JustPaste.it

Z pamiętnika anielicy

Fanfiction o cudownej sopranistce Sarze Brightman

Fanfiction o cudownej sopranistce Sarze Brightman

 

Przydepnęła białą szatę, klnąc głośno. Jak na ironię od czasu, gdy zatrudnili nowego krawca wszystkie sukienki były za długie. Jakby chciał im dać coś do zrozumienia...
"Jeszcze dzisiaj pójdę do najbliższego sex shopu i kupię sobie takie butki, dzięki którym szaty nie będą za długie" - pomyślała śliczna anielica, po czym ruszyła w stronę Pałacu Pana. Miała się tam odbyć konferencja na temat ochrony środowiska powietrznego.
Biała gotycka brama była już otwarta, gdy Sarah tam dotarła. Wokół krzątało się pełno aniołów-pomocników, wyższych stopniem aniołów naczelnych, dwóch aniołów głównych - Ibrahim i Abraham, ale żadnego archanioła w zasięgu wzroku.
- Pewnie znowu się spóźnią - usłyszała fragment rozmowy dwóch chórzystów - z racji na najniższą pozycję w hierarchii, wiecznie sfrustrowanych.

Sarusia tymczasem zajęła miejsce na stołku. "Pieprzone skrzydła" - mruknęła pod nosem, wyciągając spod spódnicy trochę puchu, który przygniotła siadając na stołku.
Eh, niepotrzebnie wydłubała sobie te oczy i w ogóle. Przecież żyło jej się nie najgorzej, śpiewać sobie mogła, najwyżej ta Amber Sweet ją wkurzała. "Ta mała kurwa" jak to Sarah zwykła o niej mówić. Ale cóż - coś jej do głowy odbiło i tak, po skończeniu na szaszłyku, dostała się tutaj i na wstępie dostała parę puchatych skrzydełek. Z rozpaczą musiała się także pożegnać z ciasnymi gorsetami i niskimi dekoltami, a ubrać workowatą za dużą białą szatę.
Wprawdzie miała prawo odwiedzać Ziemię, jednak mogła to robić nie częściej niż raz na miesiąc.
"I z tego powodu nie mam czasu dać koncertu w Europie" - znów przeklinała swoje anielskie życie. Wprawdzie przy okazji każdej wizyty w pobliskim sex shopie inwestowała w kolejną parę bucików na niewiarygodnie wysokim obcasie - ale nawet ta mała przyjemność nie poprawiała jej humoru.
Z nosem spuszczonym na kwintę wielką ("Tia, chyba nonę") spojrzała w stronę podestu. Wokół mikrofonu krzątał się już anioł-pomocnik Gerwazy - największy nieudacznik w całym Królestwie Niebieskim. Kiedyś, gdy szedł pomagać na mszę... a zresztą nieważne. Nie będziemy wszak ośmieszać pomocnika Pana.

Zabrzmiał głośny dzwon, bramy się zamknęły, a na scenę wkroczyli ONI. Archaniołowie. Kolejno - Michał, w wiecznie potarganych rudych włosach, z dwudniowym zarostem i mocno śmierdzący gorzałą. Ubrany był w potargane szaty założone tył na przód. Z pierwszych rzędów można było słyszeć chichoty, padły także komentarze o jego domniemanych imprezach ze śmiertelnikami.
Zaraz za Michałem kroczył Gabriel - przystojny Szatyn, ogolony i schludnie uczesany w kitkę. Miał na sobie garnitur od Armaniego i zapewne bardzo drogi krawat. Całe wrażenie psuły jednak ubłocone glany na nogach - prawdopodobnie musiał specjalnie ścigać jakąś zbłąkaną duszyczkę, która zawzięcie upierała się, by nie iść do krainy zmarłych.
Dalej sunął (trudno powiedzieć, że kroczył) Rafael - wiecznie milczący, z grzywką emo i mocnym czarnym makijażem, ubrany w coś a'la tureckie stroje modlitewne. Sprawiał wrażenie, jakby nie wiedział co się wokół niego dzieje - a i niespecjalnie się tym zresztą przejmował.
Zwykle po nim szedł Lucyfer - największy przystojniak z ich czwórki - jednakże tym razem go nie było. Na sali pojawiły się szepty.

