JustPaste.it

Jarosław Grzędowicz, Ekoszantaż Europy

06ae1139793acd0817985a59f74d4977.jpg

Być może Europy, jako miejsca, w którym ludzie żyją swobodnie i dostatnio, nie zniszczy osadnictwo radykalnych islamistów ani armia rosyjska. Wiele wskazuje na to, że do jej upadku doprowadzą „zieloni” posługujący się bronią skuteczniejszą od czołgów i terroryzmu – szantażem.

Mało kto potrafi przewidzieć, jaka będzie przyszłość Europy. Dzisiejsze potęgi mogą jutro upaść, pokój może zamienić się w wojnę, zaś dostatek w nędzę. Mimo to są ludzie, którzy utrzymują, że wiedzą, jaka będzie przyszłość, znają zagrożenia i twierdzą, że dysponują wiedzą, jak im zaradzić. Są nimi ekologiści. Określenie to wymyślono po to, by odróżnić ekologów – naukowców, przedstawicieli interdyscyplinarnej nauki o środowisku, od działaczy ekologicznych, dla których ratowanie środowiska jest przedmiotem aktywnej działalności politycznej, filozofią życiową, a nawet religią.

Kapitalizm zabija planetę

Ekologiści twierdzą, że jesteśmy świadkami katastrofalnej zmiany klimatu, której przyczyną jest człowiek. Właściwie ich stanowisko można skrócić do sloganu: kapitalizm zabija planetę. Ich zdaniem gospodarka kapitalistyczna od rewolucji przemysłowej opiera się na zasadzie maksymalizacji zysku, co prowadzi do rabunkowej gospodarki zasobami naturalnymi oraz coraz większej emisji zanieczyszczeń, które wpływają na atmosferę i zmieniają klimat. Efektem są dramatyczne zjawiska pogodowe (powodzie, huragany i susze), które dopełniają dzieła zniszczenia. Zagłada wisi na włosku i nastąpi już wkrótce, jeśli natychmiast nie podporządkujemy się ekologistom, którzy wiedzą, co może nam pomóc.
Ratunkiem jest zastosowanie w gospodarce sztucznych reguł regulacyjnych, które zakończą szaleństwo kapitalizmu i wprowadzą zasadę zrównoważonego rozwoju. Obejmuje ona zarówno dążenie do wyrównania poziomów życia w krajach wysoko rozwiniętych i krajach Trzeciego Świata, jak i takie korzystanie z zasobów naturalnych, by ich nie uszczuplać i oszczędzić je dla przyszłych pokoleń. To zgodnie z tą zasadą na cyklicznej konferencji w Kyoto sformułowano limity emisji dwutlenku węgla – ograniczenia w ilości emitowanego przez każde państwo, które ratyfikowało traktat, gazu obwołanego największym wrogiem ludzkości, podnoszącym temperaturę atmosfery.
Wszystko wydaje się słuszne i racjonalne, dopóki pozostajemy wśród medialnych ogólników. Tym bardziej, że media usłużnie nagłośniają każdy kolejny raport IPCC (International Panel of Climate Change) i zasypują opinię publiczną dowodami na klimatyczną katastrofę. Niemal każda prognoza przepowiadająca jakieś intensywne zjawisko pogodowe – wichurę, śnieżycę, kilka upalnych dni – zaczyna się od słów typu: nikt nie już może mieć wątpliwości, że jesteśmy świadkami katastrofalnej zmiany klimatu. Były wiceprezydent USA, Al Gore, odebrał Nagrodę Nobla za swój film dokumentalny „Niewygodna prawda”, traktujący mniej więcej o tym samym, o czym mówi się o pogodzie we wszystkich tabloidach i wieczornych wiadomościach.
Opinia publiczna została już wielokrotnie przekonana i mało kto może sobie pozwolić, by publicznie lekceważyć kasandryczne przepowiednie ekologistów. Dlatego wielu polityków europejskich walkę ze zmianą klimatu wypisuje na swoich sztandarach niezależnie od opcji politycznej i przyjmuje regulacje, które, gdy zaczną funkcjonować, mogą okazać się dla gospodarki krajów rozwiniętych po prostu zabójcze. Niewielu pragnie obecnie istotnie rabunkowo niszczyć i zanieczyszczać środowisko. Każdy chce, by przetrwała przyroda. Każdy rzeczywiście widywał w poprzednich dziesięcioleciach obszary zdewastowane przez ciężki przemysł, kominy plujące spalinami, zanieczyszczone wody, wyschnięte lasy i wysypiska śmieci. Tymczasem recepty ekologistów brzmią przyjaźnie i abstrakcyjnie: inwestycje w odnawialne źródła czystej energii, stosowanie biopaliw, Sortowanie odpadów, oszczędności, ograniczenie emisji CO2 i innych gazów cieplarnianych.
Co to oznacza w istocie, dopiero zaczynamy się przekonywać. Dowiaduje się o tym np. ten, kto chciał zbudować sobie dom i nagle odkrywa, że cement stał się w Polsce dobrem rzadkim, drogim i trudno dostępnym. Dlaczego? Ponieważ na wyprodukowanie go w większej ilości zabrakło limitów CO2 i trzeba kupować znacznie droższy cement niemiecki. Cementownie muszą pracować na pół mocy, bo za przekroczenie limitów czekają srogie kary finansowe. Co za tym idzie, muszą zwalniać pracowników. Ceny towarów drożeją, ponieważ stworzone z myślą o walce ze zmianą klimatu rezolucje europejskie nakładają obowiązek podnoszenia podatku akcyzowego na paliwa. Podobne przyczyny stoją za lawinowymi podwyżkami cen energii. W efekcie za walkę z ociepleniem klimatu Kowalski płaci z własnej kieszeni, nie mając o tym pojęcia, i płaci coraz więcej.

