JustPaste.it

Ekstaza bez pigułek

W kulturach szukano sposobów na to, by osłabić negatywne konsekwencje świadomości. I znajdowano je. odkrywano środki, które „wyrzucały" człowieka ze stanu wiedzy i osobności

W kulturach szukano sposobów na to, by osłabić negatywne konsekwencje świadomości. I znajdowano je. odkrywano środki, które „wyrzucały" człowieka ze stanu wiedzy i osobności

 

Zdarza się to niektórym ludziom. Trwa niedługo, od paru sekund, do najwyżej paru godzin. Czasem następuje po długim przygotowaniu, postach i modlitwach, czasem spada na delikwenta znienacka, jakby piorun w niego uderzył. Człowiek nadal jest tym samym człowiekiem, znajduje się w tym samym miejscu, spogląda na te same rzeczy, ale równocześnie wszystko wokół niego jest całkowicie inne, można by powiedzieć przemienione od wewnątrz. Do tego dołącza się niezwykłe odczucie jedności, pełni, spokoju, czasem przepojone religijną czcią. Pojawia się nowe rozumienie siebie, świata i swojego w nim miejsca. Niekiedy rodzi się przemożne odczucie świętości całej egzystencji i pragnienie zmiany swojego życia. Często łączy się to z zanikiem lęku i głęboką zgodą na własne życie i własny los

 

ekstasis - być na zewnątrz

Tak w uproszczonym opisie wygląda fenomen zwany ekstazą. Stan znany zarówno ojcom pustyni, plemiennym szamanom, buddyjskim mnichom, jak i kochankom, użytkownikom środków psychodelicznych czy praktykującym sporty ekstremalne. W potocznym rozumieniu jest ona niezwykłym doświadczeniem - przyjemnym, wzniosłym i bardzo intensywnym. Czy dlatego jednak jest tak znana i pożądana przez ludzi każdej kultury i religii? Żeby to zrozumieć trzeba sięgnąć po źródłosłów, czyli po grecki termin ekstasis, który oznacza „bycie na zewnątrz siebie". Skąd bierze się w człowieku tak wielka potrzeba wychodzenia poza siebie, że gotowy jest nawet zadawać sobie ból, aby ten stan osiągnąć?

zwierzęta i ekstaza

Warto najpierw zastanowić się, czy zwierzęta znają ekstazę. Innymi słowy: czy, aby jej doznawać, wystarczy być istotą żywą, czy też koniecznie trzeba być człowiekiem? U niektórych gatunków zwierząt możemy zaobserwować stany, które są nieco podobne do ekstatycznych, zwłaszcza podczas zachowań godowych. Zwierzęta stają się wówczas kompletnie obojętne na to, co się dzieje w ich otoczeniu. Tak zachowuje się na przykład głuszec. Kiedy tokuje, wydaje się nie słyszeć i nie widzieć niczego, co dzieje się wokół niego. Jest oszołomiony i niejako „wyrzucony" ze swojego normalnego funkcjonowania. Czy jednak rzeczywiście wychodzi wtedy „z siebie", przeżywa ektazę? Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba najpierw zadać inne: „co mu daje taki stan? czy jest on dla niego na tyle pociągający, że dąży do niego intencjonalnie?". Raczej nie. To, co robi głuszec, jest w całości realizacją scenariusza, który napisała dla niego ewolucja i jego własny udział jest w tym wszystkim znikomy.

