JustPaste.it

Praca kobiet

bd7066751e54867a7b9f62e6b0ef25a5.jpgW oficjalnych opracowaniach utrzymuje się (zupełnie jak za Stalina!) że miliony kobiet, pracując u boku mężczyzn, zwiększają wysiłek produkcyjny i przyczyniają się do wzrostu dochodu narodowego. Nie zgadzam się z tym zasadniczo.

Zacznijmy od strony mikro. Kobiety w ogromnej większości pracują poza domem (czyli na trzeci etatach: dom, zawód, zaopatrzenie domu...) nie dlatego, że chcą – lecz dlatego, że (a) muszą, bo mąż nie zarobił (z reguły zarobki kobiet są równe podatkom płacone przez męża – i rodzinę, bo przecież większość to konsumpcyjne!) i/lub (b): bo zostały tak indoktrynowane w szkole i przez telewizje. Są, oczywiście, kobiety o męskim umyśle, które rzeczywiście nawet nie powinny wychowywać dzieci (jako matki) – i które rozumują w pracy (i nie tylko, niestety...) jak mężczyzna – ale to niezbyt wielka część.

Ta strata jest ogromna – choć trudna do wyliczenia. Te kobiety są przemęczone, rozdrażnione – co na ogół odbija się na całej rodzinie. Są ze siebie wiecznie niezadowolone – bo zdają sobie sprawę, że praca poza domem (posada Pani Domu to praca co najmniej na pół etatu!) powoduje, że zawalają rolę żony i matki.

A teraz zajmijmy się makro-ekonomią.

1) Kobiety są bardzo często zatrudnione przy pracach nie tylko nie tworzących dochodu narodowego, lecz wręcz go zmniejszających (urzędniczki, pracownice izb skarbowych). Gdyby panowała zasada, że kobiety pracują tylko w domu, chyba niemożliwe byłoby nakładanie podatku dochodowego – bo nie można by tylu mężczyzn oderwać od pracy! Tu uważa się, że kobiety to bezpłatny rezerwuar siły roboczej. Oderwanie mężczyzny od tokarki – to strata; oderwanie kobiety od dziecka pozornie nie kosztuje nic, bo za wykształcenie w tej dziedzinie państwo nie zapłaciło...

2) Zatrudnienie kobiet generuje się samo. Zatrudnienie kobiety zmusza do zatrudnienia kobiet w żłobkach i przedszkolach, w pralniach i restauracjach, jako motorniczyń tramwajów... O ile mężczyźni dojeżdżają do pracy na ogół samochodami, to kobiety gniotą się w tramwajach i autobusach. Do środków komunikacji dopłacamy – gdyby trzeba było płacić (w cenie biletu) realne koszty, zapewne połowa kobiet uznałaby, że praca z dojazdem im się nie opłaca!

3) Zwolnienie z pracy 2 milionów kobiet spowodowałoby, że 3 miliony dalszych kobiet mogłyby z ulgą wrócić do domów! Zauważmy, że dawniej, gdy kobiety nie pracowały, mężczyźni potrafili utrzymać rodziny nieraz sześcio-osobowe – i żywić je lepiej, niż obecnie! Nawet nauczycielami byli mężczyźni – i jakoś społeczeństwo, przy 50 razy gorszej technice, dawało sobie radę.

4) Kobieta w normalnym społeczeństwie ma ok. 4-ki dzieci, co umożliwia im utrzymanie na starość rodziców na przyzwoitym poziomie. Kobieta pracująca poza domem często nie ma nawet dwójki – więc na starość nie będzie kto miał otrzymać rodziców. Jest to koszt GIGANTYCZNY! Dziecko – to inwestycja; tej inwestycji nie dokonujemy – i to, że nie mamy zysku, to właśnie ta strata.

5) Innym kosztem jest wychowanie dzieci. Mamy obecnie wielokrotnie więcej przestępców – i wielokrotnie więcej policjantów – którzy przecież kosztują. Oprócz tego ogromną liczbę ochroniarzy, ochrony budynków... Kiedyś tego nie było. Oznacza to, że armię paruset tysięcy silnych, zdolnych do pracy, mężczyzn – oderwano od pracy, by nas chronili przed bandziorami... źle wychowanymi, bo matki pracowały i oni biegali z kluczem na szyi po ulicach, trafiając potem na ogół do gangów!

Tak nawiasem: również gangi – to oderwanie mężczyzn (wyłącznie: mężczyzn!) od pracy. W uczciwej pracy zastępują ich kobiety...

Oczywiście: gangi zawsze istniały i istnieć będą. Brak matki w domu to też tylko jedna z przyczyn złego wychowania dzieci. Jednak ten koszt również jest GIGANTYCZNY – i co najmniej 1/3 jego to efekt tego, że dzieci w domach nie mają matek.

6) Warto jeszcze wspomnieć o kosztach pracy. Każda firma, z konieczności (mężczyźni są w policji lub w gangu...) zatrudniająca kobiety, drży na myśl o chwili, w której zajdzie ona w ciążę i pójdzie na urlop macierzyński – albo w ogóle nie wróci do pracy i koszt jej szkolenia pójdzie na marne. Te koszty też są GIGANTYCZNE.

7) A są i drobne koszty – takie np. jak dostosowanie toalet. W firmie zatrudniającej mężczyzn toaleta wygląda jak w typowym warsztacie samochodowym – i nikomu to nie przeszkadza. Jeśli w firmie pracuje kobieta – trzeba urządzić druga toaletę i lepiej ją wyposażyć. Niby drobiazg – a też koszt.

8) Znacznie ważniejsze są koszty organizacyjne. Kobieta w pracy – to często flirt między pracownikami. Pracownik mający dodatkowe informacje spod kołdry, jest nieuczciwym konkurentem pozostałych. Rozwijają się intrygi, plotki – odrywające ludzi od roboty. Miejsce pracy staje się salonem towarzyskim – a, jak wiadomo, w salonie traci się, a nie wypracowuje dochód narodowy.

9) Do tego dochodzą słynne sprawy o molestowanie itd. - co zaburza naturalne relacje między mężczyznami, a kobietami. Naturalna relacja bowiem polega na tym, że mężczyzna ma obowiązek społeczny podrywać kobiety, które mu się podobają – dzięki czemu kobiety mają wybór.

10) Dodajmy jeszcze koszty nauki dziewczyn – nauki na ogół tego, co im nie jest potrzebne, np. logarytmów – w dodatku w absurdalnym systemie ko-edukacji! To 1/3 kosztów edukacji, stanowiących przecież 20% budżetu!

 

Ja jestem liberałem – i uważam, że kobieta, która chce pracować poza domem, powinna mieć takie prawo. Sprzeciwiam się tylko sztucznemu subwencjonowaniu tej pracy (poprzez np. podatek progresywny i subwencje do komunikacji zbiorowej) – oraz nieustanną propagandę, utrzymującą, że kobieta „powinna pracować” (jakby zajmowanie się domem nie było pracą!!)

Oceniam też, że na pracy kobiet społeczeństwo per saldo traci – i to duże sumy. BARDZO DUŻE SUMY!

Warto by to policzyć...

Zobacz też

 

Źródło: Janusz Korwin-Mikke