JustPaste.it

Byłem buddystą

Dominikański Ośrodek Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach

Dominikański Ośrodek Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach

Byłem buddystą

Dlaczego wszedłem w sektę? W dużej mierze przez naiwność i nieświadomość tego, co mi grozi. Szukałem Boga, byłem blisko, chciałem być jeszcze bliżej.

Byłem bardzo otwarty na innych ludzi, na inne poglądy. Wyjechałem z rodzinnego miasta na Zachód. Byłem sam, nie znałem języka - dopiero uczyłem się go i wtedy poznałem dwójkę ludzi z Polski. Byli bardzo mili, stanowili dla mnie oparcie, nareszcie mogłem z kimś porozmawiać w ojczystym języku. Rozmawialiśmy dużo. Początkowo o rzeczach mniej ważnych, dopiero po dłuższej znajomości zaczęli podsuwać mi książki nt. buddyzmu. Przyjąłem je myśląc: dlaczego nie? Przecież prawda zawsze się obroni. Jeżeli Boga w tym nie ma to na pewno to rozpoznam. Wszystko przyjmowałem, niczego nie odrzucałem. Monika i jej przyjaciel nie negowali Chrystusa. Co więcej, cały czas mówili, że On przyszedł z nieba, aby wziąć na siebie zło, a nam dać dobro. Powtarzali, że oni nie maja nic przeciwko chrześcijaństwu, że to jest w zasadzie dokładnie to samo co religie wschodu. Cel jest ten sam. Dzięki Monice zacząłem poznawać mistrzów buddyjskich. Początkowo bez wielkiego zaangażowania jeździłem z nią na różne spotkania i medytacje. Równocześnie nie przestawałem chodzić do kościoła. Nie widziałem w tym sprzeczności, po prostu nie dostrzegałem niczego złego w praktykowaniu medytacji. Któregoś dnia w kościele, podczas modlitwy, stało się coś bardzo dziwnego. Nagle usłyszałem głos, po polsku, a wkoło byli przecież sami Niemcy, powiedział mi: Roman, czy chcesz, żebym tobie pomógł, a im wszystkim nie, czy chcesz, żebym pomógł im, a nie tobie? Zupełne zaskoczenie, wkoło cisza, wszyscy się modlą i ten głos. Dodam jeszcze, że byłem wtedy ciężko chory na jakąś odmianę żółtaczki. Zacząłem się zastanawiać, walczyć z własnym egoizmem; z jednej strony jestem chory, pomoc by się przydała, ale z drugiej, co tam moja choroba, oni też potrzebują pomocy. Przeważyło na ich szale, powiedziałem: im pomóż. I w tym momencie poczułem ciepło w wątrobie, miejscu będącym źródłem mojej choroby. Powoli zacząłem rozumieć, że jestem uzdrawiany. Wyszedłem z kościoła jak w szoku. Boże, co się stało? Jakoś tak fajnie, po prostu uzdrowił mnie, jestem zdrowy. Poszedłem do lekarza, sprawdził moją krew i okazało się, że wszystko minęło. Lekarz był zaskoczony, pytał: jak to się stało? Leczenie było rozpoczęte, ale jak to możliwe, że jego efekt jest natychmiastowy. To było moje pierwsze tak bliskie spotkanie z Chrystusem, który uzdrowił mnie. Pierwsze i ostatnie jak do tej pory. Po tym wszystkim nadal spotykałem się z buddystami. Ich nauka nie wyglądała źle. Powtarzali, że będąc buddysta można też praktykować inne religie, że to nie jest nic złego. Odebrałem to jako swego rodzaju światowy ekumenizm. Oni nawet pomagali innym kościołom na drodze medytacji. Z zewnątrz wyglądało to bardzo mądrze i zachęcająco. Jednocześnie zawsze było coś, co nie dawało spokoju i zaufania. Uświadomiłem sobie, że zaczynam się zmieniać, zachowywać się w sposób dla mnie obcy. Jakbym to nie był ja. Miałem wrażenie, że zaczynam otwierać się na zupełnie innego ducha, który zaczyna mną kierować. Wtedy rozpocząłem medytacje do Zielonej Tary. Nauczono mnie mantry, tłumacząc mi, że zdanie, które śpiewam nic nie znaczy, jest tylko formą dźwięków kosmicznych.

