JustPaste.it

Dać głos żywej rybie

Ryba w świadomości przeciętnego Polaka nie jest zwierzęciem. To dość szokująca teza jak na XXI wiek i obowiązek szkolny do osiemnastego roku życia.
Ryba nie jest zwierzęciem?

Ryba w świadomości przeciętnego Polaka nie jest zwierzęciem. To dość szokująca teza jak na XXI wiek i obowiązek szkolny do osiemnastego roku życia. Ale tradycja kulinarna, silny antropocentryzm o podłożu religijnym, konformizm i pewnie trochę innych czynników robią swoje.

 

Zwierzę w encyklopedii i słowniku


Encyklopedia Popularna PWN podaje bardzo ogólnikową definicję zwierzęcia. Jest to „organizm jedno- lub wielokomórkowy cudzożywny (heterotroficzny), o ograniczonym wzroście; odznacza się na ogół zdolnością przemieszczania się z wyjątkiem zwierząt osiadłych, jak gąbki, koralowce”. Z tej definicji dowiadujemy się, ku zaskoczeniu wielu czytelników, że również gąbki i koralowce należą do Królestwa Zwierząt. Zapewne do kategorii zwierząt osiadłych należy również forma Homo sapiens przykuta do kanapy dzięki bogatej ofercie osiedlowej kablówki. Trudno jednak domyślić się z tej zwięzłej definicji kogo jeszcze można nazwać zwierzęciem - w naukowym sensie tego słowa. Skoro zdolność do przemieszczania się nie jest wymagana, a właśnie ruch ze zwierzętami najbardziej się kojarzy, przydałoby się zdanie o tym, co różni zwierzę od rośliny. To mogłoby nas naprowadzić na właściwy trop.

W Słowniku Języka Polskiego PWN znajdujemy 2 definicje zwierzęcia: „1.1 istota żywa taka jak pies, koń lub mysz, w przeciwieństwie do ptaków, ryb i owadów."oraz „1.2 każda istota żywa z wyjątkiem człowieka, albo nie wyłączając człowieka.”

Pierwsza definicja ilustruje istniejący w powszechnej mentalności podział na ssaki i inne istoty żywe, gdzie ssaki zyskują miano zwierząt, a pozostałe zwierzęta (według definicji nie-zwierzęta) zdają się mniej liczyć lub są całkowicie wykluczone. W definicji nie ujęto m.in. gadów i płazów, także nie za bardzo wiadomo, jak należałoby je zaklasyfikować. Druga definicja pokazuje dwie tendencje – dominujący, choć niezweryfikowany, religijny pogląd, że człowiek nie jest zwierzęciem [1], gdyż jako jedyna istota żywa na Ziemi został stworzony na podobieństwo Boga i posiada tzw. duszę, oraz pogląd areligijny, związany z naukami przyrodniczymi, które dostarczyły ogromną ilość dowodów na to, że człowiek jednak jest zwierzęciem, bliżej lub dalej spokrewnionym z innymi gatunkami zwierząt. Człowiek będący pod wpływem pierwszego poglądu będzie mówił zawsze i bezwzględnie „ludzie i zwierzęta” i będzie się oburzał lub co najmniej wzdrygał, gdy usłyszy „ludzie i inne zwierzęta”.

 

 


 

eceb1401c3c2103da648af7a47b9c193.jpg

 

 

W czwartek mięso, w piątek ryba

Ten podział na zwierzęta, czyli ssaki oraz inne istoty żywe, czyli ptaki, ryby i cała reszta, często sprowadzony do przeciwstawienia rybom zwierząt lądowych i ssaków morskich, widać dobrze w kontekście katolickiego postu piątkowego. Powszechne w Polsce powstrzymywanie się od posiłków mięsnych w piątki (przestrzegane również w instytucjach publicznych, jak np. stołówki szkolne, szpitalne czy więzienne) oznacza dla katolików niejedzenie mięsa ze ssaków i ptaków, ale jak najbardziej spożywanie mięsa ryb. Skoro płat martwej ryby na talerzu nie jest mięsem, to żywa ryba najwyraźniej nie jest zwierzęciem. Zatem, chciałoby się zapytać, kim lub czym jest ryba? Konsumenci jej ciała mają na to krótką odpowiedź: ryba jest rybą i kropka. Ważniejszą i ciekawszą sprawą od istoty ryby okazuje się jej smak.

