JustPaste.it

Kremlowski sąd nad generałem Jaruzelskim

Generał Jaruzelski nie pierwszy raz pierwszy jest sądzony. Kapturowy sąd urządziło mu sowieckie politbiuro 10 grudnia 1981 roku.

Generał Jaruzelski nie pierwszy raz pierwszy jest sądzony. Kapturowy sąd urządziło mu sowieckie politbiuro 10 grudnia 1981 roku.

 

 1d2264332886465f7678c5ef9f41f87c.jpg© Edward M.  Szymański 

 

Kremlowski sąd nad generałem Jaruzelskim

      Joaquino Navarro-Valls określił IPN mianem „groźnego trybunału”. Nie od rzeczy będzie przypomnieć, że Jaruzelski nie pierwszy raz pierwszy jest sądzony. Kapturowy sąd urządziło mu sowieckie politbiuro 10 grudnia 1981 roku.

       O co jest podejrzany? O nielojalność, o próbę wzorowania się na Piłsudskim.

       Kremlowscy władcy nigdy nie wyzbyli się kompleksu polskiego marszałka. Czy więc zupełnie przypadkiem pojawia się jego nazwisko w wypowiedzi  Rusakoowa?

  „Jaruzelski mówi o konieczności proklamowania dyktatury wojskowej, tak  jak to   było za Piłsudskiego,  wskaazując   przy tym, że  społeczeństwo polskie zrozumie to lepiej  niż cokolwiek innego”?[Przed i po... T. 2, s. 696]

           W tym gronie, na takim szczeblu przewodzenia imperium nie mówi się rzeczy przypadkowych i nieprzemyślanych.

           Dowody? Na zaocznym procesie politycznym nie potrzeba dowodów. Wystarczą poszlaki i podejrzenia.

           Cel procesu? Próba odsunięcia Jaruzelskiego od władzy politycznej. 

           Poniżej przedstawiam fragment obszernego reportażu:  „Papież i Generał: prolog wojny polsko-jałtańskiej”.

        Nie wszystko może być dla Czytelnika jednakowo przekonujące, ale fragment nie zastąpi całości, choć może dać pewną  orientację o niej .

 106. Bitwa jaruzelsko-kremlowska

           Cała opozycja nie widzi Jaruzelskiego inaczej niż jako wiernego sługusa Moskwy, w której interesie wprowadzony został stan wojenny. Może takie spojrzenie wydawać się podobne temu, jakie zaprezentował w swojej niezmiernie interesującej  książce Paul Kengor, gdy pisze:

          Polskie władze komunistyczne, wypełniając moskiewskie rozkazy ogłosiły stan wojenny, by powstrzymać kwitnący ruch związkowy Solidarność, szesnaście miesięcy wcześniej oficjalnie uznany przez rząd za legalną organizację. [ Kengor…, s. 108]

 Nie dziwi mnie takie sformułowanie pióra amerykańskiego politologa z wielu powodów. Pisze on bowiem o prezydencie wielkiego mocarstwa, starającego się o skuteczność w rywalizacji z równie wielkim mocarstwem militarnym, a z tej makroskopowej perspektywy tak rzecz z niewielką Polską może wyglądać. Nadto pisze  on z perspektywy amerykańskiej politozofii i wcale nie musi być zainteresowany dowartościowywaniem polskiego polityka. Relację między władzami polskimi a moskiewskimi ujął więc w sposób upraszczający sprawę w kategorii „rozkazu”. Ale tym też badacz polityki różni się od wielkiego arcymistrza polityki, jakim był Reagan. Ten nie użył słowa „rozkaz”, nie pozbawił tym samym Jaruzelskiego, ani kierowanego przezeń polskiego rządu zdolności bycia suwerennym intelektualnie podmiotem politycznym. Oto jak, w tym niezwykle dla świata gorącym momencie, ujął ona problem w liście do Breżniewa z 23 grudnia 1981 roku (ujawnionym dopiero w 1999 r.):

      Niedawne wydarzenia w Polsce w oczywisty sposób nie są „sprawą polską”, a pisząc do Pana jako do szefa radzieckiego rządu, nie kieruję listu pod niewłaściwym adresem. Pański kraj wielokrotnie ingerował w sprawy polskie w miesiącach poprzedzających niedawne tragiczne wydarzenia. Nie trzeba wyraźniejszego dowodu na te ingerencje niż list z piątego czerwca 1981 roku od Komitetu Centralnego KPZR do władz polskich, ostrzegający Polaków, że Związek Radziecki nie może tolerować kierunku rozwoju wydarzeń w Polsce. Było również wiele innych podobnych przesłań, wywierających nacisk na polski rząd i przedstawiający ruch reformatorski jako zagrożenie dla „żywotnych interesów” wszystkich krajów socjalistycznych. Te przesłania, którym towarzyszyły nieustanne ataki mediów oraz ćwiczenia wojskowe przy polskiej granicy , uzupełniały ostrzeżenia o interwencji, jeśli polskie władze nie ograniczą zdecydowanie swobód i praw, które gwarantują swym obywatelom…

