Rozróżnialność cudów i spełnionych czarów.
W komnacie audiencyjnej siedzi na tronie faraon. Obok niego stoją dostojnicy. Było tych dostojników kilku. Ich nazwiska to: Hatput, Nartris, Sezomer, Tati, Frenos, Hotepmpris i Tusmer. Jeden z nich, Tati, wachluje go dużym wachlarzem ze strusich piór. Z drugiej strony, po prawicy, stoją dwaj kapłani. Z boku za ścianą jest Wojtyła z Ratzingerem. Podsłuchując z zawodu, czekają na rozkazy. Do sali zostaje wprowadzony Mojżesz z Aaronem.
Czego oni chcą? – zapytał faraon I-go dostojnika.
Czego oni chcą? – schylając się I-szy dostojnik powtórzył to II-mu dostojnikowi, a ten kolejnemu, aż doszło to do ostatniego
-Czego oni chcą? – zapytał półgłosem ostatni z nich jednocześnie nachylając się do przodu. Kiedy zorientował się, że jest ostatnim, wyprostował się i już na głos zapytał:
-Czego chcecie od jego świątobliwości?
-„Wypuść mój lud, (…)” (II Moj. 5, 1).* – rzekł butnie Mojżesz.
-Wypuść Izraela – powtórzył VI-ty dostojnik V-mu, a ten dalej, aż doszło to do uszu faraona.
W tym czasie faraon zapragnął pić i oznajmił to I-mu dostojnikowi.
-Co jego świątobliwość sobie życzy? – zapytał I-szy dostojnik. – Może sok z krokodyla?
-Tak. Sok z krokodyla – odrzekł faraon.
-Jego świątobliwość życzy sobie z delty czy z Nilu Górnego?
-A który byś mi radził – Hatpucie?
-Z delty, jego świątobliwość – rzekł Hatput – jest bardziej wilgotny. Te z Górnego zachowamy na gorszą pogodę.
-Zarządź – rzekł faraon. A potem – „a Izraela nie wypuszczę”. (II Moj. 5, 2).*
Zgięty wpół I-szy dostojnik wyprostowawszy się, szybko nachylił do drugiego i szepnął mu do ucha:
-Sok z krokodyla. Ale z delty.
Ten zaś odwrócił się do następnego i powtórzy. Ostatni z nich klasnął w dłonie i z za ściany wyłonił się Wojtyła. Padł na kolana i zginając tułów przygiął głowę aż do posadzki na której oparł swoje dłonie.
-Tak panie – powiedział sługa.
Tymczasem I-szy dostojnik znów odwrócił się twarzą do faraona i zapytał:
-Co, co jego świątobliwość mówił?
-Że nie wypuszczę – powtórzył cicho faraon.
I-szy dostojnik przekazał to następnemu i wiadomość jak fala poszła dalej docierając do dostojnika VI-go, który jeszcze nie zdążył wydać służącemu polecenia. Ten tedy pominą na chwilę sługę i oznajmił przychodniom.
-Faraon nie wypuści Izraela!
„Więc Mojżesz z Aaronem … uczynili tak, jak rozkazał Pan. Aaron rzucił laskę swoją przed faraonem i jego sługami, a ona zameniła się w węża”. (II Moj. 7, 10).* Kątem oka Wojtyła obserwował to zjawisko. Nie widział dokładnie, bo głowę miał ciągle przy posadzce, ale widział, że laska zamieniła się w węża, a ten pełznie w jego kierunku. Cały oblał się potem. W tym momencie dostojnik VI-ty, Tusmer znów odwrócił się do niego.
-Sok z krokodyla. Krokodyl ma być z delty, pamiętaj. – Patrzył na niego chwilę, a widząc pot na jego ciele powiedział – uch ty! Wytrzyj się. Następnym razem każę cię zakopać po same uszy.
-Tak panie – powiedział sługa i podniósł się z kolan. Zgięty wpół, tyłem opuścił komnatę. Był uszczęśliwiony. Wąż do niego nie dotarł.
Kiedy laska Aarona zamieniła się w węża, siedzący po prawicy faraona kapłan Merpes, przemówił do świątobliwego władcy. Głos miał dostojny, dostojniejszy niż faraon i mówił wolno.
-Nasi czarownicy też to umieją.
-Sprowadź ich tutaj – rzekł faraon do niego.
-Sprowadź ich tutaj – powiedział Merpes do siedzącego obok drugiego kapłana.
Ten klasnął w dłonie i tym razem zza ściany wyszedł Ratzinger. Tamtejszym zwyczajem upadł na kolana, a tułów zgiął dosięgając głową posadzki.
-Tak panie – rzekł.
-Mędrców i czarowników przyprowadź. Tylko prędko. I z laskami.
-Tak panie – rzekł Ratzinger, poczym wycofał się z komnaty.
Po chwili zjawili się mędrcy i czarownicy. Trzech czarowników miało w dłoniach trzy laski. Za nimi do komnaty wszedł Wojtyła z tacą na której stał złoty kubek z sokiem. Upadł na kolana i schylił nisko tułów. VI-ty dostojnik był na swoim miejscu i nie zdążył się jeszcze ruszyć, kiedy usłyszał glos kapłana:
-Rzućcie je tak, żeby zamieniły się w węże.
-Co, co mają tak rzucić? – zapytał VI-ty nachylając się do V-go.
-To nie do ciebie głupcze! To do czarowników.
Czarownicy, naradzili się z mędrcami i „ każdy z nich rzucił laskę swoją i zamieniły się w węże”. (II Moj. 7, 12).* Wojtyła z tacą w górze a głową przy posadzce, podglądał co się dzieje. Tym razem węże pełzły od niego. Uspokoił się, ale oto zobaczył nogę dostojnika.
-Przyniosłeś? – szepnął do niego dostojnik.
-Tak panie. Ale tylko z ogona, bo reszta uciekła.
-Uch ty – powiedział dostojnik i zgiął rękę w łokciu tak, jakby chciał go potraktować na odlew – siłowo. – Najpierw poty, a teraz znów … uch.
-Panie. Złapiemy go i nie tylko wyciśniemy, ale wykręcimy …
-Tylko się spieszcie z łapaniem – żeby wam znów nie uciekł. Uch … ty … i znów zgiął rękę w łokciu.
Ratzinger patrzył na Wojtyłę, a Wojtyła w posadzkę. Potem obaj wycofali się z komnaty. Tymczasem węże faraona zostały zjedzone przez węża Mojżesza. Sok z krokodyla dotarł do faraona. Przedstawienie było skończone.
* „Pismo Święte”. Towarzystwo Biblijne w Polsce.
Pytanie:
W jaki sposób Wojtyła i Ratzinger, i wierny im lud, odróżniają cuda od spełnionych czarów?