JustPaste.it

Władza absolutna

Państwo to ja! - mawiał król Francji Ludwik XIV- i w zasadzie miał rację. Myliłby się jednak ten, kto uważa, że taką pozycję można mieć wyłącznie w monarchii absolutnej czy dyktat

Państwo to ja! - mawiał król Francji Ludwik XIV- i w zasadzie miał rację. Myliłby się jednak ten, kto uważa, że taką pozycję można mieć wyłącznie w monarchii absolutnej czy dyktat

 

ee1837160121e4256f413c4f3e282fed.jpgW szalejącej w Polsce demokracji- czyli systemie, w którym w drodze głosowania ustanowić można cokolwiek, a prawo, które już obowiązuje interpretować można dowolnie- wystarczy powołać się np. na "interes społeczny", "sprawiedliwość społeczną", "społeczno- gospodarcze czegoś tam przeznaczenie", "słuszny interes gospodarczy"... itd- z łatwością dostrzegamy, że władza absolutna w takim ustroju jest oczywista-

Co by się jednak stało, gdyby od jutra zacząć próbować wprowadzać w Polsce nomokrację, czyli rządy prawa, na mocy których radosna twórczość parlamentu zostałaby “ograniczona” nienaruszalnymi zapisami konstytucji, wprowadzającymi porządek konserwatywno liberalny?- Stałoby się to, że... nasza radość trwałaby krótko- Dlaczego?- Dlatego, że istnienie sprawiedliwych rządów nie zależy od tego, jaki jest ustanowiony system sprawowania władzy (monarchia, dyktatura, demokracja... itd.) ani od tego jakie prawa obowiązują- tylko od tego, kto tą władzę sprawuje.

Ponieważ w Polsce średnio 98% wyborców głosuje na socjalistów, więc w naszej nomokracji rządziliby oczywiście socjaliści. Co by zrobili mając przed sobą nienaruszalną, napisaną- w duchu koliberalnym- konstytucję?- Dokładnie to samo, co robią już dzisiaj, tylko na większą skalę... Dokonaliby po prostu odpowiedniej wykładni prawa. I choćby nawet W. Sz. Stanisław Michalkiewicz sam napisał jej treść, oni i tak zinterpretowaliby ją po swojemu, zgodnie z lewicową zasadą: Jeśli nie możesz zmienić litery, zmień jej znaczenie. Dlatego bez zmiany jednego przecinka zbudowaliby na jej podstawie państwo socjalne.

Z Pisma Świętego jasno wynika, jaki powinno się mieć stosunek do cudzej własności, a mimo to Kościół Katolicki przyjmuje pieniądze z budżetu na budowę Świątyni Opaczności Bożej, nie widząc przy tym żadnej sprzeczności z Prawem Bożym. Skoro można z marchewki zrobić owoc, a o panu Marianie Jurczyku orzec (mimo dowodów) że agentem bezpieki nie był, to uczynienie ze sprawiedliwości społecznej... sprawiedliwości, czy ze społecznej gospodarki rynkowej... wolnego rynku, jest niezauważalną dla 98% społeczeństwa zmianą.

Szybkość psucia prawa byłaby uzależniona od tego, w jakim stanie moralnym znajdowałoby się społeczeństwo. W naszym kraju, przy tak wysokim poparciu dla lewicowych rządów, proces degeneracji systemu prawnego trwałby krótko. I nie pomógłby tu nawet trójpodział władzy, gdyż przy tak silnie prosocjalnym polskim społeczeństwie, na 98% wszystkie trzy ośrodki władzy byłyby również lewicowe.

Odbieranie praw wyborczych poszczególnym grupom również nic istotnego by nie zmieniło, bo każda z nich w ogromnej większości jest silnie redystrybucyjna i etatystyczna. Można pozbawić kobiet praw wyborczych, można wprowadzić cenzus majątkowy, a efekty i tak będą marne, gdyż lobby producentów jest nie mniej szkodliwe niż lobby bezrobotnych, a pieniądze wydane na dotacje do prywatnych firm, nie mniej zmarnowane, niż te przeznaczone na różnego rodzaju świadczenia społeczne.

Prawo jest uzewnętrznieniem przekonań tego, kto sprawuje w państwie władzę najwyższą, dlatego zapis ustawy staje się prawem, gdy jest zgodny z przekonaniami tegoż władcy. Taka sytuacja jest praktycznie możliwa tylko w dziedzicznej monarchii absolutnej lub dyktaturze. Dlatego nomokracja jest możliwa wyłącznie w tych systemach i trwać może przynajmniej dopóki nie umrze porządny król lub dyktator. Średnia życia wydłuża się, medycyna czyni postępy- a Polsce wystarczy przynajmniej 15 lat sprawiedliwych rządów, aby wyprowadzić ją z gospodarczych nizin i uczynić ekonomiczną potęgą... Poza tym istnieje duża szansa na to, że następca tronu otrzyma odpowiednie wychowanie i będzie trzymał się mniej więcej linii wytyczonej przez ojca- gorzej z tym w dyktaturze.

