JustPaste.it

Skąd się wzięli Trzej Królowie ? ? ?

W stwierdzeniu „Trzej królowie przyszli do stajenki”, za względnie prawdziwe można uznać jedynie słowo „przyszli”, choć i tak nie wiadomo, czy większości drogi nie pokonali jadąc.

W stwierdzeniu „Trzej królowie przyszli do stajenki”, za względnie prawdziwe można uznać jedynie słowo „przyszli”, choć i tak nie wiadomo, czy większości drogi nie pokonali jadąc.

 

            Niedługo święta. W sumie – można się było tego spodziewać. Od dość dawna organizowane są co roku, o tej samej porze – w okolicy końca grudnia. Stosunkowo łatwo było więc przewidzieć, że i tym razem zmienią się wystawy sklepowe, że wzrośnie popyt na karpia... Z jednej strony spostrzeżenie o nadchodzących świętach wydaje się nad wyraz mało odkrywcze, ale mnie skłania do pewnej refleksji.
Czy w ludzkich obrzędach powtarzanych co roku może być jeszcze coś zaskakującego? Przekonajmy się.

            Oprócz zmiany wystroju w niejednym domu, także w kościołach pojawi się niedługo nowy element. Wiele głów pochyli się przed tak zwaną „szopką”. Jednak czy właściciele owych głów będą świadomi, skąd się wzięła jej idea? Niedługo potem nastanie szczególne święto o wdzięcznej nazwie: „Trzech Króli”, o którym również warto wspomnieć.

            W społeczeństwie utrwalił się już znany model: trzej królowie przychodzący do stajenki. Jeśli zapytamy na ulicy tak zwaną przypadkową osobę, co to oznacza, pewnie udzieli nam najpierw odpowiedzi wzrokowej, wyrażającej całkowite niezrozumienie, jak rodzą się tak niedorzeczne pytania, ale naciskana odpowie w końcu, że to na pamiątkę trzech króli, którzy przyszli do stajenki.
Tymczasem Pismo Święte (wyznacznik wiary dla osób wierzących) nie wspomina ani o królach, ani o ich liczbie, ani o przybyciu do stajenki. Wspomina za to o mędrcach (lub magach) w nieznanej liczbie, którzy przybyli do domu, w którym był Pan Jezus. Tak więc w stwierdzeniu: „Trzej królowie przyszli do stajenki”, jako względnie prawdziwe można pozostawić jedynie słowo „przyszli” (choć i tak nie wiadomo, czy większości drogi nie pokonali jadąc).

            Niemniej jednak niektórzy wiedzą, że było ich trzech, byli królami, a ponadto jeden miał na imię Kasper, drugi Melchior, a trzeci Baltazar… Być może mają jakieś lepsze źródła informacji, niż ja. Niektórzy informują także, że jeden miał kolor skóry biały, drugi czarny, a trzeci żółty, ponieważ przybyli z trzech kontynentów: Europy, Afryki i Azji. Zawsze mnie ciekawiło, który nosił które imię, choć nigdy o to nie pytałem.

            Postarajmy się odsiać prawdę od mitów i zobaczmy, co tak naprawdę Biblia mówi o naszych ulubionych „trzech królach”… a czego o nich nie mówi…

 

Kim byli nasi przybysze?

            Biblia nazywa ich greckim słowem: „magoi”, oznaczającym w dosłownym tłumaczeniu „magów”, choć czasami można znaleźć tłumaczenie: „mędrcy”. Czy byli oni zatem astrologami, szamanami, a może to były wróżki?

            W wyjaśnieniu tego określenia może okazać się pomocna Księga Daniela, jedna z ksiąg Pisma Świętego, opisująca między innymi losy młodego Izraelity – Daniela, który dostał się do niewoli babilońskiej. Daniel wiernie przestrzegał zasad religijnych wpojonych mu w latach dziecięcych, co jest wielokrotnie podkreślane w tej księdze. Nigdy zatem nie uprawiał magii, która była kategorycznie zakazana przez Boga, choć w kulturze babilońskiej była ona na porządku dziennym. Jego zdolności intelektualne, a także wizje prorocze zostały bardzo docenione na dworze królewskim i o dziwo – został zaliczony w poczet magów, wróżbitów, a nawet stał się ich przełożonym. Czy Daniel z pobożnego człowieka stał się kimś w rodzaju wróżki? Czy biegał po Babilonie z różdżką wystruganą z patyka, albo zrobił sobie granatową czapkę z papieru i narysował na niej gwiazdki? Sprawozdanie biblijne zdecydowanie zaprzecza tym przypuszczeniom.

