JustPaste.it

Dura lex? No dobra, ale co dalej?

Tekst niniejszy nie dotyczy picia, lecz palenia. Autor nie jest palaczem, ale lubi myśleć i porównywać, a poza tym kocha wolność wyboru… Towaru coraz bardziej reglamentowanego…

Tekst niniejszy nie dotyczy picia, lecz palenia. Autor nie jest palaczem, ale lubi myśleć i porównywać, a poza tym kocha wolność wyboru… Towaru coraz bardziej reglamentowanego…

 

 

16 stycznia 1919 był początkiem chyba najbardziej barwnej i obłudnej ery Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Data ta nie oznacza bynajmniej zniesienia jakiś ograniczeń, czy zakazów – wręcz przeciwnie. Na mocy 18. poprawki do Konstytucji Stanów Zjednoczonych (pomińmy milczeniem nazwisko autora), w USA zakazano produkcji, importu i eksportu, przewozu oraz sprzedaży wszelkich napojów alkoholowych na terenie USA. Dbając o zdrowie narodu, postanowiono zniszczyć źródło zarazy, nie zakazano jednak kupowania ani picia tych napojów – w końcu Stany Zjednoczone to ojczyzna demokracji. Efekt wprowadzenia tej radosnej twórczości ustawodawców był żałosny: pito na umór, gangi i mafie wszelkiej maści robiły fortuny.Na przykład polska mafia, jaka działała w tym czasie na kontynencie północnoamerykańskim kontrolowała lekko ponad 10% obrotu nielegalnym alkoholem. Do dziś powstają filmy o czasach mrocznych panów w kapeluszach na głowach i z tomiganami w dłoniach, strzelających do siebie w walce o beczułki whisky. W końcu, 3 grudnia 1933, 21. poprawka zniosła prohibicję. Z organizacjami przestępczymi, które wtedy zyskały po raz pierwszy potęgę, praktycznie nie poradzono sobie do dziś. Prohibicja jeszcze gdzieś na świecie dycha, ale ma się marnie. Zakaz nie podziałał.

 

A co ma picie do palenia? Oba nałogi do najzdrowszych nie należą i oba powodują swędzenie paluszków u regulatorów i populistów. Przykładem bezsensowne regulacje, jakie mnożą się w zakresie palenia w Europie, ale nie tylko – Japonia, RPA, Kalifornia mają również swoje regulacje, ale tylko Butan, jako jedyne państwo na świecie zakazał obok palenia, również sprzedaży papierosów. Jak widać, niezależnie od regionu świata, nie bacząc na naturę ludzką, tworzone są puste zakazy, ograniczenia, kary, wszystko w imię zdrowia palacza i jego otoczenia. I o ile należy pochwalać walkę z tzw. biernym paleniem, o tyle całkowite zakazywanie palenia wskazuje na to, że politycy i działacze nie czytają historii i nie wyciągają żadnych wniosków z przeszłości. Na przykład z czasów prohibicji. Obecnie w Polsce toczy się po cichutku projekt wprowadzenia zakazu palenia we wszystkich miejscach publicznych. Zapisy o jakich słyszałem najpierw szokują, potem śmieszą, ale jakoś przez łzy. Najciekawszy to zakaz palenia w odległości 10 metrów od budynków objętych zakazem. A jak stoją dwa obok siebie, to co? Najbliższa strefa wyjdzie jakoś tak z 10 metrów za rogatkami miasta? To się biedny palacz nabiega, bo przecież nikt nie zakazuje jednocześnie sprzedaży papierosów. Czyli palić wolno, ale nie ma gdzie. Taka wersja prohibicji na odwrót.

