunki (w wypadku Perle`a, Feitha i Wurmsera wręcz wywiadowcze) z nacjonalistyczną partią Likud premiera Ariela Szarona, neocons nazywa się potocznie często „amerykańskimi likudnikami” (zresztą neocons i Likud, sponsorowani są przez tych samych multimilionerów ). Zbieżne są też cele polityczne, gdyż „neokonserwatyści pragną amerykańskiego imperium, a szaroniści hegemonii na Bliskim Wschodzie” . Już dziewięć dni po ataku na WTC (20 IX 2001) grupa 40 neocons (m.in.: Podhoretz, Kristol, Bennett, Kirkpatrick, Perle, Krauthammer) wysłała list otwarty do prezydenta Busha, będący de facto ultimatum warunkującym utrzymanie poparcia tego środowiska, z żądaniem zniszczenia Hezbollahu, obalenia Saddama Husajna oraz odwetu na Syrii i Iranie. Perle`a, Kagana i W. Kristola nie martwi także perspektywa zniknięcia umiarkowanych reżimów arabskich w nadchodzącym „starciu cywilizacji”.

Ku Imperium Universum?

 

Znawcy zagadnienia (w Polsce, jako pierwszy, Tomasz Gabiś) zwracają uwagę na pojawienie się w myśli (geo)politycznej drugiego pokolenia neocons nawiązań do koncepcji głoszonych przez protofaszyzm i faszyzm, zwłaszcza włoski, a współcześnie – przez europejską Nową Prawicę oraz odwołań – częstokroć za tym pośrednictwem – do pogańskiej tradycji imperialnej starożytnego Rzymu i jej renesansowego wielbiciela – Machiavellego. Byłaby to zatem już czwarta – po antystalinowskim trockizmie, zimnowojennym liberalizmie demokratycznym i „paleoliberalnym” neokonserwatyzmie – faza ewolucji ideologicznej tego środowiska, i wcale nie jest przesądzone, że ostateczna.

Postacią szczególnie ważną dla wypracowania imperialno-nowoprawicowej „trzeciej pozycji” drugiego pokolenia neocons jest M. Ledeen, nazywany „ultraneokonserwatystą” i „neokonserwatywnym guru” ; napisał on m.in. książkę o aktualności „żelaznych reguł Makiawela” (Machiavelli on Modern Leadership: Why Machiavelli`s Iron Rules Are as Timely and Important Today as Five Centuries Ago, New York 2000), gdzie odrzuca chrześcijańską doktrynę wojny sprawiedliwej na rzecz pogańskiej religii rzymskiej.

Jak zauważa Gabiś , jego pojęcie „kreatywnej destrukcji” (creative destruction) jest kalką nietzscheańskiego „twórczego zniszczenia” (schöpferische Zerstörung). Jako wielbiciel „konserwatywnego rewolucjonisty” Gabriele`a D`Annunzia, reprezentującego „jakobiński styl” prefaszyzmu, w dziele Faszyzm uniwersalny (Universal Fascism, Cambridge 1972) Ledeen ubolewał, że faszyzm tout court został zniesławiony przez jego zbrodniczą, prymitywną i rasistowską odmianę, tj. nazizm; wprowadził też rozróżnienie pomiędzy autorytarnym i reakcyjnym reżimem faszystowskim Mussoliniego (fascism-regime) – jak również „klerykalnym faszyzmem”, którego współczesną odmianę widzi w fundamentalizmie islamskim (ajatollah Chomeini, Osama bin Laden) – a dynamicznym „ruchem faszystowskim” (fascism-movement), jako „trzecią drogą” pomiędzy kapitalizmem a bolszewizmem, umożliwiającą transformację rozleniwionego społeczeństwa burżuazyjnego w bardziej kreatywne i heroiczne. Jak przypuszcza brytyjski publicysta John Laughland, to właśnie pod wpływem Ledeena sekretarz obrony Rumsfeld dokonał rozróżnienia pomiędzy „starą” a „nową” Europą, które po raz pierwszy wprowadził w 1932 r. „uniwersalny faszysta” Asvero Gravelli, pisząc: „Albo stara, albo nowa Europa. Faszyzm jest grabarzem starej Europy. Dziś wstępują w górę siły Międzynarodówki Faszystowskiej” .

Podnoszone przez włoski faszyzm wzorce rzymsko-imperialne, w krwiobieg neokonserwatyzmu wprowadza także znany reporter „The Atlantic Monthly” – Robert D. Kaplan, jako autor książki Polityczny wojownik. Dlaczego przywództwo wymaga etosu pogańskiego (Warrior Politics: Why Leadership Demands Pagan Ethos, New York 2002), zalecającej politykom studiowanie kronik imperiów starożytnych, szczególnie rzymskiego, oraz nowożytnego brytyjskiego.

Niewykluczone, że pozycja neocons ulegnie przejściowo ponownemu osłabieniu, jeżeli G.W. Bush przegra wybory prezydenckie wskutek widocznej porażki propagandowo-politycznej pomimo błyskotliwego zwycięstwa militarnego nad Irakiem. Nawet jeśli tak się stanie, to wątpliwe, aby się z tego nie podnieśli. Nie ulega bowiem wątpliwości, że w przeciągu pół wieku, z małej sekty ideologicznej neocons stali się (już de facto dziedziczną) arystokracją imperialną, nową szlachtą cesarską, inteligencją pretorianów nowego Cezara Augusta, zadowalającego się wciąż – jak przez prawie 300 lat rzymscy princepsi – skromną, republikańską tytulaturą prezydenta Stanów Zjednoczonych. Zważywszy natomiast już dokonany fakt opanowania przez USA okołoziemskiej przestrzeni kosmicznej oraz oficjalnie proklamowany zamiar podboju Marsa, wznoszą oni być może fundamenty imperium, które – kto wie? – dąży do tego, aby stać się pierwszym w dziejach ludzkości nie tylko imperium światowym (Imperium Mundi), ale imperium międzyplanetarnym, Imperium Universum.

Jacek Bartyzel
Jacek Bartyzel
inne teksty autora...

Artykuł został opublikowany w kwartalniku "Pro fide, rege et lege".

b0b0f2e680498cdecd1a20ea6c21055d.gif

Zobacz też Czy wiemy, jak długo przetrwa Unia Europejska?

 

Źródło: Jacek Bartyzel