Cały czas szukałem. Buddyzm nie był, na pierwszy rzut oka, ewidentnie zły, więc chciałem go bliżej poznać. Któregoś dnia nadarzyła się okazja na rozmowę z Lamą. Poszedłem do niego, Lama rozłożył swoje przyrządy, naczynia, karteczki z modlitwami i zaczął odprawiać jakąś formę modlitwy w sanskrycie tybetańskim. Sądziłem, że przygotowuje się do rozmowy ze mną. Nagle kazał mi powtarzać jego słowa, zrobiłem to, potem obciął mi włosy, pomieszał je z ryżem i dalej odprawiał swoje modlitwy. W pewnym momencie powiedział do mnie: Teraz się pokłoń. Pokłoniłem się, po czym chciałem zapytać, co się właściwie dzieje. Zapytałem go, a on wypisuje mi moje nowe imię i mówi: przyjąłeś schronienie w nauczycielu buddyjskim. Jesteś buddystą.

Miałem mieszane uczucia, przecież nie o to mi chodziło. On nie powiedział mi, co robi, nie zapytał, czy ja tego chcę. Wtedy po raz pierwszy zacząłem mieć wątpliwości. Przecież to, co on przed chwilą zrobił, było niezupełnie fair.

Mimo obaw pozostałem. Po jakimś czasie zauważyłem, że przejąłem ich sposób myślenia i mówienia. Poznawałem coraz bardziej zaawansowanych buddystów, przyjmowałem coraz silniejsze inicjacje (czyli przejęcie mocy jakiegoś bóstwa, aby się na nie otworzyć, aby mogło we mnie działać.). Czułem się coraz bardziej obezwładniany. Obsesyjne wręcz myśli: jedz tam, jedz tam i rób to. Ludzie związani z mistrzem nie dawali mi spokoju, codziennie dzwonili, przyjeżdżali do mnie, nie sposób się było od nich oderwać. Wszystko z uśmiechem.

Dopiero później okazało się, że skoro już tak daleko wszedłem, to muszę się wyrzec wszystkiego. Należało się wyrzec Chrystusa i jego drogi, która nie była tutaj akceptowana. Przeszedłem kolejną inicjacje. Dopiero po jakimś czasie okazało się, że nas wszystkich łapano w pułapkę, a skoro daliśmy się złapać, to należymy do nich. Powiedziano mi wprost: należysz do nas, jeśli się nie podporządkujesz, zniszczymy cię. Kapłan albo bóstwo, któremu się podporządkowałem, miał pełne prawo do działania we mnie. To on dyktował prawa. Gdy prawo się zmieni, on powie, co mam robić. Może powiedzieć tak, a następnym razem coś zupełnie innego. Coś całkowicie sprzecznego z wcześniejszą opinią lub nakazem.

Gdy wchodziłem w grupę, nie zdawałem sobie sprawy, w jak niebezpieczną sprawę się angażuje. Niebezpieczeństwo polegało na manipulacji świadomością. Pewne rzeczy wchodzą tak głęboko w podświadomość, obezwładniają do tego stopnia, że człowiek przestaje panować nad sobą, nad swoim życiem, osobowością. Coś obcego zaczyna dyktować warunki jak żyć i co mówić. W ten sposób mistrz zaczął zmuszać mnie do postępowania według jego woli, a nie mojej. Duchowość buddyjska nie daje wolności woli. Byłem jak zahipnotyzowany, on panował nad moja świadomością, systemem wartości. Zacząłem wątpić, czy rzeczy, które zawsze uważałem za złe, faktycznie są złe. Moja psychika zaczęła się zmieniać, byłem manipulowany przez osobowość silniejszą od mojej, która dążyła do zapanowania nade mną.

Manipulacją było nawet śpiewanie mantry. Nieprawdą jest to, co mówili mi na początku, że mantra to tylko jakieś tam dźwięki. Mantra oznacza, że ja oddaje tobie - czyli bogu, którego imię śpiewam - pokłon i czczę ciebie. Powtarzając to, zaprasza się go do siebie, do swojego życia, a on przychodzi. Teraz, po latach, staram się zapomnieć wszystkie mantry, które kiedyś śpiewałem.

