JustPaste.it

Zimowy sen nieobojętnych

Postawa przyzwoitego człowieka myślącego przyjęta przez możliwie największy odsetek ludzi jest czynnikiem warunkującym powstanie i trwanie społeczeństwa obywatelskiego. Czymże jednak jest ta postawa? Słowa ją określające posiadają szerokie spektrum znaczeniowe i można je różnorodnie interpretować, jednakże w kontekście światopoglądu lewicowego stają się pozytywnym predykatem istoty społecznej o poglądach ukształtowanych głęboką refleksją filozoficzną.

           Lewica i Kościół. Jak jest? Jak być powinno? – pod takim hasłem odbył się 28 czerwca w warszawskim Klubie Księgarza panel dyskusyjny z udziałem Jerzego Urbana, dra Piotra Rymarczyka, redaktorów kwartalnika Bez Dogmatu oraz prof. Barbary Stanosz – niestety ze względów zdrowotnych obecnej tylko „duchem”, jak sama to określiła.

           Na wstępie odczytano list prof. Stanosz (zobacz treść listu), który okazał się być dobrym przyczynkiem dla gorącej debaty. Debaty, która już na początku potoczyła się w zaskakującym kierunku skupiając się na człowieku oraz wpływie polityki na postawę obywatelską. Chyba dobrze, bo dzięki temu dyskusja stała się ciekawsza dla zgromadzonych i wymagała od nich odrobinę większego wysiłku intelektualnego. Jeden z panelistów wyraźnie podkreślił, że nie ma sensu prezentować obecnego stanu polskiej lewicy, bo wszyscy zebrani mają już na ten temat ugruntowane i w znacznej mierze zbieżne poglądy. Pani profesor, jako autorytet w dziedzinie logiki i semantyki, zwróciła uwagę na rozmycie terminu „lewica”, który zatracił swoje pierwotne znaczenie we współczesnej Polsce. Podkreśliła istotę indywidualnego światopoglądu, postawę przyzwoitego człowieka myślącego, która wg mnie jest kluczem do odczytu przesłania całej dyskusji i motywacją do dalszej autorefleksji.

           Odnosząc się do Kościoła, bo przecież ten, a ściślej klerykalizm był ważnym elementem rozmowy, zdezawuowano jego znaczenie w niemalże każdym aspekcie życia społecznego. Już na wstępie padło stwierdzenie, że religie narodziły się z potrzeb poznawczych, w czasach, gdy rozum nie potrafił sobie poradzić z elementarnymi problemami filozoficznymi. W dzisiejszych czasach, w coraz to bardziej kosmopolitycznym świecie, odwoływanie się do retoryki bogoojczyźnianej, o czym wielokrotnie pisała Barbara Stanosz na łamach Bez Dogmatu, jest antyintelektualne i anachroniczne. Nieustanna i faworyzowana przez większość mediów argumentacja oparta o stwierdzenia neutralne poznawczo, tym samym niemożliwe do sklasyfikowania, jest największym zagrożeniem dla współczesnej demokracji i wolności osobistej. Żeby nie przytaczać różnorakich manipulacji językowych, swoistych gwałtów na języku, dokonywanych wszelakimi metodami, począwszy od budowania definicji perswazyjnych, poprzez błędy ekwiwokacji, mistyfikacje semantyczne, kończąc na argumentacji opartej na opiniach. Często słyszymy przecież o prawie naturalnym, czy też uniwersalnych wartościach chrześcijańskich wpajanych nam ex katedra.

