JustPaste.it

Rozdział II

Nie za dobrze mi idzie pisanie, mam tylko 15 lat, a wymagacie cudów... Pierwszy rozdział nudny i przewidywalny?Co Wy chcecie, w pierwszym rozdziale mieć III wojnę światową?

Nie za dobrze mi idzie pisanie, mam tylko 15 lat, a wymagacie cudów... Pierwszy rozdział nudny i przewidywalny?Co Wy chcecie, w pierwszym rozdziale mieć III wojnę światową?

 

            Kiedy Matt pożegnał Rose, od razu położył się do łóżka rozmyślając o dzisiejszym dniu. Nawet nie wiedział, w którym momencie zasnął. Początkowo śniła mu się dziewczyna z filmu, a później cały widok przesłoniła mu twarz Rose. Uśmiechała się promiennie od ucha do ucha. Matt największą uwagę poświęcał jej cudownym oczom. Nie wiedzieć, czemu, uśmiechnął się do niej przez sen. Niespodziewanie dziewczyna wyciągnęła zza pleców kij od baseballa i uderzyła nim Matta. Chłopak aż spadł z łóżka. Był przerażony i zlany potem.

            Do pokoju wpadła Roxanne, ubrana już na galowo. Kiedy zobaczyła, w jakim stanie jest jej brat, parsknęła śmiechem.

            Po chwili chwyciła się za brzuch, zatkała usta i wybiegła z pokoju. Matt usłyszał jak trzaska drzwiami od łazienki i podnosi klapę sedesu. Poranne mdłości? Po schodach wbiegła przerażona matka.

-Boże, Rox, co ci jest?!

-Nic... I nie mów do mnie Rox!- Mruknęła słabo, po czym zwymiotowała.

Matt pokręcił z niedowierzaniem głową.

-Trzeba było kupić wiewiórkę... Albo się zabezpieczyć- mruknął do siebie ubierając spodnie.

            Podszedł do okna i otworzył je na całą szerokość. Kiedy spojrzał na domek naprzeciwko, dojrzał tam drobną postać w białej sukience.

-Rose!- Krzyknął rozpoznając koleżankę. Dziewczyna spojrzała w jego kierunku i pomachała mu.

-Hej Matt!

-Mam dla ciebie radę! Jeżeli nie chcesz zostać wyśmiana już pierwszego dnia, zmień sukienkę!

Rose spojrzała na niego z niedowierzaniem, odwróciła się na pięcie i weszła do domu. Matt uśmiechnął się szeroko i odszedł od okna. Dopiero teraz przypomniał sobie, że jest w samej podkoszulce. Szybko pochwycił bluzkę, założył ją i zbiegł na dół. Na stole w kuchni czekało na niego śniadanie. Wsunął szybko kanapki z szynką i wypił herbatę. Teraz tylko czekać na Rose...

            Po pięciu minutach rozległ się dzwonek do drzwi. Matt zeskoczył z kanapy i podszedł do drzwi. Kiedy je otworzył, o mało, co nie zemdlał. Przed nim stała... Sam w to nie wierzył, ale była to Rose. Ta sama Rose z naprzeciwka. Ta wstydliwa i skromna dziewczyna. Miała na sobie krwistoczerwona sukienkę do kolan, a jej biodra przepasywała czarna wstążka. Na zgrabnych nogach miała czarne szpilki, a jej długie kasztanowe włosy opadały luźno na jej plecy.

-Lepiej?- zapytała uśmiechając się szeroko. Matt tylko pokiwał tępo głową, co wywołało u niej wybuch śmiechu.

-No no no. Czy to nasza Rose?- rozległ się głos Roxanne.

Chłopak odwrócił się do niej, rzucił pogardliwe spojrzenie i wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Rose chwyciła Matta pod rękę i uśmiechnęła się do niego nieśmiało. Ten tylko patrzał na nią osłupiały, naparzając się jej widokiem jak ambrozją dla greckich bogów.

-Co wywołało tą zmianę?- Zapytał zaciekawiony.