Powtarzam: Rządy prawa oparte wyłącznie na konstytucji nie istnieją. Konstytucja, która nie ma oparcia w suwerenie nie jest prawem, tylko "czarodziejską księgą" w rękach władzy, która daje odpowiedzi w zależności od tego, kto zadaje pytania. Żadna konstytucja nie daje gwarancji jej przestrzegania jeżeli na jej straży nie stoi instytucja, która sie z nią utożsamia i jednocześnie nie sprawuje władzy w państwie najwyższej (Z konstytucją liberalną utożsamiałoby się ok. 2% wyborców). Nie może przecież zapobiec psuciu prawa ten, kto zależny jest od kogoś posiadającego władzę jeszcze większą. Chronić prawo mogą więc skutecznie wyłącznie ci, którzy w ten czy inny sposób mogą to prawo również zmienić. Wszelkie inne osoby (czy osoba) będą tylko figurantami, ustanowionym przez prawdziwego suwerena....

Szczególnym wyjątkiem jest tu demokracja (chociaż nie jedynym)... W tym systemie suwerenem nie jest człowiek, tylko "Lud"... czyli osobliwa "istota", która teoretycznie może żyć wiele setek lat. Jest to najbardziej żywotny suweren, jaki kiedykolwiek chodził po ziemi...
”Lud” ma jeszcze jedną istotną cechę: Jest największym idiotą wśród suwerenów. Człowiek o dwóch osobowościach uważany jest za chorego umysłowo schizofrenika... ale kim by był człowiek posiadający 28 milionów osobowości?- Na pewno człowiekiem bez zasad... Nie przygotowaną do życia, wymagającą opieki istotą. Jako suweren takiej opieki by oczekiwał i żądał. Dlatego w demokracji tak naprawdę rządzą figuranci, którzy w zamian za ofiarowane "Ludowi" poczucie bezpieczeństwa, mogą (i mają na to przyzwolenie “Ludu”) w zasadzie pełnić rolę faktycznego nieformalnego suwerena... Dokładnie jak w przypadku chorego lub niedorozwiniętego umysłowo króla, tylko że z chwilą jego śmierci fikcja się kończy- a na jego miejsce wkracza nowy monarcha. W demokracji natomiast przedstawienie będzie trwało, dopóki nie skończy się... demokracja.

W polskiej "nomokracji" nie byłoby wcale lepiej, chyba że prawa wyborcze mieliby wyłącznie dotychczasowi członkowie UPR- u. A i tak należałoby szybko przygotować grunt pod monarchię absolutną, zanim degeneracja nie obejmie i tej grupy- Można być liberałem, ale jednocześnie mieć ogromną pokusę na wykorzystanie kadencji parlamentu dla własnych potrzeb. Władza pochodząca z wyborów demoralizuje się szybko. Liczy się głównie lub tylko to, co dotyczy obecnej kadencji parlamentu. Ilu posłów myśli o tym, co będzie za lat 20, 30, 50?- Ogromna większość z nich, mając w tym swój interes, chciałaby zostać wybrana ponownie, więc będą mamić ludzi i rozdawać, rozdawać, rozdawać cudze pieniądze- oczywiście tym, od których najpierw wezmą w postaci podatków kilka razy więcej!- A co będzie później, niech martwią się inni.

Większość monarchów natomiast, myśli o tym, co będzie za kilkadziesiąt lat- Dlaczego?- Bo rodzice zazwyczaj interesują się przyszłością swoich dzieci i chcą dla nich jak najlepiej. Oczywiście nie wszyscy- ale większość tak. Jeśli król zostawi synowi państwo w złym stanie, to ten może mieć poważne problemy z utrzymaniem się przy władzy. W monarchii myśli się długofalowo, w demokracji natomiast żyje się dniem dzisiejszym, co jest głównym powodem tego, że w tym kretyńskim systemie nie jest możliwe wprowadzenie wolnego rynku, sprawiedliwych praw, niskich podatków... więc żeby wyjść z tego socjalistycznego bagna, należy zlikwidować demokrację i wprowadzić od razu monarchię lub przejściowo (co jest bardziej prawdopodobne) prawicową dyktaturę, która przygotuje fundament pod monarchię absolutną. Przyszłość należy do monarchii. Demokracja w Europie istnieje raptem kilkadziesiąt lat, i utrzymuje się tylko dlatego, że państwa demokratyczne są jeszcze bogate.

