JustPaste.it

Szczęśliwa tragedia?

Dobrze widzowie nie otworzyli jeszcze oczu, a tu już podczas śniadania telewizja donosi o tragedii w walentynkowe święto.

Dobrze widzowie nie otworzyli jeszcze oczu, a tu już podczas śniadania telewizja donosi o tragedii w walentynkowe święto.

 

857c266c84b430c3f6bf9a9c36f04e5c.jpg

 

 

 „A cóż to za tragedia?” - zastanawiają się miliony widzów... Otóż reporterka TVN24 relacjonująca porwanie dwudniowego niemowlęcia, stwierdziła, że „to tragedia - tak tragedia, bo tak trzeba to nazwać!”.

No i następuje dokładny opis tragedii. Zatem 14 lutego 2009 ok. 3.20 nad ranem 21-letnia porywaczka weszła do sali poporodowej krakowskiego szpitala i - podając się za pielęgniarkę - powiedziała matce chłopczyka, że bierze go na badania. Dziecka przez kilka godzin szukało ponad stu policjantów. Odnaleźli chłopczyka w... Nowej Hucie. Dziecko jest zdrowe i wróciło do mamy - do niesławnego szpitala. Kompromitacja firmy ochroniarskiej szpitala; dobrze że policja spisała sie na medal, choć zapewne skorzystała z zapisów kamer śpiącej ochrony. Prawdopodobnie ochroniarze uznali, że w walentynki ludziska od samego rana będą pałać do siebie aż takimi (pozytywnymi) uczuciami, że będą sobie (i owszem) kraść, ale raczej całusy, niźli niemowlęta.

Inną sprawą jest zachowanie porywaczki, która parę miesięcy temu poroniła i potrafiła sobie oraz rodzinie wmówić, że jej stan jest nadal błogosławiony. I czy matce należy się odszkodowanie za chwile grozy oraz kto zapłaci za (na szczęście) skuteczną akcję policji?

Dla przeciętnego rodaka pod określeniem „tragedia” kryje się wielkie nieszczęście. Tragedia właśnie spotkała Australię, w której spłonęło żywcem ok. dwustu ludzi, zaś parę miasteczek zniknęło z powierzchni ziemi, w czym „pomógł” strażak ochotnik. Także tragedia spotkała kilka dni temu ok. 50 pasażerów amerykańskiego samolotu, który spadł na dom w Buffalo. Dwa tygodnie wcześniej, także w USA, zginęło w małym samolocie sześciu naszych rodaków z Chicago. Dzisiaj rozbił się nasz ratunkowy helikopter - zginęły dwie osoby, które leciały ratować ofiary karambolu na autostradzie A4. To są tragedie! A jeśli nawet sprowadzimy owe rozważania do szpitalnego dramatu, to na pewno tragiczny okazał się los brazylijskiej młodziutkiej modelki - Mariana Bridi zachorowała na sepsę i po kolei amputowano jej kończyny, jednak po trzech tygodniach w cierpieniach przegrała walkę o życie. O, to jest tragedia – cała Brazylia i świat był w szoku!

Jaka zatem to tragedia w polskim szpitalu? Tragedią byłoby, gdyby los był bardziej okrutny dla porwanego chłopczyka. Wszystko zakończyło się szczęśliwie, zatem słowo "tragedia" jest całkowitym nieporozumieniem! Natomiast mamy wielką tragedię w naszych szpitalach, bowiem szacuje się, że corocznie umiera ok. 10 000 Polaków na zakażenia spowodowane brakiem odpowiedniej higieny! Kilkanaście dni temu na rzece Hudson wylądował samolot i nikt tego nie nazwał tragedią. Dlaczego? Przecież koszty katastrofy były niemałe. Nerwów i grozy także co niemiara, jednak zakończenie było na tyle szczęśliwe (jak w przypadku porwania dzieciaczka w Krakowie), że o tragedii nie może być mowy, natomiast w obu przypadkach możemy mówić co najwyżej o dramatycznych przeżyciach osób uczestniczących w tych wydarzeniach. Umówmy się, że słowo „tragedia” pozostawiamy sobie na nieszczęścia i to nie wszelakie, ale jednak na makabryczne. No chyba, że będziemy trąbić o tragedii pianisty, który złamał sobie palec i przez parę miesięcy nie będzie mógł koncertować skazując siebie i swą rodzinę na życie w nędzy. Tylko jak to się ma do tragedii naszego geologa zamordowanego 10 dni temu przed kamerą w Pakistanie...

 Nie poprawiłem jeszcze literówek powyższego tekstu a tu kolejna ilustracja omawianego problemu... 16 lutego reporterka Polsatu informuje, że „doszło do prawdziwej tragedii”. „A cóż to za tragedia wydarzyła się na polskich drogach?” – zadawali sobie pytania telewidzowie – „czymże znowu nas media zaskoczą?”. Okazało się, że to nierozgarnięta matka przyczepiła sanki do auta i podczas takiego kuligu hulała po drodze w Rzekach Wielkich (powinna raczej latem organizować spływy kajakowe po okolicznej wielkiej rzece...). Podczas „zabawy” sanki zjechały na lewo i zderzyły się z samochodem jadącym z przeciwka, który jednak zdążył zwolnić i zjechać na pobocze. Dzięki temu dziecko przeżyło, choć miało połamane kończyny i ogólne potłuczenia. No, ale do ciężkiej cholery* – gdzież tu tragedia?! Może dziennikarzy zapisać na wykłady z zakresu znaczenia powszechnie stosowanych określeń? Również Policja na swoim portalu www.policja.pl/portal/pol/1/36696 opisuje to wydarzenie pt. „Tragiczny finał kuligu” (Niestety w wyniku zderzenia 13-letnia dziewczynka odniosła obrażenia ciała i ze złamaniami została przewieziona do szpitala). A jakimi słowy by nas poinformowano, gdyby tir istotnie wsmarował parę dzieciaków w asfalt? Tytuł byłby dokładnie taki sam! Kochani – stopniujcie jakoś nieszczęścia, bo skali odczuć zabraknie, jeśli wydarzy się prawdziwa tragedia!

* - nawet cholera nie musi być tragedią, wszak bywają szczęśliwe wyjścia z objęć tego choróbska