JustPaste.it

Hiszpania – obalanie stereotypów

O Hiszpanii, wiążących się z nią stereotypach, małżeństwie z obcokrajowcem i swoich doświadczeniach z pobytu w tym pięknym kraju opowiada Joanna Fernandez.

O Hiszpanii, wiążących się z nią stereotypach, małżeństwie z obcokrajowcem i swoich doświadczeniach z pobytu w tym pięknym kraju opowiada Joanna Fernandez.

 

11c85787257c3287f69b6b7ddb08ac67.jpg

Spróbujmy na początku zmierzyć się ze stereotypami. Jacy są Hiszpanie? Mężczyzna to bezwzględny macho, ognisty i romantyczny… Kobieta tańczy flamenco, targają nią namiętności i ma wybuchowy temperament… Czy to prawda?


Joanna Fernandez: Oczywiście, że nie. Hiszpania to kraj bardzo zróżnicowany kulturowo, językowo i mentalnie. Katalończyk różni się od Andaluzyjczyka, a Andaluzyjczyk od Baska. Poza tym większość kobiet mojego pokolenia i młodszych pracuje zawodowo, więc mężczyźni włączają się w prace domowe, a typ macho przeszedł już do historii. Flamenco natomiast to taniec andaluzyjskich Cyganów, choć na południu stał się faktycznie częścią hiszpańskiej kultury. Na północy Hiszpanii jednak pokazy flamenco organizowane są tylko dla turystów….

Podobno największymi wrogami Hiszpanów są Francuzi i Portugalczycy. Dlaczego?

J.F.: Historia każdego kraju, nie tylko Hiszpanii, obfituje w konflikty, również zbrojne, z sąsiadami. Nie jest to więc nic nadzwyczajnego, jeśli chodzi o Hiszpanię. Polacy też mogliby powiedzieć, że ich wrogami są Niemcy i Rosjanie, czyż nie? Obecnie kontakty Hiszpanii z Francją oraz z Portugalią jako krajami są nienaganne, wręcz doskonałe, dlatego nie przesadzałabym z tymi największymi wrogami.

Owi „wrogowie” określają los Españoles jako wiecznych spóźnialskich, powolnych w pracy, gadatliwych… Czy jest w tym ziarenko prawdy?

J.F.: No, tacy powolni w pracy to oni nie mogą chyba być, skoro gospodarka hiszpańska od kilku ładnych już lat tak dobrze się rozwija. Spóźnialscy są i owszem, dlatego zazwyczaj Hiszpan nie umawia się na konkretną godzinę, tylko na około 20.00, około 21.00 itd. Gadatliwi… o tak, ale czy to aż taka straszna wada? Lubią rozmawiać, również z obcymi na ulicy, w parku, w autobusie, w poczekalni u lekarza, są po prostu towarzyscy, to wszystko. Mojego męża na początku strasznie dziwiła cisza, jaka panuje w naszych środkach komunikacji miejskiej. Mówił wtedy nawet, że panuje tam cisza i zaduma jak na pogrzebie (śmiech).

Hiszpanie również chętnie odwołują się do stereotypów. Czy etykietki wyniosłego i zarozumiałego Francuza, Polki jako wysokiej, błękitnookiej blondynki, czy Polaków ogólnie jako złodziei i krętaczy funkcjonują w świadomości hiszpańskiej? Czy spotkała się Pani z podobnymi stereotypami?

J.F.: Ten stereotyp Francuza funkcjonuje nie tylko w Hiszpanii, myślę, że w Polsce również. Polacy natomiast nie byli raczej nigdy źle postrzegani w Hiszpanii, być może ze względu na nieliczne kontakty, to przecież drugi koniec Europy. Wizerunek Polski bardzo się pogorszył za rządów PiS-u. Nie chcę tu politykować, ale ukazała się wtedy seria bardzo negatywnych artykułów o Polsce, jako kraju homofobów, antysemitów, fanatycznych ultrakatolików etc. To tak właśnie tworzą się stereotypy, bo przecież wiadomo, że nie wszyscy Polacy tacy są. Z drugiej strony wizerunek Polaków tworzą obecnie również emigranci, a ci postrzegani są przez Hiszpanów jako pracowici i … przystojni.

Odwołując się do wygranych przez drużynę Hiszpanów Mistrzostw Europy - czy piłka nożna w Polsce i Hiszpanii jest inaczej postrzegana? 

J.F.: Tak, takie mam wrażenie. Mój syn nigdy nie był na meczu piłkarskim w Polsce. W Barcelonie chodzi na mecze z moim mężem w każde wakacje. Tam mecz to święto rodzinne, chodzą na nie całe rodziny, jest wspaniała atmosfera, no i świetny futbol.

