JustPaste.it

Zgubić się w andaluzyjskim krajobrazie

              Autobus ALSA relacji Kadyks- Malaga mknie szybko przez górzysty teren Cordillera Betica. ( Góry Betyckie) Mimo, że Andaluzja jest oficjalnie najbiedniejszym regionem Hiszpanii, drogi mają tu zachodnioeuropejski standard. Zastanawiam się czy jest to efekt wstąpienia Królestwa Hiszpanii do Unii Europejskiej. Kierowca autobusu rozwiewa moje wątpliwości mówiąc, że infrastruktura Andaluzji została odnowiona  przed Światową Wystawą EXPO w Sewilli w1992 roku. Z tonu jego głosu i sposobu w jaki mówi wnioskuję, że jest dumny ze swojego kraju. Opowiada jeszcze o  tłumach turystów, którzy jak co roku pojawią się tutaj na Semana Santa i oczywiście o rozgrywkach drużyny piłki nożnej. Wypowiedzi towarzyszy, typowa dla Hiszpanów, żywa gestykulacja przez co zaczynam się obawiać o bezpieczeństwo pasażerów. Dla dobra sprawy decyduję się dłużej nie przeszkadzać condujero w pracy i kiedy następuje przerwa w wypowiedzi dyskretnie opadam w fotel. Przez szybę grzeje słońce, które przyjemnie rozleniwia.  Za oknami migają gaje oliwne; ich srebrno-zielony odcień pięknie kontrastuje z rudym kolorem gleby. Niedługo później moim oczom ukazują się skały a wśród nich białe domy Rondy. Od razu rozumiem skąd wzięła się nazwa „białe miasteczka” określająca okoliczne  miejscowości. Większość budynków jest w całości białego koloru co ma uzasadnienie praktyczne jako, że liczba dni słonecznych w tym rejonie przekracza 300  w ciągu roku. Biały kolor skutecznie chroni przed nadmiernym nagrzaniem odbijając światło słoneczne. Szybko jednak dochodzę do wniosku, że mimo to, latem musi być tutaj piekielnie gorąco. To tylko kolejny raz przekonuje mnie, że styczeń jest id600b8bb5a9ae8d6a826e425613735687.jpgealnym momentem na podróż po południowej części Hiszpanii.

Przez połowę dnia przechadzam się ścieżką nad wąwozem el Tajo, który dzieli Rondę na dwie części- starą arabską- Ciudad i nowszą- Mercadillo. To właśnie ta druga jest domem   większości z 35 tys. mieszkańców Rondy.  Głęboki na 180  i szeroki na 90 metrów wąwóz el Tajo jest bez wątpienia największą osobliwością Rondy chociaż niektórzy są zdania, że na miano największej atrakcji turystycznej zasługuje Plaza de Torros- doskonale  zachowana arena do corridy. Kwestia gustu, albo raczej preferencji. Dla mnie jednak bez wątpienia na pierwszym miejscu plasuje się el Tajo gdyż  to właśnie wąwóz nadaje miejscowości wyjątkowego charakteru i jest punktem odniesienia dla orientacji w terenie. Po obu stronach el Tajo, bezpośrednio przy jego stromej krawędzi uwagę zwracają tzw. „casas colgadas” ( dosłownie- zawieszone domy), w dole wąwozu płynie rzeka Guadalerin a ponieważ wszystko znajduje się na wzniesieniu, roztacza się stąd piękny widok na pagórkowatą krainę przyozdobioną miejscami równiutkimi rzędami gajów oliwnych.

              Jeden z takich gajów znajduje się tuż na skraju miasteczka. Prowadzi do niego szeroka droga, która chwilę później zmienia się w wąską ścieżkę wijącą się wśród oliwkowych drzewek. Jestem tu zupełnie sama i mam wrażenie, że znalazłam się z dala od wszelkiej cywilizacji. Przez moment mam wątpliwości czy powinnam  zapuszczać się głębiej w to miejsce bo ścieżka z każdym krokiem robi się coraz węższa i tak naprawdę zaczynam wątpić czy na pewno idę w dobrą stronę. Wybrałam się bowiem w poszukiwaniu akweduktu, który rzekomo, według mojego przewodnika, powinien znajdować się właśnie gdzieś tutaj. Ponieważ jednak nie mam mapy sprawa nie jest taka prosta. Po mniej więcej pół godziny marszu ( cały czas towarzyszą mi drzewka oliwkowe, co zdumiewa mnie coraz bardziej, gdyż nie spodziewałam się, że gaje oliwne mogą być tak duże) słyszę jakieś głosy i chwilę później wychodzę na niewielką polankę. Głosy okazują się należeć do trzech kobiet,a właściwie kobiety i dwóch dziewcząt w wieku może 14 i 17 lat, które rozkładają właśnie dużą siatkę pod jednym z oliwkowych drzewek. Moją uwagę przyciąga strój kobiet, na który składają się długie sukienki i kolorowe chusty przewieszone przez ramiona. Zupełnie jak z filmu Almodovara. Na mój widok kobiety przerywają pracę. Moje jasno-blond włosy i, z całą pewnością, wyraz twarzy od razu zdradzają, że jestem turystką. W dodatku zgubioną turystką czego dowiaduję sie chwilę później- w pobliżu nie ma żadnego akweduktu! Cóż, nie znalazłam tego czego szukałam, za to podszkoliłam mój hiszpański, zjadłam kawałek prawdziwej tortilla espanola domowej roboty ( słynny hiszpański omlet z ziemniakami i cebulą) i pośmiałam się z Hiszpankami siedząc na trawie pod drzewkiem oliwnym. Ponieważupłynęło nam w ten sposób sporo czasu zaczęłam się żegnać przepraszając za przerwanie im pracy. „No pasa nada. Terminamos manana” (Nic się nie stało. Skończymy jutro) - padła odpowiedź. To jeszcze jedna, rzecz, którą uwielbiam w tym kraju. Nie ma tutaj rzeczy, której nie można by było zrobić „manana”.