      W historii naszych dwóch krajów bywały chwile zgody i chwile niezgody. Jednak od Afganistanu nic tak nie oburzyło opinii publicznej jak naciski i groźby wysuwane przez Wasz rząd wobec Polski, by zdusiła rodzący się ruch wolności. Próby ujarzmienia narodu polskiego – czy to poprzez polskie wojsko i policję działające na skutek nacisków radzieckich, czy jeszcze bardziej bezpośrednie użycie radzieckich sil – niewątpliwie nie przyczynią się do długotrwałej stabilizacji w Polsce, mogą za to zapoczątkować proces, którego ani wy, ani my nie będziemy w stanie w pełni kontrolować…

        Konsekwencje każdej z tych dróg dla naszych wzajemnych stosunków powinny być jasne. [Kengor, s. 125-126]

       W powyższej wypowiedzi aż trzykrotnie pojawia się w różnych formach słowo „nacisk”, ale ani razy nie pojawia się termin „rozkaz”. A zupełnie czym innym jest wykonanie określonego działania „pod naciskiem” od ochotnego wykonania rozkazu przez sowieckiego „namiestnika”, jak określił Generała profesor Brzeziński.

 Sąd politbiura nad Jaruzelskim

           Warto może w tym miejscu pokazać, jak kremlowskie władze widziały swojego „namiestnika”, co powiedziały o nim dobrego na posiedzeniu  politbiura z 10 grudnia 1981 roku. Nawet niezbyt uważna lektura pozwala zauważyć, że nic dobrego.

         Wynotujmy kolejno opinie odnoszące się bezpośrednio do Generała z poszczególnych wypowiedzi [za: Przed i po 13 grudnia…., t 2,  ss. 695-700]:

 Bajbakow:         Jaruzelski był bardzo zdenerwowany. Czuło się, że wywarł na nim  silne wrażenie  list głowy polskiego Kościoła katolickiego arcybiskupa Glempa, który, jak wiadomo, obiecał wypowiedzieć świętą wojnę władzom polskim. […] Sam Jaruzelski stał się człowiekiem wielce niezrównoważonym i niewierzącym we własne siły.

Rusakow:          W istocie cała władza jest  w rękach „Solidarności”. Z tego, co mówi Jaruzelski, najwyraźniej wynika, że   wodzi nas za nos, ponieważ w jego wypowiedziach nie wyczuwa się właściwej  analizy.

 Andropow:          Rozmawiałem wczoraj z Milewskim i zapytałem go, jakie działania i kiedy są planowane.  Odpowiedział,  że o operacji "X” i o konkretnym terminie jej wprowadzenia nie wie. Tak więc wychodzi na to,  że albo Jaruzelski ukrywa przed swoimi towarzyszami plany konkretnych działań, albo też po prostu uchyla się od realizacji tego przedsięwzięcia.  

Gromyko:         Pomimo jednogłośnej decyzji Biura Politycznego KC PZPR o wprowadzeniu stanu wojennego, Jaruzelski teraz ponownie się waha.  Początkowo trochę się ożywił,  a teraz znów zmiękł.

Ustinow:         Ale na razie nikt nie może otwarcie mówić o działaniach  Jaruzelskiego. I my o nich  nie wiemy. Rozmawiałem z Siwickim. Powiedział wprost: nawet my nie wiemy, co myśli generał.   A więc człowiek pełniący teraz w istocie  obowiązki ministra obrony PRL nie wie, co będzie dalej, jakie działania podejmie prezes Rady Ministrów i minister

 Susł Susłow:         Wydaje mi się, że Jaruzelski przejawia pewien spryt.  Chce zasłonić się prośbami, które przedkłada Związkowi Radzieckiemu. Próśb tych,  rzecz jasna, fizycznie nie jesteśmy w stanie  spełnić, a Jaruzelski potem powie, że przecież zwracał się do Związku Radzieckiego, prosił o pomoc, ale tej pomocy nie uzyskał.

