JustPaste.it

Kryzys nie ekonomiczny?

Czy świętować i jak świętować Powstanie Warszawskie? Jaki mamy stosunek do patriotyzmu? Czy to kryzys wartości? Czy należy czcić klęski i czy mają rację oponenci święta 1.VIII?

Czy świętować i jak świętować Powstanie Warszawskie? Jaki mamy stosunek do patriotyzmu? Czy to kryzys wartości? Czy należy czcić klęski i czy mają rację oponenci święta 1.VIII?

 

Leżąc przed telewizorem, z racji samopoczucia, które bym określił jako stan pomiędzy anginą, a świńską grypą, miałem okazję przyjrzeć się licznym transmisjom i retransmisjom  obchodów 65 rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego i naszła mnie pewna refleksja.

Z jednej strony chcemy pamiętać o tych, którzy bez wahania oddali życie, w nierównej walce. Słowo „nierówna” jest eufemizmem, bo np. kilkanaście sztuk broni przypadających na dziesięciokrotnie więcej osób w oddziale (a tak też bywało), przy uzbrojeniu Niemców "po zęby", nie mówiąc o wyszkoleniu, to przecież przepaść. Z drugiej strony opinie, że nie należy świętować klęski, że to błąd, że bzdura, niepotrzebna ofiara itd... Ocena z pozycji tzw „prawdy historycznej” nie jest jednoznaczna.  Powstańcy mieli prawo liczyć na wsparcie, a to, że dowódcy podjęli decyzje nazbyt optymistycznie oceniając realia nie może przecież obciążać walczących Polaków, ani nie ujmuje im bohaterstwa. Gdyby pomoc aliantów była zdecydowana, a mogła być, o czym świadczy wysłanie przez Slessora 110 samolotów 17 września. Miesiąc wcześniej, gdy wiele punktów stolicy znajdowało się w rękach powstańców i zrzuty byłyby skuteczne, wysyłano po kilka lub najwyżej kilkanaście maszyn. Nie licząc nawet pomocy, której potencjalnie udzieliliby Rosjanie, obraz walk mógł mieć zupełnie inny przebieg. Ciekawe, co wówczas pisaliby dzisiejsi oponenci świętowania „klęsk”, gdyby udane powstanie przyczyniło się do skrócenia wojny choć o kilka tygodni, pozwalając na uratowanie wielu istnień ludzkich. Czy zdobycie Monte Cassino też nie miało sensu? Przecież zginęło blisko 1000 polskich żołnierzy, a co do tego, że przyśpieszyło to koniec II wojny nie ma chyba wśród historyków sporu. Obrona Westerplatte, przecież zdecydowanie bardziej beznadziejna, patrząc od strony czysto militarnej, czyż nie była nikomu potrzebna? Czy fakt, że był to początek wojny czyni z ofiary życia obrońców inną wartość? Gdyby Polacy nie próbowali walczyć, często podejmując się zadań teoretycznie niemożliwych do wykonania, historia naszego kraju wyglądałaby z pewnością zupełnie inaczej. Pisząc bzdury z pozycji analizy historycznej, kiedy niemal wszystkie elementy układanki są już znane (choć nawet teraz, po 65 latach nadal istnieją jeszcze pytania bez odpowiedzi), można zdezawuować cały polski ruch oporu. Już w Termopilach walczący Spartanie stanęli przeciw liczniejszym 50-krotnie wojskom Persów i choć nie zwyciężyli, to przyczynili się do ocalenia greckiej floty. A czy polskie Termopile – Węgrów, Zadwórz, Dytiatyn czy Wizna, to też nonsens?  Przykłady bohaterstwa, nie tylko Polaków przecież,  można mnożyć i oczywiście nazywać głupotą, jeśli nie prowadziły do bezpośredniego sukcesu. Jeśli udało się złamać szyfry Enigmy, to cacy, bo bez ofiar, a jak ofiar zbyt wiele (a co to znaczy zbyt wiele?), to już be, prawda? Śmiem twierdzić, że ta ofiara również nie była daremna, o czym niżej. Trzeba przy tym pamiętać, że czcimy pamięć bohaterów oraz wybuch Powstania, a nie jego koniec. Podobnie jak świętujemy zakończenie wygranej wojny, a nie jej początek, który był klęską, więc patrząc na to w sposób obiektywny nie jest to apoteoza przegranej. Pamięć o tych, którzy oddali życie, walcząc o wolną Polskę nie ma nic wspólnego pochwałą niepowodzenia i wydawać się może dziwne, że poważni, wydawałoby się, ludzie tego nie pojmują.