 

To co niezdrowe zazwyczaj dobrze smakuje, a to co zakazane –jeszcze lepiej. To prawda powszechnie udowodniona i nie ma co z nią walczyć. Palenie jest tym z nałogów, który rujnuje zdrowie zarówno palącego, jak i szkodzi otoczeniu – dym wdychany przez osoby będące w towarzystwie palacza jest równie szkodliwy, co ten wdychany bezpośrednio. To powoduje, że palenie to poważny problem społeczny, przed którym trudno uciec. Dym otacza nas na przystankach autobusowych, w biurach, pubach, szkołach, szpitalach… Czy tego chcemy, czy nie – palacze narzucają swój nałóg innym. A więc, może jednak zakazać? Doświadczenie pokazuje, że nic to nie da – nałóg, to nałóg. Nie będzie palić w biurze, pójdzie pod wiatę pobliskiego przystanku. I, jak mówił Michnikowski w skeczu – będzie dymić. Chronić jednak się trzeba, więc co robić? A może by tak umożliwić palenie tak, by nie szkodzić innym? Dziś wydaje się, że jest to już możliwe – istniejące systemy techniczne pozwalają na stworzenie miejsc, gdzie można palić nie narażając np. dzieci na wdychanie dymu z papierosów. Co prawda, na systemach tych ciąży ciągle, a niesłusznie, odium swoistych „komór gazowych”, co powoduje niechęć do wprowadzenia rozwiązań legislacyjnych, które nałożyłyby obowiązek do instalacji ich w miejscach publicznych. Wspominam o niesłuszności opinii, gdyż to, co można dziś spotkać na rynku bardziej przypomina dobrze klimatyzowane saloniki prasowe niż sławetne „pokoje dymu” z londyńskich lotnisk. Zresztą, sama idea zamkniętej budki też nie wyczerpuje możliwości – można stosować rozwiązania działające jak wyciągi kuchenne, są też inne możliwości. Niestety, właściciele pubów, czy administratorzy biur nie będą z własnej woli wydawać kilkunastu tysięcy na zakup urządzeń, jeżeli prawo nie zachęci ich do tego. I nie ma im się co dziwić, chociaż odrzucając rozwiązania techniczne robią błąd – zadymione puby i biura stają się dowodem dla licznych aktywistów na konieczność wdrożenia zakazów. I wpychają je w nasze życie, nie patrząc na skutki ekonomiczne, czy zagrożenia jakie wynikają np. z palenia w mrocznych kątach piwnic, czy garaży biurowców. W Anglii masowo zamykane są puby, bo ludzie nie chcą pić piwa bez dymka i tak oto cała historyczna branża gospodarki dostaje zadyszki, tym razem nie od wdychania dymu. A wejście na klatki schodowe niektórych biurowców, szczególnie na ostatnich piętrach pokazuje jak kończy się zakaz palenia w biurach. To nie klatki przeciwpożarowe, tylko dymowe. Krótkowzroczność właścicieli nieruchomości i brak zachęt prawnych, czy finansowych, np. obniżenie podatku, dają opłakany efekt. Dymu nie ubywa, przybywa tylko głupich pomysłów. A prestiż prawa spada.

 

Powyższy tekst jest wołaniem o rozsądek. Nie lubię dymu papierosowego, ale jeszcze bardziej nie lubię głupich regulacji prawnych, których nikt nie będzie przestrzegał. Chcę chronić moje dzieci przed dymem papierosów, ale jeszcze bardziej chcę chronić ich wolność dokonywania wyborów oraz nauczyć szacunku wobec prawa. Dlatego zamiast tworzyć sztuczne zakazy, drodzy politycy i aktywiści chronienia nas przed dymem papierosów, pomyślcie, jak można wykorzystać dzisiejszą technikę do zagwarantowania niepalącym czystego powietrza, a palącym – możliwość zaciągnięcia się dymkiem bez strachu przed pręgierzem. A jak już wymyślicie, to zachęćcie, lub nawet zmuście tych, którzy organizują przestrzeń pracy i wypoczynku, by obie te grupy, palący i niepalący, miały swoje miejsce w pubach, biurach, szpitalach, na dworcach, etc. Bo głupie zakazy przynoszą tylko korzyści nieuczciwym, a koszty całej reszcie. Dura lex, sed lex. Niech więc będzie mądre. Bo inaczej jest tylko śmiech przez łzy i kombinatoryka na każdym kroku.Prohibicja mi świadkiem.

 

 

                                                                                                                                                                                                                                                                                                      Jacek Borowski