          To  gremium tworzące  jedno z dwóch najważniejszych w świecie ośrodków władzy nie pozostawiło na Jaruzelskim suchej nitki. Był to właściwie sąd nad Jaruzelskim. Wielu towarzyszy z tego grona było w Polsce, wiedzą o niej chyba wszystko, ale nic nie wiedzą o  zamiarach Generała i nawet nie wiedzą, kogo się o to zapytać. Nie wiedzą nic przedstawiciele dwóch najważniejszych i walczących o wpływy na Kremlu, resortów siłowych.. Po rozmowie z Milewskim niczego nie wie Andropow, a po rozmowie z generałem Siwickim niczego nie wie marszałek Ustinow. Taka sytuacja kwalifikuje Jaruzelskiego do natychmiastowego zastąpienia kimś innym. Pomimo tego wszyscy obchodzą się z nim jak z jajkiem, a już najbardziej delikatnie (co bardzo podejrzane) Andropow, potężny szef KGB, który – przypomnijmy – postulował, by ani nie zachęcać, ani nie zniechęcać do wprowadzenia operacji „X”. Dlaczego tak się stało? Dwa być mogły tego powody. Pierwszy, już wspomniany, to ten, że Jaruzelski mógł być doskonałą wizytówką dla świata, że „polski rząd i naród same rozwiązują swoje problemy”. Drugi to obawy, przede wszystkim Andropowa, by nie sprowokować jakoś samego Jaruzelskiego do działań na własną rękę.

       Jeśli się założy, że Jaruzelski był tylko kremlowskim chłopcem na posyłki, że brak mu intelektualnej samodzielności, to niczego nie da się zrozumieć. Inaczej rzecz wygląda, gdy założy się, że był on wielkiej  klasy politycznym szachistą i pokerzystą zarazem.

        Tak jak kremlowskich władców ogromnie interesowały zamiary Jaruzelskiego, tak i jego musiały interesować zamiary Kremla, jeśli rzeczywiście chciał uniknąć sowieckiej interwencji i nie dać się ustawić na pozycji pionka w kremlowskiej grze o władzę. Posiedzenie politbiura zakończyło się uchwałą, że wszystkie oceny i wnioski płynące z dyskusji są zgodne z dotychczasową linią postępowania KC KPZR wobec PRL i wytyczają sposób dalszego postępowania. Co więcej, wszyscy domagają się,  by  stan wojenny został wprowadzony. Takie  jest stanowisko politbiura jako całości. Andropow, jako jego pełnomocnik nie może temu stanowisku przeciwdziałać, ale to nie oznacza, że jest zainteresowany tym, by Jaruzelski samodzielnie wprowadził stan wojenny.

 Istota pomysłu Andropowa

          Na czym mogła polegać istota pomysłu Andropowa? Na wykorzystaniu znanej maksymy „dziel i rządź”. Na czym ten podział tu mógł polegać. Kto inny miał trzymać kija, a kto inny marchewkę. Kija najlepiej wręczyć Jaruzelskiemu, bo to zadanie bardzo niewdzięczne dla miłującego pokój Kremla. Marchewkę zaś dać Olszowskiemu. Jeśli nie będzie wiedział co z nią zrobić, Andropow ze swoimi specjalistami chętnie pomoże. A kto był rezydentem KGB w Warszawie? Witalij Pawłow, postać nietuzinkowa, mająca ogromne doświadczenie.

        Co najważniejsze dla Polski  wynika z tej uchwały? Najważniejsze jest to, że odsunięte zostało, przynajmniej doraźnie widmo interwencji militarnej. Pozostało jednak widmo rozpoczętej już,  dla społeczeństwa właściwie niewidocznej, interwencji siłami KGB, które już od dawna, podobnie jak garnizony wojskowe, było w Polsce obecne, a teraz daje znać swoimi wpływami w Solidarności. Jak zneutralizować wpływy KGB? Zadanie niezwykle trudne. Podobnie jak Polacy nie byli w stanie własnymi siłami wyrzucić ze swojego kraju sowieckich baz wojskowych, tak nie mogli pozbyć się dyskretnych wpływów i kontroli ze strony KGB, którego pozycja na Kremlu wyraźnie rosła i można już było przewidywać, że to Andropow będzie tam numerem jeden po Breżniewie. Było już mu  chyba trudno  samodzielnie podsumować posiedzenia, które sam rozpoczął i musiał to zrobić za niego  Czernienko.

        Zaakceptowano to, co dotychczas robiono, ktoś musi poinformować Jaruzelskiego o decyzji politbiura. Na 14-15 grudnia  ma już on zaproszenie do Moskwy, ale tylko z delegacją  polską. Jest więc zrozumiałe, że Sowieci akurat 13 by nie weszli militarnie.  Cel zaproszenia jest dla adresata bardzo czytelny, o czym poinformował sam Breżniew:

 sprawa nie polega na tym, czy konfrontacja będzie czy nie, lecz na tym, kto ją rozpocznie, jakimi środkami będzie prowadzona i po której stronie pozostanie inicjatywa [Przed i po…, t. II, s. 692]

 Konfrontacja będzie, bo przygotowania do niej już się zaczęły. Jak stwierdził Rusakow, Solidarność „zrobi wszystko”, by stan wojenny „wymusić”, a prowokacyjne manifestacje protestu wyznaczone są na  17 grudnia. KGB nie tylko wie o tych przygotowaniach, ale samo jest na nie przygotowane, a może nawet częściowo je kontroluje.  Tak więc powiedzieć można, że profesor Brzeziński, który od zarania interesował się Solidarnością i organizował dla niej pierwsze formy pomocy stał się nieświadomie pomocnikiem KGB w zakresie wymuszenia na Jaruzelskim wprowadzenia stanu wojennego. A gdyby Jaruzelski „się postawił”? Co to miałoby oznaczać? Że nie korzysta z zaproszenia i zostaje w Kraju?