W buddyzmie istnieje cała grupa demonów, najważniejszym z nich jest Mahakala, który jest jakby głównodowodzącym demonów, do niego codziennie odprawia się modły, aby był na posługi mistrzów. Jego zadaniem jest chronić naukę i mistrzów; są też demony, które mają odcinać człowieka od pewnych rzeczy, do których jest przywiązany. Demony są jakby ochraniarzami bóstw. Znam dziewczynę, która wyszła z sekty, ale po jej opuszczeniu miała taką tendencje do zła, że uczestniczyła w czarnych mszach, że do tej pory stosuje czarną magie, ma na głowie wytatuowane trzy szóstki; demonizm wyniesiony z sekty tkwi w niej. Gdy ją obraziłem któregoś wieczoru, bo miałem już dość tego wszystkiego, co ona robiła, nagle nie mogłem przespać nocy, zaczęły się takie rzeczy ze mną dziać, że nie mogłem zasnąć. Jak Lama, który daje człowiekowi schronienie, pobiera jego włosy potrzebne do rytuału, do magii, która dobru nie służy, tak ona zrobiła coś podobnego, a wyniosła to z sekty. Magia jest bronią bardziej niebezpieczną niż się nam wydaje.

W sekcie przerażającą była ciągła kontrola. Kiedyś odebrałem telefon; dzwoni jeden ze współwyznawców, i pyta: czemu ty nie medytujesz? Nagle zrozumiałem, że to jest tak, jakbym się podłączył do kontaktu, którym płynie obca duchowość. Zostałem podłączony i jestem jednym z nich, a oni doskonale wiedzą, co robię, ja też wiedziałem, co robią inni. Doskonale wiedziałem, co myślą, wiedziałem, od kogo jest telefon, list, kto na mnie czeka w domu. Czułem się jak małpa w cyrku. Zgubiłem gdzieś radość i miłość, którą miałem. Do tej pory jest mi ciężko, choć one wracają.

Jeszcze przed inicjacją prześladowało mnie pytanie, czy droga, którą idę, doprowadzi mnie do Boga. Pytałem o to wielu mistrzów, żaden mi nie odpowiedział. Widzieli, że na szyi zawieszony mam krzyżyk, wyczuwali, że jestem w stanie łaski, że nie rezygnuje z Chrystusa. Aż w końcu spotkałem mistrza, który powiedział: tak, buddyzm i chrześcijaństwo nie wykluczają się. Idź obiema drogami. Zaufałem mu. Wiedział o tym, położył mi dłonie na głowie i wtedy zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Po wyjściu z jego pokoju zerwałem krzyżyk, nie mogłem się modlić, zupełnie straciłem kontakt z Bogiem. Wpadłem w pułapkę. Zostałem oszukany po to, aby mnie odłączyć od Chrystusa. Nie można iść obiema drogami. Wszystko nagle stało się jasne, ale z drugiej strony coś mi mówiło, że jest za późno, jesteś już mój, musisz wykonywać moją wolę. O nie, myślę sobie, tego jest już za dużo, i tej czarnej magii, i zaklęć, podstępów, oszustw i kłamstw. Miałem dość. Wiedziałem już, że to nie pochodzi od Boga, nie pochodzi od Dobra, chciałem z tym zerwać. Wziąłem Pismo Święte, zacząłem czytać Ewangelie i zasnąłem. Nagle, otwarły się drzwi do pokoju. Obudziłem się, czując potworny lęk przed czymś, co było w środku, a czego nie widziałem. Coś, co weszło przez te otwarte drzwi. Potem zapadłem w sen. Koszmarny sen. Czułem, że dzieje się coś niedobrego, że będzie bardzo źle. Miałem uczucie utraty wszystkiego i równocześnie chęć uwolnienia się. Im więcej się modliłem, tym gorsze noce przeżywałem, obsesje, leki, myśli samobójcze. Najgorsza była świadomość oddzielenia od Boga. Nagle poczułem się sam. To było najgorsze, co w swoim życiu przeżyłem Wszystko bym wytrzymał, ale nie mogłem ścierpieć oddzielenia od Chrystusa. Ten stan trwał miesiącami. Modliłem się, a jakiś głos mówił: spokojnie, skończ z tym, a wszystko minie. Czułem się tak, jakbym był przez nich prześladowany

