JustPaste.it

Wyższość internetu w handlu (wysyłkowym)

Papierowe gazety, sklepy (w tym wielkopowierzchniowe), pośrednicy handlowi - wszystko to jest skazane na zagładę, jak konie na ulicach miast sto lat temu.

Papierowe gazety, sklepy (w tym wielkopowierzchniowe), pośrednicy handlowi - wszystko to jest skazane na zagładę, jak konie na ulicach miast sto lat temu.

 

Po raz pierwszy w dziejach Niemiec wartość sprzedaży wysyłkowej on-line przewyższyła wartość sprzedaży za pośrednictwem katalogów papierowych. Balansująca na krawędzi likwidacji firma Quelle otrzymała dodatkowy cios. Papierowe źródła pieniędzy wysychają. Źródła wirtualne biją nadal i najwyraźniej niewiele sobie robią ze światowego kryzysu finansowego. Coraz więcej wskazuje na to, że jest to tendencja obejmująca nie tylko Niemcy i wykraczająca daleko poza rok bieżący i następny, a także poza sprawę katalogów reklamowych.

Papierowy katalog reklamowy – niedobitek kończącej się epoki

7af3ef3aee1c6fe992f12636bebe3c73.jpg

      Opublikowane w tych dniach dane są jednoznaczne. W ciągu pierwszych trzech kwartałów tego roku obroty handlu wysyłkowego pracującego za pośrednictwem światowej sieci komputerowej zamiast rozdzielania kosztownych, drogich i nie zawsze poręcznych katalogów papierowych wzrosły ponownie o ok. 15 % (do łącznej sumy ok. 15,4 mld euro). Łączna suma towarów sprzedanych przez handel wysyłkowy wzrosła w tym czasie u naszych zachodnich sąsiadów o 1,7 % w odniesieniu do tego smaego okresu roku ubiegłego. Mimo to udział handlu on-line w ogólnych obrotach handlowych wynosi tam obecnie wciąż jeszcze niespełna 4 % . Nastroje w branży e-handlu (w przeciwieństwie do nastrojów niemieckich handlowców wykonujących swój zawód w sposób tradycyjny) są dobre. Przewiduje się, że w przyszłym roku w RFN dojdzie do pokaźnych inwestycji w handel internetowy; 72 % ankietowanych sprzedawców towarów i usług on-line wyraziło chęć rozbudowy materialnego zaplecza swoich interesów.  [1]

 

      W krajach amglosaskich papierowy katalog wysyłkowy odszedł do lamusa. Firmy typu Quelle już przed laty przestały tam użerać się z wieloma tonami papieru, które trzeba zadrukować, posegregować i wysłać w tysiące różnych miejsc. Tyle, że możliwości internetu dostrzeżono tam w pełni już w latach 1996-98. Okazuje się, że za pewnymi rzeczami Niemcy nie nadążają i to na jednym z kluczowych poziomów – myślenia strategicznego swoich menadżerów.

 

Można to oczywiście potraktować szerzej. Znajdujemy się w okresie wybitnie przejściowym. Oglądamy, dotykamy całego szeregu rzeczy, które skazane są na niemal całkowitą zagładę niczym zaprzęg konny sto lat temu. Należałoby tu przede wszystkim wyliczyć: papierowe gazety i książki (w tym wszelkiego rodzaju encyklopedie, atlasy i słowniki), sklepy z oprogramowaniem komputerowym, biura podróży i biura maklerskie, a nawet większość banków w znanej dotąd postaci, od ogromnych gmaszysk z licznym personelem, położonych w śródmieściu wielkich miast poczynając. Wszystko to są wynalazki XIX, XX, a niekiedy (papierowe gazety) nawet XVIII wieku. Tylko patrzeć jak podzielą los dorożki, a z nowszych czasów – maszyny do pisania. W dłuższej prespektywie należy się spodziewać upadku prawdziwych (dotykalnych) sklepów jako takich na rzecz składów towarowych podłączonych do internetu. Kraje uczestniczące w większych niż nasz rozmiarach w światowym wyścigu technicznym i gospodarczym wskazują nam w tej mierze drogę, którą Polska też będzie musiała podążyć. Jedni będą się temu przyglądać bezczynnie, drudzy wyciągną z pewnych przewidywań określone wnioski dla siebie i wiele na tym zyskają.