Klimatyczne optima

Ekologiści od lat 60. stopniowo stali się jednym z głównych nurtów Nowej Lewicy i takie działania są jak najbardziej po ich myśli. Bowiem w równym stopniu jak ratowanie środowiska interesuje ich zniszczenie ekonomicznego bytu cywilizacji zachodniej odpowiedzialnej, w ich przekonaniu, za domniemaną katastrofę.
Tymczasem w rzeczywistości katastrofalne ocieplenie klimatu i jego antropogeniczne, czyli zawinione przez człowieka, przyczyny pozostają w gruncie rzeczy niedowiedzioną teorią. Wydaje się to zdumiewające, bo przecież prasa na co dzień zasypuje nas dowodami na poparcie tej tezy. Tymczasem diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach.
Po pierwsze, nie wiadomo, względem czego nastąpiło ocieplenie. W historii ziemi nie istniał nigdy okres stabilnej, wzorcowej temperatury, według której można by mierzyć wpływ gospodarki człowieka na klimat. Zarówno temperatura, jak i nasycenie atmosfery CO2 wahały się przez całą historię geologiczną i bywały znacznie wyższe niż w naszych czasach. Przed pojawieniem się przemysłu wahania również były znaczne, okresy ciepłe i zimne następowały po sobie na zmianę. W czasach rozkwitu Cesarstwa Rzymskiego było znacznie cieplej niż obecnie, potem w okresie upadku Cesarstwa i Wędrówek Ludów nastąpiło znaczne ochłodzenie, ok. X, XI w. temperatura w Europie znowu się podniosła. W XVII w. na prawie 200 lat temperatura obniżyła się tak znacznie, że Bałtyk zamarzał całkowicie i zdarzało się, że zima utrzymywała się przez cały rok. Aż do lat 70. klimatolodzy zachowywali się całkowicie odmiennie niż dzisiaj i owe ocieplenia nazywano „optimami klimatycznymi”, ponieważ zauważono, że w parze z nimi pojawiał się rozwój cywilizacji. Podstawą nauki o klimacie było przemilczane dziś przekonanie, że są to procesy rozłożone na okresy mierzone raczej geologiczną niż historyczną miarą czasu, w której najmniejszą istotną wartością są tysiąclecia. Obecnie jako podstawę do prognozowań długoterminowych przyjmuje się pomiary czynione w ciągu kilkudziesięciu lat.
Co więcej, nawet owe pomiary traktowane są nad wyraz twórczo. Jako podstawę do budowania całej teorii o wpływie człowieka na klimat przyjęto mierzenie zawartości CO2 w lodach czap polarnych, mimo że nikt nie udowodnił, iż stężenia tego gazu uwięzionego w pęcherzykach wewnątrz pracującego przez setki tysięcy lat lodu odpowiadają składowi ówczesnej atmosfery. Nikt nie jest w stanie również rzetelnie ocenić wieku lodu dobywanego czasem ze znacznych głębokości.
Zauważono też, że analizy będące podstawą budowania całej teorii o wpływie gospodarki ludzkiej na globalny klimat są tworzone metodą manipulacji danymi. W pomiarach dowodzących niskiego „naturalnego” poziomu CO2 z epoki przedindustrialnej odrzuca się wszystkie wysokie wyniki, zaś dla okresu rozwoju przemysłu – wszystkie niskie.
Jeden z guru frakcji rzeczników ludzkiej odpowiedzialności za zmianę klimatu, Stephen Schneider (w latach 70. lansował teorię katastrofalnego ochłodzenia klimatu wywołanego przez gospodarki krajów zachodnich), stwierdził: „Aby opanować wyobraźnię publiczności, musimy składać uproszczone, dramatyczne oświadczenia i nie wspominać o żadnych naszych wątpliwościach. Każdy z nas musi znaleźć właściwą równowagę pomiędzy skutecznością działania a uczciwością”.

