JustPaste.it

1998

 

Jajko rozlało się po patelni z odgłosem cichego syczenia, kiedy do kuchni wbiegła Martyna.

- Dzień dobry- odezwała się wesoło, siadając przy pokrytym kraciastą ceratą stole.

Tomek mruknął w odpowiedzi coś niezrozumiałego, nawet na nią nie spojrzawszy.

- Czy coś się stało?- zagadnęła dziewczynka, po chwili patrzenia na skupioną twarz chłopaka.- i… coś chyba przypaliłeś.

- Wiem- Tomek w końcu się odwrócił- to takie dziwne? Zdarza się każdemu! Powinnaś docenić, że robię ci śniadanie, a nie robić mi uwagi, jak je robię! To miał być mój pierwszy omlet...

Usłyszawszy to wyznanie, Marta uśmiechnęła się, nie zwróciwszy uwagi na bezpodstawną złość chłopaka. Zakryła dłońmi usta, nie chcąc sprawić mu przykrości, nie pomogło to jednak powstrzymać kilku cichych parsknięć, które wkrótce przerodziły się w głośny śmiech.

- No co?- oburzył się kucharz- amator- na pewno jest cała masa rzeczy, których ty też nie umiesz zrobić!

Martyna zeskoczyła ze stołka i bez słowa wyrwała mu patelnię. Wrzuciła ją do pełnego brudnych naczyń zlewu, poczym w ciemności znalazła nową.

- Olej- poprosiła, wyciągając rękę. Wylała kilka kropel gęstej cieczy, poczym rozbiła dwa jajka.

- Teraz mleko i cukier- wydawała rozkazy poważnym tonem- no i rozłóż talerze na stole.

- Ja nie jem- zaprotestował Tomek.

- Jesz, jesz, nie ma gadania. Musisz się zdrowo odżywiać.

- Masz osiem lat i mówisz mi, jak powinienem jeść?- zaśmiał się chłopak, tarmosząc jej jasną grzywkę.

- Usiądź- mruknęła dziewczynka, dziwiąc się nagłej zmianie nastroju towarzysza.

Ostrożnie zaniosła patelnie do stołu.

Śniadanie jedli bez słowa, w ciemności uważnie się sobie przyglądając.

- Kiedy wrócę do mamy?- przerwała nagle milczenie Marta.

Widelec wypadł Tomkowi z dłoni. Chłopak ze zdenerwowaniem otarł wierzchem dłoni zaczerwienioną twarz.

- A… dlaczego chcesz wracać?- Zapytał po chwili.

- Chcę do mamy.- W oczach dziewczynki zaszkliły się łzy.

Wiedział, że tak będzie. Dzieci, te odważniejsze, są na tyle naiwne, żeby zaufać nieznajomemu, który obiecuje im coś cennego, ale mama zawsze będzie mamą- kimś, kto przytuli, pogłaska po głowie i poprowadzi za rękę przez ten wcale nie łatwy początek życia. W głowie Tomka tłoczyło się mnóstwo słów. Jak przekonać wymarzoną, ukochaną córkę do porzucenia myśli o powrocie do domu?

- Teraz...- zaczął powoli, przeciągając sylaby- może zamieszkasz na kilka dni tutaj? Będziemy robić dużo ciekawych rzeczy, ty, ja i miś, nie chcesz? Mam tu dużo miejsca, czuję się trochę... samotny. Będziemy przyjaciółmi, chcesz?

Martyna słuchała go uważnie. Przygryzając dolną wargę małych ust powstrzymywała płacz.

- Mama i tak wyjechała- szepnęła drżącym głosem.

- To pewnie zostałaś z tatą?- Tomek postanowił wykorzystać chwilę słabości dziecka i dowiedzieć się więcej o jej życiu.

- Nie mam taty- odpowiedziała krótko, dając do zrozumienia, że nie powie więcej na ten temat.

- Z bratem? Z siostrą?- dopytywał się

- Z ciocią. To ona zgubiła mojego misia.

