JustPaste.it

Ile kosztuje nas ateista ... ?

Państwo dotuje Kościół - to informacja, która staje się często powodem do stawiania tez nieuprawnionych, czasem krzywdzących, a bywa, że i sprzecznych z elementarną logiką...

Państwo dotuje Kościół - to informacja, która staje się często powodem do stawiania tez nieuprawnionych, czasem krzywdzących, a bywa, że i sprzecznych z elementarną logiką...

 

 edd1712176bbfe323e85d7682ad84feb.jpgW jednym z portali związanych z tzw. "racjonalnym" - czytaj wolnym od uprzedzeń wynikających z wiary, myśleniem, przeczytałem informację opatrzoną dość intrygującym tytułem, którego sens można streścić w pytaniu "Ile kosztuje nas Kościół?"

Kto pyta nie błądzi, zatem autor, trzeba oddać mu rzetelne podejście do tematu, przepytał dość dokładnie stosowne agendy rządowe, wymieniając cierpliwie urzędowe pisma. Dociekliwość spowodowała, że pojawiły się informacje m.in: o liczbie i wysokości pensji katechetów w szkołach, o dotacjach, o liczbie kapelanów wojskowych, o dofinansowaniu szkół pierwszego i drugiego stopnia oraz uczelni katolickich. Być może kolejne pytania przyniosły następne rewelacje i ilość danych znów się powiększyła. Ciekawość, to w końcu pierwszy stopień do ... wiedzy. Oczywiście, jest wiele osób o nastawieniu antyklerykalnym, które uważają i mają do tego prawo, że Konkordat jest Polsce niepotrzebny, że państwo wydaje całą masę pieniędzy, które mogłoby zaoszczędzić i zagospodarować znacznie lepiej etc, itp...

Nie będę odnosił się do każdej kwestii, ponieważ przeciwnicy jakiegokolwiek unormowania stosunków państwo-kościół, które niesie ze sobą konieczność uregulowania również spraw finansowych, zawsze "mają rację". Nie da się ich przekonać żadnymi argumentami, a historię tego państwa, którą Kościół współtworzył, mają za nic i zawsze znajdą coś, żeby "przyłożyć" klechom, a przeciez można przy tym skorzystać ze sprawdzonych wzorów, których dostarczają  "Fakty i Mity" czy tygodnik "NIE".

Chciałbym w tym krótkim artykule wykazać jedynie do czego prowadzi zaślepienie, które cechuje znakomitą większość osób, które dostrzegają w Kościele samo zło... Zatem prowokacyjnie odwracam pytanie i stawiam je w taki oto sposób:

Ile kosztują nas ateiści?

W szkołach publicznych, jak wiadomo religia nie jest obowiązkowa i gdyby wszyscy rodzice zdecydowali się posyłać dziecko np na etykę, to katecheta będzie kosztował państwo "0" zł.  Skoro jednak dzieci są posyłane na lekcje religii, to widać jest taka potrzeba, a więc należy ją uszanować. Sam chodziłem na religię, w dość zamierzchłych już czasach, poza szkołą, co wiązało się z koniecznością dojazdów i dodatkowym czasem, który na to poświęcałem, przyznaję, że nie zawsze chętnie, ale per saldo nie żałuję...

Obecna sytuacja daje rodzicom komfort, ponieważ dziecko (jeśli zechcą posyłać je na religię) uczy się jej w tym samym miejscu. Sceptycy powiedzą, że się nie uczy, tylko udaje i w ogóle jest to ściema, bo wielu uczniów i tak wagaruje itd... ale przecież inne lekcje również zdarza im się opuszczać. O gradacji przedmiotów zawsze można podyskutować, ale nie odbiegajmy od tematu...

Zatem zakładamy, że część rodziców zdecyduje się jednak posyłać dziecko na naukę etyki, zamiast na religię. To abolutnie zrozumiałe i taki wybór jest możliwy. Okazuje się jednak, że na etykę uczęszcza zdecydowanie mniejsza liczba uczniów, żeby nie powiedzieć, że jest to ilość niemal śladowa. W tej sytuacji, koszty utrzymania nauczyciela etyki, czego nie trzeba tłumaczyć, ale proszę sprawdzić, w przeliczeniu na 1 ucznia są wielokrotnie wyższe, niż koszty katechety. Ergo - jeśli nie byłoby ateistów, to w tym przedmiocie, w szkole, wystarczyłoby utrzymywać jedynie katechetów. Czy się mylę? Tak, ponieważ nie uwzględniłem uczniów, którzy nie uczęszczają na lekcje religii ze względu na inne wyznanie, a nie mają własnego katechety, ale tych jest zdecydowanie mniej niż deklarujących się jako ateiści.

Propozycję, aby nauczyciel etyki pracował darmo chyba każdy by wyśmiał, nawet nie będąc akurat specjalistą tej branży. Czemu zatem należałoby płacić etykowi, a katechecie już nie? Kto kosztuje więcej?

Dofinansowanie uczelni czy szkół publicznych o profilu katolickim, jak pokazuje praktyka, ma sens, jako że uczą się tam i studiują ludzie o różnym światopoglądzie. Co więcej, absolwenci KUL i innych uczelni katolickich piastują w tym kraju poważne stanowiska i pracują na jego rzecz nie gorzej, mniemam, niż wiele osób kończących wyższe szkoły bez wyraźnego profilu. Może podam przykład ekstremalny, ale np. jeden z redaktorów pisma "Fakty i Mity" ukończył seminarium duchowne, akurat nie dotowane, ale przecież nikt nie czyni mu z tego tytułu zarzutu. Nikt też nie proponuje, żeby zwrócił pieniądze za studia, skoro odszedł ze stanu kapłańskiego... 

Salezjańskie gimnazja i LO w Łodzi kończy co roku wielu uczniów, którzy nie deklarują się jako osoby szczególnie wierzące. Oczywiście, w rozmowie kwalifikacyjnej czasem mijają się z prawdą, żeby tylko ich dziecko znalazło się na liście przyjętych. Powód? Rodzice chcą by ich pociechy chodziły do dobrej i bezpiecznej szkoły. W wielu innych miastach jest podobnie. Walka o miejsca zaczyna się w niektórych szkołach katolickich już na kilka lat wcześniej, nim dziecko ukończy stosowny wiek, a niemal wszędzie kandydatów na jedno miejsce jest kilku. Powód ten sam - wyższy od średniej poziom i bezpieczeństwo. Czy to nie wystarczy, by wspierać takie szkoły co najmniej w taki sam sposób, jak te, w których są odrapane ławki, kible bez desek i poprzyklejane do sufitu zapałki, a nauczycielowi zakłada się kosz na głowę?

Jeśli ktoś tego nie pojmuje, to widać, że światopogląd zabrał mu resztki rozumu...