JustPaste.it

Wypijmy za błędy!

Termin ataku na Gruzję został przez moskiewskich strategów wybrany perfekcyjnie. W Pekinie akurat odbywa się olimpiada. Ameryka czeka na wybory prezydenckie, a jej społeczeństwo j

Termin ataku na Gruzję został przez moskiewskich strategów wybrany perfekcyjnie. W Pekinie akurat odbywa się olimpiada. Ameryka czeka na wybory prezydenckie, a jej społeczeństwo j

 

Wypijmy za błędy!

Autor: Bogdan Pliszka, wt, 12/08/2008 - 06:54

Gdy upadał Związek Sowiecki, całe stada uczonych, ekspertów, doradców czy komentatorów politycznych, radziły, by do końca podtrzymywać jego istnienie i, oczywiście jego prezydenta, Gorbaczowa. Trudno się dziwić, wszak żaden z tych, sowicie opłacanych, „mędrców”, nie przewidział tego, że państwo sowieckie może rozlecieć się jak domek z kart.

Byli oczywiście tacy, którzy o tym pisali, ale kto poważnie traktował jakichś polskich „oszołomów” z Solidarności Walczącej czy „renegata” Władimira Bukowskiego? Po upadku Związku Sowieckiego, bezrobotne hordy sowietologów, zaczęły roztaczać katastroficzne wizje wojen, które miały zdestabilizować obszar post – sowiecki, a nawet doprowadzić do globalnego konfliktu nuklearnego.

Co więcej, duża cześć świata zachodniego uznała, że najlepszym wyjściem będzie traktowanie nowopowstałych państw jako tworów nietrwałych, państw sezonowych. Szczególnie zachodnia Europa, robiła wszystko, by w taki właśnie sposób traktować nie tylko Mołdawię czy Turkmenistan, ale również – mające tradycje własnej państwowości – państwa bałtyckie. Polska od samego początku, różnicowała swoją postawę, w zależności od państwa. I tak, o ile na poważne traktowanie mogła liczyć Ukraina czy Litwa, to już Białoruś, była przy każdej okazji stawiana do kąta. Apogeum tych działań, to wprowadzenie przez ministra Geremka, wiz dla Białorusinów, który to fakt nie tylko rozłożył ekonomicznie pogranicze polsko – białoruskie, ale co gorsza wepchnął Białoruś wprost w otwarte ramiona „rosyjskiego niedźwiedzia”!

Rosja po rozpadzie Związku Sowieckiego, wymyśliła – na użytek Zachodu – zabawę w "dobrego i złego policjanta”. „Dobrym gliną” był na przykład Jelcyn i dlatego bezkarnie pozwalano mu rozstrzelać parlament, „bo na jego miejsce przyjdzie twardogłowy”. Jelcyn zresztą, na swój sposób, starał się jak mógł, by być „dobrym carem”, ale efektem tego były: zapaść gospodarcza Rosji, niespotykana gdzie indziej przestępczość czy niewypłacanie poborów, emerytur, stypendiów...

Dziś już można zaryzykować pytanie: czy rzeczywiście były to oddolne inicjatywy przestępców, nieudolność urzędników, skłonność „ludu” do lenistwa, czy może przemyślana gra osieroconych służb specjalnych? Gra, na rzeczywiście ogromną skalę. Przecież oficerowie służb specjalnych musieli pamiętać o tym, że to „anarchia” Republiki Weimarskiej utorowała Hitlerowi, drogę do władzy! Czy więc przeciętny Rosjanin, pracujący za obietnicę wypłaty, miesiącami wyczekujący wypracowanej emerytury, mający świadomość, że jego córka prostytuuję się, by opłacić akademik, bo stypendium dostaje raz na pół roku, nie czekał na „cara”, który po bałaganie jelcynowskiego „neo – NEP-u” zaprowadzi wreszcie porządek?

Chyba każdy, kto w tamtym czasie podróżował po Rosji, musiał zauważyć, z trudem tłumioną złość, Rosjan? Oto człowiek z państwa, które nasi żołnierze „wyzwolili”, które przez wiele lat „wspomagaliśmy”, podróżuje sobie po Rosji, bo...ma na to ochotę! A on – Rosjanin....człowiek sowiecki...obywatel państwa, przed którym trząsł portkami cały świat – musi przemycać przez granice stoliczną, wyciskacze do czosnku czy kradzione z czołgów noktowizory – by związać koniec z końcem.

