JustPaste.it

Sąsiedzki fałsz

Podłość nie zna granic. Rozprzestrzenia się w tempie ponad dźwiękowym.

Podłość nie zna granic. Rozprzestrzenia się w tempie ponad dźwiękowym.

 

 

 

c51b4c95d9fbd4ce705e04b0d6b41f02.jpg

(obrazek pochodzi ze strony:http://themishmash.typepad.com)

Mieszkam w małym środowisku, Są to byłe tereny po PGR – owskie. Wieś położona niedaleko granicy ukraińskiej, jednym słowem „zadupie”. Mimo iż tu się wychowałam i pewnie tu przyjdzie zakończyć żywot to nadal przeraża mnie specyfika tego miejsca. Pomijam już plotkarstwo, ale fałsz szerzy się na potęgę.  Sąsiadka z bloku, po śmierci męża, potrzebowała wsparcia, dobrego słowa, czyjejś obecności, bo na co dzień mieszkała jedynie z jedenastoletnim synem, a wiadomo na dziecko żalu nie przeleje. Ona i moja matka były skłócone od lat, poszło o jakiś nic nie znaczący drobiazg. Kilka dni po pogrzebie przyszła do domu moich rodziców „przeprosić się”. Ok. Rozmowa, kawa, pocieszanie. Siedziała kilka godzin, a że jako dom jest i był gościnny więc, nikogo się nie wygania, każdy siedzi ile zechce. Przyszedł czas, że w domu działy się różne historie w tym awantury w wykonaniu eks  męża. Ona tylko chodziła i zbierała informacje co się działo na piętrze. Była na tyle bezczelna, że potrafiła w środku nocy obdzwonić wszystkie sąsiadki z zapytaniem, czy słyszą co się dzieje. Ok., to byłoby do strawienia, gdyby nie fakt, że została poproszona przez moich rodziców przy następnym incydencie o wezwanie policji, Pani sąsiadka skwitowała to tak:- Nie moja sprawa co się u was w domu dzieje, takie sprawy załatwiajcie między sobą. Czy widzicie paradoks sytuacji?

W tym czasie kiedy mama ją wspierała, pomagała, kupowała słodycze jej dziecku, bo krucho miała z pieniędzmi… ona jeszcze wygadywała najgorsze brednie do innych sąsiadów. Czy w takiej sytuacji jest sens pomagać? Nie chodzi nawet o wdzięczność…

Inna sytuacja tym razem związana z osobą, z którą mama pracowała wiele lat i zdawały się być dobrymi znajomymi. Los ją ciężko doświadczył, wylądowała na wózku inwalidzkim – stwardnienie rozsiane, szybko postępujące. Pewnego razu, ta chora, biedna Pani, dzwoni (dotąd raz w roku się odzywała) i wypytuje o moje życie osobiste. Po czasie okazało się że moja jakaś bardzo daleka znajoma wie o mnie więcej niż potrzeba, zapytałam:

- Gośka skąd masz te informacje?

- Pani Marysia leżała w szpitalu i mi o wszystkim opowiedziała!

Szok, szok, szok!!! 

Któregoś pięknego dnia zrobiłam eksperyment. Skorzystałam z okazji, że były mąż wyjeżdżał za granicę. Cały samochód był od góry do dołu wypchany walizkami. I wścibstwo innych dało się we znaki. Podeszła do mnie Pani, osiedlowy teleekspres.

-Gdzie on wyjeżdża? – pyta

-Do Iraku , na wojnę. (a jechał do pracy w Holandii)

-Tak????

-Tak!

Cisza, żadnych dociekań. Na drugi dzień, sąsiad zatrzymuje ojca i pyta o powyższy fakt czy to prawda, za chwilę następne telefony się obrywają, czy to prawda, że dostał się do marynarki wojennej. O zgrozo!!!!- pomyślałam.

I tak za Molierem rzeknę: „Nic mnie nie mierzi na tej ziemi bardziej niż fałsz, co się pozory bawi nabożnymi.”