JustPaste.it

Fobia = Koszmar

Przedstawiam moją historię mając nadzieję, że zaoszczędzi to komuś koszmaru, który sam przeżyłem.

Przedstawiam moją historię mając nadzieję, że zaoszczędzi to komuś koszmaru, który sam przeżyłem.

 

Po przeczytaniu poniższego niejeden pomyśli, że autor tego tekstu ma niezłą wyobraźnię. Ale ten scenariusz napisało życie.

Aga lubi wszystkie zwierzęta, zresztą wykształcenie ma w tym kierunku. Jej pasją natomiast są węże egzotyczne. Wiem, że miała kiedyś takiego.

Ja natomiast węży nie znoszę. Czuję lęk, niechęć, odrazę. Jak ktoś kiedyś powiedział mam na punkcie węży fobię. Nazywa się to ofidiofobia. Nie znam jej przyczyn, ale wiąże się to z jakimś zdarzeniem z dzieciństwa. Coś ze żmiją w lesie w czasie zbierania jagód. Dokładnie nie pamiętam.

Dziewczyna miłośniczka węży i chłopak z ofidiofobią. Ktoś powie, że przeciwieństwa się przyciągają, inny, że uczucie jest ślepe. Znam upodobanie Agi, ona zna moje (nie wiem jak to nazwać) uprzedzenia. Planując wspólne życie Aga zrezygnowała z chęci posiadania „zwierzątka” ze względu na mnie.

Z Agą jesteśmy małżeństwem od około dwóch lat. Kochamy się, żyjemy sobie spokojnie a raczej żyliśmy sobie spokojnie, szczęśliwie, aż wszystko skomplikowało się parę tygodni temu.

Moi teściowie mieszkają o rzut kamieniem od nas, jednak odwiedzamy ich tylko raz w tygodniu. Najczęściej razem. W pewnym momencie Aga zaczęła odwiedzać rodziców codziennie i spędzać tam dość dużo czasu. Sądziłem, że chyba ktoś jest chory. Spotkałem jednak teścia na mieście i był zdziwiony dlaczego tak myślę. Niesiony złym przeczuciem następnego dnia udałem się do teściów w chwilę po tym jak poszła tam Aga. Wszedłem do mieszkania, spojrzałem, no i się zaczęło. Wąż.

Koszmar. Znalazłem się w jednej klatce z wężem. To co teraz opisuję to nie rzeczywista, namacalna klatka a stan umysłu.

Aga parę dni wcześniej, bez mojej wiedzy sprawiła sobie węża (jak się później dowiedziałem węża zbożowego) i schowała go przede mną u rodziców. Ale skoro odkryłem prawdę więc Aga uznała, że wąż może już egzystować „normalnie”, jak powiedziała przez parę dni.

Siedziałem w tej mojej klatce z wężem dość długo. Stres jak cholera. Klatka ciasna, wąż duży (chociaż w rzeczywistości aż taki duży nie był). Nie można nad niczym się skupić, bo przecież jest wąż, który w każdej chwili może rzucić się na ciebie. Nie można jeść, nie można spać. Zasypiasz tylko wtedy, gdy już padniesz ze zmęczenia. Budzisz się po dwóch godzinach, bo przecież jesteś w klatce zamknięty z wężem. Tłumaczę: Aga, ja tego nie wytrzymuję. Ale widzę, że ona mnie nie rozumie. Mówi, że skoro wąż jest już u nas parę dni, to może mógłby pozostać na dłużej. Używa argumentu: Czy taki niewielki wąż może stanowić dla ciebie aż taki duży problem. Nie tylko może. Problem jest wielkości JumboJeta. I z ciężarem JumboJeta przygniata mnie coraz bardziej. Nie mogąc znaleźć zrozumienia u ukochanej szukam rozwiązanie w książkach i w internecie. Okazuje się, że przepis jest prosty. Albo pozbyć się źródła fobii albo oswoić się ze źródłem fobii. Prosty dla tego, kto to napisał (chyba nigdy nie doznał jakiejkolwiek fobii). W moim przypadku pozbyć się węża nie jest tak łatwo. Musiałaby się go pozbyć Aga, a ona tego nie chciała. Gdybym ja chciał się pozbyć wężą musiałbym się go pozbyć razem z Agą. Bardzo ją kocham i to nie wchodziło w rachubę.

Wiem, że Aga tak uwielbiała swojego węża, że go przytulała, całowała. Przy bliższych kontaktach z Agą czułem od niej zamiast jej zapachu odór gada. Podświadomie zacząłem zmieniać nastawienie do niej.