Z człowiekiem jest prawdopodobnie trochę inaczej. Z jakichś powodów dla niego pociągający jest sam stan ekstatyczny. Dlaczego? Możliwe są dwie odpowiedzi: albo w tzw. naturalnym stanie człowieka jest coś takiego, co jest dla niego niewygodne, albo w tym, do czego ekstaza prowadzi, jest coś, co go przyciąga. Obie tezy są warte rozważenia. Kluczem do zrozumienia ekstazy wydaje się pojęcie świadomości. To ona daje człowiekowi sporą przewagę nad zwierzętami, ale jednocześnie jest dla niego ogromnym ciężarem. Sprawia, że wszystkie trudy życia, choroby, nieszczęścia, utrata bliskich, a nawet własna śmiertelność są poddane refleksji. W III w. Plotyn przyrównał świadomość do lustra, bo sprawia ona, że każda rzecz, z jaką człowiek ma do czynienia, równocześnie jest odbijana w naszej psychice -nie tylko coś robię, ale też wiem, że to robię. Wydaje się, że zwierzę tego nie wie, że ma inny typ kontaktu ze swoim życiem i ze swoją śmiercią, nie wiemy jaki, ale z dużym prawdopodobieństwem inny. Zwierzę cierpi, ale nie pyta o sens cierpienia. Błażej Pascal uchwycił to najlepiej: „Gdyby nawet wszechświat go [człowieka] zmiażdżył, człowiek byłby i tak czymś szlachetniejszym niż to, co go zabija, ponieważ wie, że umiera, i zna przewagę, którą wszechświat ma nad nim. Wszechświat nie wie nic o tym". Taka jest różnica pomiędzy człowiekiem a każdym zwierzęciem: ja wiem, że umrę, że będę cierpiał, że pewne rzeczy będą się toczyć tak a nie inaczej, zwierzę tej świadomości nie ma.

Drugą, obok wiedzy, nieprzyjemną konsekwencją świadomości jest osobność. Człowiek wie, że gdy umiera, świat nie ginie wraz z nim. Jeśli jestem ranny, jeśli cierpię, jeśli jestem chory, to cierpienie jest tylko moje. Nawet gdy są przy mnie bliskie osoby, nawet gdy przynależę do rodziny, grupy, to istnieją granice między mną a nimi, które stanowią o mojej odrębności i przez które w normalnych warunkach oni nie mogą przeniknąć, aby współbyć ze mną.

Dlatego od wieków, we wszystkich kulturach szukano sposobów na to, by osłabić te negatywne konsekwencje świadomości. I znajdowano je. Przypadkiem lub celowo, odkrywano środki, które „wyrzucały" człowieka ze stanu wiedzy i osobności.

Pierwsze remedium znaleziono w chemii: w grzybach, kaktusach, w sfermentowanym miodzie albo owocach, czyli w tym, co dzisiaj nazywamy narkotykami i alkoholem. Wywołane przez nie oszołomienie uwalnia skutecznie (choć tylko na krótki czas) od wiedzy o śmiertelności i osobności. Dlatego właśnie ludzie piją i biorą narkotyki, mimo że doprowadza ich to do upodlenia i samozniszczenia. W wypadku niektórych narkotyków z grupy halucynogenów często mają wrażenie, że dostają nowego rodzaju wiedzę. Nie jest ważne, czy to, co wtedy przeżywają, jest prawdziwe czy iluzoryczne. Siła tego doświadczenia sprawia, że chcą je ponawiać. Odczuwają na przykład z przemożną siłą, że są w jakichś przedziwnych więziach z innymi ludźmi, z niebem, z kamieniami, z całą naturą... Ciało przestaje być dla nich granicą, czują, że są wszędzie. Z punktu widzenia tradycyjnej psychiatrii znajdują się w stanie „sztucznej", wywołanej psychozy: mają halucynacje, słyszą głosy, nie są w stanie odróżnić iluzji od rzeczywistości. Od najdawniejszych czasów ludzie na całym świecie używali środków halucynogennych, zwłaszcza w Ameryce Środkowej, w północnej Europie oraz na Syberii. W pewnym momencie jednak w większości miejsc porzucono je na rzecz alkoholu. Alkoholowa ekstaza nie ma elementu poznawczego - zabiera świadomość i nie daje nic w zamian. Ze względu na to wydaje się bezpieczniejsza.

