JustPaste.it

Nie ma wiarygodnej prognozy koniunktury dla Niemiec

Obecny kryzys wymyka się wszystkim stosowanym dotąd narzędziom badawczym. Ekonomia i ekonometria błądzi w ciemnościach. Widać to na przykładzie naszych zachodnich sąsiadów.

Obecny kryzys wymyka się wszystkim stosowanym dotąd narzędziom badawczym. Ekonomia i ekonometria błądzi w ciemnościach. Widać to na przykładzie naszych zachodnich sąsiadów.

 

rysowanie krzywej

 

Niemiecki Instytut Badań Gospodarczych (Das Deutsche Institut für Wirtschaft, DWI) odmówił opracowania i opublikowania prognozy rozwoju koniunktury w kraju naszych zachodnich sąsiadów na rok 2010. Wywołało to wypowiedzi ze strony mniej znanych i renomowanych instytucji zajmujących się tym samym w tym kraju, ocierające się o drwinę z bardziej utytułowanych i doświadczonych kolegów, ale śmiać się nie ma z czego. Sam ten fakt to naprawdę zła wróżba nie tylko dla Niemiec, ale też całej Europy, zależnej w większej lub mniejszej mierze od tej wielkiej i ważnej gospodarki narodowej. Dla równowagi trzeba jednak dodać, że tenże instytut nie przewidział wiosennego ożywienia, a zamiast niego zapowiadał spadek dochodu narodowego brutto o 3,5 %.

W RFN od dziesięcioleci ogłoszenie dorocznego raportu koniunkturalnego nie było wydarzeniem interesującym wyłącznie statystyków oraz zarządy wielkich koncernów. Był to swego rodzaju obrządek z udziałem kanclerza, ministrów gospodarki i finansów oraz jeszcze innych osób z najwyższych kręgów politycznych i gospodarczych. Wznoszono toast markowym winem i obdarzano szerokimi uśmiechami całe Niemcy siedzące przed ekranami telewizorów. Można bez przesady stwierdzić, iż był to ważny składnik ogólnoniemieckiego dobrego humoru oraz optymistycznego spojrzenia w przyszłość. W tym stuleciu dobry humor niemieckich nabywców i pracowników zaczął przygasać, a towarzyszyły temu nie sprawdzające się optymistyczne prognozy tamtejszych instytutów badań rynkowych, aż wreszcie...

Obecny kryzys osiągnął w Republice Federalnej takie rozmiary, że wymyka się wszystkim dotychczas stosowanym narzędziom badawczym.

Jak to ujął nieco ironicznie, ale w sumie nie bez racji publicysta Jakob Schlandt na łamach „Berliner Zeitung”: "Instytuty gospodarcze budują swoje prognozy na podstawie już istniejących danych. Np. na ankietowaniu zarządów przedsiębiorstw, stanie zapasów i liczbach dotyczących zbytu, obrotach handlu, nastrojach konsumenckich, danych o bezrobociu, obniżkach i podwyżkach stóp procentowych. Dające się stąd odczytać trendy ekstrapolują to znaczy przewidują ich dalsze trwanie w przyszłości. Oczywiście dodaje się do tego różne skomplikowane wyliczenia matematyczne, ogromne niekiedy doświadczenie pracowników takich placówek, ale nieodzowny jest też łut szczęścia. Tak to się robi, no bo co innego można zrobić w tej dziedzinie? Gapić się w szklaną kulę?"

 

Na spokojne czasy to nawet wystarcza, ale teraz, kiedy gospodarka światowa, pozbawiona już od wielu lat równowagi zwłaszcza w dziedzinie finansów zaczyna ulegać wstrząsom nieznanym od lat trzydziestych, wszystko to okazuje się bardziej niż zawodne. Poza tym trzeba zdać sobie sprawę z tego, że niemieckie instytuty gospodarcze powstały niekiedy jeszcze w czasach Rzeszy Wilhelmińskiej (1888-1918), a Niemcy są od wieków krajem nadzwyczaj tradycjonalistycznym, w którym zasadniczo nowe podejście do spraw naprawdę podstawowych (w tym sposobu prowadzenia interesów) przebijało się na ogół powoli i z wielkim trudem. Instytuty badań koniunktury opierały się zatem jeszcze do niedawna na analizie gospodarki narodowej + rynku światowego i w zbyt małym stopniu uwzględniały fakt, że rynek niemiecki i powiązane z nim rynki zagraniczne stanowią tylko część rynku zglobalizowanego. Z kolei ten ostatni opiera się na ogromnej liczbie transakcji wymykających się statystykom. Do jego badania potrzebne są zupełnie nowe narzędzia, które jak się zdaje, jeszcze w ogóle nie zostały opracowane.