- Ale ja go znalazłem. Dlaczego chcesz tam wrócić, jeżeli jej nie lubisz? Zostań tutaj. Zostań Marta, tak?

Jego ton był tak stanowczy, że dziewczynka znowu poczuła strach przed tym dużym, dziwnym człowiekiem, który siłą sprowadził ją do swojego ciemnego życia.

- Tylko na chwilę- Martyna próbowała go uspokoić- muszę po prostu chwilę porysować, a moje kredki zostały w tamtym domu.

- Nie będziesz rysować- Tomek z trudem próbował opanować złość.

Wtedy w ciemności błysnęły łzy, spływające po jasnych policzkach dziewczynki.

- Ale ja chciałam narysować coś dla ciebie- jęknęła, pociągając nosem.

- Nie. Zrobiłaś mi dziś śniadanie, dziękuję bardzo, jesteś dużą dziewczynką, nie chcę żebyś rysowała.

- Ale dlaczego nie?- Marta nie ustępowała.

Chłopak nie odpowiedział. Bez słowa wstał i wyszedł. Po chwili wahania przeszedł do swojego pokoju na górze. W panującej w sypialni ciemności odnalazł szafkę nocną. Otworzył drewniane, pokryte odrapaną farbą drzwiczki i zaczął wyrzucać całą zawartość na środek pokoju. Nagle po podłodze coś się potoczyło. Był to stary, zielony ołówek. Wkrótce znalazł cały komplet kredek. Zebrał wszystkie razem i pobiegł z powrotem do kuchni.

Tam, zdziwiony zauważył, że wszystkie naczynia zostały pozmywane i poukładane na swoje miejsce. Martyny jednak nigdzie nie było.

- Mała!- krzyknął przerażony w mrok korytarza.

Marta nie odpowiadała. 

- Ona nie mogła uciec- szepnął drżącym głosem.

Zawołał jeszcze kilka razy, lecz dziewczynka nie przychodziła. Do zielonkawych oczu Tomka napłynęły łzy. Wytarł je rękawem, oparł się plecami o ścianę i powoli osunął na zimną, kamienną posadzkę. Przez kilka minut trwała w nim chęć uspokojenia się, łapczywie wdychał ciężkie powietrze, z trudem przepływające przez skurczone oskrzela do wyniszczonych długą chorobą płuc. Jednak coraz bardziej niespokojne bicie serca w wątłej klatce piersiowej chłopaka i narastające uczucie lęku szybko wyparło tą myśl. Strużki potu pojawiły się na bladych skroniach. Chłopak nie czuł już nawet chłodu bijącego od podłogi, do której przylegał już całym ciałem.

- Ona nie mogła uciec- powtórzył, podciągając kolana pod brodę.

Chowając twarz w dłoniach wybuchnął płaczem, który po kilku chwilach przerodził

się w głośne, histeryczne jęki.

- Nie wolno płakać!- krzyknął nagle i uderzył się zaciśniętą pięścią w twarz, co wywołało jeszcze gorszy stan.

Skulił nerwowo drżące ramiona, poczym przymknął oczy, ponownie próbując się wyciszyć. Wciąż jednak nachodziły go myśli o samotności, tak bardzo dokuczającej mu w ciągu ostatnich lat, na którą wspaniałym i zaskakująco działającym lekarstwem miała być obecność wymarzonego dziecka.

- Jestem- usłyszał nagle gdzieś nad sobą wystraszony głos- Wszystko będzie dobrze.

Dziewczynka uklęknęła przy Tomku i wzięła jego głowę na swoje kolana.

- Jestem tu przy tobie- mówiła cicho, wplatając drobne palce w czarne, miękkie, lekko kręcone włosy- i zawsze będę.

- Mam dla ciebie kredki- szepnął chłopak, wbijając wzrok w garść kolorowych ołówków trzymanych w zaciśniętej dłoni.