Drugim powszechnym lekiem na świadomość stał się seks. Większość zwierząt nie zna erotyki, seks służy im tylko do prokreacji. Wyjątkiem są m.in. szympansy bonobo, które używają seksualności na wiele sposobów, na przykład do budowania więzi czy na powitanie. Człowiek ma bardzo rozbudowaną sferę erotyki, seks może mu służyć do okazania dominacji, do pocieszania, do zdobycia materialnego… W pewnym momencie ludzie dostrzegli w nim także sposób na transcendowanie.

Później odkryto jeszcze inne praktyki, dzięki którym zawsze można było osiągnąć stan ekstazy. Pierwotnie były to głównie zachowania deprywacyjne: niewyspanie, głodzenie się, przebywanie w ciemności, odosobnienie, sensoryczna jednorodność... Mnisi, którzy udawali się na pustynię, decydowali się właśnie na taką sensoryczną jednorodność - zamiast barwnych krajobrazów widzieli tylko piach. Jeśli dołączymy do tego głód, niewyspanie i samotność, otrzymamy zestaw bodźców naturalnie sprzyjający powstawaniu wizji.

Obserwując świat natury, a zwłaszcza zachowania godowe zwierząt, ludzie znaleźli kolejne sposoby osiągania ekstazy. Dostrzegli na przykład, że odtwarzanie rytmów wywołuje pożądane przez nich stany odmiennej świadomości. Człowiek, jak cała przyroda, jest rytmiczny. Rytm jest najbardziej pierwotnym jego doświadczeniem - od chwili poczęcia „słyszy" i „czuje" miarowe bicie serca matki. Gdy Indianie chcą odtworzyć głęboki stan wspólnoty i jedności w swojej wiosce, wygrywają na bębnie dzień i noc rytm serca. Ma to rodzić poczucie bezpiecznego schronienia w łonie Matki Ziemi. Później odkryto techniki oddechowe, a potem kolejne rzeczy, które wyrzucają ze stanu „gorzkiej wiedzy" i osobności. Wraz z upływem czasu ludzie uporządkowywali sobie te różne doświadczenia, rozwijali je, wysubtelniali, katalogowali. Tak właśnie rodziły się różne techniki medytacji, kontemplacji, rozmaite typy zachowań religijnych.

typy ekstazy

Badacze, przyglądając się temu, jak wygląda ekstaza w różnych religiach czy kulturach, wyróżnili trzy podstawowe jej typy: wulkaniczną, oceaniczną i noetyczną.

Doświadczenia wulkaniczne polegają na tym, że coś w nas stopniowo narasta, a potem szybko ulega rozładowaniu. Niektórzy badacze uważają, że ten typ ekstazy jest symbolicznym odtworzeniem porodu. Kiedy przeciskaliśmy się przez drogi rodne - najpierw było coraz straszniej i straszniej, a potem nastąpiło ogromne rozluźnienie. Taka ekstaza nie musi wiązać się z żadną wiedzą. Pozytywny stan nie wynika z tego, że coś osiągnąłem, ale z tego, że przestałem cierpieć. Działa na zasadzie kompensacji: nie miałem, nie miałem, i nagle mam. Wulkaniczna ekstaza jest prostym typem ekstazy, bo jest najbardziej organiczna. Jedzenie i seks to najlepsze jej przykłady. Głód czy seksualne podniecenie nie są przyjemne same w sobie, a jedynie wtedy, gdy jest nadzieja na ich zaspokojenie; jeśli jej nie ma - są po prostu dojmująco przykre. Dopiero po rozładowaniu napięcia człowiek odczuwa przyjemność, bo nie jest już głodny czy podniecony. To odczucie jednak szybko mija. Dlatego obecne w wielu tradycjach religijnych wyobrażenie wiecznego życia jako nieustającej uczty czy związku ukochanej z ukochanym („Pieśń nad pieśniami") nie jest przypadkowe, wspólnota oraz brak głodu i napięcia popędowego jest najłatwiejszym sposobem wizualizacji wiecznego szczęścia.

- fragment
BARTŁOMIEJ DOBROCZYŃSKI

 

 

 

 

Źródło: Bartłomiej Dobroczyński