-Powiedziałeś, że mnie wyśmieją- wzruszyła ramionami.

-Ah... Zapomniałbym. Idzie z nami jeszcze Ian, mój przyjaciel. Na pewno go pamiętasz, był wtedy ze mną w kinie. Na pewno się polubicie- oświadczył pewnie Matt. Rose skinęła głową i uśmiechnęła się szeroko.

            Ian czekał na przyjaciela pod restauracją, gdzie wcześniej się umawiali. Nie spodziewał się jednak żadnych atrakcji. Otworzył szeroko oczy i usta widząc towarzyszkę Matta. Chłopak uśmiechnął się do Iana przepraszająco.

-Hej... Cześć wam- rzucił jąkając się.

-Cześć Ian. Eee... To jest moja nowa sąsiadka i nowa dziewczyna w naszej klasie. Rose, to jest mój przyjaciel Ian- przedstawił ich sobie.

-Miło mi cię poznać, Ian- Rose podała rękę chłopakowi uśmiechając się szeroko.

-Cie... Ciebie również- wymamrotał.

            Dla niego Rose wyglądała jak księżniczka z bajki. Wiedział jednak, że przy przyjacielu nie ma żadnych szans. Ian pogrążony w marzeniach nie zauważył nawet, kiedy Rose i Matt ruszyli w stronę szkoły. Dziewczyna odwróciła się do tyłu i pogoniła go. Chłopak wyrwany z głębokiego otępienia ruszył do przodu i dogonił towarzyszy.

            Całą drogę rozmawiali o szkole. Najdziwniejsze było to, że Rose też za nią nie przepadała. Zwykle dziewczyny podskakiwały na samą myśl o niej, a ona jest jednak inna. Inna niż reszta dziewczyn, które omijają ich szerokim łukiem.

            Kiedy przekroczyli szkolną bramę wszystkie oczy skierowały się ku nim. Uczniowie wiedzieli już, że w szkole pojawi się nowa uczennica, ale nie, że taka z niej laska. No i na dodatek zadaje się z tymi bufonami. Matt i Ian opuścili głowy nie będąc przyzwyczajonymi do bycia w centrum uwagi.

-Powiedzcie szczerze...- Zaczęła Rose.- Nie jesteście zbyt lubiani, prawda?

-Nie- przyznali oboje równo. Dziewczyna tylko pokiwała głową ze smutkiem i zrozumieniem. Posłała każdemu z nich ciepły uśmiech, cmoknęła w policzek i przyspieszyła kroku. Osłupieni uczniowie stali z rozdziawionymi buziami. Mark, chłopak ze szkolnego gangu, nawet przywalił w lampę.

            Matt, Ian i Rose raźnym krokiem weszli do budynku. Byli już na ustach całej szkoły. Nie byłoby to dziwne, gdyby w gazetce szkolnej pojawił się artykuł, o Rose.

            Na apelu jak zawsze powitał wszystkich uczniów, i starych i nowych (tu wszyscy spojrzeli na Rose). Swoją przemową,,zachęcał’’ do nauki. Po monologu pana Harrisona wystąpił teatr, nad którym pieczę trzymała pani McCarty, mama Iana. Kiedy zobaczyła swojego syna w towarzystwie tak wspaniałej i młodej dziewczyny, to się popłakała.

            Zaraz po ukłonach ktoś zaczął rzucać w aktorów pomidorami i wszelkiego rodzaju warzywami. Dyrektor zdenerwowany złapał Marka za ucho i zaprowadził do swojego gabinetu.

            Rose uśmiechnęła się do kogoś i zaczerwieniła się. Matt podążył za jej wzrokiem. Dokładnie naprzeciwko ich stał najprzystojniejszy chłopak w szkole. Uśmiechał się szeroko do dziewczyny. Ian wyczuwając spięcie przyjaciela dał mu kuksańca w bok.

-Ej, co jest?

-Robert...- Odmruknął Matt. Nie musiał nic więcej dodawać, bo Ian od razu wkroczył do akcji.

