JustPaste.it

Krakowski MORD

Dlaczego dzisiaj zdobycie prawa jazdy jest takie trudne?

Dlaczego dzisiaj zdobycie prawa jazdy jest takie trudne?

 

 

Wielu kierowców w większych miastach z pewnością zastanawiało się skąd ostatnimi czasy na drogach pojawiło się tak wiele „L”. Są wszędzie. Skutecznie utrudniają jazdę wprawionym kierowcom, którzy już zapomnieli jak to było gdy oni zasiadali pierwszy raz za kierownicą. Najgorzej jest na trasach egzaminacyjnych i w okolicach Ośrodków Ruchu Drogowego - gdzie nie spojrzysz, tam z prędkością 50 km/h toczy się samochód z wielką literą „L”. Mówi ona: nie zbliżaj się, nie ufaj i miej oczy dookoła głowy, choć osoby, które w nich zasiadają najbardziej przestrzegają zasad ruchu drogowego.

Dziś zdobycie prawa jazdy, to niemała przeprawa, dlatego już nikogo nie dziwi, że ludzie podchodzą do egzaminu po raz trzeci, czy piąty. Za pierwszym razem zdają szczęściarze, którym radzi się zagrać w totolotka z powodu nadzwyczaj szerokiego uśmiechu fortuny, a za już drugim podejściem zdają najlepsi kierowcy. Reszta sama siebie przekonuje, że przecież do trzech (czterech, pięciu, sześciu...) razy sztuka. Jest ciężko. Zwłaszcza tutaj, w Krakowie. Ewidencja MORD-u mówi, że codziennie zdaje mniej niż 30% z tych, którzy przystępują do egzaminu.

 

PRZYGODĘ CZAS ZACZĄĆdacd927b8b4af454a7a182a55bb07a2c.jpg

U samego podnóża schodów prowadzących do spełnienia marzenia o papierku umożliwiającym legalną jazdę po polskich drogach leży wybór szkoły. Jest to sprawa kluczowa i od niej zależy nasze przyszłe powodzenie na egzaminie. W Krakowie jest mnóstwo Ośrodków Szkolenia Kierowców, które prześcigają się między sobą promocjami cenowymi, ratami, metodami nauczania, czy czasem robienia kursu. Ceny zazwyczaj są podobne i oscylują między kwotą 1200-1400 zł. Jednak ośrodek ośrodkowi nierówny. Warto przed wyborem OSK przejrzeć różne fora internetowe i popytać znajomych.

Student AGH, Piotr Maruszewicz jest w trakcie robienia kursu. „Po serii wykładów mogłem w końcu wsiąść do samochodu. Kiedy zacząłem jazdy, instruktor zapytał mnie czy kiedykolwiek jeździłem. Przyznałem, że nie, więc pojechaliśmy na jakiś nieduży, pusty plac” - mówi. „Tam powiedział mi jak ruszać, wrzucać biegi, cofać i skręcać. Po 10 minutach już wyjechaliśmy na miasto. Najlepiej się oswaja z drogą w taki właśnie sposób, choć muszę przyznać, że byłem strasznie zdenerwowany”.

Natomiast Aneta Budzyńska właśnie zakończyła swoje 30 godzin kursu, egzamin ma za kilkanaście dni, ale czuje się bardzo niepewnie i szuka instruktora na jazdy doszkalające. Pyta wszystkich znajomych o jakieś sprawdzone nazwiska, bo egzamin tuż tuż. „Szczerze wątpię w to, że mój instruktor nauczył mnie jeździć na tyle, żebym zdała. Tyle godzin wyjeżdżonych, a ja czuję jakbym nadal tkwiła gdzieś na początku. Nie nauczył mnie ruszać z ręcznego, parkować na mieście, ani nie pokazał co znajduje się pod maską. Poza tym często załatwiał swoje sprawy prywatne, zostawiając mnie samą w samochodzie, a na umówione godziny notorycznie się spóźniał” - skarży się młoda nauczycielka. „Na domiar złego podczas jazdy cały czas rozmawiał przez telefon, a potem miał pretensje, że mi się nie podobają jego sposoby nauczania. Nie mogłam zmienić instruktora, bo w moim OSK żaden inny nie miał czasu. To nie do wiary, że tak traktują swoich klientów!”.