Życie w ciągłym stresie doprowadziło mnie na skraj wytrzymałości. Zdając sobie sprawę z tego, że kocham Agę, Aga kocha węża więc wąż pozostaje, pozostało mi trudne zadanie oswojenia się z nim. Według mądrych opracowań na temat fobii w oswajaniu z wężem powinna pomóc mi Aga. Gwarantowałoby to największe szanse powodzenia. Nieudana próba oswojenia się samemu mogłaby jeszcze bardziej pogłębić fobię. Zdawałem sobie doskonale sprawę z tego, że nawet jak się oswoję z wężem, to nigdy nie zostanie on moim ulubionym zwierzątkiem i zawsze będę go obchodził dużym łukiem.

Aga nie zgodziła się bym „zaprzyjaźnił” się z jej wężem. Nie wiem czy nie obawiała się, że w przypływie „czułości” skręcę mu karku. Ale prawdę mówiąc daleki byłem od tego, bo w ten sposób tylko nastawiłbym Agę przeciwko sobie. Dodatkowo Aga oświadczyła, że wąż pozostaje na stałe.

Tak więc pozostałem w swojej klatce z wężem bez nadziei, że szybko z niej wyjdę. Z klatki wypuścić mnie mogła jedynie Aga, a ona w dalszym ciągu nie rozumiała co właściwie się ze mną dzieje. Stres coraz większy, klatka coraz mniejsza. Wąż pozostaje, oswoić go nie mogę. Beznadzieja.

Zastanawiałem się, kogo właściwie Aga bardziej kocha. Mnie czy węża. Doszukałem się, że właściwie to od jakiegoś czasu mijając mnie w progu z przedpokoju do kuchni nie rzuca już takiego od niechcenia „Marek, kocham Cię” i wiele innych tego typu szczegółów. Wąż natomiast miał być na kilka dni a teraz pozostał na stałe. Chyba jednak ważniejszy jest dla niej wąż.

Szukałem winnych, którzy przyczynili się do tego, że w takiej sytuacji się znalazłem. Nie chcąc oskarżać Agi pada na teściów, bo przecież za ich wiedzą i u nich Aga węża przetrzymywała. Po upływie paru dni i Aga „dostaje za swoje”. Czuję, że moje przywiązanie i uczucia do Agi zmieniają się. I całe szczęście w tym momencie następuje przełom. Z tego co przeczytałem w internecie skutki dalszego pobytu w mojej klatce z wężem mogłyby doprowadzić mnie do utraty zmysłów lub nawet samobójstwa jeżeli moje uczucie do Agi byłoby na tyle silne, że nie byłbym w stanie od niej odejść. Obawiam się, że w moim przypadku (a to zacząłem obserwować) uczucia do Agi mogłyby na tyle ostygnąć, że odszedłbym zostawiając ją z jej ukochanym wężem.

Napisałem, że nastąpił przełom. Nie wiem co wpłynęło na Agę, co zdecydowało, że Aga wypuściła mnie z klatki. Jest jeszcze za wcześnie, bym mógł z nią o tym szczerze porozmawiać.

Aga dała węża znajomym i wszystko wróciło do poprzedniego stanu. No może jeszcze nie całkowicie. Pewne rzeczy muszę starać się naprawić. To wymaga jeszcze czasu. O ile uczucie do Agi pozostało (myślę) nienaruszone, o tyle muszę popracować nad zaufaniem do niej. Jeszcze niedawno dałbym za nią głowę, taki byłem jej pewny. Teraz pozostaje taka mała iskierka, trudno mi przyznać, ale nieufności. Muszę także poprawić stosunki z teściami, bo chwilowo traktuję ich jak zło konieczne. No i muszę trochę podratować nadwątlone stresem zdrowie psychiczne i fizyczne.

Zwracam się do was Panie i Panowie z prośbą. Zastanówcie się, czy robiąc coś, z waszego punktu widzenia mało istotnego, a o czym wiecie, że nie „odpowiada” to bliskiej wam osobie, nie skazujecie go/ją na koszmar. I czy tym samym nie podcinacie gałęzi, na której wy sami siedzicie, narażając się na utratę zaufania do was, a kto wie czy i nie utratę miłości. Czy czujecie się dobrze z tym, że robicie coś przeciwko bliskiej wam osobie, nawet jeżeli ona o tym nie wie. Czy jest to tego warte?