Czekał...czekał i...doczekał! Po czeczeńskiej awanturze Jelcyn „mianował” premierem nikomu nieznanego pułkownika KGB, Władimira Putina. Nagle okazało się, że nieruchawa dotąd milicja bez specjalnych problemów radzi sobie z „mafią”! Co więcej, o rosyjskiej mafii jakby więcej słychać poza granicami Rosji. Nagle okazało się, że emerytury mogą dochodzić na czas, że wypłata znów jest rzeczą absolutnie normalną, nawet studenci zaczęli w terminie otrzymywać stypendia.

Jednym słowem, stał się cud! Co więcej jakoś tak straciły impet w działaniu organizacje, którym z Kremlem było nie po drodze...Nawet matki żołnierzy walczących w Czeczenii, nagle, przestały protestować przeciwko udziałowi synów w brudnej wojnie. Gdyby nowe porządki Putina, ograniczyły się do Rosji, można, by machnąć ręką na to co się tam dzieje; „nie moi obieziany, nie mój cirk”. Problem w tym, że Putin postanowił odbudować imperium w sensie całkowicie dosłownym i nie chodzi tu tylko o Związek Sowiecki, którego rozwiązanie sam zainteresowany raczył był określić „największą zbrodnią XX wieku”.

Plany kremlowskiej ekipy sięgają wyraźnie dalej. Do tej pory Rosja zdążyła już przejąć cały(!) system produkcji i dystrybucji paliw w Bułgarii, bez pardonu walczy o każdą rafinerię czy firmę paliwową w Europie Środkowej. W tym, akurat nie ma nic złego, gra rynkowa wszędzie jest twarda. Kłopot w tym, że Rosja słabo radzi sobie z porażkami na tym polu; dość przypomnieć, że po przegranym boju o litewskie Możejki – z polskim Orlenem – rafinerię zaczęły nękać awarie i pożary. Może to oczywiście być przypadek...Dla kogoś, kto wierzy w przypadki! Surowce, zresztą, a przede wszystkim ropa i gaz stały się dla Rosji elementem prowadzenia polityki zagranicznej.

Trudno się dziwić, że w tej sytuacji Polska musiała zacząć szukać innych, niż rosyjskie, źródeł ropy i gazu. Oba te surowce występują zresztą dość obficie w różnych rejonach świata. Tak się jednak składa, że w większości wypadków, droga ich sprowadzenia do Polski wiedzie przez...Rosję. Co więcej, decydując się na budową „rury bałtyckiej”, tak Niemcy, jak i Rosja marginalizują Polskę, Ukrainę i Białoruś jako państwa tranzytowe. Koniunktura ostatnich paru lat, dała Rosji, niebywałą wręcz, szansę poprawy sytuacji gospodarczej; „dzięki” wojnom w Iraku i Afganistanie, ceny ropy poszybowały w górę i na rosyjskie firmy naftowe spłynęła ulewa petrodolarów. Dobrze zainwestowane, mogłyby wywindować Rosję do poziomu Europy Zachodniej czy Stanów Zjednoczonych.

Niestety każdy, kto zna jako-tako Rosję, wie że dzieli się ona na Moskwę i... resztę. Obecnie też wiele zdaje się wskazywać na to, że ogromne pieniądze uzyskane ze sprzedaży ropy i gazu zostały rozkradzione przez ludzi powiązanych z Kremlem, a co za tym idzie, ze służbami specjalnymi. Za resztę wybudowano moskiewskie hipermarkety, parki wodne czy osiedla luksusowych apartamentowców. Co więcej wiele wskazuje na to, że hossa na rynku naftowo – gazowym dobiega końca. Dla państw takich jak Chiny, Turcja czy bodaj Polska, to dobry znak. Niższe ceny paliw oznaczają szybsze tempo rozwoju gospodarczego.

Ale dla Rosji to dopust Boży. Jeśli ropę zaczną taniej sprzedawać Arabowie czy Wenezuela, Rosja również będzie musiała obniżyć ceny i...stracić miliardy! Dziwnym trafem wraz ze spadkiem cen paliw, nagle dali o sobie znać separatyści kurdyjscy w Turcji. Nie dalej jak miesiąc temu w Istambule wybuchła bomba, kilka dni temu „ktoś” obrzucił granatami istambulski magistrat. „Ktoś” inny w nocy z 5 na 6 sierpnia wysadził odcinek rurociągu Baku – Tbilisi – Ceyhan. Jak na zawołanie Gruzini ostrzelali Cchinwali, w którym – co za zbieg okoliczności – akurat stacjonowała Pskowska Dywizja Powietrznodesantowa.

