JustPaste.it

Najnowszy Łuk Kurski

8fee3984619615849a109f3129c5703b.jpg

 

Artystka dwa lata temu zagrała rolę, może nie na miarę Modrzejewskiej, czy Tyszkiewicz, ale przecież ciągle się wspina na swoich pazurkach po pniu kariery.

Ongiś popierała PO, za co otrzymała wynagrodzenie od podatników i teraz, kiedy poparła PiS za drugą transzę od tychże dojnych krów. Oczywiście, śliczna Polka (na www.goldenline.pl/anna-kotka jest dwukrotnie młodsza, niż wynikałoby to ze złośliwej analizy ukrytego wieku na NaszaKlasa) nie jest wspomnianą krówką, zatem może zmieniać poglądy, niemniej skoro Prezydent RP w orędziu wygłoszonym 22 maja 2009 spostrzegł, że "Demokracja potrzebuje prawdy, wyjątkowo u nas skądinąd deficytowego towaru", przeto społeczeństwo może zechce jednak poznać tę prawdę - w jaki sposób pozyskano panią Kotkę i za jakie profity?

PiS szczyci się, że ich przywódcy są prawnikami, a zatem powinni wiedzieć, że lansując (a właściwie odgrzewając niczym KOTlety) Kotkę w (nazwijmy to) swoim spocie, powinni pamiętać o innych aktorach, z którymi zapomniano przedyskutować wybrane zagadnienia z działu "prawo autorskie", zatem w nowszej wersji owo dziełko okrojono...

Na nagraniu
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,6652714,Kurski_w_objeciach_tajnej_broni_PiS.html
aktorka kuje żelazo póki gorące, wykonując niespodziewany dolnokończynowy nalot na Łuk Kurski. Drobny ów incydent miał miejsce w Superstacji TV. Łukiem był zaskoczony pan Jacek, który wyznał, że ożenił się w wieku 25 lat i "że klamka zapadła, niestety" (ciekawe, co na to jego żona). I tak był dzielny, bowiem zaognioną sytuację dyplomatycznie ugasił szklanką wody znaną z anegdoty pt. "Zamiast".

Prawdziwie dramatyczna bitwa (nie jakieś zajście) na Łuku Kurskim odbyła się 66 lat wcześniej, kiedy to przez niemal dwa letnie miesiące 1943 roku decydowały się losy świata podczas największej pancernej bitwy wszech czasów; wówczas także doszło do nalotów, ale lotniczych. Wyzwolono wtedy Orzeł i Charków, zaś obecnie czarna Kocica (zasłużona ksywka po brawurowo wykonanej kanapowej roli w studiu) waha się pomiędzy skokiem do gardła naszym orłom - a to Kaczorowi Donaldowi, a to Braciom Kaczorom, co może skończyć się medialnym charKOTem. Byłaby przynajmniej jakaś zmiana, bowiem media pełne są wyczynów innego - tym razem sejmowego - KOTa: PaliKOTa, czyli lubelskiego biznesmena, który milionom Polaków zaprząta uwagę swoimi rodzinnymi sprawami i innymi wyczynami destabilizującymi życie polityczne w kraju nad Wisłą.

Ale wracając do KOTki - mieszkańcy amerykańskiego stanu DaKOTa w podobnych sytuacjach zastanawiają się: kto i komu oraz kiedy da KOTa (i to nie popalić). Byle historia nie skończyła się podobnie, jak o parę lat wcześniejsza, kiedy to równie miłej samoobronnej pani dyrektor (wieść gminna niesie, że o kuluarowym imieniu Mi-; oficjalnie Anetka) w końcu noga się powinęła, a nawet obie się w odwinęły. Krawczyki (łac. Orthotomus Sutorius - ptaszki) żyją w Azji (także na Jawie) i sąd ma problemy z ustaleniem, czy wszystkie śmiałe sceny a zeznania przyśniły się, czy istotnie były na jawie. Tak czy owak, ptaki miały używanie, bowiem wielokrotnie skroiły - niczym męscy krawcy - partyjne popecki (gwarowo), czyli pupeczki (potocznie). Kolejny raz potwierdziło się znane ludowe porzekadło - "tak krawiec kraje, jak mu materiał staje". Sąd uznał, że ludowi działacze jednak łyżwili, zatem w mocno zacienionym zaciszu odpoczywają teraz od grzechów.

KOTy to zresztą całkiem wdzięczne stworzenia, także językowo. PaliKOTyzacja weszła do słowników, zaś wcześniej można już było dostrzec, że w naszym życiu politycznym coraz więcej występuje koKOT. W biurach członków (partyjnych) mamy KOTłownie, które nie służą do grzania pomieszczeń, ale są łowniami KOTek paradujących na wysokich KOTurnach i wabiących kocurów miKOTem. Jeśli KOTki mają kłopoty ze znalezieniem pracy albo z medialnym zaistnieniem, to nie widzą niczego niestosownego, jeśli partyjny decydent opuści KOTarę, będzie TOKował i łasKOTał, a nawet jeśli zaKOTwiczy w uroczej KOTlince (powyżej łęKOTki), nie bacząc ani na ryzyko bocianiego kleKOTu, ani na ewentualny łosKOT towarzyszący opuszczaniu swojej KOTerii.

Jedynie cyKOTanie zegara, odliczającego czas do kolejnych wyborów, mobilizuje politycznych eKOTypów (także ze społecznego eKOTopu) do poświęcenia większej energii na pisanie orędzi, odezw i manifestów do swoich wyborców, którzy odpowiedzą im rekordowym... bojKOTem.

Nie wiadomo - czy porzucone i odsunięte od władzy masKOTki - prawią nam i sądom prawdę, czy plotą, jakby zażyły narKOTyku lub objadły się bleKOTu, jednak z pewnością obniżają jakość naszych elit, które nie poprzestają na marzeniach o jachtach z olśniewającym żelKOTem, ale chcą marcować przez cały rok z... KOTkami.

Najwięcej KOTek zamieszkuje fińskie miasto KOTka - jest ich tam prawie 30 tysięcy (drugie tyle to panowie, czyli... Kocury). Finki tamtejsze są ostre jak noże (nazwane na ich cześć), a do tego równie bystre i drapieżne, wszak ichnia "KOTka" to po polsku... "orzeł".

Przed wojną Melchior Wańkowicz wymyślił reklamowe hasło - "Cukier krzepi". Czasy kryzysu wymagają stawiania na bardziej wyrazistych polityków. Językoznawcy nie chcą pozostać w tyle - rozważają zamianę w cukrze nijakiego k na bardziej zdecydowane g, zatem może zdążą zaakceptować nową nazwę węglowodanu i jeszcze przed wyborami pojawią się banery z rewitalizowanym tekstem - "Cugier krzepi".