Ciało ryby to ryba – danie piątkowe, postne, chudsze, gorsze, choć niektórzy „lubią” rybę, tzn. lubią ją jeść. Na dodatek ryba ma być zdrowsza niż mięso ssaków (oczywiście dla człowieka; będąc martwą, ryba korzyści dla siebie samej raczej nie odniesie). Ciała niektórych ssaków i ptaków to mięso – danie codzienne, obowiązkowe, często luksusowe. Dopiero ciała wybrańców – domowych kotów, psów, kanarków – to zwłoki, którym należy się szacunek i pogrzeb, ewentualnie utylizacja, nigdy zaś piekarnik, talerz i kości w koszu na śmieci.

Milcząca ryba

Ryba żyje w wodzie i już przez sam ten fakt staje się nam obca. Z naszego punktu widzenia żyje w ciszy, niewiele słyszy i nie wydaje odgłosów. Jeśli wydaje jakieś dźwięki, są one dla nas niesłyszalne. Powszechne jest więc przekonanie, że ryba nie czuje bólu. Szeroko otwierany i zamykany pysk ryby, która dusi się wyjęta z wody - odwrotnie, niż ludzie, którzy to w wodzie wykonywaliby podobne, lub bardziej nawet gwałtowne ruchy ustami i całym ciałem – jest dla wielu powodem do bezrefleksyjnego śmiechu. Ryba nie ma też mimiki, która byłaby dla nas bliska i zrozumiała, dlatego tym łatwiej odrzucamy myśl o tym, że może przeżywać strach czy stres, że może unikać cierpienia i walczyć o życie.

Dubeltówka a wędka

Polowanie na zwierzęta lądowe – krwawy i mocno zrytualizowany sport uprawiany przez niewielki procent populacji społeczeństw zachodnich - wśród wielu ludzi wzbudza sprzeciw lub jest przynajmniej sprawą mocno kontrowersyjną. Wędkarstwo – krwawe hobby – praktycznie nie wzbudza żadnych emocji. Widok wędkarzy siedzących z wędką nad wodą jawi się jako miłe i spokojne spędzanie czasu na łonie natury, często przechodzi z ojca na syna (łapaniem i zabijaniem ryb dla przyjemności częściej, choć oczywiście nie wyłącznie, zajmują się mężczyźni), jest zajęciem rodzinnym i towarzyskim.

„Iść na ryby” sytuuje się znaczeniowo w jednym rzędzie z „iść na grzyby, maliny, poziomki”. Łapanie ryby na haczyk jest jak zrywanie malin z krzaka. Łapanie ryby w sieci jest jak potrząsanie jabłonią w celu zdobycia owoców. Zresztą inne zwierzęta wodne, takie jak krewetki, małże czy ośmiornice są po polsku nazywane właśnie „owocami morza”- tym samym informacja o ich zwierzęcości, nomen omen – rozpływa się i ginie bez wieści w morskiej głębinie [2]. Iść na ryby nie wywołuje skojarzeń z zadawaniem bólu, stresu i zabijaniem. Nie ma krzyku, nie ma sprawy. Szamotanie się ryby, która z przebitą haczykiem wargą wisi na końcu wędkarskiej żyłki, konwulsyjne wyrywanie się zwierzęcia z rąk trzymającego ją człowieka, skazane na niepowodzenie próby zaczerpnięcia tlenu z powietrza są często postrzegane jako zabawny, nieco kulawy taniec łamagi, śmieszny spektakl odstawiany przez bezgłośną, nic nieczującą, wiedzioną wyłącznie instynktem istotę-rzecz.

 

f986669665b27fdd456ee7d39d8682c1.jpg

Brak głosu czy brak wiedzy

Jakże arbitralny jest ten podział na zwierzęta i ryby – czujące istoty i ruszające się przedmioty. Czy odmawiamy rybom zwierzęcości tylko dlatego, że nie wydają z siebie słyszalnego krzyku, gdy są ranione i zabijane?