-i jak ci się podoba w naszej szkole?- Szepnął do Rose.

-Hę? Ah, Ian. Jest dość fajnie- odwróciła wzrok od Roberta i spojrzała na chłopaka. I właśnie o to mu chodziło. Chciał odwrócić jej uwagę.- Uczniowie też są zapewne bardzo mili.

-Nie wszyscy- wtrącił Matt.

-Co to znaczy?

-Widzisz tego tam przystojniaka? To Robert Goofrey, łamacz serc. Rzuca swoje ofiary sms-em.

-Ofiary?- Szepnęła zrozpaczona Rose.

            Ian potwierdził skinięciem głowy. Rose rzuciła wściekłe spojrzenie Robertowi, a chłopcy uśmiechnęli się zwycięsko. Koleś zdegustowany nie wiedział, o co jej chodzi. Spojrzał tylko Matta i Iana, kiedy do Rose podeszła Vanessa, najpopularniejsza dziewczyna w szkole. Zawzięcie coś jej tłumaczyła, gdyż posługiwała się gestami wymachując przy tym dłońmi na wszystkie strony świata. Rose tylko kiwała głową ze zrozumieniem, jednak po chwili znudziła się gadaniem blondyny i odwróciła się do chłopców.

-Czy ona zawsze tyle papla?

-Zazwyczaj, kiedy jest na coś nieźle wkurzona. Będziesz musiała się przyzwyczaić, bo chodzi do naszej klasy- odparł Ian smutno.

-o kurna... To mamy nieźle przechlapane- sprostowała.

-Nie śmiem zaprzeczyć- potwierdził Matt.

            W tym momencie na scenę wkroczyła pani wicedyrektor i oznajmiła, że apel dobiegł końca. Wszyscy uczniowie zaczęli się rozchodzić, a Rose żeby się nie zgubić złapała mnie za rękę. Uśmiechnąłem się niepewnie i wyprowadziłem ją z budynku.

            Dziewczyna całą drogę przeżywała to, co chłopcy powiedzieli jej o Robercie.

-Chyba troszkę przegiąłeś...- Szepnął Matt do przyjaciela.

-Możliwe...

-...no i właśnie.- Skończyła swój wykład.- A wy, co o tym myślicie?

-Zgadzamy się z tobą w 100%- odparli równo wywracając przy tym oczami.

            Rose uśmiechnęła się triumfalnie, po czym wysunęła się naprzód.

-Co tak przyspieszyła?- zapytał Ian.

-A, bo ja wiem... Nigdy nie zrozumiem kobiet.

            Po pięciu minutach Matt pożegnał się z Ianem i dogonił Rose. Dziewczyna podśpiewywała wesoło pod nosem maszerując raźnym krokiem. Matt próbował skojarzyć skąd zna tą melodię, jednak bez rezultatu. Odprowadził ją pod sam dom.

-No nic, czas na mnie- mruknął niechętnie.

-Szkoda... A może wejdziesz?

-Bardzo chętnie, ale muszę coś załatwić. Może następnym razem.

-No to ok. To pa!

-Tak, cześć- odmruknął Matt i poszedł do domu.

            Rose stała na ganku i patrzała jak chłopak się oddala. Z każdym jego krokiem uśmiech na jej twarzy malał, aż w końcu przerodził się w grymas bólu i cierpienia. Przysiadła na schodach i wpatrywała się tępo w swoje buty. Ściągnęła je i rzuciła o bruk. Westchnęła ciężko, schowała twarz w dłoniach i zaczęła płakać. Nie chciała wracać do domu, wiedziała, bowiem, co ją tam czeka. W sumie modliła się, żeby Matt nie mógł przyjść. Zapytała go tylko z grzeczności.

            W pewnym momencie poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Odsłoniła oczy i ujrzała swojego ojca. Stał wściekły na nią. Widać było na jego twarzy, że musiał znęcać się nad Sonią, bowiem miał ślady zadrapań. Ojciec chwycił Rose za kark, uniósł do góry i wciągnął za sobą do środka.