Pewnej nocy śnił mi się jeden z mistrzów. Stał przede mną, w ręce miałem krzyż, a on pytał: czy możesz to odrzucić? Nie potrafiłem. Obudziłem i pomyślałem: racja, przecież nie zrobiłbym tego. Proces uwolnienia się trwał bardzo długo

Teraz wiem, jak bardzo Chrystusowi na mnie zależało, skoro mimo tego, że go odrzuciłem, otwarłem się na całkowicie inna duchowość, nie mającą z Chrystusem nic wspólnego, on stale upominał się o mnie i nie przestawał mnie kochać. To On pokazał mi, do czego prowadzi sekta i równocześnie pokazał, kim jest On - Chrystus, który mnie z tego wyciągnął. Zawsze, gdy o nim myślę, odczuwam ogromną radość i miłość. Miłość, która jest nie do porównania z żadną inną formą miłości. Kochałem kiedyś kobietę. Byłem zakochany po uszy, wiem, jak wspaniale i piękne to było uczucie móc kogoś kochać. Jednak to, co daje Bóg, jest o wiele, wiele większe, piękniejsze, mocniejsze...

Romek 

 http://www.opoka.org.pl/varia/sekty/bylembuddysta.html  

Dominikański Ośrodek Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach


 

 

KOMENTARZ :

 

Romek, lub autor, ktory wymyslil postac Romka, zaprezentowal sie tylko poprzez ten tekst. To jedyna podstawa, jaka posiadamy do sformulowania opinii na temat jego zrozumienia buddyzmu i jego decyzji dotyczacych opisanej sytuacji.

Co myśle o tej grupie "buddyjskiej" Romka?

Trudno mi powiedziec, bo znamy ja tylko z jednej relacji, z jednego, subiektywnego punktu widzenia - z punktu widzenia Romka. Ta grupa "buddyjska" nie ma szans, aby zaprezentowac swoj punkt widzenia niezalezny od jej "oskarzyciela" - Romka. A Romek, jak wiemy, nie ma o niej absolutnie nic dobrego do powiedzenia. Tu jest problem, bo nie mamy dostepu do zadnych informacji o tej grupie, ani do zadnych innych opinii osob innych niz Romek. 
Ja wolałbym wstrzymać się od formulowania jakichkolwiek opinii na temat tej grupy, bo nie mam ku temu wystarczajacych podstaw. Jezeli za podstawe takiej oceny tej grupy mialbym przyjac relacje Romka, to wtedy kategorycznie musialbym stwierdzic, ze to nie byli prawdziwi buddysci i ze nie postepowali oni po buddyjsku. Byla to grozna sekta, ktora nie miala tak naprawde nic wspolnego z buddyzmem, a tylko nazwała się grupą buddyjską dla zrobienia dobrego wrażenia. Szkoda, ze Romek nie ujawnił informacji kontaktowych do tej nie-buddyjskiej sekty, bo wtedy prawdziwi buddyści mogliby interweniować w sprawie nadużywania przez tę sektę dobrego imienia buddyzmu.

ZATEM ROMEK NIE BYŁ BUDDYSTĄ. ROMEK BYŁ CZŁONKIEM JAKIEJŚ BLIŻEJ NIEOKREŚLONEJ, ZUPEŁNIE NIE-BUDDYJSKIEJ SEKTY, PODSZYWAJĄCEJ SIĘ POD BUDDYZM.



Co mysle o Romku?

Po pierwsze, osobiscie nigdy nie mialem zadnych doswiadczen podobnych do tych, ktore opisuje Romek. Może dlatego, że w przeciwieństwie do Romka, jestem prawdziwym buddystą i nigdy nie należałem do psudo-buddyjskich sekt.


Co pisze Romek na samym poczatku?

"Dlaczego wszedłem w sektę( buddyzm )?
Szukałem Boga, byłem blisko, chciałem być jeszcze bliżej.
"



Jak dlugo Romek byl "buddysta"? Jak dlugo Romek interesował się buddyzmem w ogóle? To jest istotne. Romkowi tylko wydawało się, że był buddystą.

Co pisze Romek na sam koniec, po wszystkich swoich doswiadczeniach z buddyzmem?