 

ZAPIS NA EGZAMIN

Nadszedł czas na naszą pierwszą wizytę w krakowskim Małopolskim Ośrodku Ruchu Drogowego na ul. Nowohuckiej. W tej okolicy jest niewątpliwie największe natężenie ruchu „L” w całym mieście ponieważ każdy instruktor chce ostrzec swoich kursantów przed znakami u wyjazdu z ośrodka. Stop oraz nakaz ustąpienia pierwszeństwa tym, co nadjeżdżają z naprzeciwka. MORD jest jednym z miejsc, które rządzą się własnymi regułami - brutalniejszymi, niż prawo natury. Ten surowy beton na suficie i wszechogarniająca szarość uodporniła się na wszystko. Już z zewnątrz, przez oszklone szyby, możemy zobaczyć to, co dzieje się w środku - masa znudzonych osób patrzy wyczekująco na tablice z wyświetlającymi się numerkami. Czekają na swoją kolej przy okienku. Siedzą na krzesłach, wałęsają się znudzeni po budynku i jedzą frytki w barze. Niektórzy są tu po raz pierwszy, natomiast innych możemy nazwać weteranami. Drugie, trzecie, szóste podejście... Wiele osób wraca tutaj po kolejny termin. Jedną z ważniejszych umiejętności w całym procesie starania się o prawo jazdy jest oczekiwanie. Najpierw w kolejce okienka, potem kiedy się od niego odchodzi, następnie przed egzaminem, a na końcu czeka się najkrócej - na wydanie papierka.

fe28aa0085cb26629ab3edab2545c229.jpg

„Czas oczekiwania na egzamin to minimum miesiąc. Łączony jest szybciej... jeśli ktoś zdaje kolejny raz praktykę, musi czekać” - mówi poirytowana Łucja Hebanowicz. „Dziś (20 kwietna) zapisałam się na egzamin praktyczny... a odbędzie się on dopiero czwartego czerwca. Będę musiała sobie wziąć kilka jazd doszkalających, bo przecież zapomnę te wszystkie rzeczy, których się nauczyłam na kursie”.

Czasem komuś się poszczęści i egzamin będzie miał wcześniej, tak jak student Mariusz Knapik: „To moje drugie podejście, przygotowałem się na miesiąc czekania, jednak pani w okienku powiedziała mi, że najbliższy termin jest za dwa dni. Przestraszyłem się trochę, bo nastawiłem się na ten miesiąc przerwy, a tutaj niespodzianka. Ale grzechem by było nie skorzystać. Ktoś widocznie zrezygnował ze swojego terminu i ja mogłem wskoczyć na jego miejsce. Mam nadzieję, że zdam, bo za pierwszym razem zrobiłem bardzo głupi błąd, którego już na pewno nie popełnię” - uśmiecha się zadowolony, że już tak szybko dostał kolejną szansę na upragnione „prawko”.

 

JAK WYGLĄDA CHWILA PRAWDY?

Wymogi na egzaminie zmieniają się nieustająco. Ciężko stwierdzić czy są to poszukiwania idealnego i uniwersalnego egzaminu, czy coś innego. Składa się z dwóch części - teoretycznej (zapłacimy za nią 22 złote) i praktycznej (tym razem już 112). Teoria liczy 18 pytań generowanych przez system (spośród ok. 500), w Krakowie zdajemy ją na specjalne do tego przygotowanych komputerach.

„Teorię uważam za najłatwiejszą część egzaminu. Jesteś tylko ty i pytania, które dobrze znasz. To jak się na nie przygotujesz, to już twoja prywatna sprawa. Nie zrobiłam ani jednego błędu.” - mówi zadowolona z siebie Kamila, która właśnie wyszła z sali, w której zdaje się teorię. Ci, którym się powiodło wychodzą drzwiami naprzeciwko których znajduje się wejście do poczekalni przed egzaminem praktycznym... natomiast ci, którzy nie zdali - wracają wejściem, którym wchodzili. Poczekalnia to miejsce, gdzie atmosfera jest zdecydowanie najbardziej napięta. Płynny smutek, barbarzyńska niesprawiedliwość, gorzki zawód, zgrzyt zębów, zdławiony krzyk i uścisk pocieszenia. Są tu obecne codziennie, nawet w mdłym nadmiarze. W powietrzu unoszą się wątpliwości splątane z naiwną nadzieją. Loteria rozpoczęta. Serce staje na kilka sekund, gdy złowieszczy, bezpłciowy głos czyta kolejne zbłąkane nazwisko.