- CISZA! - zagrzmiał Gabriel, a jego głos poniósł się echem po sali. - W pierwszym założeniu mieliśmy się zebrać tutaj, aby omówić wpływ stosowania przez America Airlines paliwa bezołowiowego, jednak w ostatniej chwili okazało się, że mamy poważniejszy problem...

Im dłużej Gabriel tłumaczył (a Michał dopełniał wymowną gestykulacją), Sarah stawała się coraz bardziej senna. Wkrótce jej główka opadła na ramię, a bujne brązowe loki wyzwoliły się z ciasnego koka.

***

- I dlatego musimy zachować wzmożoną czujność. CZUJNOŚĆ, powtarzam CZUJNOŚĆ! - krzyk zachrypniętego już Gabriela obudził Sarę z jej drzemki. "Cóż, znowu wymyślają sobie problemy na miarę paliwa bezołowiowego stosowanego przez America Airlines" - pomyślała sobie Sarusia, bynajmniej nie czując zażenowania spowodowanego nagłym zaśnięciem.

Jako że siedziała prawie na końcu sali, była jedną z pierwszych, którzy dopchali się do drzwi po zakończeniu posiedzenia. Wszyscy wokół wydawali się zmieszani, co niektórzy ogarnięci paniką. "Czyżby to paliwo było aż tak groźne?" zastanawiała się Sarah z niemałym rozbawieniem obserwując tłum. Gdzieniegdzie słychać było szepty, w których co chwila występowało imię "Lucyfer". Zaciekawiło to Sarę, podeszła więc do grubej i rumianej anielicy, która z zaciętością kubańskiej przekupki wykłócała się ze swoją filigranową towarzyszką.
- Idiotko, już dziesiąty raz ci tłumaczę...
- Przepraszam siostro Anastazjo - odezwała się Sarah arcyprzesłodzonym głosem - nie orientuje się siostra, co się stało z panem Lucyferem?
- Co się STAŁO? - zdaje się, jakby to pytanie jeszcze bardziej rozsierdziło korpulentną anielicę - toż całe niebiosa się nad tym zastanawiają! Nie słuchała pani wykładu?
Sarah się zawstydziła
- Oczywiście, że słuchałam... ale jakoś tak mało z tego zrozumiałam.
- Nic dziwnego - wtrąciła się filigranowa anielica (wyglądała na jakieś 15 lat, choć z pewnością miała dużo więcej) - nikt już nie rozumie co się dzieje. Wczoraj wieczorem poszedł do łazienki, zamknął się na klucz i nie wyszedł. Po dwóch i pół godzinie czekania Michał zapukał - cisza. Otworzył drzwi solidnym kopniakiem - a w środku nikogo nie było!
- Ciekawa sprawa... - skomentowała Sarah. Czyżby Lucyfer został wciągnięty przez niebiańską muszlę klozetową?

