JustPaste.it

Pożegnanie z Irlandią

Ireland's EyeWyszedłem na taras popatrzeć w ciszy na krwisto-czerwony zachód słońca. Kilkadziesiąt metrów ode mnie szybki, nowoczesny tramwaj pędził w kierunku centrum, którego światła zaczynały powoli rozbłyskać na horyzoncie. Lekki wiatr, który zerwał się niespodziewanie niósł ze sobą przejmujący chłód – sygnał, że irlandzkie lato dobiega końca. Po blisko czterech latach spędzonych na Zielonej Wyspie tej nagłej, temperaturowej zmiany nie mogłem pomylić z niczym innym.

Irlandia 2003

Pierwszy raz wylądowałem w Irlandii na jesieni 2003 roku. Moja rodzina planowała wykorzystać szansę, jakie stworzyło wejście Polski do Unii Europejskiej i przeprowadzić się na stałe na nowy, nieznany ląd. Przyleciałem na tydzień w towarzystwie ojca i 15-letniej siostry. Celem wyjazdu było zorientowanie się jak wygląda ta tajemnicza kraina, o której tak dużo czytaliśmy w ostatnich miesiącach i znalezienie szkoły dla mojej siostry, która za kilka miesięcy miała ukończyć gimnazjum. O naszych planach opowiedzieliśmy Jackie – właścicielce jednego z wielu Bed&Breakfast położonego w malowniczej dzielnicy Clontarf – tuż na brzegu Morzu Irlandzkiego. Wręczyliśmy jej kartkę z nazwami szkół, które rozważaliśmy. Jackie ochoczo złapała długopis i wykreślała jedną pozycję po drugiej – Ta nie, słaby dojazd, ta nie – niebezpieczna okolica, ta nie – niski poziom – komentowała zostawiając nas ostatecznie z listą czterech szkół w okolicy.

Odwiedzaliśmy jedną po drugiej, spotykając się z bardzo ciepłym przyjęciem i niezwykłą ciekawością – były to czasy, gdzie Polaków w Dublinie można było policzyć na palcach jednej ręki. Po wielu ciekawych rozmowach i dalszych rekomendacjach trafiliśmy do Greendale Community School w dzielnicy Kilbarrack, gdzie zostaliśmy przyjęci przez Johna – dyrektora szkoły. Po krótkiej rozmowie ze mną i siostrą, która z przerażeniem próbowała zrozumieć irlandzki akcent John stwierdził, że chętnie przyjmie Kasiję (jak wymawiał jej imię) do swojej szkoły od września 2004. Po rozmowie John oprowadził nas po szkole pokazując nam m.in. salę do chemii, fizyki i przerywając odbywającą się w najlepsze lekcję muzyki. – To jest Kasija, która od przyszłego roku będzie uczyć się z nami. Zaśpiewajcie coś ładnego naszym gościom z Polski. – powiedział. Kilka sekund później klasa odśpiewała nam Stand by me Bena E. Kinga. Zaniemówiliśmy z wrażenia, a w oczach stanęły nam łzy. Moje serce właśnie zostało kupione.

When the night has come
And the land is dark
And the moon is the only light we’ll see
No I won’t be afraid, no I won’t be afraid
Just as long as you stand, stand by me

And darlin’, darlin’, stand by me, oh now now stand by me
Stand by me, stand by me

 

Irlandia 2004

Rope BridgeEmocje po akcesji Polski do Unii Europejskiej nie zdążyły jeszcze opaść, a ja wraz z ojcem znów postawiliśmy stopy na irlandzkiej ziemi. Jako pionierów nasza historia szybko stała się częścią artykułu w Rzeczpospolitej, kilku epizodów “Bitwy o Anglię” na TVN i materiału w lokalnej gazecie Evening Echo. Tym razem naszą misją było znalezienie pracy   mojemu ojcu oraz mieszkania na stałe, w którym za dwa miesiące miała do nas dołączyć reszta rodziny.