Wszyscy chcą sobie w jednej chwili przypomnieć wszystkie przepisy ruchu drogowego oraz ogarnięte złą sławą miejsca w Krakowie, przed którymi przestrzegali instruktorzy. Jak podnieść maskę? Jak spryskać tylną wycieraczkę? Jak robicie łuk, na lusterka, czy na słupki? Kursanci zapytani o to czego boją się najbardziej - udzielają podobnych odpowiedzi. Boją się robienia łuku, tego, że sparaliżuje ich stres, i tego, że będą musieli zrobić „kopertę”. Ale jest jedna rzecz, której obawiają się najbardziej... Egzaminatorzy!

Krążą o nich legendy, ciężko powiedzieć czy prawdziwe. W poczekalni kursanci licytują się kto zna najgłupszy sposób oblania... „Koleżanka nie zdała już tutaj, przy MORD-zie, jak wracała. Przejechała za blisko krawężnika, a egzaminator powiedział, że gdyby stał tam pieszy, to złamałaby mu rękę... Słyszałam też o dziewczynie, która nie zdała, bo wymusiła pierwszeństwo. Chciała zmienić pas i jakiś pan w samochodzie obok ją wpuścił tzn. machnął ręką, żeby wjechała przed niego. Oblała. Egzaminator powiedział, że tamten kierowca mógł przecież odganiać muchy...” - śmieje się nerwowo Lidka, która zdaje czwarty raz. Zna mnóstwo takich opowieści. „Najczęściej oblewa się właśnie przez wymuszenie pierwszeństwa... a tutaj na ul. Nowohuckiej nietrudno o to. Nie zazdroszczę tym, którzy zdają w godzinach szczytu. Stoją w korkach, denerwują się, a wszystkie manewry i tak muszą zrobić”.

Część praktyczna znów dzieli się na dwie części - plac oraz jazda po mieście. W tej pierwszej ma do wykonania przegląd techniczny pojazdu (światła oraz to, co pod maską), jazda po pasie ruchu - tzw. łuku do przodu i do tyłu oraz ruszanie z niewielkiego wzniesienia. Jeśli te wszystkie zadania kursant zrobi prawidłowo przystępuje do jazdy w ruchu drogowym na drogach publicznych.

 

KIEROWCY STRASZENI ZMIANAMI8dc7b9c2d474d465c955dcea0d50f53a.jpg

Od 5 stycznia w naszym mieście egzamin kat. B zdaje się na Toyotach Yaris. Zapowiadane są również inne zmiany. Już w czerwcu egzamin będzie trwał minimalnie 25 minut, a nie jak teraz 40. Później wzrosną ceny, zwiększy się liczba godzin szkolenia praktycznego i co najważniejsze - zmieni się sposób sprawdzania wiedzy teoretycznej. Na odpowiedź będzie przeznaczone kilka sekund, nie można będzie powracać do poprzednich pytań i zwiększy się ich liczba w bazie. Zamiast 500 będzie ich kilka tysięcy i nie będą one publikowane. Kandydaci na kierowców przestraszyli się tymi prognozami, dlatego teraz tak wielu chętnych robi kursy, żeby jeszcze zdążyć przed innowacjami. Jednak nie ma obaw, jeszcze trzeba będzie poczekać. Wielu instruktorom podobają się planowane zmiany. „Jeśli chodzi o samochód, to jest to duży plus. W końcu przetarg wygrała dobra marka, mimo że dla instruktorów był to duży wydatek rzędu 47 tys na najtańszą Toyotę Yaris. Ale kursanci są bardzo zadowoleni. Bardzo przyjemnie się jeździ Toyotą, nawet po polskich drogach. Sprzęgło chodzi rewelacyjnie, proszę uwierzyć - dziś jeździłem z ludźmi na pierwszych godzinach lekcyjnych i nie mieli żadnego problemu, ani razu nie zgasł im samochód! A co do innych zmian... zmiana w części teoretycznej też jest korzystna. Niech kandydat na kierowcę myśli na egzaminie, niech to nie będzie wykucie 500 pytań na pamięć i brak jakiegokolwiek zrozumienia. Chociaż nawet w obecnej formule niektóre osoby mają poważne problemy...” - mówi Łukasz D., instruktor w jednej z krakowskich szkół jazdy.

 

A MOŻE SPRÓBOWAĆ GDZIEŚ INDZIEJ?

