JustPaste.it

Wsiowe gadanie.

Pytanie, dlaczego większość wierzy w bajki, jakoby to ona rządziła, pozostaje najmniej rozpoznaną tajemnicą demokracji.

Pytanie, dlaczego większość wierzy w bajki, jakoby to ona rządziła, pozostaje najmniej rozpoznaną tajemnicą demokracji.

 

Wsiowe  gadanie

Niejaki Goebbels, minister od bardzo szczególnej kultury, powiadał bez żadnego obciachu, że kiedy słyszy to słowo, którym winien się zajmować, sięga po rewolwer. Co prawda, sięganie po taką strzelawkę nie musi zaraz oznaczać, że się z niej wystrzeli, a jeśli już nawet, to zależy jeszcze, do kogo. Po słowie „kultura” można było kiedyś wystrzelić, na przykład, do Żyda albo do bolszewika i dostać za to medal. Teraz, niestety, strzela się raczej byki, rewolwery zostały tak ulepszone, że straszno choćby ich dotknąć. Poza tym bolszewików zastąpili komuniści, wprawdzie z marnym skutkiem, natomiast Żydów zaczyna brakować już nawet w Izraelu.

I nie pytajcie głupio, co się z nimi stało. Na księżyc nie polecieli, wiadomo. Prawdziwi Żydzi są teraz jedynie w Ameryce. Komuniści też. W ogóle, poza Ameryką nie ma niczego prawdziwego. Amerykańcy nie tylko Ruskim doradzają, jak być komunistami, oni nawet uczą tych mahometanów, jak należy wierzyć w Allacha.

A sami Amerykanie, czy oni w ogóle w coś wierzą? Jasne. Oni wierzą we wszystko, co jest w Ameryce. Jak coś jest poza Ameryką, oni w to nie wierzą. Nade wszystko zaś wierzą w taką rzecz, którą nazywają dość dziwnie, „PR”. Wiecie, co to za zwierz? Mogę wyjaśnić, jeżeli trzeba. „PR” to znaczy dobra mina do choćby najgorszej gry. „PR” to takie coś, co z pojedynczego durnia zrobi geniusza i zbawcę narodu, za to ze stada mądrali zrobi pokazowych durniów. To jest mocna rzecz. Bardziej niezawodna od bomby atomowej.

Mając za sobą to „PR”, Amerykanie na pewno wygrają. Tym bardziej, że mają także za sobą tę, jak jej tam, demokrację. Z demokracją w ogóle nikt nie może wygrać, co dopiero z amerykańską, wspartą przez to „PR”.

Już wam tłumaczyłem, na czym ta demokracja polega. Ona polega na tym, że większość rządzi mniejszością. To się tak odbywa, że większość wybiera bardzo małą mniejszość i rządzi właśnie ona, ta bardzo mała. Rządzi zarówno większością, jak i mniejszością. Przestaje rządzić dopiero wtedy, kiedy się między sobą ta bardzo mała mniejszość pokłóci, bo jak się pokłóci, czyli nie może dojść do zgody, trzeba robić przedwczesne wybory. Jak się nie pokłóci, to bardzo mała mniejszość rządzi aż do końca. Do jakiego końca? No, aż do wyborów. Na tych wyborach znowu tak jest, że większość wybiera kolejną bardzo małą mniejszość i tak da capo, ale nie al fine.

Pytanie, dlaczego ta większość wierzy w bajki, jakoby to ona rządziła, pozostaje najmniej rozpoznaną tajemnicą demokracji.

Z tą demokracją to jeszcze nikt nie wygrał. Przenigdy. Demokracji nikt jeszcze wojny nie wypowiedział z samego strachu przed jej potęgą. Ta potęga tak jest potężna, że o tej demokracji mówić źle może tylko papież albo samobójca, czyli skończony człowiek. Chodzi o to, że taki człowiek nie ma żadnych szans w następnych wyborach, natomiast papież ma już za sobą wszystkie możliwe wybory, z wyjątkiem wyboru na świętego.

Co do mnie, to ja się różnię od Goebbelsa. Przynajmniej trochę. Najpierw tym, że nie mam rewolweru, zaledwie scyzoryk. Sięgam po niego wtedy, gdy mowa o demokracji, nie o kulturze. Kultura mi się podoba, bo nawet tam, dokąd zawodowy kierowca też chodzi na piechotę, mogę sobie poczytać choćby traktat filozoficzny. Miejsce jest nad wyraz sprzyjające. Zaś po scyzoryk sięgam tak na wszelki wypadek. Mogę to robić bezpiecznie, ponieważ nie jestem ani człowiekiem skończonym, ani też papieżem, jestem idiotą kwalifikowanym. Idiocie nikt krzywdy nie zrobi. Idiota, podobnie jak demokracja, zawsze jest nietykalny. Już wcześniej to rozwinąłem.

Więc nie chodzi o to, bym się bał demokracji. Co to, to nie. Bać się jej wcale nie trzeba. W demokracji nikt nikogo nie pędzi na wybory, ponieważ każdy wie, nawet słabo rozwinięty, że to pic na wodę. Najwyżej sięga po to „PR”, o którym napisałem, że nawet z kaczorka potrafi zrobić łabędzia, natomiast łabędzie ustawi gęsiego do urny i wmówi im, że są orłami. Chyba, że sprzeda ktoś telewizor albo zamieszka gdzieś na głuchej i niemej wsi, gdzie „PR” nie dociera. Bywają takie miejsca, tam nawet komórka nie działa. Naprawdę. Te miejsca nazywają się rajem i mało kto w nie wierzy. Zbyt wiele w życiu rajów okazywało się piekłem.

O tym napiszę w innym kawałku.