bb4717004b68c0087eab02cfcd18036f.jpg

           Wszystkie te czynniki odbijają swe piętno na społeczeństwie i im bardziej ludzie są na nie podatni, tym mocniej oddziałują one na odbiorców. Media i tzw. „inteligencja” przepuszcza wszystkie takie nadużycia z przymrużeniem oka. W swoistej zmowie milczenia znalazła się większa część społeczeństwa. Wpływowi nabrali wody w usta, głosów krytyki w Polsce się nie słyszy. Niestety z każdym kolejnym nadużyciem choroba demokracji postępuje. Brak oporu daje żer Kościołowi, który wykorzystuje taką sytuację dla rozszerzania własnych wpływów. „Kościół zagarnął swobody obywatelskie, a lewica nie sprzeciwiła się” – mówił Piotr Rymarczyk. I jest w tym wiele prawdy. Każde precedensowe nadużycie Kościoła, wobec którego krytyka przechodzi bez echa, przeciera szlak kolejnym, a samo staje się regułą. Tak było z ustawą antyaborcyjną, tak też było z wprowadzeniem religii do szkół. Początkowo zapewniano, że katecheci będą pracować za darmo. Uczestnictwo w zajęciach religii wymagało pozytywnej deklaracji. Stopniowo jednak państwo poszło na ustępstwa i związki tronu z ołtarzem zaczęły się zacieśniać. Zrównywanie religii z innymi przedmiotami postępuje na zasadzie równi pochyłej. Każdy zaakceptowany postulat Kościoła pociąga za sobą następny. I tak niebawem przedmiot ten stanie się obowiązkowy wraz z etyką, nauczaną również przez księży i katechetów rzymskokatolickich.

           Społeczeństwo wchodzi w rutynę i przyzwyczaja się. Powstaje swoisty rytuał, o którym pisze Tomasz Żukowski w artykule „Świat jako wiara i przedstawienie” w najnowszym numerze Bez Dogmatu. W Polsce nie dyskutuje się o Bogu, podobnie jak nie dyskutuje się o nim w krajach zachodnich. Różnica polega jednak na tym, że na Zachodzie o sprawach tych po prostu nie wypada rozmawiać, jako o rzeczach niepoważnych, natomiast u nas wszystko, co było na ten temat do powiedzenia zostało już powiedziane i nie wolno tego kwestionować. By zegzemplifikować tezę na „poziomie ulicy” przytoczę przykład dwóch piętnastolatków z Płocka, którzy na elewacji kościoła św. Krzyża napisali, że Bóg nie istnieje. Poza zarzutem niszczenia mienia odpowiedzą również za obrazę uczuć religijnych.1 Wydaje się to może nieco kuriozalne, nie chcę usprawiedliwiać wandalizmu, jednak arbitralne decydowanie o tym, co obraża, a co nie staje się plagą w tym kraju i prowadzi do ograniczania wolności słowa oraz ekspresji artystycznej.2

78a8aeff07ec72af3f91c38be9f4a086.jpg

           Obywatele wchodzą w nawyk konformizmu, zanika odwaga cywilna. Za głośny sprzeciw grozi ostracyzm, pozostaje jedynie bierność lub pokazowe poparcie. Ta apatia społeczna – jak stwierdził dr Rymarczyk – implikowana jest neoliberalizmem upośledzającym społeczeństwo obywatelskie. Bierność przekłada się również na politykę i w owej rytualizacji życia należałoby się dopatrywać klerykalizacji polskiej lewicy i w konsekwencji pogłębiania się państwa wyznaniowego w Polsce. „Aktorzy tego teatru, częściej niż to sobie wyobrażamy, odgrywają role, które są im obce. Moc sprawcza tak zwanej tożsamości zbiorowej to nic innego jak przymus uczestnictwa w rytuale, presja, jaką wywiera na nas anonimowa masa >>wszystkich innych<<, a właściwie nasze wyobrażenie o niej”.3 Stąd też politycy, zwłaszcza lewicowi, zaczęli żerować na coraz „chodliwszych” wartościach chrześcijańskich, co osłabiło pozycję prawicy i ta by nie tracić wyrazistości zradykalizowała jeszcze bardziej swoje prokościelne poglądy.

           Na znaczeniu zyskał polityczny koniunkturalizm; Jerzy Urban zgodził się, że nagłe nawrócenia polityków wywodzących się z dawnej PZPR to próba zbicia kapitału politycznego. Jednakże źródeł takiego postępowania dopatrywać się należy jeszcze w poprzednim ustroju – kiedy to komunista siedział naprzeciw przedstawiciela narodu w sutannie, za którym stały masy. Z czasem też komunista ten uwierzył i nadal wierzy, że Jan Paweł II obalił ówczesny system. Stał się pokorny i przychylny Kościołowi, albowiem tylko tak mógł przetrwać. „Kopać się z Kościołem, to jak kopać się z koniem” – porównał redaktor tygodnika „NIE”.