To, że w Krakowie trudno zdać - już wiemy. Jednak ludzie zniechęceni niepowodzeniami na egzaminach w tym mieście zaczęli szukać sposobów, żeby jednak zostać kierowcami. Okazało się, że Ośrodki Egzaminacyjne w Nowym Sączu i Tarnowie świetnie się do tego nadają. Kilka lekcji wziętych w obcym mieście, ale ileż zaoszczędzonych nerwów... i pieniędzy. Podobno jest tam łatwiej zdać, są mniejsze wymagania i przede wszystkim krótszy czas oczekiwania na egzamin. „Nie warto uciekać do innych miast na egzamin” - ostrzega Łukasz D.. „W innych Ośrodkach Egzaminacyjnych już egzaminatorzy są przeczuleni na jednostki uciekające z Krakowa. Uciekają tak naprawdę osoby bardzo słabo jeżdżące i nie wierzące we własne umiejętności. Nawet w takim mieście jak Nowy Sącz delikwent może się pogubić, tym bardziej, że do tego wszystkiego dochodzi nieznajomość topografii miasta”.

 

O zdawaniu egzaminu na prawo jazdy rozmawiamy z Moniką, młodą krakowianką która, żeby zdobyć prawo jazdy musiała wiele przejść. Udało jej się dopiero za dziewiątym razem w Tarnowie.

 

Zdawałaś cztery razy w Krakowie i pięć w Tarnowie. Wiele osób tak jak Ty w obliczu porażek w Krakowie zapisuje się na egzamin w Tarnowie czy Nowym Sączu. Czy możesz powiedzieć gdzie jest łatwiej wg Ciebie zdać?

Zdecydowanie najprościej zdać w Tarnowie, bo nie ma tramwajów, dużych rond, zbyt dużej ilości świateł. Poza tym zawsze miałam egzaminy w soboty, w soboty ruch w Tarnowie jest minimalny.

Czy bardziej się denerwowałaś za pierwszym razem, czy dziewiątym? Przeszła Ci kiedyś przez głowę myśl, że skoro tyle razy Ci się nie udało, to nie nadajesz się na kierowcę?

Najbardziej denerwowałam się w Tarnowie, bo pod presją rodziców. Nadal twierdzę, że kierowca ze mnie marny, ale postanowiłam udowodnić sobie i innym, że też mogę zdać. Poza tym jak zaczęłam i wydałam na to tyle pieniążków, to nie chciałam by się zmarnowały.

W Krakowie zdawalność wynosi mniej niż 30%... dlaczego tak mało osób zdaje? Tak słabo jeżdżą, czy to wina egzaminatorów?

Wina jest zarówno egzaminatorów jak i tego, że egzamin trwa często ponad godzinę. Im dłużej trwa egzamin tym większe prawdopodobieństwo nie zdania go. Egzamin to ogromny stres, ponad godzina intensywnego myślenia i uwagi może spowodować łatwiejsze popełnienie błędu.

A co myślisz o skróceniu czasu egzaminu do 25 minut?

Mój ostatni egzamin w Tarnowie trwał ok. 35 minut, wiec naprawdę krótko. W Krakowie potrafiłam jeździć godzinę samochodem i na czymś oblać w 59 minucie. Im dłuższy egzamin, tym większy jest stres dla zdającego. 25 minut jak i 45 nie sprawdzi umiejętności. Myślę, że za dużo zależy od egzaminatora i jego dobrego dnia.

W samochodach są kamery. To pomaga, czy przeszkadza?

Kamery na egzaminie to ostatnia rzecz o której się myśli. Ja nie odczuwałam że w ogóle są.

Czego się bałaś podchodząc po raz pierwszy i potem kolejne? Co uważasz za najtrudniejszą część egzaminu?

Bałam się jedynie, że trafię na upierdliwego egzaminatora, krążą o nich różne opinie. Bałam się parkować na mieście, w mojej szkole jazdy nikt mnie nie nauczył parkować, nigdy na jazdach nie parkowałam. Parkowałam dopiero w jednej z tarnowskich szkół jazdy, w których dokupiłam kilka godzin.

Za co Cię oblewali za każdym kolejnym razem?

W czasie pierwszego egzaminu źle zaparkowałam, to ewidentnie moja wina, ale miałam fatalny kurs na prawo jazdy.

Za drugim razem oblałam na łuku.

Podczas trzeciej próby miałam wrażenie, że kilka razy podczas jazdy egzaminator przymknął oko na błędy, ale oblał mnie po tym jak niezdecydowana pani zrobiła krok na pasy...

Czwarty raz na własne życzenie - nie zauważyłam znaku zawracania.