Hiszpanie nie wydają się narodem specjalnie solidarnym. Przykład to konsekwencje antagonizmu między Realem Madryt i FC Barcelona. Niektórzy entuzjaści Barcy kibicowali Niemcom podczas ich meczu z Realem w Lidze Mistrzów. Czy piłka nożna wywołuje tam aż takie emocje? 

J.F.: Piłka nożna wywołuje tam takie same emocje, jak w innych krajach, w których istnieje silna liga piłkarska, np. we Włoszech czy Wielkiej Brytanii. Antagonizmy pomiędzy piłkarzami Realu Madryt i Barcy mają jednak głębsze podłoże. Katalonia to region, w którym panuje dość silny regionalny nacjonalizm, większość rdzennych Katalończyków nie czuje się nawet Hiszpanami - mówią własnym językiem, mają odmienną kulturę, muzykę, własne tańce ludowe, zwyczaje, tradycje, własny parlament i partie polityczne. Madryt, jak każda stolica, dąży do scentralizowania władzy i nie pochwala dążeń Katalończyków do większej swobody gospodarczej czy politycznej, ale to temat na dłuższą rozmowę…

Hiszpanie mienią się narodem bardzo tolerancyjnym. Ale skąd się bierze w języku hiszpańskim tyle określeń pejoratywnych związanych z homoseksualizmem?

J.F.: Być może właśnie dlatego, że nigdy nie był to temat tabu w Hiszpanii. Poza tym istnieje wiele słów, które wcale nie są pejoratywne, na przykład „mariquita” (biedronka) – jest to raczej określenie pieszczotliwe.

Mężczyźni są szarmanccy i przepuszczają kobiety w przejściu, prawią komplementy, a otoczenie uważnie słucha tego, co ma się do powiedzenia? 

J.F.: Z tą szarmanckością to nie tak. Hiszpanie generalnie, szczególne młodzi, nie przepuszczają kobiet w przejściu, bo nie jest to dla nich przejaw dobrego wychowania. Jak równość kobiet i mężczyzn to równość, prawda?

Z drugiej strony mówi się, że dzielą się swoimi bolączkami absolutnie z każdym. Czy ma Pani w tej kwestii jakieś doświadczenia, anegdotki? 

J.F.: Nie i powiem szczerze, że raczej się z takim zjawiskiem nie spotkałam. Naprawdę rzadko można usłyszeć Hiszpana skarżącego się na coś, raczej obracają to w żart.

Zamykając temat mentalności Hiszpanów, jak by Pani ich określiła?

J.F.: Otwarci, serdeczni, bardzo towarzyscy i ogólnie tolerancyjni ludzie, umiejący się bawić i cieszyć z życia. Jeśli chodzi o wady, to troszkę zbyt głośni, co szczególnie przeszkadza w kawiarniach i restauracjach, bo, chcąc rozmawiać, trzeba się przekrzykiwać, no i latem, naprawdę trudno jest zasnąć przed 2.00.

Dlaczego warto zobaczyć ten kraj?

J.F.: Ponieważ jest piękny i bardzo zróżnicowany, ma bogatą kulturę i wspaniałą sztukę. Dlatego polecałabym wszystkim zrezygnowanie ze smażenia się na plaży i udanie się w głąb kraju, do urokliwych średniowiecznych miasteczek, zamków, katedr i mauretańskich pałaców. Tylko wtedy można powiedzieć, że naprawdę było się w Hiszpanii.

Czym charakteryzuje się kuchnia hiszpańska? Czy mogłaby Pani podać jakiś ciekawy przepis na hiszpańską potrawę?

J.F.: Nie wiem, czy coś takiego jak kuchnia hiszpańska w ogóle istnieje. Jak już mówiłam, to niezwykle zróżnicowany kraj i każdy region ma swoją kuchnię. Na wybrzeżu króluje, oczywiście, kuchnia śródziemnomorska, z dużą ilością ryb i owoców morza, ale w głębi kraju podstawą diety są mięsa – duszona jagnięcina i cielęcina. Moją ulubioną potrawą jest paella de marisco, czasem robię ją w Polsce, ale ze względu na brak świeżych owoców morza nie wychodzi tak dobra, jak tam. Podstawą tej potrawy jest ryż duszony w bulionie z ryb i warzyw z dodatkiem szafranu i świeże owoce morza: krewetki, kalmary, sercówki, małże, mątwy itd.

Czym różni się corrida od banito i czy to naprawdę są tak popularne w Hiszpanii rozrywki?