           Zastanawiając się nad postawą 60% wyborców, wydawałoby się indyferentnych politycznie – nieprzejmujących się losami kraju i pośrednio własnym dobrobytem zadałem sobie pytanie, czy Polacy to naród głupi, czy po prostu znudzony ciągłym bałaganem i złudnymi nadziejami, za które po części winę ponosimy my wszyscy. Bo skoro nie potrafimy walczyć o swoje, to milcząc przyzwalamy rządzić nami ludziom o poglądach skrajnie konserwatywnych i marginalnych w skali całego społeczeństwa. Ale z drugiej strony niektórzy walczą; jest nadzieja na przebudzenie młodzieży, która pokazała swoją nieobojętność w protestach przeciw Giertychowi. Niestety, protest prawie stu pięćdziesięciu tysięcy ludzi został zbagatelizowany przy wykorzystaniu wspomnianych na początku manipulacji językowych. Rząd oraz powolne mu media ponownie zastosowały zasadę bezkrytycznego podejścia do wartości „uniwersalnych”. Protest przeciw niewłaściwemu ministrowi edukacji został utożsamiony z walką z uniwersalnymi wartościami chrześcijańskimi. Wiece uliczne zorganizowane przez męty wszelkiej maści, lewactwo oraz pacyfistów są zagrożeniem dla zdrowego i solidarnego życia w państwie prawa. Powstała więc już nowomowa IV Rzeczpospolitej4; katopropaganda – utożsamianie wrogów politycznych z wrogami narodu i narodowych wartości, analogicznie jak czyniła to dawniej jedynie słuszna partia komunistyczna.

           Jest to ewidentna porażka zwolenników społeczeństwa obywatelskiego. Każda taka przegrana zniechęca walczących i wzmacnia rządzących. Nasza bierność jest istotnym wskaźnikiem dla władzy, pozwalającym jej ocenić granicę ingerencji w nasze swobody. A zatem jako przyzwoici ludzie myślący powinniśmy przede wszystkim wzdragać się od konformizmu, faworyzować odwagę cywilną i pokazywać ile wolno władzy. Klerykalizacja prowadzi do osłabienia demokracji. Władza oddala się od obywatela, obywatel od władzy. Klasyczny już podział na „my i oni” zapuszcza głębokie korzenie w świadomość społeczną i jest korzystny dla rządzących.

           Na zakończenie powyższych refleksji – nie tylko moich, bo również autorów poszczególnych artykułów 68. numeru Bez Dogmatu poświęconego w całości państwu wyznaniowemu muszę z całą odpowiedzialnością przyznać, iż dyskusja panelowa zorganizowana przez Redakcję BD była dla mnie swoistym podsumowaniem dla całego wydania BD traktującego o problematyce klerykalizmu. Była czymś w rodzaju kompendium numeru, które pozwoliło lepiej dostrzec procesy zachodzące w społeczeństwie. Przyznam szczerze, iż żałuję, że nie mogłem pozostać na część kuluarową by zamienić na osobności parę słów z uczestnikami dyskusji, niemniej wracając pociągiem do Krakowa, jednym tchem i z wielkim zapałem przeczytałem ponownie wszystkie artykuły z Bez Dogmatu. Pozostaje tylko pogratulować organizatorom wielce udanej dyskusji oraz czegoś, co jest chyba ważniejsze: wydania pisma, w którym wszystkie teksty przenikają się i są ze sobą związane, tworząc niejako całościowy obraz zagrożenia wolności obywatelskiej w Polsce. Idąc za przykładem posłanki Senyszyn powiem. Polacy! Wszyscy uśpieni, lecz nieobojętni, wstańcie i odnówcie oblicze ziemi, tej ziemi.

Przemysław Piela

Przypisy:


1. Źródło: Kronika kwartału [w:] „Bez Dogmatu”, numer 68
2. O uczuciach religijnych pisałem na łamach Racjonalista.pl: http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,4665
3. cyt. za: T. Żukowski, Świat jako wiara i przedstawienie, [w:] „Bez Dogmatu”, numer 68
4. Zobacz także: P. Piela, Kaczyzm – klucz do sukcesu, http://www.ateista.pl/articles.php?id=141


Fotodygresja:

1e1023ad9edab8d8de89ec0eac7ed858.jpg 
 źródło: ateista.pl 

 

Autor: Przemysław Piela