Piąty raz oblałam w zasadzie za całokształt. Najpierw nie mogłam opuścić skrzyżowania bo cały czas ktoś jechał i zrobił się za mną straszny korek. Nawet kierowca, który jechał za mną wysiadł, otworzył mi drzwi i zapytał „jedziesz k... czy nie!?”. Egzaminator zachował się tutaj bardzo w porządku, ale stwierdził, że miałam kilka okazji by opuścić skrzyżowanie. Pojechaliśmy dalej, a potem jakaś pani wjechała pod prąd na skrzyżowaniu i tez je źle opuściłam... to znaczy wjechałam na zły pas. Na końcu kazał mi zaparkować, jednak wyszło mi krzywo i już nie pozwolił mi skorygować.

Za szóstym razem - w Tarnowie - nie zauważyłam znaku ustąp pierwszeństwa.

Za niepowodzenie na siódmym egzaminie obarczam winą okropnego egzaminatora. Na wstępie nakrzyczał na mnie, że idę w złą stronę, potem nakrzyczał na mnie podczas sprawdzania światła stopu, że nie tak, że inaczej, że jak ja pokazuje w ogóle... Na łuku zwrócił uwagę na to, że mam go wykonać nie patrząc w lusterka. Bardzo mnie to zdziwiło, bo zawsze mogłam korzystać z lusterek, a nie zdawałam przecież pierwszy raz egzaminu. Łuk wykonałam swoim sposobem tak jak zawsze poprawnie. Egzaminator kazał mi powtórzyć, bacznie pilnując czy patrzę w lusterka. Wjechałam na linię, ale nie mogłam już poprawić gdyż to była druga próba. Oblany egzamin skwitował kpiącym stwierdzeniem: „bez lusterek to już łuk nie wychodzi!”.

W czasie ósmego podejścia egzaminator się wystraszył jak parkowałam i zahamował równocześnie ze mną, niestety oblałam.

Za dziewiątym razem w końcu zdałam!

Masz żal do egzaminatorów? Czy obwiniasz jakiegoś za nie zdanie egzaminu, czy też trafiłaś na miłych i nie możesz im niczego zarzucić?

Przeważnie byli w porządku, bardzo niemiło wspominam egzaminatora z trzeciego i siódmego podejścia. Numer siedem za to, że mnie tak potraktował na łuku, a numer trzy był bardzo nieprzyjemny w odbiorze. Bałam się go, bałam się
o cokolwiek zapytać.

Czy nie wpadłaś na pomysł, żeby się odwoływać? A może myślisz, że to zbędny wysiłek, bo potem w Ośrodku Egzaminacyjnym będą Ci utrudniać życie?

Chciałam się odwołać za siódmym razem, ale stwierdziłam, że wtedy to już w Tarnowie nigdy nie zdam, wolałam nie rozgrzebywać tego tematu. Wiedziałam że wina nie byłam moja, przecież wyjeżdżałam na miasto robiąc dokładnie tak samo łuk już wiele razy wcześniej...

I pytanie na zakończenie. Jak myślisz, czy kurs przygotował Cię do egzaminu? Teraz kiedy już zdałaś możesz ocenić - czy kurs przygotowuje do prawdziwej jazdy na drogach?

Kurs mnie w ogóle nie przygotował. Miałam beznadziejnego instruktora, który nie zabierał mnie na ronda, bo ciągle był korki, nie parkował ze mną mimo moich próśb. Wspomniany pan dalej pracuje w tej szkole jazdy, mimo iż zgłaszałam skargi na niego. Żałuję, że go nie zmieniłam w trakcie kursu. Potem miałam kilka jazd w innej szkole, bardzo fajnie były prowadzone. Następnie miałam jazdy w Tarnowie, pan Roman który mnie przygotowywał był fantastyczny. Moja pierwsza szkoła jazdy do pomyłka. Nawet nie powiedziano mi co potrzebuję by się zapisać na egzamin.

Ale na szczęście zdałaś pomyślnie egzamin i stałaś się prawdziwym kierowcą, gratuluję!

Dziękuję, szkoda, że teraz mimo iż mam prawo jazdy, to nie jeżdżę. To nie strach... po prostu prawo jazdy kosztowało mnie około 5 tys zł. Na samochód już nie wystarczyło...

ff05261d140651e4b2246c3238e82781.jpg

Nie wszyscy jednak mają tyle przygód, co Monika. Zdarza się, że uda się komuś zdać za pierwszym razem, nawet w Krakowie. Każdy o tym po cichu marzy, zazdrości, ma nadzieję, że i jemu się uda. Niektórzy nie mogą powiedzieć złego słowa o egzaminatorach. W MORD-zie pracuje ich około pięćdziesięciu. „Proszę mi uwierzyć, że w Małopolskim Ośrodku Ruchu Drogowego pracuje zaledwie grupka osób, którzy się znają na rzeczy” - mówi instruktor Łukasz D. załamując ręce. „Żeby zostać egzaminatorem należy mieć sześć lat prawo jazdy i wyższe wykształcenie. Każdy może zdać egzamin państwowy i zostać egzaminatorem z bożej łaski, który nie zna realiów, środowiska, ani do końca nie zna przepisów. Na kursie instruktora spotkałem się z policjantem, który wykładał przepisy ruchu drogowego. Miałem wrażenie, że nie ma zielonego pojęcia o jeździe. Stek bzdur! Na końcu dowiedziałem się, że dziewiąty raz zdaje egzamin na egzaminatora...”.