Wszystko poszło jak po maśle ku wyraźnemu rozczarowaniu producentów z TVN. Znaleźliśmy mieszkanie w Killester, dwie stacje kolejką DART (Dublin Area Rapid Transport), ojciec znalazł pracę w komisie samochodowym w ciągu dwóch tygodni, a matka miała rozmowę kwalifikacyjną w kilku hotelach na długo zanim pojawiła się w Irlandii. Chociaż planowałem powrót do Polski, aby dokończyć studia politologiczne, postanowiłem aplikować na Trinity College Dublin – najlepszą uczelnię w Irlandii i jedną z lepszych w Europie. Problem pojawił się, gdy zostałem przyjęty na czteroletni kurs z zakresu biznesu i informatyki. Praca w centrum telefonicznym najpierw ICT, gdzie przez osiem godzin dziennie próbowałem wciskać mieszkańcom wysp ubezpieczenie kart kredytowych, a następnie w Ryanair przekonała mnie jednak do szybkiego powrotu na studia.

Wróciłem na półtora roku, jakie potrzebne mi były do uzyskania dyplomu. W międzyczasie pracowałem nad dwoma dużymi projektami – jednym politycznym w całości uzależnionym od wyborów parlamentarnych 2005, drugim medialnym uzależnionym od tego czy uda nam się pozyskać inwestora. Postanowiłem, że jeśli żaden z projektów nie wypali – wrócę do Irlandii i zacznę swoje życie na nowo.

Irlandia 2006

Temple BarWykończony kampanią wyborczą w 2005 roku i zwieńczonymi sukcesem negocjacjami z inwestorem znów odwiedziłem Irlandię. Tym razem towarzyszył mi dobry kumpel ze szkoły – Kamil, który także postanowił spróbować swoich sił w Irlandii. Projekt polityczny padł wraz z ogłoszeniem wyników wyborów, a my udaliśmy się na Temple Bar – dublińskiej dzielnicy pubów. Temple Bar wydaje się być miejscem odwiedzanym głównie przez turystów i starszych Irlandczyków. Młodzież wydaje się preferować nowoczesne kluby nad tradycyjne puby. Ja zawsze jednak chętnie wracam w to miejsce, by przy kilku pintach Guinnessa śpiewać irlandzkie piosenki wraz z kapelą, która zamienia pub w rozbawioną salę koncertową.

 

I’ve been a wild rover for many a year

And I spent all my money on whiskey and beer,

And now I’m returning with gold in great store

And I never will play the wild rover no more.

 

Inwestor, którego pozyskaliśmy po wielu miesiącach negocjacji zrobił nam prezent gwiazdkowy – wycofał się z projektu z dnia na dzień łamiąc kilka postanowień umowy spółki, którą założyliśmy i zostawiając nas z kilkoma ciężkimi do spłacenia zobowiązaniami. Dla mnie miarka się przebrała. Ukończyłem studia w marcu i niewiele myśląc kupiłem bilet w jedną stronę lądując w Dublinie dokładnie 12 kwietnia.

Skłamałbym mówiąc, że było ciężko. Znałem już ten kraj i wiedziałem czego mogę się spodziewać, a rodzina była bardziej niż szczęśliwa wiedząc, że do niej dołączam. Pracy szukałem dwa tygodnie, a w maju przeprowadziłem się do samodzielnego mieszkania. Miałem 24 lata i był to początek mojej pełnej samodzielności finansowej.

Pierwszy rok zleciał niepostrzeżenie. Siedziałem w nowoczesnym biurze Microsoft European Services Centre odnosząc wrażenie, że płacą mi o wiele za dużo jak na stopień komplikacji moich zadań. Po przyjeździe z Polski, gdzie byłem skazany na pomoc rodziców i nieregularną wierszówkę za publikowane teksty 11 euro za godzinę wydawało się astronomiczną sumą.

Irish National StudKorzenie zapuszczałem bardzo szybko – karty kredytowe, samochód, aparat, aplikacja o hipotekę w specjalnym rządowym programie umożliwiającym kupienie nowego domu za połowę jego rynkowej wartości oraz pierwsze wakacje na drugim końcu świata określały moją nowa rzeczywistość. Coś jednak nie grało i nie była to deszczowa pogoda, na którą w pierwszym roku nie zwracałem nawet specjalnie uwagi.