Może zamiast zasłaniać się brakiem dźwięków lepiej uzupełnić braki w swojej wiedzy? Ryby są kręgowcami, a więc podobnie jak ssaki, ptaki, gady czy płazy posiadają centralny układ nerwowy składający się z mózgu i rdzenia kręgowego. Posiadanie takiego organu jak mózg wiąże się nie tylko ze zdolnością do oddychania, koordynacji ruchowej, pracy zmysłów wzroku, słuchu, smaku czy dotyku, ale również z posiadaniem zdolności poznawczych, pamięci, zdolności do uczenia się. Naukowcy, na podstawie obserwacji i niestety również przeprowadzanych eksperymentów, dowiedli, że ryby są zdolne do przechowywania w pamięci wspomnień nawet z okresu 3 miesięcy. Dzięki pamięci przestrzennej tworzą mapy, które pozwalają im odnajdywać drogę, zwracając uwagę na takie czynniki jak światło, dźwięki, zapachy oraz elementy wizualne. Ryby tworzą również struktury społeczne, uczą się od siebie nawzajem, współpracują ze sobą, aby zdobyć pożywienie, czy bronić się przed drapieżnikami.

Co równie istotne, badacze doszli do wniosku, że ryby są zdolne do odczuwania bólu. Eksperyment przeprowadzony w 2003 roku przez brytyjskich badaczy z Roslin Institute na pstrągach tęczowych [3] dowiódł nie tylko, że ryby te posiadają na swoim ciele receptory bodźców urazowych wrażliwe na wysoką temperaturę, urazy mechaniczne czy substancje chemiczne, ale również, że zwierzęta po wystąpieniu urazu zmieniały swoje zachowanie – po wstrzyknięciu jadu pszczelego w okolicę otworu gębowego, ryby unikały jedzenia, jadły wolniej i ocierały wargi o dno lub ściany zbiornika.

Świąteczna rzeź karpi

Coraz więcej osób przeraża i oburza sprzedaż wciąż żywych, choć często poranionych karpi stłoczonych w kadziach z małą ilością wody, która na dodatek bywa często niedotleniona. Sprzedaż ta [4] odbywa się w okresie przedświątecznym – przed katolickimi Świętami Bożego Narodzenia, które, oprócz konotacji religijnych, powszechnie kojarzone są z rodziną, przyjaciółmi, serdecznością i dobrocią. Jak bardzo ograniczony charakter ma ta świąteczna serdeczność, można się przekonać oglądając sceny sprzedaży karpi. Tam - wśród śniętych i poranionych ryb wyciąganych z wody, ważonych, upuszczanych na ziemię, podrywanych za łuki skrzelowe i wrzucanych do plastikowych siatek bez wody – nie ma już śladu po dobroci. Tam, gdzie ryby przywieziono na lodzie lub w kontenerach jak ziemniaki (bo taniej, niż w wodzie) – nie ma mowy o empatii.

Ale same warunki sprzedaży to nie wszystko. Trzeba też pomyśleć o sprzedaży jako takiej. Kolejka do kadzi z karpiami świadczy przecież o tym, że klienci są gotowi wybrać żywe zwierzę i powiedzieć „proszę mi go zabić” (bo mam ochotę go zjeść). Przywodzi to na myśl restauracje w Chinach, czy Korei, gdzie klient wybiera żywe zwierzę i staje się sędzią skazującym niewinnego na karę śmierci. Smak, tradycja, wygoda, styl życia okazują się ważniejsze, niż cierpienie i śmierć karpi. „To w końcu tylko ryba” – żachną się konsumenci. „Ale jak smakuje - w panierce lub galarecie” – dodadzą od razu.