J.F.: Nie mam pojęcia, co to jest banito. Corrida jest popularna głównie na południu kraju i w Madrycie. Rząd Katalonii na przykład chciał w ogóle zakazać corridy na terenie Katalonii, niestety, okazało się, że nie ma takich kompetencji. W Katalonii na corridy chodzą tylko turyści, więc prawie wszystkie areny zostały zamknięte z powodów ekonomicznych. Na południu jest to nadal wielki biznes, toreadorzy to gwiazdy równie popularne, jak sławni aktorzy czy piosenkarze.

Wielu Polaków sądzi, że życie z człowiekiem z innej kultury nie jest możliwe. Czy jako mała dziewczynka wyobrażała sobie Pani małżeństwo z obcokrajowcem? 

J.F.: Jako mała dziewczynka w ogóle nie myślałam o małżeństwie, tylko o lalkach i misiach. Dość wcześnie, bo jako nastolatka zwiedziłam całą Europę i ci wszyscy „obcokrajowcy” wydali mi się zupełnie normalnymi ludźmi, może tylko częściej się uśmiechali i wydawali się bardziej otwarci i uprzejmi niż Polacy z końca lat 80-tych. Poza tym różnice kulturowe między Europejczykami nie są aż tak wielkie, wszyscy mamy korzenie chrześcijańskie, greckie i romańskie i nie ma mowy o takich różnicach, jakie można zaobserwować na przykład między Japończykiem a Polakiem.

Czym różni się życie mieszanego małżeństwa od życia przeciętnej polskiej rodziny? 

J.F.: Praktycznie niczym, oprócz tego, że w domu posługujemy się raczej językiem hiszpańskim i oglądamy telewizję hiszpańską częściej niż polską.

Ma Pani hiszpańskie nazwisko - Fernandez. Czy jest Pani spokrewniona z Luisem Fernandezem (trener Beitaru Jerozolima), Cristiną Elisabeth Fernandez de Kirchner (prezydent Argentyny) lub Marią Teresą Fernandez de la Vega (wicepremier Hiszpanii)? Czy jest to nazwisko równie popularne jak Kowalski?

J.F.: Tak, to bardzo popularne nazwisko w Hiszpanii, a rodzina mojego męża nie jest, oczywiście, spokrewniona z żadną z wymienionych osób. A tak na marginesie, jeśli wspomniała już Pani o Marii Teresie Fernandez de la Vega, to chciałabym powiedzieć, że w rządzie hiszpańskim obecnie przeważają kobiety, tzn. jest więcej pań minister niż panów ministrów, na przykład ministrem obrony narodowej jest kobieta. Czy myśli Pani, że w Polsce byłoby to do pomyślenia? Od razu zapytam, gdzie ten hiszpański szowinizm, o który tyle hałasu?

Na koniec chciałabym zapytać, co to jest hiszpańskie święto ognia (19 marca), bo bardzo mnie to zaintrygowało?

J.F.: Chyba ma Pani na myśli Las Fallas organizowane co roku w Walencji w dniu św. Józefa. Właściwie to tygodniowe święto, podczas którego każda dzielnica, a nawet każda większa ulica Walencji buduje ogromne, kilku-, a nawet kilkunastometrowe figury zwane fallas, wykonane z drewna, gipsu, dykty, barwnie pomalowane, często zabawne, przedstawiające różne postacie z bajek, ludowych legend, ale także z polityki i show-biznesu, a nawet całe scenki rodzajowe. To naprawdę bardzo spektakularne święto, całe miasto jest udekorowane, a wszyscy bawią się na ulicach do białego rana. Zjeżdżają na nie turyści nie tylko z całej Hiszpanii, ale i z zagranicy. Przez blisko tydzień setki figur, projektowanych i tworzonych wcześniej praktycznie przez cały rok, jest misternie budowanych na ulicach Walencji po to, by w kulminacyjnym momencie święta spłonąć i to tam, gdzie zostały stworzone, czyli w samym centrum miasta w nocy z 19 na 20 marca. Wszystko odbywa się dodatkowo przy huku petard i wybuchach fajerwerków, więc faktycznie można by to święto nazwać świętem ognia, choć po hiszpańsku ono się tak nie nazywa. Tak naprawdę jest to konkurs na najpiękniejszą, najbardziej oryginalną falla i ta jedna jedyna, która wygrywa, nie zostaje spalona, tylko umieszczona w specjalnie na to przeznaczonym muzeum. Myślę, że nam, Polakom, trudno jest zrozumieć, jak można dopuścić do palenia setek ogromnych ognisk w samym centrum dużego miasta i stwarzać w ten sposób całkowicie realne zagrożenie pożarowe. Ale właśnie to święto idealnie oddaje ducha Hiszpanii – nic nie jest ważniejsze dla Hiszpana od kultywowania rodzimych tradycji i, oczywiście, od dobrej zabawy.