            To pokazuje raczej szerokie znaczenie słowa „mag”. W dawnej kulturze nauka sztuk magicznych (paranormalnych) była zaliczana do zwykłej nauki – nie rozróżniano wówczas fizyki i metafizyki, nauki i magii – wszystkie formy wiedzy wrzucano do jednego worka, a że wśród ludzi uczonych dominowała moda na okultyzm i inne sztuki magiczne – wszystkich ludzi uczonych nazywano nieraz magami.

            To oznacza, że nasi przybysze mogli być zarówno rodzajem szamanów, ale mogli być też po prostu ludźmi uczonymi, o dużej mądrości, cenionymi w społeczeństwie. Właśnie dlatego słuszne wydaje się tłumaczenie „mędrcy”, jako możliwie najszersze znaczeniowo.

            Jeśli prześledzimy dokładnie sprawozdanie o owych mędrcach z Ewangelii Mateusza, zauważymy, że doskonale znali pisma prorockie – wskazujące na miejsce i czas narodzin Pana Jezusa, a także mieli niesamowitą świadomość, kim jest nowo narodzone dziecko. Ponadto wykazywali imponującą gorliwość w swoich poszukiwaniach, co wskazuje na ich duże zaangażowanie religijne. W świetle tych faktów skłaniałbym się do wniosku, że z taką wiedzą i z taką wiarą jest bardzo mała szansa, żeby uprawiali magię – kategorycznie zakazaną przez pisma, za którymi tak gorliwie podążali. Spodziewam się, że byli faktycznie jedynie mędrcami, a z magią nie mieli nic wspólnego – choć to jest tylko prawdopodobne przypuszczenie, a nie pewny fakt.

 

Skąd przyszli mędrcy?

            Jedyną informacją na ten temat, jest fakt – że byli to mędrcy ze wschodu. Tego typu informacja daje oczywiście bardzo duże „pole” do popisu dla wszelkich domniemań. Owo „pole” (traktowane w sensie geometrycznym) może sięgać w przypadku bardziej twórczych myślicieli nawet całkiem daleko… i niekoniecznie na wschód…

            Powszechna stała się koncepcja, że przybyli oni z trzech różnych kontynentów (Europy, Azji i Afryki). No cóż – co najmniej dwa z trzech wymienionych kontynentów nie leżą na wschodzie (od ówczesnego Izraela). Nawet szlaki komunikacyjne biegły przez Izrael w kierunku północ-południe (lub na odwrót) i co najmniej ciężko byłoby przedostać się z Afryki do Izraela od strony wschodniej (gdzie rozciągała się pustynia).

            Sporo osób uważa, że mędrcy pochodzili z Babilonu lub ogólnie – z Mezopotamii. Popierają to twierdzeniem, że Izraelici, wzięci swego czasu do niewoli babilońskiej, pozostawili tam nie tylko ciekawe świadectwo (jak chociażby historia Daniela i jego towarzyszy), ale także zaznajomili tamtejszą kulturę z wiarą w obiecanego Mesjasza (i pozostawili kopię pism prorockich). Przyznam, że nie potrafię tego twierdzenia podważyć – wydaje się być dość prawdopodobne, choć należy jasno zaznaczyć, że jest to tylko jedna z kilku prawdopodobnych wersji… może prawdziwa, a może nie.

 

Czy byli tam jacyś królowie?

            Wobec szczątkowych informacji na temat tajemniczych przybyszów, nie mamy żadnej informacji ani o ich ubiorze, ani tym bardziej o nakryciu ich głów – a już na pewno nie wiemy nic o koronach, czy innych atrybutach królewskich, którymi mogliby się legitymować. Można się jedynie zastanowić, czy na przykład przedstawiając profesora na sympozjum naukowym, informujemy o jego pomniejszych tytułach, z pominięciem najwyższego? Albo czy przedstawiając prezydenta w obcym kraju podajemy jego wykształcenie wyższe, zapominając o zaprezentowaniu jego stanowiska? Podobnie dziwne wydawałoby się przedstawienie królów jedynie jako mędrców (lub magów). Opis z Ewangelii Mateusza wskazuje raczej na bardzo nikłe prawdopodobieństwo ich królewskiego pochodzenia.