           Dla Kremla,  podkreślmy  to,  było oczywiste, że konfrontacja musi nastąpić skoro jej mechanizm KGB już uruchomiło, a otwarte były jeszcze sprawy techniczne: (1)„kto ją rozpocznie?”, (2) „jakimi środkami?” i (3) „po której stronie będzie inicjatywa?”. Jeśli więc na każde z pytań możliwe byłyby chociaż  dwie odpowiedzi, to nietrudno zauważyć, że dalszy tok najbliższych zdarzeń  mógłby przebiegać  według wielu  różnych scenariuszy. Bo przyjrzyjmy się. Konfrontacja jest przesądzona, ale „kto ją rozpocznie?”  Niekoniecznie więc  Jaruzelski. A może Solidarność?   „Jakimi środkami?” – czy koniecznie od razu siłami polskiego wojska? A może głównie siłami SB, a wtedy   KGB wystąpiłoby w charakterze fachowca od różnych prowokacji?.  Po czyjej stronie będzie inicjatywa? Po stronie polskich władz? Ale na jakich warunkach?    Dlaczego zakładać, że te scenariusze nie były dopracowane? Czy za którymkolwiek z nich kryło się przyzwolenie na odzyskanie niepodległości i np. przyzwolenie na przystąpienie do NATO? Trzeba byłoby chyba  założyć, że Andropow czy Susłow byli ludźmi z innej planety.

         Profesor Paczkowski w cytowanym referacie pisze o tym zaproszeniu:

            Ustalono też termin: 14-15 grudnia. Może on właśnie stał się jednym z limitów czasowych dla rozpoczęcia stanu wojennego? Jakoś trudno wyobrazić sobie, że polska delegacja ląduje na lotnisku Szeremietiewo, podczas gdy w kraju nadal szaleje anarchia, panoszą się Wałęsa, rulewscy i michniki. Ale wszystko (lub prawie) jest oczywiście możliwe.  

           Otóż w tym zaproszeniu nie ma nic nieracjonalnego, jeśli przeczyta się go w kontekście sprawozdania z obrad sowieckiego politbiura poprzedzającego stan wojenny. KGB  już realizowało własny plan, prowokacyjna manifestacja wyznaczona jest na 17 grudnia, a więc Jaruzelski zdążyłby wrócić, gdyby zgodził się na bezwzględne  podporządkowanie Andropowowi. Gdyby nie chciał się zgodzić, to mógłby być tam przetrzymywany przez gospodarzy odpowiednio długo. Zaproszenia na Kreml miały swoją bardzo specyficzną tradycję. Podczas inwazji na   Czechosłowacje także zaproszono Dubczeka do Moskwy w taki sposób, że nie mógł z tego zaproszenia nie skorzystać.  Jak wiadomo, diabeł śpi w szczegółach. Zaproszenie do Moskwy miało służyć ustaleniu rożnych szczegółów technicznych zaprowadzenia porządku w Polsce.  

         Co robi Jaruzelski? Sam wprowadza stan wojenny,  wytrąca inicjatywę z rąk KGB i nie uzgadnia z Andropowem żadnych dalszych szczegółów. Na Polskę nadal Moskwa mogła wywierać „nacisk”, jak tę relację ujął prezydent Reagan, ale nadal nie mogła jej „rozkazywać”, a nawet pomniejszone zostały perspektywy odzyskania możliwości wydawania „rozkazów”.

         Sowieckie politbiuro popełniło kilka błędów.

                                                                                                            Edward Szymański

Źródła cytatów:

  1. Przed i po 13 grudnia. Państwa Bloku Wschodniego wobec kryzysu w PRL 1980-1982, T. 2, IPN, Warszawa 2007, ISBN 978-83-56-4
  2. Paul Kengor: Ronald Reagan i obalenie komunizmu. Zbliżenie na Polskę. AMF Warszawa 2007, ISBN 978-83-60532-06-5
  3.  Andrzej Paczkowski: Operacja wprowadzenia stanu wojennego – przesłanki i przebieg, www.ipn.gov.pl/portal.php?serwis=pl&dzial=2&id=4320&poz=2