Być może dokładne prognozy wzrostu (albo spadku) dochodu narodowego na rok następny są juz zupełnym przeżytkiem. Jak bowiem ocenić to, że kilka innych instytutów badawczych podaje na rok 2010 prognozę wzrostu w Niemczech na: + 1,0 %, + 0,5 %, - 0,2 %. Na jakiej podstawie? Tego dokładnie nie napiszą. To przecież tajemnica zawodowa... Takie różnice są  praktycznie niemożliwym do odparcia argumentem na rzecz twierdzenia, że jeśli nawet istniały jakieś naprawde wiarygodne i ściśle naukowe metody przewidywania cyklów koniunkturalnych, to obecnie mozna je odłożyć do lamusa.

Jeden z czytelników wspomnianej gazety pod wrażeniem tych danych porównał uczonych ekonomistów do astrologów, wróżek i różdżkarzy. Należy jednak wątpić, czy przedsiębiorcy, rządy i banki centralne zamiast korzystać z usług instytutów badań rynkowych zaczną zatrudniać jasnowidzów.

W takiej sytuacji rządy podchodzące do swoich obowiazków w sposób w miarę odpowiedzialny po prostu odwołują się do usług kilku nie powiązanych ze sobą nawzajem instytutów badawczych, a następnie poddają dostarczone przez nich materiały krytycznej analizie własnych ekspertów, usiłując ustalić, co czeka ich państwa w najbliższej przyszłości i jak się wobec tego zachować. Tak właśnie postąpił rząd niemiecki, rezygnując już w lipcu 2007 z usług wspomnianego na samym wstępie DWI jako dotychczasowego "nadwornego" prognostyka ministerstwa gospodarki.

Otóż z niemieckich danych rządowych wynika, że w roku bieżącym powinno nastąpić dość daleko idące odrobienie strat minionej jesieni i zimy. Natomiast w roku przyszłym należy się liczyć z dalszym, wyraźnym spadkiem dochodu narodowego w granicach do 2 %.

Stosownie do tego zostały już postanowione środki oszczędnościowe. Np. emerytury zostaną obcięte o ok. 2 % (po raz pierwszy w dziejach RFN od roku 1957). Nastąpi to w związku z prognozowanym spadkiem płac o 2,3 % w roku bieżącym. Tak ścisłe powiązanie świadczeń emerytalnych z aktualną wysokością płac świadczy o daleko posuniętym naruszeniu fundamentów niemieckiego systemu emerytalnego. Obok niesamowitego zadłużenia publicznego i wysokich kosztów pracy spowodowanych przez biurokratyzację jest to jeden z kamieni utrudniających gospodarce naszych zachodnich sąsiadów odbicie się od dna w kierunku długotrwałego wzrostu.

W tej sytuacji nie dziwi, że rząd Angeli Merkel odmawia dalszego pompowania pieniędzy w gospodarkę, uzasadniając to potrzebą poczekania na wyniki uruchomionego jeszcze zimą superpakietu antykryzysowego.

Nie są to dobre wiadomości również dla nas nad Wisłą. Od gospodarki UE i Niemiec jako takich (czyli lokomotywy gospodarczej Unii) jesteśmy bowiem zależni w stopniu uniemożliwiającym w praktyce ożywienie naszej koniunktury bez ożywienia w eurolandzie.

 

Korzystałem:

http://www.berlinonline.de./berliner-zeitung/blog/schlandt/2009/04/contraD-stattD-prognose.html

 

http://www.berlinonline.de/berliner-zeitung/archiv/.bin/dump.fcgi/2007/0703/seite1/0117/index.html

http://mobil.welt.de/article.do?emvAD=800x5000&emvcc=false&id=politik%2Farticle3627395%2F2010-droht-erstmals-eine-Kuerzung-der-Renten&cid=Wirtschaft&emvcc=false