"To On pokazał mi, do czego prowadzi sekta i równocześnie pokazał, kim jest On - Chrystus, który mnie z tego wyciągnął. [...]Byłem zakochany po uszy, wiem, jak wspaniale i piękne to było uczucie móc kogoś kochać. Jednak to, co daje Bóg, jest o wiele, wiele większe, piękniejsze, mocniejsze..."


Romek szukał Boga, był blisko, chciał być jeszcze bliżej. Po opuszczeniu buddyjskiej grupy, Romek stwierdza, ze jednak to,
co daje Bóg i Jego Syn Jezus Chrystus, jest o wiele, wiele większe, piękniejsze, mocniejsze...

Zastanawiam sie, czy Romek zorientowal sie, ze buddyzm to nie jest
najlepszy sposob na szukanie Boga?  
 
http://www.lhundrub.jinpa.tripod.com/parmenides_index.html 
Czy nikt z tej grupy mu o tym nie powiedzial? Czy Romek nigdy nie poruszyl tego tematu bezposrednio w grupie, lub z Lama? To nie jest dla mnie calkowicie jasne w jego wypowiedzi.

Wszystko, co Romek napisal o buddyzmie, swiadczy moim zdaniem o tym, ze Romek wogole nie zrozumial istoty buddyzmu. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę fakt, że ta sekta była nie-buddyjska! 

 
http://www.eioba.pl/a114430/wyznanie_bylego_buddysty_odpowiedzi_dla_marka_blaszkowskiego 

 

Ale kim jest Romek? Co o nim wiemy?

Ile ma lat? Jakie ma wyksztalcenie? Czy ma historie zaburzen psychicznych? Jaki jest ogolny stan jego zdrowia? Czy wyjechal za granice bez znajomosci jezyka obcego? Czy Romek nie szukal dodatkowych, niezaleznych informacji o buddyzmie w czasie swoich kontaktow z ta grupa? Mam wrazenie, moze bledne, ze Romek jednak nie szukal informacji na temat buddyzmu, ani kontaktu z innymi grupami buddyjskimi, lub innymi buddystami spoza tej grupy -  ani w czasie pobytu w grupie, ani przed, ani po. Moim zdaniem to dziwne.

Romek oparl cala swoja opinie o buddyzmie o jedno zrodlo, o te jedna grupe. Malo inteligentne. To tak, jak ja bym wyrobil sobie opinie o całej religii chrześcijańskiej tylko na podstawie Ojca Dyrektora i jego Radyja. 

a0d0f540329e1fa6edd1b65c93a01bba.jpg

BYC MOZE NAJPROSTRZYM WYJASNIENIEM ZAISTNIENIA TEJ DZIWNEJ RELACJI JEST TO, ZE ANONIMOWA POSTAC "ROMKA" ORAZ JEGO "BUDDYJSKA" GRUPA SĄ FIKCJĄ LITERACKĄ STWORZONĄ PRZEZ Dominikański Ośrodek Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach W CELU ZWALCZANIA BUDDYZMU W POLSCE, NA PRZYKLAD  POPRZEZ SZKALOWANIE DOBREGO IMIENIA BUDDYZMU. DOMINIKANIE DOBRZE ZNANI SA TEZ Z INNEJ PUBLIKACJI : Mlot na czarownice Malleus maleficarum http://www.racjonalista.pl/kk.php/d,104  

Publikowanie tego typu haniebnych i oszczerczych tekstow jest zrozumiale w tym sensie, ze Watykan zawsze stawial sobie za cel nawrocenie wszystkich ludzi na katolicyzm. Czy jednak cel uswieca srodki... ??

Czy nie lepiej, żeby Dominikanie zajęli się tą sektą pedofili? : http://www.ruchofiarksiezy.org/irlandia.html 

http://pl.wikipedia.org/wiki/Skandale_seksualne_w_Ko%C5%9Bciele_katolickim 

 " ...Zarzuty miały o tyle poważny charakter, że o tuszowanie skandali seksualnych oskarżono część hierarchii katolickiej, w tym niektórych biskupów i papieża Benedykta XVI, kiedy był jeszcze kardynałem i prefektem Kongregacji Nauki Wiary ... "


==============================================================================

Oto informacje na temat prawdziwego buddyzmu :  

  http://www.zbigniew-modrzejewski.webs.com/tradycjagelug_index.html

 

 

Źródło: Dominikański Ośrodek Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach