JustPaste.it

Imaginacja Lennona

Kontynuacja cieszącego się zainteresowaniem opowiadania s/f "Zmysł sieci".

Kontynuacja cieszącego się zainteresowaniem opowiadania s/f "Zmysł sieci".

 

41cdf9dc8189b69e61d64f774c749bad.jpg

- Tato! A ty podobno urodziłeś się na Ziemi?

- Tak, miałem pięć lat gdy przyleciałem na Marsa.

- Opowiedz nam jak to jest na Ziemi?

- Nie za dużo pamiętam. Wiem, że przez ostatnie dwa lata bardzo tęskniłem za mamą, która pierwsza poleciała na Marsa.

- A dlaczego mama cię nie zabrała?

- Nie mogła, ale mieliśmy nadzieję, że dotrzemy zaraz po niej, jednak tacie i wujkowi to się nie udało.

- A powiedz nam o jakieś swojej przygodzi na Ziemi.

- Kilka miesięcy przed odlotem w trakcie pokazu na wolnym powietrzu zobaczyłem mamę i pobiegłem w jej kierunku.  Jednak to był tylko hologram z filmu i kiedy się zorientowałem w pomyłce zrozpaczony pobiegłem wprost do ciemnego lasu. Zanim się uspokoiłem, oddaliłem się tak daleko od obozowiska, że nie mogłem odnaleźć drogi powrotnej. Nie zapomnę tego przerażenia jakie mnie wtedy ogarnęło.

- To straszne! I jak z tego wybrnąłeś?

- Wszyscy dorośli i starsze dzieci mnie szukały przez kilka godzin, ale w końcu odnaleźli.

- Dostałeś lanie?

- Skąd wam to przyszło do głowy?

- Podobno dawniej na Ziemi dzieci za karę były bite przez dorosłych.

- Ale to już nie nasze czasy. Ciekawe, że w ogóle znacie to słowo.

- Przecież wiesz, że najbardziej lubię książki z ubiegłego tysiąclecia, nawet z dziewiętnastego wieku.

Przysłuchiwałem się tej rozmowie z rozrzewnieniem wspominając dawne czasy. Było to możliwe, bo miałem w saloniku syna Roberta atrapę swojej postaci i pozwalali mi się odwiedzać, ale już rzadko zabierałem głos, zresztą co to za przyjemność słuchać głosu paralityka, chociażby wspartego najnowocześniejszą technologią, która tak do końca nie potrafiła jednak zamaskować niedoskonałości technicznych syntezy głosu, a przede wszystkim mojej słabnącej zdolności intelektualnej.

Może jednak powrócę do chwili odlotu tych dziewięciu osób, które żegnaliśmy jak powoli dźwigała ich na orbitę winda kosmiczna. Mieliśmy z nimi kontakt w trakcie lotu i po wylądowaniu na Marsie. Wzruszaliśmy się powitaniem dzieci z matkami.

Tymczasem  niedługi czas potem moja firma zaproponowała mi przeniesienie na Marsa. Nasza wyspa trochę podupadła i zwyczajnie się nam znudziła, więc wspólnie z rodziną zdecydowaliśmy się przyjąć propozycję.

Propozycja była związana z nowym profilem rozwoju firmy jaki wyłonił się w międzyczasie. Okazało się bowiem, że nie tylko małpy są zdolne do opanowania jakiegoś języka, ale również i inne zwierzęta. Dopiero wszczepienie im „szóstego zmysłu” ujawniło ogromny potencjał jaki się w tym kryje. Trzeba więc było opracować nowe metody i materiały szkoleniowe dla tej grupy odbiorów usług naszego oprogramowania. Na Marsie właśnie wyłoniła się grupka entuzjastów, którzy amatorsko zajmowali się tymi pionierskimi działaniami i wchłonięcie ich przez naszą firmę wymagało zorganizowania profesjonalnego kierownictwa na miejscu.

Udało nam się wykonać olbrzymią pracę, w której trzeba było najpierw rozpoznać jakie formy aktywności zwierząt mogą być przydatne dla społeczeństwa i gospodarki. Czasy wykorzystywania ich jako „siły pociągowej” czy  „królików doświadczalnych” minęły bezpowrotnie. Trzeba było spojrzeć na współpracę bardziej partnersko. Okazało się, że drzemie tu potencjał możliwości, którego domyślaliśmy się ale nikt nie udowadniał.

Zwierzęta zaczęły odgrywać szczególną rolę w kontaktach z ludźmi o obniżonej sprawności. Już na początku XXI wieku nauczono się zaopatrywać ludzi z postępującym stopniowo paraliżem w aparaty umożliwiające komunikację z opiekunami. Dawało to względny komfort życia chorym, ale dużo pracy opiekującym się nimi osobom, najczęściej rodzinie. Ponadto bezpośrednie odbieranie poleceń i prowadzenie rozmowy z chorymi było nużące z uwagi na małą sprawność interfejsu. Zwierzęta okazały się idealnym wręcz partnerem do takich rozmów. Wkrótce okazało się jak nowe możliwości rozbudzają artystyczne instynkty zwierząt i już nie tylko śpiew słowika zaczął zachwycać ludzi znudzonych przeintelektualizowaną sztuką tworzoną przez ludzi. Popularność zaczęły też zdobywać gigantyczne instalacje artystyczne jakie były naturalnym kierunkiem rozwoju zamierzchłych web2.0, czyli serwisów, których zawartość tworzyli użytkownicy. Wspólne pisanie opowiadań, dialogowych role-playing, również  z poematami, a w dalszym rozwoju wypowiedziami w formie piosenki tworzącymi widowisko typu musical. Powstawały nie tylko utwory centralnie nadzorowane przez opiekunów artystycznych, ale też tworzone na zasadzie artystycznej rywalizacji, która prowadziła do rozwijania i uwypuklania tych elementów które zdobywały uznanie większości.

Poznań, 2009