***

Wymęczona solidnym dniem nicnierobienia, Sarusia udaje się do swojej przestronnej komnaty. Przed zapaleniem światła w sypialni zamyka drzwi na klucz "na wszelki wypadek" - jak sobie zawsze tłumaczy. Nagle jakieś ręce zaczynają oplatać jej talię.
- Fernando? - szeptem się pyta, choć wie, że to nie może być Fernando. On wciąż żyje. Chyba że jakimś cudem...
Ręka tajemniczego jegomościa zaczyna dotykać ją po całym ciele, zatrzymuje się na jej piersi, gniotąc ją. Sarah wydobywa cichy jęk.
Istota tymczasem zaczyna ją rozbierać, całując namiętnie w szyję. Po kłującym zaroście Sarah poznaje, że to musi być mężczyzna. Odchyla głowę, on zaś prowadzi ją do łóżka ściągając z niej bieliznę.
"Jak dawno tego nie zaznałam..." - w upojeniu myśli Sarah, podczas gdy mężczyzna zaczyna ją całować w kroczu. Najpierw spokojnie, delikatnie, tylko muskając ustami, zaczyna się rozkręcać. W momencie, gdy wkłada w nią język, ona zaczyna jęczeć z rozkoszy.
Po skończeniu mężczyzna kładzie się na niej, ona zaś dotyka go po twarzy. Czuje jakieś dziwne uwypuklenia na czole, dokładniej w miejscu, gdzie zaczynają się włosy. Mężczyzna zdążył w nią wejść swoim członkiem, porusza się coraz bardziej energicznie, w którymś momencie wręcz zadając jej ból.
- Przestań - cicho mówi Sarah. - Albo zwolnij.
Mężczyzna jednak nie miał żadnej chęci na spełnienie jej żądań. Wbił paznokcie w jej talię, coraz mocniej przyciągając ją do siebie i w międzyczasie liżąc ją po szyi. Im silniejszy ból odczuwała, tym on większą rozkosz. W końcu wytrysnął wewnątrz, po czym osunął się na łóżko obok niej.
Sarah nie zdążyła nawet niczego pomyśleć, jak nagle zerwał się silny wiatr, okiennice się otworzyły, a świat wokół zaczął falować.

Z oddali słychać było jakieś przeraźliwe krzyki, niebo rozbłysło na czerwono.
- Zaczęło się - szepnął mężczyzna i pospiesznie się ubrał. Sarah starała się go zatrzymać, on jednak wyskoczył już przez okno. Zdezorientowana wstała z łóżka, zarzuciła szlafrok i postanowiła wyjść na korytarz. Jednak po otwarciu drzwi nie widziała już korytarza, tylko kamienne płyty pływające na morzu lawy.
- Co u diabła... - nie zdążyła dokończyć komentarza, przerwał jej bowiem przerażający, rozdzierający serca i umysły głos dobiegający znikąd:
- TAK, MASZ RACJĘ. U DIABŁA.
- Co się stało?
- KRÓLESTWO NIEBIESKIE JUŻ NIE ISTNIEJE.
- Jak to możliwe?!
- SPŁONĘŁO DZISIAJ W NOCY.
- A aniołowie...
- NIE ŻYJĄ.
- Archaniołowie?
- TAKŻE NIE ŻYJĄ. NO, MOŻE POZA JEDNYM.
W tym momencie jej oczom ukazał się wysoki mur z czarnego gładkiego kamienia, do którego drewnianymi kołkami przybity wisiał Gabriel. Z daleka wydawało się, że ma czarną skórę. Sarah jednak podeszła bliżej - okazało się, że po jego ciele chodzą całe stada mrówek, wgryzających się w jego rany.
- Dlaczego...
- ON ŻYJE? BO POSŁANIEC ŚMIERCI NIE MOŻE SAM NA SIEBIE ŚMIERCI SPROWADZIĆ. DLATEGO TEŻ BĘDZIE ŻYŁ WIECZNIE - W CIERPIENIU. KAŻDY ZJEDZONY PRZEZ OWADY FRAGMENT CIAŁA ODNOWI SIĘ W CIĄGU NOCY.
- A dlaczego ja?...
W tym momencie Gabriel zniknął, a ściana się rozwarła. Na przeciw Sarze wyszedł wysoki, długowłosy brunet z kozią bródką i wesołymi czarnymi oczami. Ubrany był w czarną przepaskę na biodrach. Pierwszym, co Sarah u niego zauważyła były krwistoczerwone rogi wyrastające z jego czoła.
- Masz piersi równie piękne jak sobie wyobrażałem dotykając ich - odpowiedział Lucyfer przyglądając się uważnie jej nagiemu ciału. Była zbyt zszokowana, by zauważyć, że spadł jej szlafrok.
- Dlaczego przeżyłam? - dopytywała się coraz bardziej nie rozumiejąc.
- Wiesz pani... od teraz panuje nowy porządek. W którym rządził będę ja... i matka mojego dziedzica.
Po tych słowach ujął ją za dłoń i razem przeszli przez bramę do Nowego Porządku.