            Niekiedy ludzie powołują się w tym momencie na Psalm 72, w którym znajdujemy proroctwo: „Niech przed nim zegną kolana przeciwnicy, a nieprzyjaciele jego niech proch liżą! Królowie Tarszysz i wysp niech przynoszą dary; królowie Saby i Seby niech złożą daninę! Niech mu oddają pokłon wszyscy królowie, niech mu służą wszystkie narody! Bo ocali biedaka, który woła o ratunek, i ubogiego, który nie ma pomocy”.
Te słowa niewątpliwie odnoszą się do Pana Jezusa, przed którym mają zgiąć kolana wszystkie narody. Wśród wspomnianych „wszystkich narodów” wyszczególnieni są także pewni królowie, jako że w symbolice tamtych czasów – jeśli król oddawał komuś cześć, to cały naród oddawał ją także. Twierdzenie, jakoby ten tekst zapowiadał pokłon oddany przez trzech króli po narodzinach Pana Jezusa, nie jest uzasadnione – z kilku powodów.
1) Widoczna jest tutaj symbolika wspomnianych królów – jako reprezentujących wszystkie narody. Narody natomiast nie zginały jeszcze wówczas swoich kolan przed Panem Jezusem. Dopiero po Jego śmierci możemy mówić o bardziej powszechnej czci wśród różnych ludów, kiedy to między innymi za sprawą apostołów wieść o Mesjaszu zaczęła się coraz bardziej rozpowszechniać. Wówczas apostoł Paweł komentował (w liście do Fiflipian – w 2 rozdziale): „aby na imię Jezusa zginało się wszelkie kolano na niebie i na ziemi, i pod ziemią i aby wszelki język wyznawał, że Jezus Chrystus jest Panem, ku chwale Boga Ojca”.
2) Wymienieni są królowie: Saby, Seby, Tarszysz oraz królowie wysp (prawdopodobnie tych położonych na Morzu Śródziemnym, zwanych Kittim). To daje nam co najmniej czterech królów, a nie trzech (a być może więcej, jeśli królów wysp byłoby więcej niż jeden).
3) Ponadto Ewangelia Mateusza sprawozdaje o mędrcach ze wschodu, a część ze wspomnianych w Psalmie królów nijak nie mogła przychodzić ze wschodu – szczególnie królowie wysp, które jak na złość leżały akurat dokładnie na zachód od Izraela.
4) Chwilę później wymienieni zostali w tym fragmencie „wszyscy królowie”. To powiększałoby liczbę przybyłych gości do Izraela do niepokojąco dużej liczby niezwykle zacnych osobistości, a takie wydarzenie (ważne z punktu widzenia politycznego) z pewnością znalazłoby swoje odzwierciedlenie w notatkach historycznych. Określenie „wszyscy królowie” sprowadza automatycznie przekaz do symbolicznego wyrażenia „wszystkich narodów”.
Określanie narodów poetyckim określeniem królów było zresztą bardzo popularne – szczególnie w psalmach – dziełach o charakterze „poetyckim” z założenia. (Oczywiście poetycka forma przekazu nie umniejsza ich prawdziwego, rzetelnego przesłania, nawet proroczego – jednak konieczne jest zrozumienie narzędzi językowych stosowanych w tamtej kulturze, aby poznać prawdziwy sens tekstu). Poniżej przedstawiam choćby dwa przykłady takiego zastosowania.
„Narody bać się będą imienia Pana, a królowie ziemscy chwały twojej” (Psalm 102).
„Chwalcie Pana (…) królowie ziemscy i wszystkie narody, książęta i wszyscy sędziowie ziemi!” (Psalm 148).
Podobnie jak z powyższych fragmentów dwóch psalmów nie wynika żadna informacja o naszych mędrcach, tak też nie wynika ona z zacytowanego na początku Psalmu 72.

            Podsumowując, wszystko wskazuje na to, że mędrcy ze wschodu zostali koronowani pośmiertnie bez ich zgody, ani nawet wiedzy – i to kilkaset lat po ich wizycie w Izraelu. Kto tego dokonał? Zwykle w odpowiedzi słyszy się lakoniczne stwierdzenie: „tradycja”. Gdybym był „czepliwy”, dociekałbym – skoro wcześniej nie było mowy o królach, a w VI wieku nagle pojawiło się takie przekonanie – jako tradycja, to do czego owa tradycja się odnosi lub inaczej mówiąc – tradycją czego było przekonanie o królewskim pochodzeniu mędrców? … Na szczęście nie jestem „czepliwy”.