Egzaminatorzy są różni. Jeden podpowie co nieco, załagodzi stres, a inny obleje za to, że za późno włączyłeś kierunkowskaz. Jedno jest pewne - sieją postrach, bo to od nich wszystko zależy. „Gdyby chociaż połowa tego, co o nas mówią była prawdą, to byłoby bardzo źle. To instruktor zawsze jest winny, nigdy kandydat na kierowcę, który wymusza pierwszeństwo, nie umie poruszać się po pasie ruchu, lub nie wie jak zawrócić na rondzie” - wypowiada się jeden z egzaminatorów pracujących w MORD.

O zdanie na temat egzaminu w Krakowie zapytaliśmy Tomasza Bluszcza. Jest on osobą, która
z pewnością zna się na przepisach ruchu drogowego i dotyczą go bezpośrednio wszystkie zmiany
w prawie drogowym. Jest instruktorem jazdy w jednym z krakowskich OSK, zakończył kurs na egzaminatora oraz zdobył tytuł Małopolskiego Instruktora Roku 2008.

 

Czy ludzie w Krakowie naprawdę się takimi fatalnymi kierowcami, że muszą podchodzić do egzaminu na prawo jazdy tyle razy?

Na taki stan rzeczy wpływa kilka czynników. Po pierwsze egzamin w Krakowie, Kielcach, czy Tarnowie nigdy nie będzie taki sam. W Krakowie 30 godzin oznacza dużą część szkolenia przejechaną w korkach ulicznych – wiele zależy od umiejscowienia szkoły – krakowskie ośrodki zlokalizowane
w pobliżu Nowej Huty czy Podgórza są w zdecydowanie lepszej sytuacji.

Wiadomo, że na wynik egzaminu bardzo duży wpływ ma stres osoby egzaminowanej. Niestety egzamin państwowy jest kojarzony z zadaniem wręcz niewykonalnym, a już na pewno nie przy pierwszym podejściu, mówi się często o ponoć złośliwych egzaminatorach itd. W efekcie osoby, które podczas szkolenia potrafią wykonać zadania egzaminacyjne bezbłędnie podczas prawdziwego sprawdzianu „głupieją”, popełniają kardynalne błędy skutkujące stworzeniem dużego zagrożenia na drodze. Winę za taki stan rzeczy ponosi między innymi system egzaminowania. Niestety często okazują się prawdziwe opowieści o egzaminatorach, którzy swoim zachowaniem wprowadzają taką atmosferę, przez którą osoba mało odporna na stres ma duże szanse na popełnienie błędu. Oczywiście na prawdę duża grupa egzaminatorów przeprowadza sprawdzian w sposób minimalizujący poziom stresu kandydata na kierowcę.

Warto jeszcze wspomnieć o tym, że jeśli ktoś nie zdaje za pierwszym razem, to potem jest już zazwyczaj trudniej. Kolejny egzamin za półtora miesiąca, a doszkalanie kosztuje. W efekcie osoby zdające za drugim i kolejnymi podejściami są gorzej przygotowane. Gdyby kolejny egzamin odbył się np. w przeciągu tygodnia, szanse na zdanie znacznie by wzrosły.

I na koniec wielu kandydatów wychodzi z założenia, że jeśli będą zdawać w nieskończoność, to w końcu się uda. I w końcu jakoś się udaje. Duża część z nich jest przekonana, często przez instruktorów, że ich umiejętności są wystarczające. I zamiast się porządnie doszkolić, podchodzą n-ty raz do egzaminu, winą za poprzednie nie zdane obarczając wszystkich prócz siebie.

Do listy przyczyn niskiej zdawalności dodać niestety jeszcze należy niski poziom szkolenia w niektórych ośrodkach. Są instruktorzy i instruktorzy. To się prędko nie zmieni, bo wymagania formalne do zdobycia tego zawodu niestety nie są zbyt wygórowane. Naprawdę spora część osób egzaminowanych jest kiepsko przygotowana, a spora część nieźle przygotowanych zostaje pokonana przez ich własny stres, bardzo trudną sytuację drogową czy też zły humor egzaminatora.