Wciąż jednaknie był spokojny, mimo że czuł już przy sobie obecność ukochanej. Od tego momentu zaczął zdawać sobie świadomość, jak trudno będzie utrzymać Martynę przy sobie, jak trudno będzie zachować ich związek w tajemnicy oraz przekonać dziecko, żeby całkowicie mu zaufało.

- Dziękuję- Martyna pochyliła się, tak, że jej białe, proste włosy spływały na podłogę i pocałowała Tomka w czoło.

- Potrzebuję wyjść na dwór- odezwała się ponownie kilka minut później.

- Nie możesz- zaprotestował stanowczo chłopak, zaciskając palce na jej drobnych dłoniach tak mocno, że dziewczynka jęknęła.

- Dlaczego nie?

- Ktoś cię jeszcze zobaczy. A ja nie chcę, żeby mi ciebie zabrali- Tomek usiadł i spojrzał w jej wystraszone, błękitne oczy.

- Obiecuję, że nic się nie stanie!- Łzy skapnęły na letnią, zieloną sukienkę- a nawet jeżeli ktoś mnie znajdzie, to ja cię nigdy nie zostawię!

- Ale oni cię zabiorą!- krzyknął z wściekłością.

Martyna instynktownie zakryła głowę, obawiając się ciosów. Myślała o ucieczce, jednak strach przed człowiekiem, którego dyszenie słyszała gdzieś nad swoim małym ciałem, był silniejszy.

- Proszę…- jęknęła, podnosząc błagalny wzrok na jego zaczerwienioną ze złości twarz- boję się tej ciągłej ciemności, muszę wyjść chociaż na chwilę, proszę…

Tomek nie wytrzymał. Niespodziewanie uderzył delikatny policzek dziewczynki otwartą dłonią. Ta skuliła się jeszcze bardziej i zaczęła płakać. Dopiero słysząc odgłos tych cichych jęków uprzytomnił sobie, co właśnie zrobił.

- Przepraszam…- szepnął- ja nie chciałem, wybacz mi, proszę, ja nie chcę, nie idź, nie chciałem…

Nagle przerwało mu głośne pukanie do drzwi.

- Idź do kuchni- rzucił w stronę leżącej na podłodze Marty, nagle odzyskawszy przytomność umysłu.

Dziewczynka posłusznie wstała, i patrząc z lękiem na drzwi wejściowe, opuściła korytarz. Tomek przeczesał drżącą dłonią krótkie włosy, poczym po chwili wahania otworzył. Na progu stała niska, gruba, wyglądająca na bardzo wystraszoną, kobieta.

- Przepraszam…-odezwała się cicho, wpatrując się w chłopaka małymi, otoczonymi zmarszczkami oczami- zaginęła dziewczynka.

Przez głowę Tomka przelatywała niezliczona ilość myśli. To musiała być krewna Martyny, na pewno widział ją już wcześniej w okolicy, co może teraz zrobić? Na pewno się nie przyzna, na pewno nie odda Marty tej strasznej kobiecie o wielkiej, różowej twarzy prosiaka, nawet, jeżeli jest to matka, babcia czy ta zła ciotka dziewczynki. Czy powinien udać współczucie? A może po prostu zatrzasnąć wielkie, dębowe drzwi tuż przed jej małym, zadartym, świńskim nosem? Nie, to by mogło wzbudzić podejrzenia, zwrócić uwagę. Powiedzieć, że widział małą, czy że nie zna żadnych dzieci z okolicy?

Kobieta skończyła już swój monolog i patrzyła teraz na niego pytająco.

- Niestety…- odparł z wahaniem chłopak- bardzo mi przykro, rozumiem pani ból, bo sam straciłem już dawno rodziców, ale obawiam się, że nie mogę pani pomóc. Nie wychodzę często z domu, mam problemy z nogami, nie widuję tu dzieci. Ale proszę zostawić mi swój numer telefonu, jakbym zauważył coś niepokojącego, natychmiast panią powiadomię.

