JustPaste.it

To władze miasta powinny odpowiadać za strącanie sopli!

No i stało się - na obywatelkę RP spadły sople i inne zbrylone frakcje wody.

No i stało się - na obywatelkę RP spadły sople i inne zbrylone frakcje wody.

 

    3270b175303d0423547b5b85a8f4da1d.jpg

     Podobno straż miejska zawiadomiła właściciela kamienicy o konieczności strącenia owego dachowego lodu, ale przez kilkadziesiąt godzin nie zareagował on na monity, zatem postanowiono wlepić mu mandat. Podczas wykonywania tej godnej a urzędowej czynności doszło do opisanego nieszczęścia.

        Jeśli jest taka sytuacja, że kataklizm padł na całą Polskę (ba, Europę!), to nie można szukać właściciela, bowiem on może być za granicą, w szpitalu albo w pracy lub na urlopie. Społeczeństwo to nie plemienna banda - przez setki lat powinna budować się społeczna solidarność i odpowiedzialność.

         W takiej sytuacji odpowiednie służby powinny podążać wzdłuż ulicy (zwłaszcza w centrach miast, gdzie jest długi szpaler budynków) i w zorganizowany sposób strącać wszystkie sople, odpowiednio zabezpieczając pas chodnika, zwłaszcza miejsca przy oknach wystawowych i wejściach do sklepów oraz na klatki schodowe i chroniąc także pojazdy przed uszkodzeniem. A potem ewentualnie pobierać opłaty od właścicieli albo wcześniej corocznie ryczałtem lub uznać, że jest to obowiązek miasta w ramach płaconych podatków przez nas wszystkich (mieszkańców, w tym właścicieli oraz turystów).

         Tu mamy przykład na czuwanie straży przy wypisywaniu mandatu, na olewanie swego obowiązku przez właściciela, który przecież mógł stracić kontrolę nad problemem sopli, ponieważ nie każdy wie, co i jak robić w sytuacji krytycznej, natomiast zamawianie specjalnych firm przez każdego z najemców z osobna jest nieekonomicznym działaniem, bowiem jeśli każdy ma załatwiać to z osobna, to koszt takiej usługi zawsze będzie wyższy (ceny usługi nagle zwyżkują oraz każda firma doliczy opłatę za dojazd do klienta), niż w przypadku wzorowo zorganizowanego zdejmowania wiszących zabójczych igieł. Jeśli jest pożar, to straż najpierw gasi a potem wlepia mandaty i ewentualnie pobiera opłaty (patrz przedwojenne zwyczaje na filmie "Vabank II, czyli riposta"), nie zaś odwrotnie!

         Zatem - jeśli pacholęta bawią się na torach kolejowych, to funkcjonariusze nie powinni szukać rodziców i pouczać, ale zająć się ową gromadką a potem wypisywać mandaty i zapraszać opiekunów na pogadanki.

         Opisany wypadek, to niestety przykład na brak organizacji polskiego społeczeństwa! Jeśli władze miejskie potrafią wydawać setki tysięcy złotych, aby zorganizować ciekawego sylwestra w mieście opłacając go m.in. z podatków mieszkańców, to dlaczego nie mogą zorganizować strącania groźnych sopli? Przecież takie zaniedbanie grozi kalectwem lub śmiercią oraz poważnymi stratami materialnymi. Podczas takiego kataklizmu, który nie zdarza się przecież każdej zimy i na taką skalę, trudno oczekiwać, aby wszyscy właściciele budynków właściwie zareagowali na zaistniałą sytuację, bowiem ich są tysiące i każdy z nich jest w pracy, na urlopie, leży obłożnie chory w domu albo w szpitalu, jest sam lub z dzieckiem u lekarza, ma setki innych spraw do załatwienia. A władza miejska jest jedna i ona powinna ogłosić alert oraz przejąć walkę z soplami! Oczywiście za podatki, które właściciele i inni mieszkańcy wnoszą do wspólnej kasy.

         Jeśli ktoś zaginie w górach, to przecież nie rodzina ofiary organizuje pomoc ratunkową, ale odpowiednie specjalistyczne służby (i nie ma znaczenia, czy ofiara jest ubezpieczona), bo na tym polega solidarność społeczna - wszyscy składamy się na pomoc jednostkom w niecodziennych sytuacjach albo organizujemy system ubezpieczeń i tym różni się cywilizowane społeczeństwo od wspólnoty plemiennej.

         To władze miasta powinny kontrolować narastanie sopli, oceniać zagrożenie oraz organizować ich bezpieczne i fachowe strącanie. Władze miasta nie tylko mają być widoczne podczas wyborów, podczas sylwestra i festynów oraz podczas przecinania kolejnej wstęgi w tunelu lub na moście.

         Właścicieli oczywiście można gonić i ganić, karać i pouczać, ale cóż z tego - sople spadły i raniły człowieka. I co? Właściciela posadzimy na parę lat? Ukarzemy tysiącem złotych? A wszyscy inni nerwowo zaczną na własną rękę porządkować krawędzie dachów? Z pewnością w takiej panicznej atmosferze będzie więcej ofiar (kiedy zawaliła się pamiętna hala wystawy gołębi, to parę osób spadło z oczyszczanych dachów), zaś koszty będą znacznie większe, niż gdyby całą akcję przeprowadzono pod nadzorem miasta z udziałem specjalistycznych firm. A jeśli już sytuacja jest katastrofalna i nie do opanowania, to władze miejskie powinny zorganizować odgradzanie chodników wzdłuż witryn sklepowych, zaś nad wejściami do sklepów i klatek instalowanie tymczasowych daszków.

       Jeśli paliwa zamarzają w niskich temperaturach, to można temu przeciwdziałać dzięki dolewaniu do medium specjalnego płynu zapobiegającemu niekorzystnemu zjawisku na dwa sposoby - każdy kierowca kupuje pojemnik w sklepie i sam nalewa, miesza i pilnuje sprawy albo czyni to dostawca paliwa korzystając z fachowców i hurtowych zakupów bez jednorazowych nieekologicznych opakowań. Który sposób jest wygodniejszy i tańszy?

       Społeczeństwo powinno popierać każdą tańszą formę swego funkcjonowania; proponowana procedura strącania sopli jest tańsza i bardziej ekologiczna (mniej paliwa, mniej wypisywanych rachunków, mniej kontroli i mandatów).

         PS  Albo machnijmy ręką na to całe niebezpieczeństwo i pogódźmy się z utratą paru ludzi rocznie, bowiem matematycznie będzie to i tak tańsze, niż całe to obtłukiwanie sopli, nawet jeśli spore odszkodowania uwzględnimy w kalkulacjach.