 

Ilu ich było?

            Zadajmy to pytanie znowu jakiejś przypadkowej osobie spotkanej na ulicy. Ponieważ akurat nie mam takiej osoby pod ręką, a nawet nie jestem teraz na ulicy (tylko wygrzewam się koło kaloryfera, przed komputerem) – spróbuję sam wcielić się w przypadkowo spotkaną osobę. A więc zadam sobie pytanie.
- Ilu było króli, którzy przyszli z darami do Pana Jezusa?
- Eeeeee? (Muszę udawać, że nie wiem, o co chodzi z królami, skoro przed chwilą stwierdziłem, że byli to mędrcy.)
- No… ilu było mędrców?
- A! Mędrców! Oczywiście – mędrców było trzech.
Taką prawdopodobnie liczbę usłyszelibyśmy od przypadkowo spotkanej osoby, w którą wcieliłem się sam (przepraszam, jeśli wyszło mi to mało naturalnie).

            Gdybyśmy wiercili temat dalej i pytali, skąd przypadkowa osoba wie, że było ich trzech – być może otrzymalibyśmy spontaniczną i beztroską odpowiedź: „z Biblii”… Otóż niestety nie – Biblia ani słowem nie wspomina nam o liczbie mędrców. Czy i w tym przypadku zrzucimy winę na tradycję? Zwykle tak się w praktyce uważa, choć do IV wieku istniały w różnych rejonach różne poglądy na ten temat. Liczba przybyszów wahała się wówczas od dwóch do sześćdziesięciu (nawet z uwzględnieniem szczęśliwej trzynastki – propagowanej w Syrii). Ostatecznie przyjęto, że zgodnie z tradycją (ciekawe którą) było ich trzech. Zastanawiam się, jak osiągnięto tę liczbę; czy wykorzystano maszynę do losowania – ówczesny odpowiednik totolotka (jeśli takowy istniał)? Skądś w końcu trzeba było czerpać szczegółową wiedzę na tematy, wobec których Biblia wypowiadała się mało szczegółowo… (przepraszam za ironię, ale sama się tutaj pcha).

            Istnieje twierdzenie, że musiało ich być trzech, ponieważ przynieśli trzy podarunki: złoto, kadzidło i mirrę. Jakkolwiek dostrzegam tutaj pewną logikę, wniosek nie wydaje się być uzasadniony.

 

Dokąd przybyli?

            Zapewne każdy, kto widział szopkę momentalnie stwierdzi, że nasi przybysze przyszli do stajenki i tam zastali Pana Jezusa. Jednak w sprawozdaniu z Ewangelii Mateusza znajdujemy niepokojące stwierdzenie: „A oto gwiazda, którą ujrzeli na Wschodzie, wskazywała im drogę, a doszedłszy do miejsca, gdzie było dziecię, zatrzymała się. A ujrzawszy gwiazdę, niezmiernie się uradowali. I wszedłszy do domu, ujrzeli dziecię z Marią, matką jego, i upadłszy, oddali mu pokłon, potem otworzywszy swoje skarby, złożyli mu w darze złoto, kadzidło i mirrę”. Chciałbym zwrócić uwagę na to, dokąd weszli: „I wszedłszy do domu, ujrzeli dziecię z Marią, matką jego”. A więc do domu… nie do stajenki? Czy Pan Jezus nie był w żłobie?