Szybko ustaliłem przyczynę. Choć zdaje sobie sprawę, że dla wielu posada starszego przedstawiciela d/s licencji w jednej z najbogatszych korporacji świata może być szczytem marzeń, dla mnie była jedynie codzienną rutyną pełną bezsensownych, korporacyjnych przepisów. Ciągnęło mnie z powrotem do mediów, projektów, tej niepewności jutra (także finansowej!), ciągłych pożarów, gdy coś nie szło po naszej myśli, adrenaliny gdy projektor zdychał na pół godziny przed ważną prezentacją i trzeba było improwizować. Microsoft dał mi pieniądze, ale odbierał radość z życia.

Szukając wyjścia z tej sytuacji zapisałem się na dwuletnie studia magisterskie z zakresu International Peace Studies (międzynarodowe studia nad pokojem) na Trinity College Dublin.

 

Irlandia 2009

Dwa lata studiowania pozwoliły mi na przetrwanie rutyny codzienności. Czas ten także umożliwił mi głębsze poznanie siebie i zrozumienie tego kim jestem, dokąd zmierzam i czego chcę od życia. Zapadły decyzje o wyjeździe z kraju, choć nie o powrocie do Polski.

County KerryMoi rodzice kupili dom w Balbriggan, uroczym nadmorskim miasteczku położonym 30 kilometrów na północ od Dublina. Własny dom był marzeniem mojej matki, którego nigdy nie udało jej się zrealizować w Polsce. Moja siostra ukończyła liceum i szykuje się do rozpoczęcia trzeciego roku studiów z zakresu psychologii stosowanej w informatyce. Kontakt z większością znajomych w Polsce uległ naturalnej degradacji, a w Irlandii przez moje życie przewinęło się kilkaset osób wszelkiej narodowości, z którymi połączyły mnie różne relacje. Do czego miałbym więc wracać? Do kawałka ziemi, który powinienem wielbić tylko dlatego, że dziełem całkowitego przypadku urodziłem się właśnie tam?

Kamil podobnie jak większość Polaków w Irlandii nie odnalazł się na Zielonej Wyspie. Pracując przez rok w hotelu i przez dwa w supermarkecie wyjechał z Irlandii zgorzkniały. W jego opinii Irlandia jest do bani, Irlandczycy to debile, a Polska jest ukochana i wspaniała pod każdym względem.

Takich opinii w Irlandii można usłyszeć bardzo wiele. Powstało wiele teorii skąd się biorą od naszego narodowego narzekania przez psychologiczne problemy emigrantów po brak znajomości języka na poziomie umożliwiającym swobodne funkcjonowanie w zagranicznym społeczeństwie. Choć nie mnie to oceniać to może po prostu jest tak, że od Irlandii dostajesz tyle ile wnosisz? Jeśli przyjeżdżasz z kompleksem niższości, poczuciem bycia gorszym, obcym, z podziałem na my i oni, to tak jesteś traktowany? A jeśli przyjeżdżasz jako obywatel Europy, który korzystając z unijnego prawa nie emigruje, a jedynie przeprowadza się, gdy otwierasz się na świat i obywateli kraju, do którego przyjeżdżasz to całe życie układa się inaczej?

Cliffs of MoherOd 2003 roku z przerwami w Irlandii spędziłem cztery z dziewięciu lat swojego dorosłego życia. Czasami wydaje mi się, że właśnie przez to Zielona Wyspa straciła w moich oczach wiele ze swojego początkowego uroku i magii. Za każdym razem gdy o tym myślę spotykam jakąś staruszkę na przystanku, z którą wdaje się w długą rozmowę o życiu, znajomi wyciągają mnie na kolejną, szaloną, jednodniową wycieczkę nad brzeg Atlantyku albo idę na Temple Bar, gdzie do północy zdzieram gardło śpiewając refreny irlandzkich piosenek, obejmując się z przyjaciółmi, którzy jeszcze na początku wieczoru byli jedynie bandą nieznajomych. To jest Irlandia, którą chcę zapamiętać…

 

I went to an ale-house I used to frequent

And I told the landlady my money was spent.

I asked her for credit, she answered me “nay

Such a custom as yours I could have any day.”

 

Zdjęcia są własnością autora. Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 2.5 Polska.

 

Źródło: Marek Lenarcik

Licencja: Creative Commons