Inną rzeczą jest, w jaki sposób należałoby czcić Powstanie Warszawskie. Obecnie na jednym biegunie mamy patos lejący się z ekranu, z drugiej zaś obojętność, a czasem nawet cynizm. To zasmucające, bo świadczy o kryzysie wartości, których nie da się przeliczyć na pieniądze, a także w pewnym sensie, być może o kryzysie patriotyzmu. Ktoś może powiedzieć, że nie jest źle, bo przybyło wielu młodych ludzi, by wziąć udział w obchodach i byli wszędzie tam, gdzie odbywały się uroczystości. Jednak jakiś niedosyt pozostaje. Niezależnie od prawa każdego do własnej oceny powstania i jego skutków,  pamięć o nim jest z pewnością ważna. Pokazanie światu odwagi, hartu ducha, niezłomności, walki do końca, na pewno przyczyniło się do umocnienia wizerunku Polaków, jako narodu, z którym należy się liczyć. Sceptycy będą nazywać odwagę nieodpowiedzialnością, a niezłomność głupotą, bo po co umierać za przegraną sprawę, albo wręcz, po co w ogóle umierać, kiedy można żyć. Przy takim rozumowaniu, należałoby czcić w szczególny sposób jedynie polskich kryptologów, bo dzięki nim udało się skrócić wojnę i uratować ludzi, nie ponosząc przy tym ofiar… ale chwileczkę, przecież oni nie wygrali nawet bitwy… Komu mówią dziś cokolwiek nazwiska Rejewski, Langer, Ciężki czy Zygalski? Zatem czcić, czy nie czcić? Co decyduje o tym, kto jest bohaterem narodowym i czy przelana krew ma większą moc od intelektu? A jeśli właściwym kryterium jest tylko zwycięstwo i to przy minimalnych stratach, to czy my wygraliśmy wojnę, tracąc blisko 17% ludności i suwerenność, czy może ZSRR tracąc niemal 14%  obywateli, a może raczej Francuzi (1,35% strat), Brytyjczycy (1%) albo tylko Amerykanie, którzy utracili jedynie 0,33% ludności?  Co ma decydować o tym, że kogoś zapamiętamy, a kogoś innego wyrzucimy na śmietnik historii?

 W moim przekonaniu pamięć o tamtych wydarzeniach jest niezwykle ważna również z punktu widzenia budowania tożsamości narodowej i wizerunku Polski. Myślę, że dobrze oddaje to fragment ostatniej depeszy wysłanej przez dowódców Powstania do Londynu:

 "Oto naga prawda. Zostaliśmy potraktowani gorzej niż satelici Hitlera, gorzej niż Włochy, Rumunia, Finlandia. Oby Bóg, który jest sprawiedliwy, wydał wyrok za tę straszną niesprawiedliwość, jakiej doznał naród polski, i oby ukarał wszystkich winnych. Nieśmiertelny jest naród, który może zdobyć się na tak powszechne bohaterstwo. Gdyż ci, którzy zginęli, zwyciężyli, a ci, którzy przeżyli, nie spoczną w walce, zwyciężą i ponownie dadzą świadectwo, że jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy".

  Uważam jednak, że uczynienie dnia 1 sierpnia świętem państwowym nie spowoduje jakiegoś nagłego wzrostu patriotyzmu. Raczej wzrost liczby wypadków, w kolejny przedłużony weekend... Choć może nieco przesadzam, to sądzę, że dalece większy pożytek płynie z takich inicjatyw jak muzeum, kameralne uroczystości w licznych miejscach, emisja dobrego dokumentu czy fabuły w telewizji, niż dzień wolny, który za 20 lat, kiedy nie będzie już żywych świadków tamtych zdarzeń, stanie się po prostu okazją do wypoczynku, a świętować będą nieliczni, częściej z obowiązku niż potrzeby.

Mnożenie świąt państwowych ponad miarę sprawia, że następuje ich dewaluacja. Może to prowokacyjne stwierdzenie, ale proszę przeprowadzić ankietę i zadać młodym ludziom pytanie co dla nich oznaczają daty: 13.IV, 1-2-3 V, 9.V, 1.VIII, 15.VIII, 31.VIII, 1.IX, 27.IX, 11.XI - kiedy to obchodzimy ważniejsze święta państwowe. Oczywiście, nie każde jest dniem wolnym od pracy, może na całe szczęście. W USA jest zasadniczo jeden taki dzień, 4.VII i jeśli zapytać nawet mało rozgarniętego Amerykanina o co chodzi, to prawdopodobnie będzie (mniej więcej) zorientowany.