            Oczywiście, że był, bo znajdujemy taki opis w Ewangelii Łukasza: „I porodziła syna swego pierworodnego, i owinęła go w pieluszki, i położyła go w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie”. To, jak czytamy w drugim rozdziale – było spowodowane wyprawą do Betlejem z okazji spisu ludności. Kiedy tłum ludzi wracał stamtąd (a w owych czasach często podróżowano w grupach) i nocował po drodze w poszczególnych miejscowościach, rzeczywiście mogło zabraknąć miejsca w gospodzie i Pan Jezus urodził się w żłobie – zgodnie z tym, co mówi Biblia. Jednak niebawem miejsce się zwolniło i rodzice Pana Jezusa z pewnością zadbali o odpowiednie lokum. Mędrcy ze wschodu teoretycznie mogliby zastać Pana Jezusa w takim domu.
Najprawdopodobniej jednak Józef i Maria wrócili do swojego domu w Nazarecie, a tam zgodnie z przepisami mojżeszowymi obrzezali Pana Jezusa (ósmego dnia po narodzeniu, jak nakazywała Księga Kapłańska), a następnie zanieśli Pana Jezusa do świątyni w celu poświęcenia (z pewnością nie wcześniej niż 40 dni po narodzeniu – zgodnie z 12 rozdziałem Księgi Kapłańskiej). Ewangelia Mateusza sprawozdaje, że kiedy tylko mędrcy ze wschodu odeszli z domu, Józefowi ukazał się anioł, polecający ucieczkę do Egiptu. Poświęcenie w świątyni nie było możliwe w Egipcie, zatem wizyta mędrców musiała mieć miejsce pomiędzy poświęceniem w świątyni, a podróżą do Egiptu.

            Podsumujmy kolejność wydarzeń – najpierw Józef z Marią wyruszyli z ich domu, Nazaretu do Betlejem (na spis ludności), w drodze Maria urodziła Pana Jezusa, potem wrócili do Nazaretu, obrzezali dziecko, po dniach oczyszczenia zanieśli je do świątyni na poświęcenie, wrócili do domu (do Nazaretu) i tam zastali ich mędrcy ze wschodu, a po ich wizycie pojawił się anioł z poleceniem szybkiej ucieczki do Egiptu. Taka kolejność wynika jednoznacznie ze sprawozdań Ewangelii Mateusza i Ewangelii Łukasza (zachęcam do samodzielnego sprawdzenia).

            Czy w związku z tym mędrcy nie mogli zastać Pana Jezusa w żłobie? No cóż – odpowiem krótko – nie. Parafrazując stwierdzenie Kubusia Puchatka mógłbym dodać, że im bardziej się nad tym zastanawiam, tym bardziej ich tam nie było.

 

Jaki mieli kolor skóry?

            Nasi „trzej królowie”, którzy okazali się nie być ani trzema, ani królami – zostali swego czasu obdarzeni także określonymi cechami rasowymi. Otóż jednemu nadano kolor skóry biały, drugiemu czarny, a trzeciemu żółty. Czy mamy jakiekolwiek przesłanki, które pozwoliłyby nam na takie odważne twierdzenie? Oczywiście nie – a już na pewno nic na ten temat nie mówi nam Pismo Święte. Wobec tego tradycyjnie zwalamy winę na tradycję. Gdybym był „czepliwy”, to zapytałbym… ale nie zapytam, bo jak wcześniej stwierdziłem – nie jestem aż taki „czepliwy”.

           Oczywiście powyższe poglądy są powiązane z tym, skąd przyszli mędrcy. Twierdzi się, że zróżnicowanie kolorów skóry występowało ze względu na ich pochodzenie: z Europy, z Afryki i z Azji (tę kwestię poruszaliśmy już wcześniej). Miało to symbolizować zebranie się wszystkich ludów świata w celu oddania czci Panu Jezusowi. A co z Ameryką Północną i Południową, co z Australią (dla porządku wymienię też Antarktydę)? A jeśli mówimy o różnorodności rasowej oddającej chwałę Panu Jezusowi, to co z mieszkańcami wschodnich części Azji? Otóż symbolika trzech króli powstawała w czasie, kiedy nie były to jeszcze odkryte tereny i nic nie wiedziano o innych mieszkańcach świata, a w związku z tym – nie umieszczono ich na liście gości w stajence (lub w domu rodzinnym Józefa). Potem, po odkryciach nowych terenów i nowych ludów, być może po prostu zapomniano zaktualizować tradycyjne przekonania o trzech królach…

 

W jakim byli wieku?

            Swego czasu były też powszechne poglądy, że jeden z królów był bardzo młody, drugi w średnim wieku, a trzeci stary. Ta różnorodność wiekowa miała zachęcać ludzi do pobożności w każdym okresie życia. Około XV wieku udało się nawet określić precyzyjnie, że jeden miał 20 lat, drugi 40, a trzeci 60. Kto i na podstawie jakich źródeł to wyznaczył? Ech – zostawmy biedną tradycję trochę w spokoju – powiem po prostu, że nie wiem, skąd się to wzięło.

 

Jakie mieli imiona?