 

A jak Pan uważa - łatwiej było zdać kiedyś, czy dzisiaj?

Moim zdaniem jeszcze kilka lat temu było trochę łatwiej, chociażby dlatego, że egzamin trwał krócej, a ruch na drogach dziesięć lat temu był znacznie mniejszy. W efekcie wzrostu natężenia ruchu jeździ się po prostu trudniej. Z drugiej strony, tak przeklinana przez wszystkich część egzaminu odbywająca się na placu manewrowym, była znacznie trudniejsza.

 

Myśli Pan, że osoby, które od dawna mają prawo jazdy i jeżdżą po naszych drogach zdałyby państwowy egzamin?

Duża część nie. Wprawdzie pewnie ich egzaminy nie byłyby przerywane, bo doświadczeni kierowcy zazwyczaj są w stanie jechać tak, aby nie powodować zagrożenia, ale i tak wynik byłby negatywny. Często za, wydawać by się mogło, niewielkie przewinienia, typu źle zasygnalizowany manewr czy błędnie dobrany tor jazdy. Myślę, że sporo osób nie zdałoby również za przekraczanie dozwolonej prędkości, do jej przekraczania podczas swojej codziennej jazdy.

 

af85da894bdb394761d400e3c0e49b59.jpg
Czy kurs przygotowuje do prawdziwej życiowej jazdy? Czy uważa Pan, że 30h jest wystarczające, żeby zostać kierowcą?

Z jednej strony jest to dość mało, ale z drugiej człowiek tak na prawdę zaczyna się uczyć jeździć poruszając się po drogach już samodzielnie. Dlatego bardzo dobrym pomysłem byłoby wprowadzenie, wzorem innych krajów, możliwości jazdy, przez pierwszy okres posiadania prawa jazdy, tylko
w towarzystwie doświadczonego kierowcy. W te dostępne 30 godzin staramy się wykształcić podstawowe umiejętności, które pozwalają na codzienna jazdę samochodem bez stwarzania zagrożenia na drodze.

 

Co Pan powie o krwiożerczych egzaminatorach, którzy są oskarżani o bezlitosne oblewanie kursantów?

Tak, jak już wspomniałem w odpowiedzi na pierwsze pytanie – część egzaminatorów mogłaby wykonywać swoje obowiązki w sposób niejako bardziej przyjazny dla osoby egzaminowanej. Jednocześnie naprawdę duża część egzaminatorów pracuje tak, żeby ułatwić (w znaczeniu nie utrudnić) uzyskanie wyniku pozytywnego.

 

A czy ludzie, którzy nie zdają po raz „n-ty” nadają się do tego, żeby być kierowcą?

Może i się nadają, ale powinni przede wszystkim się doszkolić. Często warto zmienić instruktora. Moim zdaniem takie osoby w ogóle nie powinny być dopuszczone do egzaminu, ale to już zależy od ośrodka szkolenia. Natomiast jazda samochodem w najprostszym wydaniu to niejako rzemiosło, którego może się nauczyć prawie każdy. Bo nie każdy musi jeździć jak Kubica.

 

Dziś w samochodach na egzaminie są kamery, miały one pomóc kursantom. Czy warto się odwoływać? A może to tylko fikcja, bo przecież osoba, która się odwoła - od razu jest skreślona?

Jeżeli odwołanie zostanie pozytywnie rozpatrzone (co się często zdarza), teoretycznie nie powinno to mieć wpływu na wyniki kolejnych podejść. W praktyce ludzie często rezygnują
z odwołania, nie wierząc w jego skuteczność albo obawiając się konsekwencji. Moim zdaniem warto się odwołać, bo może to pomóc w podniesieniu poziomu egzaminowania, wyeliminowaniu niesłusznie przerywanych sprawdzianów.

 

Jak wg Pana powinien wyglądać egzamin, żeby naprawdę sprawdzał umiejętności kierowców?

Obecna forma egzaminu nie jest zła, a znaczące zmiany (np. sprawdzenie umiejętności poruszania się ze znacznymi prędkościami na autostradach) byłyby trudne do przeprowadzenia. Warto zauważyć, że w Polsce uzyskanie uprawnień jest znacznie trudniejsze, niż w innych krajach, ale ciężko jest mi wyobrazić sobie, jak można by ułatwić egzamin.