Faktyczne warunki sprzedaży karpi bulwersują również tych, którzy nawet przez chwilę nie rozważą możliwości zrezygnowania z ryby na wigilijnym i każdym innym stole. Dzieje się tak nie tylko dlatego, że karpie są często traktowane w rzeczywiście szokująco barbarzyński sposób. Problem polega na tym, że odbywa się to na naszych oczach. Wszystkie inne praktyki stosowane wobec tych zwierząt poza zasięgiem naszego wzroku, łącznie z transportem bez wody nie wywołują już protestów. Co z oczu, to z serca. Samo zabijanie zaś rozumie się samo przez się – siłą tradycji, powszechności i ogólnej aprobaty – siłą silniejszego.

Karp - kroplą w morzu

Jednak jeśli porównamy produkcję 15,575 ton karpi w 2006 roku Polsce z całkowitą produkcją światową (połowy i akwakultura) w 2005 roku, która wyniosła 156,772,990 ton [5], zobaczymy, że karpie w Polsce nie stanowią nawet jednej tysięcznej procenta wszystkich ryb zabijanych na świecie. Zabijanie to, przynajmniej w krajach rozwiniętych, nie służy zaspokajaniu głodu, lecz dogadzaniu podniebieniu.

Z tych blisko 157 milionów ton ryb (w większości statystyk ryby zabijane do celów konsumpcyjnych są liczone w tonach), 83,323,747 stanowiły ryby z połowów [6] - co stanowi ok. 53% całej produkcji. Tak więc ponad połowa ryb łowionych i zabijanych przez ludzi pochodzi z rybołówstwa. Nikt o zdrowych zmysłach nie będzie podejrzewał rybaków łowiących ryby tonami o indywidualne podejście do ryb i zapewnienie im bezbolesnej śmierci. Rybaków nie interesuje, że wyłowione siecią i rzucone na pokład kutra rybackiego zwierzęta będą się gnieść i ranić pod ciężarem ciał innych ryb oraz dusić bez wody. Rybołówstwo, tak samo jak świąteczna rzeź karpi, nie obchodzi się bez zadawania poważnego cierpienia rybom, no i co jeszcze bardziej oczywiste – nie ma racji bytu bez zadawania im śmierci, często powolnej, nie natychmiastowej.

 

659330048483654cf30d00aaed4e7a54.jpg

Dzień Ryby – żywej ryby

Dzień Ryby ustanowiony przez Empatię w 2003 roku jest głosem w sprawie wszystkich ryb. Tych hodowanych w akwakulturach, przemysłowo łowionych z rzek i mórz oraz tych, które stają się ofiarami wędkarzy, rozmnażanych i sprzedawanych jako ruszający się element wystroju wnętrza. Dzień Ryby to okazja, by zabrać głos przeciwko dręczeniu i zabijaniu tych zwierząt. Zależy nam na tym, by w powszechnej świadomości uznano fakt, że są to istoty zdolne do odczuwania bólu, stresu i wielu innych stanów mentalnych. To oczywiście nie wystarczy, by im pomóc. Ilu zwierzętom przypisuje się zdolność do odczuwania, a jedyną reakcją jest regulacja ich hodowli i zabijania? Niemniej, wiedza o naturze ryb powinna zacząć żywiej krążyć w społecznym obiegu. Będzie to pewna przeciwwaga dla szerokiej gamy wyłącznie kulinarnych skojarzeń, dyskusji o smaku rybich ciał i okrutnych, pozbawionych empatii żartów, którymi raczą nas reklamodawcy w okresie przedświątecznym. W jednej reklamie fragment rybiego ciała leżący na półmisku podniesiony na podobieństwo kobry mówi „tradycja rzecz święta”. W innej, rysunkowy karp z szeroko otworzonym pyskiem mówi „Daję głowę, cenka opada”. Oto jak żartuje się ze zwierząt, ich cierpienia i śmierci – i nie jest to humor absurdalny, lecz jak najbardziej okrutny, czy wręcz ordynarny, bo odnosi się do faktycznego zabijania prawdziwych (nie fikcyjnych) istot.

