JustPaste.it

Co robią galerianki "po pracy"?

Obudziła się gdzieś w parku na ławce niedaleko klubu, w poszarpanych i poplamionych ciuchach, potarganych włosach i wielką dziurą w pamięci...

Obudziła się gdzieś w parku na ławce niedaleko klubu, w poszarpanych i poplamionych ciuchach, potarganych włosach i wielką dziurą w pamięci...

 

            Jest piątek wieczorem, tak właśnie się zastanawiam, co wtedy robi większość ludzi. Siadam na sekundę w fotelu i pogrążam się w zamyśleniu... pewnie wracają z pracy, uczelni (zaczynam wyliczać),  pewnie prowadzą bardzo podobny tryb życia do mojego, w końcu niczym konkretnym się nie wyróżniam... (jestem zwykłą studentką III roku filologii). Włączam radio i już po chwili trafia mnie szlag, bo chciałam się trochę zrelaksować, a zamiast tego praktycznie w każdej stacji lecą "imprezowe hity" albo przegląd weekendowych imprez, a gość w radiu mówi jak sobie radzić z poimprezowym kacem. Jakoś nie mam na to wszystko ochoty, więc biorę książkę i postanawiam, że tak spędzę wieczór, może wieczorem jakiś film w tv. Ciszę przerywa mi telefon... to Marta dzwoni. Słabo się znamy, ostatnio wyciągnęła mnie na imprezę, ale  jakoś mi nie przypadła do gustu...dziwnie się zachowywała, może za dużo wypiła, sama nie wiem, wyglądała tak jakoś dwuznacznie i wyzywająco, z resztą jej koleżanki też, kręciły się w klubie pod barem, zaczepiały facetów, jakoś dziwnie to wyglądało...chwilę zastanawiam się czy odebrać, w końcu odbieram...

      ...Ja pier*$#@ !! czy ona może wreszcie odebrać ten telefon??? Co za kretynka, w zeszły weekend udawała taką wielką cnotkę  niewydymkę... stała przy barze i nawet palcem nie kiwnęła. A na początku wydawała się nawet spoko, coś tam mówiła, że tak lubi tańczyć i się dobrze przy muzyce bawi, tymczasem stała jak patyk. Dzika taka trochę jest, wyszła ok. pierwszej i rzuciła, żeby dać znać jak będziemy jeszcze kiedyś wychodzić. Ok, może po prostu kiepsko się ubrała, bo ja mam zwykle taki zwalony humor, jak źle wyglądam... no to dzwonie a ta pipka nie odbiera. Może kasy nie ma... ale powiem jej, że idziemy na lejdis night więc drinki będziemy pić za free, poza tym zawsze znajdzie się jakiś frajer co postawi. A dzisiaj to ja muszę wyjść, bo kupiłam sobie mega kieckę, nie będę łazić co tydzień w tym samym jak co poniektóre... jezu... odbierz kobieto... no! Nareszcie...

:Halo? 

:No siemasz!! Wybywasz z nami na miasto?  

:Cześć, wiesz co, fajnie że dzwonisz, ale ja dzisiaj zostaję w domu. Miałam ciężki tydzień i nie bardzo mam dzisiaj ochotę. Ale bawcie się dobrze. Widziałam, że lubicie ten klub i wszystkich znacie, więc chyba nie będziecie się nudzić. 

:Eeee, no co Ty?!?! Jest weekend! Będziesz zamulać w domu?!?!? Z resztą jak sobie chcesz...nara. 

Hmmm...dziwna ta Marta. Usiadłam wygodnie w fotelu i zaczęłam dalej czytać... 

Nie no, ona serio jest jakaś  walnięta, nudziara i tyle! Piątek wieczór a ona siedzi w domu...olać ją, najważniejsze, że dzisiaj dobra zabawa... wychodzimy... 

      Dajmy teraz Marcie i jej bezimiennej koleżance spokój. Dodajmy tylko, że Marta nie skończyła dobrze po tej imprezie. Obudziła się gdzieś w parku na ławce niedaleko klubu, w poszarpanych i poplamionych ciuchach, potarganych włosach i wielką dziurą w pamięci. Trudno powiedzieć czy ktoś ją skrzywdził, czy może po prostu przedobrzyła tego wieczoru, a może kończyła tak po każdym... nie do końca na tym chciałam się skupić. Może zwolennicy chodzenia do klubów mnie zaatakują, ale prawda jest taka , że społeczeństwo klubowe, jeśli tak je mogę nazwać, do moralnych nie należy. Oczywiście, każdy ma swoją własną receptę na zabawę i wie, że są pewne granice. Klub to miejsce, które przyciąga różnych ludzi i każdy z nich te granice ma inne. Są też tacy, którzy przebywając tam co piątek, nagle zmieniają punkt widzenia, szukają nowych wrażeń, zatracając się kompletnie... I wcale nie przesadzam... ten krótki wstęp nie jest zmyślony. Mam wielu znajomych, którzy przez imprezowanie wciągnęli się w narkotyki, alkohol, rzucili studia. Znam dziewczyny, które były normalne, a kończyły w każdy weekend u innego faceta w łóżku, budząc się rano i nie pamiętając kompletnie nic, a potem z uśmiechem na ustach opowiadały wrażenia koleżankom. Spotkałam dziewczyny-prostytutki, które stoją przy barze i czekają na okazję - to są "te droższe". "Tańsze" stoją przy wejściu. Można z nimi zagadać przy piwie. Nie kosztują dużo. Dyskoteki w miastach są raczej niemodne, z resztą tam chodzą głównie "sami wieśniacy". Chociaż tam pewnie dzieje się podobnie. Modne stało się przecież powiedzenie "Clubbing nie Dyskoteking". Tak mi kiedyś powiedziała moja 15 letnia kuzynka. Wszystko to sprawia, że wolę zostać w domu, tak jak koleżanka Marty. I nie uważam się za nudziarę. Mam grono swoich znajomych, potrafimy robić imprezy - szaleć do rana, a następnego dnia z lekkim bólem głowy żartować z wczorajszego wieczoru. Przyznaję, że do klubu czasami też zdarza nam się wyskoczyć, Nie wypatruję wtedy tych wszystkich ludzi, nie widzę tego, co się tam rozgrywa, a jednak nie są to historie wymyślone. Interesuję się tańcem (to co robią w klubach ciężko nazwać tańcem...) i kiedyś utknęły mi w pamięci słowa świetnego tancerza i choreografa, którego być może niektórzy kojarzą z YCD, Macieja Zakliczyńskiego. Powiedział, że zainteresowanie dyskoteką dla młodego człowieka jest powszechne i w zasadzie obowiązkowe. A nie chodzenie - to jak zamykanie się w jaskini, robienie z siebie odludka.  Tylko że nie o taką zabawę mu chodziło i myślę, że jest świadomy tego, jak wyglądają takie miejsca. Dlatego też pokazuje inny sposób rozrywki i zabawy, udowadniając, że można bawić się kreatywnie, taniec i zabawa nie muszą kojarzyć się tylko z dyskoteką. Ja się z tym w pełni zgadzam. Szkoda tylko, że dzisiaj brakuje takich miejsc, gdzie ten cały proces nie byłby jak zderzenie z szarą i smutną rzeczywistością. Odludkiem też nie jestem. Ale tacy ludzie jak Marta napawają mnie obrzydzeniem.