            Aby dopełnić ciekawostek o mędrcach ze wschodu mogę dodać, że większość osób zapytanych przypadkowo na ulicy najprawdopodobniej powie bez cienia wątpliwości, że jeden miał na imię Kasper, drugi Melchior, a trzeci Baltazar. No cóż – pozostawię to bez komentarza.

 

Jaki mieli numer buta?

            Jakkolwiek zastanawiam się, czy w tamtych czasach istniało już coś takiego, jak numerowanie wielkości butów, można by pokusić się o pewne oszacowanie, jakie najprawdopodobniej numery (według miary metrycznej) mogliby nosić.

            Otóż mam w tej kwestii dobrą nowinę – jak dotąd tradycja jeszcze tego nie wyznaczyła, a więc pozostaje otwarte pole do popisu dla wszystkich czytelników niniejszego artykułu. Jeżeli ktoś chciałby podjąć się tego zadania, to możemy zorganizować nawet drobny konkurs na najbardziej prawdopodobne wielkości butów (kategorycznie odmawiam jednak przyznawania jakichkolwiek nagród).

 

Czy święty Mikołaj też nie istnieje?

            Kiedy zdałem sobie sprawę z tego wszystkiego, poczułem się mniej więcej tak, jak w chwili, gdy dowiedziałem się, że święty Mikołaj nie istnieje (jeśli ktoś z czytelników także tego dowiedział się właśnie przed chwilą, to serdecznie przepraszam – podobno nie powinno się narażać ludzi na więcej niż jeden szok dziennie).

           Przyznam się szczerze, że byłem naprawdę zawiedziony, no bo co z tymi wszystkimi szopkami, które widzi się dookoła… Człowiek siedzi sobie spokojnie, cieplutko, a tutaj przychodzi taki jeden, co napisze artykuł i wszystko podważa. Miałem ochotę krzyknąć:
- Ty niedobry ty… ty zburzyłeś mi „mój mały świat”!
I w tym miejscu chciałem naprawdę poważnie przeprosić tych, których niniejszy artykuł w jakiś sposób dotknął, bo nie wydaje mi się, że powinno się ludziom tak po prostu burzyć ich poglądy. Mógłbym pisać dużo więcej – między innymi o dacie narodzin Pana Jezusa, ale nie tym razem i nie dla samego pisania, żeby pochwalić się ciekawostkami. Napisałem to wszystko dlatego, ponieważ osobiście dostrzegam tutaj jedną, bardzo ważną dla mnie refleksję. Wierzę, że może się ona okazać wartościowa dla wielu osób. Jednak o niej napiszę dopiero na samym końcu – całkiem poważnie.

 

Wnioski, jakie możemy wyciągnąć z tej historii

            Oczywiście fajnie się docieka i pisze o wielu szczegółach dotyczących przybyszów ze wschodu. Jednak czy tylko po to ta historia znalazła się w Piśmie Świętym? Czy nie jest ona tam zapisana w jakimś konkretnym celu – żebyśmy mogli się czegoś z niej nauczyć, a nie tylko za wszelką cenę dociekać, skąd pochodzili mędrcy i czy nie byli przypadkiem magikami?

            Wspominałem wcześniej o gorliwości, jaką wykazali się podróżnicy, żeby dotrzeć do Pana Jezusa. Musieli znać pisma, skoro wiedzieli dokąd zmierzają i co najważniejsze – wiedzieli, dlaczego tam idą i kogo tam zastaną. Byli pełni poświęcenia nawet, jeśli przybywali ze stosunkowo nieodległej Mezopotamii.

            W tym wszystkim ciekawe jest, dokąd najpierw przybyli: „oto mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: Gdzie jest ten nowo narodzony król żydowski?” (Ewangelia Mateusza). Przecież ostatecznie i tak gwiazda wskazała im właściwą drogę, ale oni przybyli do Jerozolimy – gdzie nie było Pana Jezusa – dlaczego?

            Pomyślmy przez chwilę, jaką funkcję spełniała Jerozolima oraz cały lud izraelski. Pan Bóg nazwał ich ludem wybranym – wcale nie dlatego, żeby jako jedyni mieli prawo do zbawienia. Wręcz przeciwnie – Pan Bóg wybrał ich jako naród, który miał zanieść dobrą nowinę jak największej liczbie ludzi. Ziemia obiecana, którą zamieszkiwali była szczególna nie tylko dlatego, że była żyzna i dawała dobre plony. To była ziemia położona na skrzyżowaniu większości szlaków handlowych łączących Azję, Afrykę i Europę. Kupcy i inni podróżnicy mieli przechodzić przez Izrael, a tam zgodnie z prawem nadanym Żydom mieli być bardzo dobrze przyjmowani – żeby tam mogli poznać Pana Boga i zanosić dobrą nowinę do innych rejonów świata. Izrael miał stanowić takie małe światełko – dla wszystkich narodów.

