JustPaste.it

Hipermarkety

...to sieci sklepów o dużych powierzchniach, które sprzedają produkty żywnościowe. W Wielkiej Brytanii i Francji mają 80% udziału w handlu żywnością. Ponieważ na Zachodzie nie ma już miejsca na dalszą ekspansję, wielkie sieci handlowe dokonują inwazji na "rynki wschodzące" czyli Europę Wschodnią i Azję. Dlaczego należy się przed nimi bronić?

Fakty i mity

Hipermarkety świadomie wprowadzają konsumenta w błąd stosując "ceny wabiące". Wszystkim wydaje się, że ceny w hipermarketach są niższe niż w sklepach osiedlowych czy na bazarach. Nic bardziej błędnego! Hipermarkety celowo obniżają ceny niektórych produktów, by przyciągnąć klientów spragnionych promocji. Nieświadomi amatorzy tanich pomarańczy czy coca-coli wpadają do hipermarketu i rzucają się na super atrakcyjne towary. A po drodze kupują 1001 innych produktów, tym razem znacznie droższych i z reguły do niczego niepotrzebnych. Towary w hipermarketach są tak sprytnie ustawione, by zachęcić klientów do kupienia ich w jak największej ilości: produkty spożywcze (w szczególności chleb i nabiał) umieszczone są zawsze na końcu sklepu. Aby do nich dotrzeć, należy przejść koło innych, mniej potrzebnych rzeczy, wielu klientów nie może się oprzeć takiej pokusie i wrzuca do koszyka wszystko co popadnie.

Hipermarkety wcale nie oznaczają "łatwych i szybkich zakupów". Średni czas zakupów w hipermarkecie w Wielkiej Brytanii to 90 min! Wynika to nie tylko z ustawienia produktów, ale także z notorycznych kolejek przy kasach. Gdy dodamy do tego czas potrzebny na dojazd, to okazuje się, że hipermarket to najmniej przyjemny i najbardziej czasochłonny sposób kupowania.

Hipermarkety rujnują dostawców i rolników. Hipermarkety niechętnie współpracują z dostawcami małej czy średniej wielkości: większość produktów kupują w wyniku negocjacji prowadzonych na szczeblu krajowym a nawet światowym. O ile duże firmy (np. Coca-Cola czy Danone) mają szansę na wywalczenie sobie dobrych warunków, o tyle mali dostawcy (lokalni producenci czy rolnicy) są na straconej pozycji. Hipermarkety wymuszają na dostawcach nieludzkie warunki: żądają coraz to niższych cen (często poniżej kosztów produkcji) , długich terminów płatności (czyli hipermarket bierze od dostawcy towar, nie płaci mu od razu ale po kilku miesiącach, a sam sprzedaje towar i ma z tego zysk, w praktyce więc hipermarket jest kredytowany przez dostawce). Zawsze można zastosować mały szantaż: mówi się rolnikowi czy też lokalnemu wytwórcy, że np. w Egipcie czy Bangladeszu ten sam towar jest wytwarzany znacznie taniej... Z tego powodu tylko w Anglii upadło w ostatnich latach 42,000 gospodarstw.

Hipermarkety niszczą miejsca pracy. Hipermarkety przy każdym otwarciu nowej placówki triumfalnie obwieszczają stworzenie nowych miejsc pracy. Jest to prymitywne oszustwo, niestety wielu wierzy (lub chce wierzyć) w takie bajki. Jedno miejsce w supermarkecie niszczy kilka a nawet kilkanaście miejsc pracy w lokalnym handlu. Hipermarkety nie tylko zabierają pracę handlowcom: wchodzą także w segment produkcji, tworząc wyroby sprzedawane pod własną marką. Takie wyroby są sprzedawane grubo poniżej cen innych, markowych wyrobów. Wytworzeniem takich wyrobów zajmują się mali producenci, z reguły nie posiadający znanej marki ani silnej pozycji rynkowej. Całą marże zgarnia oczywiście hipermarket. Produkty pochodzące od silnych i znanych producentów mają szansę sprostać takiej konkurencji, ale problem w tym, że takowych w Polsce nie ma. Zysk pozostaje więc w rękach zagranicznych koncernów (sieci handlowych), gdyż dla polskiego konsumenta najważniejsza jest cena i z reguły wybiera "ketchup marki ketchup" czy też inne produkty wytwarzane przez sieci handlowe.