Co więcej – „przypadkiem” – w okolicy znajdowały się również rosyjskie jednostki pancerne. Oczywiście nie jest to żaden zarzut. Wojska rosyjskie mogły tam przecież przebywać jako siły pokojowe od 1992 roku. Po raz kolejny jednak dziwi niemoc owych sił, w stosunku do milicji....armii....bojówek...(?) osetyjskich co noc ostrzeliwujących gruzińskie wsie. A już perfidną prowokacją są zapewne doniesienia wywiadu czeczeńskiego sprzed miesiąca(!) mówiące o koncentracji potężnych sił rosyjskich w rejonie Kaukazu? Dziwnym trafem, również, czytając o Osetii zawsze(!) można natknąć się na wypowiedzi Eduarda Kokojty’ego, sojusznika Rosji, nigdy zaś na wypowiedzi Dimitrija Sanakojewa, również Osetyńca; oskarżającego Kokojty’ego i jego rosyjskich protektorów o podgrzewanie konfliktu.

Termin ataku na Gruzję został przez moskiewskich strategów wybrany perfekcyjnie. W Pekinie akurat odbywa się olimpiada, a żeby Chińczycy za bardzo nie przyglądali się wydarzeniom na Kaukazie, dodatkowo – co za zbieg okoliczności – uaktywniła się Islamska Partia Turkiestanu, atakując posterunki milicji w... prowincji Sinkiang. Choć zdrowy rozsądek podpowiadałby Pekin, by wydarzenie zostało odnotowane w światowych mediach.

Ameryka czeka na wybory prezydenckie, a jej społeczeństwo jest zmęczone dwoma „kolonialnymi” wojnami w Azji. W Unii Europejskiej przewodnictwo objęła Francja, którą można oskarżyć o wiele, ale nie o brak sympatii do Rosji, obojętnie zresztą jak, by ona nie była. W opisywanej już Turcji, znowu uaktywniła się Kurdyjska Partia Robotnicza, i to – znowu dziwny zbieg okoliczności – nie na pograniczu irackim, ale na północy Kurdystanu, w okolicach masywu Ararat. O Abchazji, w której wszak nikt nawet nie zadaje sobie trudu, by usprawiedliwić działania wojenne przeciw Gruzji, nie warto pisać.

Cesarstwo Rosyjskie przystępowało do I wojny światowej, stawiając sobie trzy cela strategiczne: wyjście Rosji nad Ocean Indyjski ( często pomijany ze względu na sojusznika – Wielką Brytanię), odzyskanie Konstantynopola z rąk muzułmanów i...zjednoczenie wszystkich ziem polskich. Pod berłem carów. Bolszewicy deklarowali, co prawda, prawo narodów Rosji do samostanowienia, ale marsz na Warszawę, próba podboju Łotwy czy stworzenie w podbitych częściach Ukrainy i Białorusi, republik sowieckich, nie pozostawia złudzeń, co do rzeczywistych zamierzeń Lenina, Trockiego czy Zinowiewa.

Po II wojnie światowej sowiecko – rosyjskie imperium osiągnęło maksimum swojego zasięgu. „Wewnętrzne” imperium zagarnęło państwa bałtyckie oraz całe obszary Białorusi i Ukrainy, „zewnętrzne” kończyło się na Łabie. Trudno się dziwić, że były oficer KGB, z nostalgią wspominający czasy Związku Sowieckiego, jest tym, który akurat postanowił odbudować rosyjskie imperium. By to zrobić potrzebuje pieniędzy, obojętności świata i kontroli nad przesyłem surowców. Podbicie Gruzji, daje Rosji kontrolę nad rurociągiem B-T-C i stawia – przede wszystkim – państwa Europy Środkowej w bardzo trudnym położeniu. Ale by sukces był pełny putinowska Rosja musi(!) pójść za ciosem.

Wszystko wskazuje na to, że jeśli Ameryka i Europa „nie będą umierać za Tbilisi”, kolejnym celem Rosji –i to w ciągu tygodni – stanie się Ukraina! To przez to państwo przebiega rurociąg transportujący ropę do Europy Środkowej i Zachodniej. Zapewne znajdą się – przy tej okazji - w Polsce środowiska, postulujące odzyskanie Wołynia czy Galicji? Co więcej, prawie na pewno, napotkają na pozytywny odzew w Moskwie? Może jednak już teraz – pomijając sentymenty – warto sobie zadać pytanie: czy warto? Szczególnie w takim towarzystwie!

aa8b668f728c17005ccd9ba68473fa97.jpg
Bogdan Pliszka

Zobacz też

 

Źródło: Bogdan Pliszka