JustPaste.it

Nigdy cię nie biłem(?)

Bydlak! To kłamstwo! Przepraszam! Jest parę brzydkich słow. Ale musiałem.

Bydlak! To kłamstwo! Przepraszam! Jest parę brzydkich słow. Ale musiałem.

 

Boże mój! Tak bardzo się starał. Tak bardzo pracował nad sobą. Skutecznie . Dobrze jest. A było jeszcze lepiej.

A jak zwykle trzeba iść do ojca. No nic, trzeba iść. I się idzie. I kupić chleba, i maślankę i jajek parę, i coś tam…, pietruszki.

Mamy nie ma. Wyjechała rok temu, do swojego starszego syna. Tam jest większe mieszkanie. Syn, namawiał, a tutaj jak królik z otwartymi oczami oczekiwała na egzekucję: „ ja cię kurwo zabiję, suko pierdolona”. Bała się. I kiedy syn zobaczył, że to nie przelewki, zabrał ją. Pięćdziesiąt lat tam mieszkała. Tęskni. Płacze. Chce wracać, bo tam jest inaczej, gorzej, ale… boi się… o życie. Ten człowiek jest… nikt nie wie, ale nie chce słyszeć o tej kurwie, suce, bo go zostawiła na starość.

- Aaaa, to przynieś piwa. I pół litra! Żołądkowej Gorzkiej!

- Tato, daj spokój, człowieku, przecież ty masz już 83 lata.

- _Eeech tam, idź przynieś! Ojcu nie przyniesiesz? Masz pieniądze!

- Oooo, jak to fajnie, pogadać muszę. Ja stary, przepraszam, ale muszę pogadać.

- Ble, ble, ble, ble…….. A jak byłeś mały,… ble ble ble… tak Cie kochałem,… i braciszka,… i jak przyjeżdżałem z delegacji to prezenty przywoziłem… Ach, jak ja was kochałem.

W głowie syna cos się zagotowało. Mocno. „Kurwa, to nie tak. Coś”.

- No, a to po co nas biłeś? – syn zapytał, wychylając kieliszek, pierwszy od wielu lat, ale wiedział, że coś tu nie gra, i wiedział, że „będą schody”. Wiele razy były, i się obyło na sucho, ale tym razem… postanowił, że albo w te, albo we wte.

- Ja? Biłem? Was? Co ty, co ty…?

- Tato, to nie pamiętasz, jak nas lałeś pasem? Mnie i Janusza?

Ja? Pasem? Nigdy!

Co byście zrobili na miejscu tego faceta – syna. Wziął flaszką. Nalał sobie ¾ szklanki, Wychylił. To niemożliwe jest, żeby ktoś, kto tego był świadkiem, a nawet uczestnikiem, o tym nie pamiętał.

- Tato, nie pamiętasz, jak nas lałeś pasem, że nie mnogliśmy ćwiczyć na WF?

- Ja? Zgłupiałeś? Ja nigdy! Na dzieci? Ja zawsze tłumaczyłem!  A dzieci mnie słuchały (mówi do jednego z synów, którzy do dzisiaj czują te pasy).

Syn (młodszy) nie chciał się kłócić. Ale…, wypił szklankę przed chwilą, a teraz słucha taki tekst… Ręce trzęsą mu się coraz bardziej.  W ogóle nie miało być tego tematu, ale ojciec sam zaczął, a emocje przecież grają. I nie jest to niczyja wina.

Przypomniał sobie czarna dupę. A potem pomyślał o żonie, która w wannie ciągle pytała (na początku), „dlaczego masz takie pasy-blizny na plecach?”

I przypomniał sobie pas, ściągany właściwie codziennie po pracy i „używany” na synach. I przypomniał sobie wypadek, kiedy rozwalił sobie głowę, i leżał w łóżku po opatrzeniu przez lekarzy, a ojciec, ledwo żywemu wybijał pasem z głowy „takie wypadki na przyszłość”. I przypomniał sobie pasa z wczesnego dzieciństwa, nigdy go nie zapomni:

Miał sześć lat. Pamięta, bo chodził do starszaków. Tato przyszedł pijany. Brat (starszy) schował się w wersalce i siedział jak myszka, modląc się, żeby ojcu się nie przypomniało.

- Matka! Trzeba napalić w piecu (kuchnia była na piece)! Synuś podaj gazety i drewno!

Synuś posłusznie wyciągnął spod spodu drewno, gazety i włożył do paleniska. Wszystko było w „miejscu pod piecem, specjalnym”.

- Czekaj, czekaj! Pokaż mi „Perspektywy”.

Synek, sześcioletni, zobaczywszy, ze tata ma dobry humor, podał mu perspektywy. Tyle, że nie miał pojęcia, że coś jest nie tak.

- Perspektywy!!! Durniu !!! - Synek,  nieumiejący czytać jeszcze, trzęsącymi się rękami wyciągał spod pieca kolejny tygodnik. Już wiedział, że dobry humor ojca to przeszłość, marzenie ściętej głowy. I nie mógł sobie darować, że jeszcze się nie nauczył czytać. Jakby umiał, to by sie tato nie zdenerwował.

- Durniu, to jest „Panorama”, ja chciałem „Perspektywy”! -  Wstając wysuwał pas ze spodni.

- Ojciec, przecież on nie umie jeszcze czytać – rzuciła matka.

- Stul pysk suko, niech się nauczy – pas wylądował  na przedramieniu mamy, ale za to wieczorem wszyscy musieli leżeć w łóżku i wszyscy dostali wpierdol, z mamą na czele. Mama była czarna. A dzieci prawie że czarni. Było tak, że byli oni: mama,młodszy syn i brat, i był on. I tyle. Wpierdol.

Nie... Nie wpierdol. P R Z E P I E R D O L O L E.

Nie skończyłem tego artykułu. Cholera. Nie miałem siły. A to jeszcze nie koniec.

No trudno. Nie jest to takie proste, wbrew pozorom.

Albo nie. Nie będę kończył. Po co?

Żona mówi, że to demencja starcza i żeby odpuścić. No dobra. Ale nie wierzę, żeby pamiętać, co było dwadzieścia po trzeciej, a nie pamiętać co było dwadzieścia pięć po trzeciej.

Dwadzieścia po trzeciej kolega wyszedł, i wszystko było dobrze, pięć minut później dostali z bratem wpierdol za nieodrobione lekcje (juz dawno odrobilii, ale ON nie widział - bo był zajęty), a potem znowu ktos tam przyszedł...

Pamięta, że ktoś był, wypili, pamięta, że "prosił dzieci, żebyśmy odrabiali lekcje" - KURWA!!! I pamięta, że ktos tam przyszedł. Pzypadkiem zapomniał tylko, że prośba o odrabianie lekcji, skończyła się... zeszczanem do łóżka. I znowu wpierdol... za sikanie...I w kółko...

 

P.s. Przepraszam za wulgaryzmy użyte w tekście, ale one po prostu muszą tam być.