 

Co by Pan zmienił w aktualnym sposobie egzaminowania?

Sama formuła dzisiejszego egzaminu moim zdaniem jest całkiem dobrym narzędziem, pozwalającym na sprawdzenie, czy kandydat na kierowcę jest w stanie samodzielnie poruszać się w niełatwych polskich warunkach drogowych, bez stwarzania zagrożenia. Położyłbym również większy nacisk na skrócenie czasu oczekiwania na kolejne podejście.

 

Co myśli Pan o skróceniu czasu do 25 minut? Czy w tak krótkim czasie można sprawdzić umiejętności przyszłego kierowcy?

W 25 minut, przy niewielkim natężeniu ruchu, egzaminator jest w stanie przeprowadzić cały program egzaminu, ale takich przypadków w dzisiejszych warunkach będzie zapewne niewiele.
W mojej opinii w 25 czy 35 minut można równie dobrze sprawdzić umiejętności przeszkolonej osoby. Chodzi o sprawdzenie podstawowych umiejętności: „odnalezienia się” na drodze, sprawnego przeprowadzania manewrów bez stwarzania zagrożenia. Prawdziwe umiejętności nabywa się latami praktyki na drodze.

 

Bardzo dużo zależy od instruktora jazdy. Jak Pan wcześniej powiedział są instruktorzy
i instruktorzy.

Zgadzam się. Są lepsi i gorsi, jak w całej branży szkoleniowej. Uzyskanie uprawnień instruktora nauki jazdy powinno być trudniejsze, weryfikacja umiejętności bardziej rozbudowana. Część praktyczna egzaminu kandydatów na instruktorów odbywa się wyłącznie na placu manewrowym, tak więc nie mówi nic o umiejętnościach szkolenia na drodze. Niezrozumiały jest brak części egzaminu
w ruchu drogowym, ze szczególnym naciskiem na wykazanie się umiejętnością zrozumiałego tłumaczenia konkretnych zagadnień.

 

Czy myśli Pan, że Pana kursanci są dobrze przygotowani do egzaminu po nauce u Pana?

W mojej ocenie przeszkolone przeze mnie osoby dysponują umiejętnościami, które wystarczają do bezproblemowego zdania egzaminu. Niestety paraliżujący strach i stres jest w stanie u najlepszego kierowcy spowodować niekontrolowane zachowania skutkujące rażącymi błędami podczas egzaminu. Na ten czynnik niestety mam niewielki wpływ.

 

Jakie rady by Pan dał osobom, które jeszcze mają przed sobą ten ważny państwowy egzamin?

Po pierwsze nie denerwować się. Egzaminator to nie wróg, a dobrze przeszkolona osoba powinna zdać za pierwszym bądź drugim razem, często wystarczy trochę więcej wiary w swoje umiejętności. Po drugie przyłożyć się troszkę, z własnej inicjatywy rozszerzyć swoją wiedzę teoretyczną, a nie tylko ograniczać się do nauczenia się rozwiązywania testów. A jazda praktyczna – prawda jest taka, że aby poruszać się sprawnie w każdych warunkach panujących na krakowskich ulicach, przydałoby się kilka godzin szkolenia więcej. Dobrze jest czasem zmienić instruktora, już po skończonym szkoleniu podstawowym. Świeże spojrzenie kogoś innego pozwoli choć trochę oddać warunki panujące na egzaminie, a często pomoże również wyeliminować błędy, na które być może poprzedni szkoleniowiec nie zwracał uwagi albo uznał je za mało istotne.

 

NO TO SZEROKIEJ DROGI!159442c1f85b7fa48fcb9e44584d6d26.jpg

W momencie otrzymania dokumentu uprawniającego do legalnego poruszania się po polskich drogach wszyscy zapominają jak to było jeździć 50 km/h, uważać na każdym kroku i mieć obok instruktora, który mówi co robi się źle. Od tego momentu jeździ się „jak wszyscy”, czyli niekoniecznie zgodnie z przepisami ruchu drogowego. Jednak trzeba pamiętać o tym, że otrzymanie „prawka” to nic więcej, niż otrzymanie prawa do samodzielnej nauki jazdy. 60% wypadków drogowych powodują młodzi ludzie do 25 roku życia. Trochę pokory nie zaszkodzi, a warto wiedzieć, że jeśli młody kierowca, który w ciągu roku od wydania prawa jazdy zgromadzi na swoim koncie 20 punktów karnych ma niemałe kłopoty. Musi on ponownie odbyć szkolenie i znów zdać egzamin państwowy.