Patrzył współczującym wzrokiem, podczas gdy kobieta zapisywała ciąg cyfr na kawałku papieru. Uśmiechnęła się smętnie na pożegnanie i kiwając na boki ciężkim ciałem odeszła wąską alejką w stronę furtki. Tomek zatrzasnął drzwi ciężko dysząc ze zdenerwowania. Przytulił rozgrzany policzek do zimnej ściany, próbując zebrać myśli.

- Kto to był?- usłyszał dobiegający z kuchni głos Martyny.

- Zbierają…pieniądze… na… dom dziecka!- odkrzyknął, po chwili zastanowienia.

- Dałeś im coś?

- Tak, oczywiście.

Chłopak wpadł do kuchni i chwycił przerażoną dziewczynkę za szczupłe ramiona.

- Nie wolno ci nigdzie wychodzić. Będę już dobry, ale obiecaj mi, że nigdy sama stąd nie wyjdziesz. Szukają cię. Nie możesz się pokazać, bo wtedy cię mi zabiorą-powiedział spokojnie.

- Mogę… się przebrać, wtedy mnie nie poznają- zaproponowała drżącym głosem Marta.

- Tak, przebierzesz się, chodź!- ścisnął jej rękę i szarpiąc pociągnął ją za sobą na górę, do łazienki.

Tam posadził ją na niskim, drewnianym stołku, a sam zaczął przeszukiwać szafki wiszące nad umywalką. W końcu wyciągnął z jednej z nich zielone pudełko. Dziewczynka z przerażeniem przyglądała się, jak otwiera je i wysypuje na granatowe kafelki białą tubkę i zapisaną małymi literkami kartkę.

- Chodź tu- rozkazał.

Marta powoli wstała, poczym posłusznie zrobiła kilka kroków w jego kierunku. Chłopak chwycił jej długie, jasne włosy i wycisnął na nie całą zawartość tubki.

- Co to jest?- zapytała dziewczynka, marszcząc mały nosek.

Pasta była źródłem ostrego, duszącego zapachu.

- Zaraz zobaczysz. Zostań tu, za pół godziny spłucz to dokładnie- poinstruował ją i wyszedł.

Trzy kwadranse później z łazienki dobiegł go głośny krzyk. Długie, sięgające drobnej talii, błyszczące włosy dziewczynki przybrały kruczoczarną barwę. Na ten widok  Martyna wybuchnęła głośnym płaczem. Tomek z ciężkim sercem przysłuchiwał się temu po drugiej stronie drzwi. Po chwili Marta stanęła na progu.

- Coś ty zrobiła!- krzyknął chłopak, załamując ręce.

- One były brzydkie- jęknęła dziewczynka, spuszczając nieśmiało wzrok.

Krótkie, niedbale obcięte kosmyki włosów posypały się na zapłakaną twarz

- Poza tym teraz tym bardziej mnie nie poznają.

Podbiegła do Tomka i zarzuciła drobne rączki na jego szyję.

 

*

 

21.07.1998

Czemu popełniam tyle ich błędów? Jestem złym ojcem, nie chcę być złym ojcem. Co mam zrobić, żeby przestać się denerwować? Muszę ją ukrywać, wszyscy jej szukają. A ja podarowałem jej kredki, jedyne co posiadałem, będąc dzieckiem. Co się ze mną dzieje? Co to dziecko ze mną robi? Ona płacze, ja płacze. Już nie jest aniołkiem. Pozbyliśmy się jej włosów. Dla mnie zawsze będzie istotką zesłaną z nieba, specjalnie dla mnie. To musiało być przeznaczenie, że ją zobaczyłem, że ona tu jest. Tylko

dlaczego nie mogę pokazać mojego szczęścia światu? Chcę, żeby widzieli, jak ośmiolatka może zmienić życie. A teraz śpi. Cicho, niewinnie. Uderzyłem ją. Zasługuję na karę, muszę być dla niej dobry, muszę dać jej prezent. DLACZEGO ONA NIE WRACA DO DOMU?