JustPaste.it

Wyjść na Dudka.

"Wyjść na dudka", czy może "na Dudka"?

"Wyjść na dudka", czy może "na Dudka"?

 

Zawsze się zastanawiałem, co to znaczy „wyjść na dudka”, czy może „na Dudka”. Dość mizerna ptaszyna dudek, na którego człek miał niby to wychodzić, nie wydawał mi się na tyle wiarygodnym, zresztą cóż on mógł nam zawinić. Ale facet Dudek to zupełnie inna historia, facet Dudek to może być jakiś zapomniany historyczny przykład na przykład.

No i masz: trafiłem! Dokładnie w Dudka.

Powiadają, że historia lubi się powtarzać. Racja! W dodatku historia, co naturalne, uwielbia historyków, to właśnie ich ustami daje nam chętnie poznać, kiedy ma rację i kiedy się powtarza. Jeśli zaś historyk to Dudek i na Dudka wychodzi – wszystko zgadza się wprost idealnie.

Gdybym to ja nazywał się Dudek, zgodziłbym się, rzecz jasna, zostać szefem IPN-u, ale za żadne skarby nie zostałbym historykiem. Żeby wilka nie wywoływać z lasu. Poza tym, na wszelki wypadek.

Historyk Dudek tak bardzo zakochał się w swojej idei zbrodniczych Rusków, którzy nic, tylko myślą o tym, jakby tu pognębić Polaków, że całkiem oślepł w tym zakochaniu. Co zresztą zakochanym często się przydarza.

Zakochanym głuptasom, plotącym od rzeczy, wiele się wybacza. Nieomal wszystko. Zrozumiałe: obiektem normalnego zakochania bywają świetne dziewczyny, którym nie sposób się oprzeć. Świetną dziewczynę każdy by chciał mieć.

Ale zakochani w idei mają znacznie gorzej. Idee nie bywają tak świetne. Prawdę mówiąc, ideom właściwie brak wszelkiego uroku. Zakochanie w idei nikomu na dobre nie wyszło, co najlepiej powinien wiedzieć historyk. Zakochanym w idei żadnych głupstw się nie wybacza. Nawet, specjalnie tych głupstw szuka się u nich, żeby je piętnować. To taki sport fajnisty.

Historyk Dudek zakochał się w idei, że Ruskie to są okropne łobuzy, jeden w drugiego komunista. Że tylko boska interwencja, najpewniej samej Świętej Panienki, chroniła nas w historii przed tymi łobuzami. I nie widzi oślepły historyk Dudek, że coś w jego idei nie gra. Zakochani tak już mają.

No bo jeżeli Ruskie są takie łobuzy, to jak oni mogli nie chcieć swojej interwencji w Polsce, zamiast stanu wojennego? Niby, do Budapesztu wleźli, do Pragi tak samo, a do Warszawy nie mieli ochoty? Żadnej? Cholera, nawet specjalnie proszeni o to?

Może te Ruskie nie są wcale aż takie łobuzy? Albo ten, jak mu tam, Anoszkin ich nawrócił…

Historyk Dudek bardzo namieszał mi w łepetynie. Nie wiem już teraz, komu w ogóle wierzyć. W co wierzyć, też pojęcia nie mam. Bo jeśli miałbym wierzyć w Breżniewa i jego doktrynę, musiałbym opłacić składkę na pomnik Jaruzelskiego. Jeśli zaś wierzyć podrzędnemu oficerkowi nazwiskiem Anoszkin (szczęście, że nie Dudiek), to ani Budapesztu, ani Pragi, gdzie Ruskie wleźli całkiem bez zaproszenia, za skarby nie umiałbym nikomu wyjaśnić. Musiałbym o to zapytać historyka Dudka. Wiadomo, że zakochany potrafi wyjaśnić wszystkie wady swojego obiektu.

W ogóle, to niech nas Święta Panienka chroni przed zakochanymi historykami.