Ekologiczne niewiadome

Nie jest jasne, czy klimat istotnie się ociepla – pomiary naziemne prowadzone w okolicy wielkich miast, lokalnie podgrzewających atmosferę, sugerują, że temperatura rośnie, zaś pomiary satelitarne w wyższych warstwach atmosfery – że spada. Według niektórych klimatologów wręcz może grozić nam koniec ciepłej epoki rozdzielającej zlodowacenia, która trwa już 10,7 tys. lat, tymczasem zlodowacenia następują co 9 do 12 tys. lat. Klimatolog amerykański, W.S. Broecker, twierdzi, że może do tego dojść w ciągu 50, 150 lat.
Nie jest też jasne, czy czapy polarne topnieją, jak twierdzą ekologiści, czy też rosną. Według części uczonych dramatyczne relacje o odrywających się od szelfu gigantycznych gór lodowych, dowodzących topnienia czap polarnych, nie mają związku z rzeczywistością. Kiedy w 2002 r. od szelfu Rossa oderwała się góra lodowa D15 o powierzchni 37 tys. km2, prasa również pełna była alarmistycznych doniesień, tymczasem krawędź szelfu znajduje się obecnie tam, gdzie przed oderwaniem. Według niektórych Antarktyda topnieje jedynie u zachodnich wybrzeży, natomiast powierzchnia lodów morskich na pozostałym obszarze systematycznie rośnie i obecnie jest największa od momentu pojawienia się precyzyjnych pomiarów satelitarnych, tj. od 1972 r.
Nie wiadomo też, czy istotnie obecność CO2 w atmosferze emitowana przez przemysł ma bezpośredni wpływ na klimat. Według części pomiarów krzywe ludzkiej emisji tego gazu i temperatury powietrza przebiegają niezależnie i nie widać wpływu jednego na drugie.
Większość raportów IPCC również całkowicie pomija wpływ pary wodnej, która ma największe znaczenie dla tzw. efektu cieplarnianego odpowiedzialnego za globalną temperaturę. Na parę wodną przypada ok. 96 proc. efektu cieplarnianego. Wpływ CO2 obejmuje 22 proc., ale ponieważ pokrywa się częściowo z działaniem pary wodnej sam gaz dodaje do efektu zaledwie 2,44 proc. Zaledwie ułamek tego to emisja przemysłowa CO2.
Prognozy „zielonych” opierają się na stosowaniu skomplikowanych komputerowych modeli klimatycznych, które same z siebie również budzą wątpliwości, bo nie uwzględniają wielu czynników – wahań aktywności Słońca (według wielu klimatologów mających największy wpływ na klimat), wpływu wulkanów, chłodzenia wywoływanego przez chmury, różnic w temperaturze w obszarach wyżów i niżów itd.
Jednak zwłaszcza obywatele krajów Zachodu dali sobie wmówić, że ponoszą winę za domniemaną katastrofę klimatyczną i są skłonni dać sobie założyć ekonomiczny kaganiec, przynajmniej dopóki nie zdają sobie sprawy, ile to będzie ich kosztowało. Tymczasem metody ekologicznego szantażu doprowadziły do wymuszania emisji CO2 i ograniczania produkcji oraz nakładanie różnego rodzaju ograniczeń na motoryzację, pomimo że nikt nie wykazał, iż takie działania będą miały jakikolwiek wpływ na klimat i że w ogóle mają sens.
Nie ulega wątpliwości, że dbanie o środowisko naturalne ma sens, jednak lansowana przez ekologistów filozofia nie pozwala na skuteczne rozwiązywanie problemów. Skoro grozi nam kryzys energetyczny, należałoby oprzeć się na energii nuklearnej, nie obciążającej środowiska w takim stopniu, jak spalanie paliw kopalnych. Skoro krajom Trzeciego Świata grozi głód, należałoby sięgnąć po technologię, jak stosowanie genetycznie modyfikowanej żywności, która pozwoli wykarmić więcej ludzi z tego samego obszaru ziemi uprawnej i ograniczyć stosowanie pestycydów i sztucznych nawozów. Lansowane przez nich zasady powrotu do naturalnego stylu życia oznacza w praktyce powrót do praktyk najbardziej obciążających środowisko. W czasach przed pojawieniem się zaawansowanej technologii i przemysłu walczący o przetrwanie ludzie traktowali przyrodę bezlitośnie, ponieważ metody naturalne, oznaczają zarazem metody niewydajne.
Jednak szantaż już działa i jest wymierzony nie w kraje, które są największymi trucicielami – Chiny, Indie czy państwa afrykańskie, gdzie miliardy ludzi codziennie rozpalają ogniska z drewna i nawozu, ale w kraje Zachodu, gdzie ludzi stać na to, by przejmować się stanem planety, klimatu i środowiska. I którzy dlatego zgodzą się na regulacje, w wyniku czego wkrótce może przestać ich być stać na cokolwiek.

Artykuł ukazał się w "Niezależnej Gazety Polskiej"
(Źródła: „Wiedza i Życie”: Zbigniew Jaworowski, Czy człowiek zmienia klimat?; „Rzeczpospolita”; wp.pl; upr.org; nto.pl; beta.mises.pl; John Semens, Freedom is the Environment Best Friend)

Zobacz też

 

Źródło: Jarosław Grzędowicz