Ohydny oksymoron ustawodawców

W odniesieniu do zwierząt powszechnie eksploatowanych i zabijanych dla mięsa, mleka, jaj, skór czy futer, a więc również w stosunku do ryb, wprowadzono termin „ochrona zwierząt podczas zabijania”. Kto używa takich sformułowań i nie wstydzi się równie ohydnego oksymoronu? Ustawodawcy unijni [7]. Chcą regulować metodyczne i masowe zabijanie zwierząt i równocześnie posługiwać się pojęciem „ochrony”. Chcą być dobrymi wujkami z rzeźnickim nożem w ręku. Wyprali w ten sposób „ochronę” z jakiegokolwiek znaczenia używając tego pojęcia w miejscu, gdzie można jedynie mówić o drobnych i mocno wątpliwych co do skuteczności ograniczeniach niewyobrażalnego rozmiaru cierpienia.

„Ochrona” zwierząt czy ochrona zwierząt?

O ile mało dziwi taka postawa u pragmatycznie nastawionych ustawodawców, którzy najczęściej reprezentują interesy hodowców, sprzedawców czy konsumentów, o tyle zdumieniem napawa podobne podejście ze strony organizacji, które w statutach mają wpisaną ochronę zwierząt i ich praw. Czy namawianie do kupowania martwych - zamiast żywych - karpi jest działaniem na rzecz ochrony zwierząt? Ktoś odpowie – tak, przecież lepiej, żeby męczyły się krócej, niż dłużej. Owszem, można powiedzieć w ten sposób, jeśli wiadomo, że przed cierpieniem i śmiercią nie ma ucieczki. Postawmy jednak sprawę we właściwym kontekście. Nie mówimy tutaj o zabijaniu ryb, czy innych zwierząt w celu przeżycia ludzi. Mówimy o zabijaniu dla zaspokojenia smaku, w imię tradycji i kontynuacji pewnego stylu życia. Rozmawiamy o tym w kraju rozwiniętym, jakim niewątpliwie jest Polska, na początku XXI wieku, kiedy już wiemy, przynajmniej organizacje zajmujące się ochroną zwierząt powinny taką wiedzę posiadać i szerzyć, że człowiek może żyć zdrowo i dobrze się rozwijać na diecie wegańskiej – czyli 100% roślinnej [8]. Odpada więc argument, że trzeba zabijać, że nie ma wyjścia, bo ryby i inne zwierzęta trzeba jeść. Robienie „złotego cielca” z tradycji też jest niezrozumiałe, gdyż historia pokazała niejednokrotnie, że na tradycję – powszechny obyczaj warto patrzeć krytycznym okiem, podtrzymywać, co dobre, ale zmieniać to, co okazuje się nieść krzywdę i cierpienie, takie jak niewolnictwo ludzi, dyskryminacja rasowa czy dyskryminacja kobiet.

Kto jeśli nie organizacje ochrony zwierząt ma pojęciu „ochrona” nadawać pełny i właściwy sens? Zadaniem tych organizacji powinno być pokazywanie ludziom, że mają wybór i jeśli nie chcą zadawać niepotrzebnego cierpienia, powinni powstrzymać się od kupowania, zabijania i zjadania ryb, nie zaś kupować ryby zabite parę godzin wcześniej. Gehenna tych zwierząt nie ogranicza się bowiem do paru czy parunastu godzin sprzedaży odbywającej się na oczach wszystkich. Zaczyna się już znacznie wcześniej, podczas połowów, w hodowlach czy w transporcie. Ochrona to opieka, troskliwość, szacunek, a nie regulacja rzezi.

Kto jeśli nie organizacje praw zwierząt ma mówić o tym, że w żywotnym interesie zwierząt jest nie tylko unikanie cierpienia, ale kontynuacja życia? Kto jeśli nie te organizacje ma mówić o weganizmie - zdrowym, wykonalnym i etycznym wyborze stylu życia, który pozwala na godzenie interesów ludzi i innych zwierząt? Zajmując się kosmetycznymi poprawkami metod zabijania - doradzając sprzedawcom korzystanie z usług wyszkolonych ubojowców i zachęcając klientów do zakupu martwej ryby zamiast pokazywać, że alternatywą dla eksploatowania i zabijania zwierząt jest weganizm, organizacje deklarujące walkę o ochronę zwierząt sprzeniewierzają się roli, jaką powinny pełnić i wypaczają tak podstawowe pojęcia jak ochrona, szacunek i zbędne cierpienie.