Nieodłączna część rewolucji internetowej

      W krajach najwyżej (informatycznie) rozwiniętych sprzedaż: sprzętu komputerowego i oprogramowania, wycieczek i wczasów, utworów muzycznych i książek, akcji i innych papierów wartościowych przez internet wzięła w tym stuleciu górę nad sprzedażą tych rzeczy w sposób tradycyjny. Burzliwie rozwija się internetowy zbyt: napojów wyskokowych, domów i rezydencji. W praktyce jest tak, że wystarczy wstukać w okienko przeglądarki nazwę dowolnego towaru w języku angielskim, aby zobaczyć wynik obejmujący kilkaset tysięcy witryn związanych ze sprzedażą tego artykułu za pośrednictwem internetu do domu lub pod inny wskazany adres.

 

Wypada zgodzić się z twierdzeniem, że w niemal każdej dziedzinie zaistnienie elektronicznych ofert handlowych z powodu naturalnych dla tego sposobu handlu i reklamy ogromnych rozmiarów oferty spowodowało przesunięcie się punktu ciężkości w kierunku nabywców. Przewaga np. specjalistycznych księgarni nad studentami nabywającymi podręczniki akademickie ogromnie zmalała, ponieważ owi studenci mają teraz możliwość porównania cen i jakości (np.. dat wydania) owych podręczników w wielu, a nawet bardzo wielu księgarniach wysyłkowych.

 

W praktyce nawet bardzo ograniczone i nieporadne użycie internetu do katalogowania sklepów oferujących dane grupy towarów całkowicie zmienia sytuację tak nabywców jak handlowców. Ci pierwsi, uzbrojeni w przeglądarkę, są w stanie porównać ceny (nawet jeśli czasem muszą pomagać sobie w tym telefonem). Ci drudzy, o ile nie zajmują się czymś tak łatwo zbywalnym jak piwo na rogu ulicy, jeśli nie znajdą się w internecie z choćby tylko aktualnym adresem i telefonem, już dziś nie zaistnieją.

 

Początek końca pośredników handlowych?

      Trzeba też zwrócić uwagę na jeszcze jedno związane z tym zagadnienie. Handel internetowy daje możliwość usunięcia pośredników. Producent (lub importer czy też wykonawca) posiada określony towar względnie usługę. Był jednak dotąd niczym ktoś bez nóg i musiał skorzystać z usług handlu, aby móc to sprzedać. W niedawnej jeszcze epoce w każdym wypadku był zdany na pośredników handlowych – detalicznych i hurtowych – oraz na komiwojażerów i tzw. akwizytorów. Obecnie, jeśli nie brak mu oleju w głowie, zamiast ponosić (wraz ze swoimi nabywcami końcowymi) koszty marży nakładanej na towar/usługę przez każdego z tych pośredników może dostarczyć swój produkt dowolnie szerokiej grupie nabywców w każdej miejscowości z jakimś dostępem do internetu. Wystarczy, że usiądzie przy komputerze sam, zatrudni do tego kogoś dorywczo, a w wypadku dużych zakładów kilka dodatkowych etatów pochłonie co najwyżej bardzo drobną część sum traconych tam dotąd wskutek braku możliwości bezpośredniej sprzedaży kilentom, krążenia ciężarówek z towarem od sklepu do sklepu itp. Chińczycy wiążą z tym nadzieje na dalszą ekspansję ich towarów mimo obecnego kryzysu.  [2] 

 

      Dalsza, ogromna korzyść to uwolnienie się od ludzi nieuczciwych. Jak podała niemiecka prasa, dostawcy towarów sprzedanych przy pomocy katalogów Quelle zamierzają podać do sądu jego zarządcę z powodu nie zapłacenia im należności. [3]  Handel internetowy jest na najlepszej drodze do usunięcia takich ludzi z piramidy społecznej. Na obwieszczanie rychłego triumfu e-handlu nad sklepami (w tym wielkopowierzchniowymi), hurtowniami i tzw. akwizytorami wszelkiego rodzaju jest zapewne jeszcze o wiele za wcześnie, podobnie jak w roku 1909 było za wcześnie spodziewać się, że w ciągu kilku sezonów na ulicach już nie zobaczy się koni. Warto jednak pamiętać o tym, że przerób na koninę milionów zwykłych koni roboczych był nieunikniony już w dniu, w którym pan Benz ruszył po równej drodze pierwszą „dorożką bez koni”.

 

 

Korzystałem:

 

[1]  http://www.welt.de/wirtschaft/article5247399/Onlinehandel-erstmals-vor-Katalog-und-Telefon.html

 

[2]  http://www.articlesbase.com/online-business-articles/dhgatecom-diane-wang-financial-crisis-is-an-opportunity-for-chinese-enterprises-1427152.html

 

[3]  http://www.welt.de/wirtschaft/article5111099/Quelle-Lieferanten-fuehlen-sich-von-Goerg-betrogen.html

 

http://en.wikipedia.org/wiki/Disintermediation

 

http://en.wikipedia.org/wiki/Mail_order