            Tak też musieli odbierać ich pobożni ludzie w innych krajach – łącznie z naszymi mędrcami ze wschodu. Mogę sobie tylko wyobrażać, jaką nadzieję mieli, kiedy zbliżali się do Jerozolimy – centralnego ośrodka religijnego w kraju – jak myśleli, że tam wszyscy ludzie cieszą się z narodzin Mesjasza, tak bardzo przez nich oczekiwanego! Nie poszli od razu do miejscowości Pana Jezusa, ale przybyli najpierw do władz kraju, żeby dowiedzieć się wszystkiego, czego może sami jeszcze nie rozumieli z pism…

            Jak wielki musiał być ich zawód, kiedy zobaczyli, że prawie nikt w Izraelu nie wita Mesjasza… Kiedy mędrcy zapytali o Zbawiciela, czytamy straszne sprawozdanie w Ewangelii Mateusza: „Gdy to usłyszał król Herod, zatrwożył się, a z nim cała Jerozolima”. Herod może i był złym władcą i mógł się zatrwożyć – ale „cała Jerozolima”? Jak czytamy dalej, Herod po konsultacji z kapłanami wciąż nie był w stanie odnaleźć Pana Jezusa i próbował wykorzystać mędrców, żeby po odnalezieniu Go zdali relację, gdzie się znajduje. Długo można by się zastanawiać, dlaczego kapłani udzielili tak skąpej odpowiedzi, dlaczego ludzie nie przychodzili całymi tłumami, żeby przywitać ich Zbawiciela? Przecież to był „naród wybrany”, który miał podane jak na tacy wszystkie informacje. Ktoś policzył kiedyś wszystkie proroctwa ze Starego Testamentu dotyczące Pana Jezusa – jest ich w sumie 456. Jak olbrzymią wiedzę powinni więc posiadać Izraelici (a szczególnie kapłani, którzy z założenia byli odpowiedzialni w szczególny sposób za nauczanie ludu), ba – jak potężną radość, kiedy obiecane wydarzenia zaczęły się wypełniać na ich oczach… Ale oczy wszystkich ludzi były skierowane zupełnie gdzie indziej. Kapłani także potem byli przeciwni wszelkim naukom Pana Jezusa, a ostatecznie to oni (a dokładnie Sanhedryn – grupa najwybitniejszych kapłanów) wydali na Pana Jezusa wyrok śmierci.

            Mędrcy ze wschodu musieli odbyć samotną podróż do domu Józefa i Marii, a potem wracać po cichu – inną drogą…

            Piszę o tym dlatego, że zastanawiam się, kim ja jestem – czy jestem bardziej podobny do mędrców ze wschodu, czy raczej do „upadłych kapłanów”, którzy zamiast zwoływać ludzi na spotkanie Mesjasza – trochę później wołali „ukrzyżuj go”! W dzisiejszych czasach mamy nieograniczony dostęp do Pisma Świętego – kto nie ma go w domu, wystarczy kilka kliknięć na komputerze i dostajemy na ekranie do wyboru najrozmaitsze przekłady, nawet teksty oryginale (hebrajskie i greckie), korzystamy ze słowników, atlasów biblijnych… Czy zrobimy z tego taki użytek, jak kapłani, czy będziemy mieli taką gorliwość, jak nasi przybysze ze wschodu?

            Napisałem na początku tych kilka przewrotnych spostrzeżeń, żeby pokazać, jak łatwo ulegamy powszechnemu mniemaniu innych ludzi, z jaką łatwością przyjmujemy za biblijny pewnik coś, co wcale nie jest napisane w Biblii, a jak trudno nam uczciwie, rzetelnie wziąć Pismo Święte do ręki i zacząć czytać – tak po prostu po to, żeby zobaczyć, jaki jest Pan Bóg, żeby zobaczyć, po co Pan Jezus przyszedł na ziemię… Czy ma to dla mnie jakieś znaczenie?