Wzrost gospodarczy państw demokratycznych to... prawie stagnacja- Teraz głównie pieniądze wydają zadłużając się niemiłosiernie. A gdy nie będzie już u kogo się zadłużyć ... nadejdzie koniec tego dzikiego systemu, rządzonego przez różnej maści socjalistów i łajdaków żerujących na budżecie... Jak ktoś kiedyś powiedział: "Gdy sztormu nie ma, a morze jest spokojne, statkiem mogą dowodzić nawet pawiany."- Łajdacy, złodzieje, idioci również mogą rządzić państwem, gdy w kasie jeszcze nie jest pusto... ale gdy pieniędzy im już na rozdawnictwo zabraknie... najpierw nastąpi "demokratyczny" terror, którego natężenie może mieć siłę niespotykaną w dziejach świata, gdyż nie ma okrutniejszego władcy niż Lud- a później upadek i szansa na przywrócenie porządku przez jakiegoś nowego Pinocheta, który korzystając z chaosu dorwie się do władzy i przywróci sprawiedliwość...

Gorzej jeśli tego nowego Pinocheta uprzedzi jakiś przyszły Che Gevara... Z chaosu może się narodzić niebo,,, albo piekło, dlatego lepiej byłoby, gdyby nasz przyszły generał narodził się i podjął właściwą decyzję przed upadkiem demokracji... i albo sam ogłosił się królem, albo osadził na tronie kogoś innego.

Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że następca tronu może być lepszy lub gorszy od poprzednika- człowiek z natury przecież jest niedoskonały- i w związku z tym nie da się zbudować doskonałego systemu, w którym dobre prawa byłyby trwale zabezpieczone- Jednak różnica między władzą pochodzącą z wyborów, a monarchią absolutną, polega między innymi na tym, że o ile następujący po sobie monarchowie mogą być dobrzy lub źli, to demokratyczne rządy są coraz gorsze, a sam system nie jest reformowalny- nie da się go naprawić. Zmiany są wyłącznie kosmetyczne, stwarzając pozory poprawy, jednak marsz w kierunku tyranii jest nieodwracalny... Kto nie wierzy, niech zagłębi się w historii- Dlaczego tak się dzieje?- Bo władza demoralizuje...

W systemach, w których władza wybierana jest w drodze głosowania, demoralizacją objęta jest przynajmniej ta część społeczeństwa, która ma prawa wyborcze. Gdy wybory są powszechne- demoralizacja społeczeństwa jest również powszechna. Proces jest rozłożony w czasie, zmiany nie są gwałtowne lecz płynne, dlatego następne pokolenia nie mają pojęcia, że są gorsze od swoich przodków.

Co prawda demoralizacja władzy dotyczy również króla, ale pamiętajmy, że władza to określony król, który nie jest nieśmiertelny, np. Adam I, a jego następca stanowi już zupełnie inną władzę. Dlatego Adam II może być wspaniałym królem, w przeciwieństwie do jego ojca, który prawodawcą mógł być fatalnym.

W demokracji natomiast “suweren” to nie jedna osoba, tylko miliony. Ci ludzie tworzą swoisty sztuczny organizm, który ma wpływ na to kto będzie tym faktycznym suwerenem. Jedną z najgorszych cech tego sztucznego tworu jest to, że nie wiadomo kiedy “padnie”. Ludzie rodzą się i umierają, ale zdegenerowany “Lud” odejść z tego świata nie chce. Jest jak cyborg- stare części wymienia na nowe i wydaje się jakby miał istnieć wiecznie. Brak możliwości pojawienia się nowego władcy, dyskwalifikuje ten system całkowicie.

To tak jakby Mao czy Lenin odkryli zagadkę nieśmiertelności. W jakim stanie byłyby dzisiaj Chiny i Rosja?- Właśnie niedoskonałość ludzi, ich skłonność do zepsucia powoduje to, że najlepsze ze wszystkich systemów są takie, które zapewniają zmiany suwerena... Nic na to nie poradzę, ale wychodzi mi, że powyższe zadanie najlepiej spełnia: Dziedziczna monarchia absolutna- Dlatego ze wszystkich rządów absolutnych (innych nie ma) wolę właśnie te.

78f639af92abac903748387a48c636a5.jpg
Sławomir Staszak
inne teksty autora...

Zobacz też

Jak ludzkie obyczaje ulegają deprawacji

 

Źródło: Sławomir Staszak