Nie deprecjonuję ważności wymienionych dat, ale tak na prawdę, to ilość nie przechodzi w jakość, jeśli chodzi o wiedzę oraz to, co z tej wiedzy ma wynikać. Mam wrażenie, że w Polsce poczucie patriotyzmu buduje się przede wszystkim w rodzinach, a nie udziałem w licznych "oficjałkach". Szkoła ma pewne znaczenie, nawiasem mówiąc mogłaby mieć większe, ale zwykle bywa tak, że w święto idzie się do kina, na film mniej lub bardziej luźno powiązany z daną rocznicą, gdzieniegdzie jest jakaś akademia. Oczywiście, część młodzieży traktuje taki dzień, jako prezent i nie integruje się z klasą, a jeżeli już, to tylko z wybranym kręgiem przyjaciół, w jakimś innym niż „buda”, przyjemniejszym miejscu...


Kiedy spojrzymy na badania (raport CBOS z 11.2008r), to okazuje się, że już z definicją słowa "patriotyzm" są problemy. Dla 3% jest to samoświadomość, właściwie to samo, co tożsamość narodowa, dla podobnej grupy "patriotyzm" to troska o kraj, myślenie o ojczyźnie w kategoriach zobowiązania. Prawie 1/4 uważa, że jest to praca dla dobra kraju. Dla 23%, to miłość do ojczyzny, traktowanie jej jako najwyższej wartości. Dla 15%, to poczucie więzi z krajem, przywiązanie do ojczyzny. Blisko 13% badanych jest zdania, że chodzi o działania pożyteczne dla Polski, a 5%, że o poświęcenie się dla państwa, podporządkowanie prywatnych interesów dobru kraju. Co ósmy Polak (13%) podkreślał aspekt walki za ojczyznę, możliwość oddania życia w obronie kraju. Podobna grupa uważa, że chodzi o zachowanie pewnej ciągłości, tradycji, pamięć o historii kraju, celebracja świąt państwowych, a tylko dla 2% ankietowanych uważa, że "patriotyzm", to znajomość kultury swojego kraju, dbanie o nią, a szczególnie o język. Taki sam procent respondentów twierdzi, że istotą patriotyzmu jest wychowanie, przekazywanie wartości, w tym także narodowych. Mówiono tu też o wychowaniu w szerszym kontekście, jako wychowania obywateli, społeczeństwa.

Co ciekawe, dla 5% są to pewne elementy takie jak: bycie dobrym obywatelem (1%), uczciwość i przestrzeganie prawa (3%), służba wojskowa (0,2%), płacenie podatków (0,2%).

Przy okazji zwracam szczególną uwagę na ten ostatni element. Jak widać jego "waga" dla poczucia patriotyzmu jest w praktyce bez znaczenia. Czyż nie jest zastanawiające, że ludzie chętniej oddadzą życie za kraj (13%), niż będą płacić podatki? Jeśli się głębiej zastanowić, to właściwie powinno być to oczywiste, ponieważ przeciętny obywatel czuje, że podatki są ze strony państwa działaniem opresyjnym i niesprawiedliwym, za to walka w obronie kraju, to zupełnie co innego. Walka jest zaszczytnym obowiązkiem, płacenie podatków smutną koniecznością... I nic nie pomoże tłumaczenie, że część z nich idzie na wojsko, które w razie czego będzie oddawać życie w naszym imieniu. Czasem akurat nie za Polskę, tylko Irak lub Afganistan, ale to nie ważne. Podatki są złe i koniec.

Wracając do mojej tezy, związanej z obchodami rocznic, wydaje się ona znajdować potwierdzenie w badaniach, jako że celebracja świąt państwowych jest, z punktu widzenia rozumienia patriotyzmu, istotna tylko dla 13% badanych. Oczywiście, można spojrzeć na to inaczej i stwierdzić, że to aż 1/8 Polaków. Myślę, że ważniejsze niż mnożenie świąt są działania edukacyjne, a te w domu, w szkole czy w mediach można i należy prowadzić częściej niż kilka razy w roku. W przeciwnym razie będzie tak, jak w opowiadanym pod koniec lat 70-tych dowcipie:

"Jasiu, co wiesz o powstaniu listopadowym? -Tak dokładnie, to nie wiem, pani profesor, ale szykują się, szykują..."

 Krzysztof Sowik

Autor jest redaktorem portalu nakryzys.com