Hipermarkety niszczą pełnowartościowe miejsca pracy, a tworzą "shit jobs". Płace personelu hipermarketów należą do najniższych. Prawa pracowników (z reguły młodych ludzi) są notorycznie łamane, szczególnie w Polsce i innych krajach Europy Wschodniej. W normalnym kraju nikt nie garnie się do takiej pracy. Dla przykładu podam, że w supermarkecie w Orleans (Massachusetts, USA) większość załogi stanowili Meksykańcy czy też przybysze z Europy Wschodniej (Polska, Rosja), podobnie jest w innych miejscach w USA. Jednak w Polsce w warunkach szalejącego bezrobocia pracownicy godzą się na poniżające warunki - lepsze 700 zł na miesiąc niż nic.

Hipermarkety niszczą środowisko. Wraz z budową hipermarketu powstaje często "centrum handlowe", w którym skupia się działalność usługowa. Często centra miast wyludniają się, bo wszystkie usługi skupiają się w blaszanych hangarach hipermarketów, które z reguły powstają na obrzeżach miast, co zmusza ludzi do korzystania z samochodu. Hipermarkety stosują dyferencjację cenową, wykorzystując fakt, że część klientów nie posiada samochodu. Ten sam towar w supermarkecie w biedniejszej dzielnicy kosztuje kilkanaście procent drożej niż w hipermarkecie tej samej sieci położonym pod miastem.

Podobnie ma się rzecz z dostawcami: hipermarkety nie kupują towarów bezpośrednio od nich, ale poprzez centra zaopatrzeniowe. Nawet jeśli rolnik uprawia swoje jabłka 50 metrów od hipermarketu, musi jechać ze swoim towarem 50 km do centrum zaopatrzeniowego. Powoduje to oczywiście dodatkowe skażenie środowiska.

Hipermarkety nie płacą podatków. Do litanii nieszczęść, jakie niosą ze sobą hipermarkety, należy dołączyć jeszcze jedno: przybytki te notorycznie unikają płacenia podatków. Oprócz absurdalnych zwolnień, którymi obsypywane są w Polsce duże sieci handlowe (m.in. zwolnienia z VATu, podatków gruntowych, etc.) należy wspomnieć jeden element: osławione ceny transferowe. Proceder ten polega na wykorzystywaniu różnic w podatku dochodowym w poszczególnych krajach. Ponieważ stawki podatku dochodowego od osób prawnych w Polsce są relatywnie wysokie, hipermarkety zawyżają wartość towarów przywożonych do naszego kraju. Poza tym koszty powiększane są przez usługi dokonywane przez podmioty zagraniczne (np. doradcy, eksperci i konsultanci francuscy). Skutki są takie, że w Polsce generowane są wyłącznie koszty, podatek płaci się od dochodu (dochód = przychód - koszt), a ponieważ prawie żadna sieć handlowa w Polsce oficjalnie nie osiąga dochodu, to do kasy państwa nie wpływa ani złotówka! Działalność państwa jest finansowana przez kupców handlujących na bazarze, którym nikt nigdy żadnej ulgi nie dał. W zamian za płacenie podatków kupcy usuwani z najlepszych punktów miast, a w miejscu targowisk stawiane są kolejne biurowce.

Dlaczego więc hipermarkety wyrastają w Polsce jak grzyby po deszczu? Wynika to z krótkowzroczności decydentów i konsumentów. O ile motywacja decydentów jest jasna: zawsze miło jest zgarnąć 10% wartości inwestycji, o tyle konsumenci, manipulowani przez reklamę i superpromocje dają się wodzić za nos hipermarketom. Urzędnicy nie zauważają, że wkrótce bezrobocie wzrośnie tak drastycznie, iż wyborcy na pewno nie wybiorą ich na kolejną kadencję. Z kolei konsumenci też powinni dostrzec, że kupując w supermarkecie w konsekwencji zabiorą miejsca pracy... samym sobie, bo lokalny handel, przemysł i rzemiosło niedługo będzie istnieć wyłącznie na papierze. Oby zmiana świadomości nastąpiła, zanim bezrobocie w Polsce wzrośnie z 18% do 48% .

Targowiska a hipermarkety w liczbach


Targowiska Hipermarkety
liczba: 2400 240
udział w rynku: 6% 20%
zatrudnienie: 450 tys. osób 70 tys. osób
suma płaconych opłat targowych / handlowych: 267 mln zł 0 zł
suma placonego podatku dochodowego 214 mln zł 0 zł

 

Źródło: http://www.fz.eco.pl/index.php?a=hipermarkety-022