Dzień Ryby, ustanowiony przez Stowarzyszenie Empatia [9], jest dniem żywej, wolnej ryby, a nie sprawnego jej zabijania dla zaspokojenia ludzkich potrzeb, które realizować można w bezkrwawy sposób.

 

1d0c47afb925d3e9ae4d85817d7aee51.jpg

 

Szerokie koło empatii

Okres świąteczno-noworoczny, jeśli nie zostanie zdominowany przez zakupy i napełnianie żołądków, może być okazją do ogólnej refleksji etycznej nad empatią, serdecznością, dobrą wolą, dobrym sercem i otwartym umysłem.

Nie ma powodu, by refleksja ta skupiała się tylko na niewielkiej grupie czujących istot, jakimi są ludzie.
Warto, by zatoczyła dużo szersze koło i objęła inne zwierzęta, z którymi dzielimy zdolność do odczuwania bólu, strachu czy stresu oraz pragnienie kontynuacji życia.
 
 
Katarzyna Biernacka (ur. 1974) - weganka, od 2008 r. prezeska Stowarzyszenia Empatia, z zawodu i zamiłowania tłumaczka j. angielskiego.

Przypis redakcji:

Przypominamy, że w maju tego roku znowelizowano ustawę o ochronie zwierząt  i obejmuje ona już wszystkie kręgowce, w tym ryby.

Jeśli zauważysz, że ryby transportowane są w nieludzkich warunkach, podduszane, patroszone żywcem, nieumiejętnie uśmiercane, przechowywane bez wody, okaleczone, rażone prądem, sprzedawane w foliowych workach, stłoczone w pojemnikach, powinieneś interweniować. Jedną z możliwości reagowania jest kontakt telefoniczny, bądź mailowy z Wojewódzką Inspekcją Weterynaryjną.

 

Przypisy:
1. Pogląd, że człowiek nie jest zwierzęciem wydaje się być mocno ugruntowany w Kościele Rzymsko-Katolickim, co potwierdza nie tylko lektura starotestamentowego opisu stworzenia świata z Księgi Rodzaju (Rdz 1,27-28) ale również współcześnie - punkty 2415 i 2417 Katechizmu Kościoła Katolickiego, gdzie stosunek człowieka do zwierząt (oczywiście innych niż Homo sapiens) jest opisany w komentarzu nie do piątego, lecz siódmego Przykazania: "Nie kradnij" – nie tylko oddzielając te istoty od człowieka, ale wyznaczając im rolę jego własności.
2. Badania wskazują, że skorupiaki są jednak zdolne do odczuwania bólu http://blogs.discovermagazine.com/80beats/2009/03/27/the-misunderstood-crustacean-study-suggests-they-do-feel-pain/
3. "Do fishes have nociceptors? Evidence for the evolution of a vertebrate sensory system" http://rspb.royalsocietypublishing.org/content/270/1520/1115.full.pdf+html
4. W 2006 roku produkcja karpia w Polsce wyniosła 15,575 ton. "Fakty i liczby dotyczące Wspólnej Polityki Rybackiej", Luksemburg: Urząd Oficjalnych Publikacji Wspólnot Europejskich, 2008: http://ec.europa.eu/fisheries/publications/facts/pcp08_pl.pdf (str. 20)
5. Tamże, str. 1
6. Tamże, str. 3
7. Debata Parlamentu Europejskiego "Ochrona zwierząt podczas ich uśmiercania", Strasburg, 5 maja 2009 http://www.europarl.europa.eu/sides/getDoc.do?pubRef=-//EP//TEXT+CRE+20090505+ITE-015+DOC+XML+V0//PL
8. Stanowisko największych na świecie organizacj dietetyków American Dietetic Association oraz Dietetitians of Canada na temat diet wegetariańskich, w tym wegańskiej http://empatia.pl/str.php?dz=91&id=724
9. Strona Dnia Ryby Stowarzyszenia Empatia: www.ryby.empatia.pl

 

Źródło: Katarzyna Biernacka