JustPaste.it

Imprinting – wczesne szkolenie źrebiąt

Najefektywniejsze, najszybsze i najwygodniejsze szkolenie młodego konia. Dzięki wdrukowywaniu można średnio w godzinę nauczyć źrebaka zaufania i chęci do współpracy z ludźmi.

Najefektywniejsze, najszybsze i najwygodniejsze szkolenie młodego konia. Dzięki wdrukowywaniu można średnio w godzinę nauczyć źrebaka zaufania i chęci do współpracy z ludźmi.

 

  Czy chciałbyś mieć źrebaka, który w czwartym miesiącu życia, chętnie sam oderwie się od matki po to tylko, żeby móc podążyć za Tobą? A może marzysz, żeby Twój pupil bez problemu akceptował zabiegi weterynaryjne i kowalskie? To wszystko można osiągnąć dzięki wdrukowywaniu oraz wczesnemu szkoleniu źrebiąt. W listopadzie do Polski, na specjalne seminarium szkoleniowe, przyjechał najbardziej znany autorytet w tej dziedzinie dr Robert Miller. Fenomen imprintingu zbadał i spopularyzował na początku XX wieku austriacki etolog Konrad Lorenc. Eksperymentował on na świeżo wyklutych gęsiach szarych, które uznały go za mamę i zaczęły podążać w jego kierunku. Zjawisko to nazwał wdrukowywaniem, czyli imprintingiem. Wkrótce odkryto, że to zachowanie dotyczy osobników wszystkich gatunków, które rodzą się zdolne do samodzielnego życia.

 

Dr Miller zainteresował się tą właśnie metodą szkoleniową dosyć nieoczekiwanie. W tym samym tygodniu odbierał kilka skomplikowanych porodów u klaczy. Cechą wspólną porodów było to, że pozostał przy nowo narodzonych źrebakach dłużej niż zazwyczaj. Konie rozpoznały Millera, kiedy po paru miesiącach przyszedł do nich z pierwszą wizytą weterynaryjną. I z ufnością do niego podeszły, traktując go jako naturalny element swojego świata. Zdziwiony beztroską źrebiąt w stosunku do swojej osoby, zaczął z powodzeniem eksperymentować wdrukowywanie i wczesne szkolenie na własnych koniach. Wdrożył tę technikę również u koni swoich klientów, chcąc w przyszłości bezkonfliktowo z nimi współpracować. Wielkie zainteresowanie i rozpowszechnienie metody imprintingu źrebiąt przyszły w raz z nakręceniem kilku filmów o tej metodzie. Do dziś kluczowymi są Early Trainig (wczesne nauczanie) oraz Imprinting of the Newborn Foal (imprintingowe szkolenie źrebiąt) nagrywany na farmie sławnego zaklinacza koni Monty'ego Robertsa. W związku z ogromną popularnością Miller zaczął podróżować i wykładać na całym świecie.

 

Wreszcie, na zaproszenie agencji Hippika PDM, zawitał do Polski. W jego kameralnym seminarium uczestniczyło około 20 osób. Umożliwiło to bardziej indywidualne podejście do słuchaczy. Nie mniej warto, żeby metoda imprintingu była jak najbardziej rozpowszechniona, by stosowało ją jak najwięcej koniarzy. Jeżeli chcemy się realizować w jeździectwie, nie ma nic bardziej ważnego od znalezienia z końmi wspólnego języka. Tak aby nasza wzajemna relacja opierała się na zaufaniu i szacunku obydwu stron.

 

Na wykładzie, Miller opowiadał, jak wczesne szkolenie pozwala, średnio w godzinę, odczulić młodzika na wiatr, ludzki dotyk, plastik, golarki elektryczne, syk spryskiwacza a nawet włączoną suszarkę. Słowem na wszystko, czego dorosły koń mógłby się później bać. Co więcej, okazuje się, że człowiek dla źrebaka może być tak samo ważny jak klacz-matka. Daje nam to ogromne możliwości, zaś samo "zaprogramowanie" źrebaka nie jest skomplikowane. W zależności od charakteru malucha, w pierwszy dzień zajmie nam to od 30 minut do 2 godzin.

 

Podczas szkolenia, urozmaiconego filmami i prezencjami, dr Miller wdrażał nas w "tajniki" wczesnego wdrukowywania. Zgodnie z tą techniką naszym pierwszym zadaniem jest nauczyć źrebaka akceptowania ludzkiego dotyku i ustępowania od nacisku, poprzez delikatne masaże. Leżącego malucha, zaraz po przyjściu na świat, blokujemy przez odpowiednie zgięcie szyi i przedniej nogi. Początkowo źrebak będzie próbował wstać i uciec od ucisku. Malca możemy oswobodzić dopiero, kiedy poczujemy jego całkowite odprężenie oraz poddanie się naciskowi. Dla laika może to wyglądać bardzo brutalnie. Dlatego chcę przypomnieć, że imprinting jest metodą sprawdzoną i całkowicie bezpieczną, pod warunkiem że robi to osoba przeszkolona. O bezpieczeństwie niech świadczy coraz częstsze zastosowanie go na całym świecie, szczególnie przez właścicieli stajni i koni sportowych.

 

Miller, jak mantrę, powtarzał, że podczas imprintingu nie wolno się spieszyć. Oznacza to, że dalsze odczulanie, na przykład kopytek, możemy zacząć dopiero, gdy źrebak zaprzestaje oporu i leży zrelaksowany. Oklepujemy sto razy każde z nich, aż poczujemy, że noga jest odprężona. Jest to oznaką akceptacji na bodziec. To samo dotyczy wszystkich otworów fizjologicznych naszego malucha. Uszy, nozdrza, otwór gębowy czy odbyt nie stanowią wyjątku. Rytmicznie powtarzamy wkładanie palca do nosa, pamiętając o braku pośpiechu i czekając do momentu całkowitej akceptacji i przyzwyczajenia malucha na bodziec. Musimy pamiętać, że im więcej miejsc na ciele źrebaka odczulimy, tym większą przyjemność pracy z koniem będą mieli sami weterynarze, kowale oraz trenerzy. Odczulony koń jest spokojniejszy, pewny siebie oraz chętny do współpracy. Dlatego ważne jest, abyśmy nie zapomnieli poddać imprintingowi grzbiet, brzuszek, pysk, uszy, język, podbrzusze a nawet krocze. Poprawne przeprowadzenie wdrukowywania ma wielkie znaczenie, ponieważ źrebięta nigdy nie zapomną, czego nauczyły się tuż po urodzeniu.

 

Nie musimy się również obawiać że klacz może odrzucić swoje świeżo narodzone dziecko, gdy poczuje na nim nasz zapach. Jest wręcz przeciwnie. Obecność trenera może zniwelować częsty strach matki przed źrebięciem, który jest najczęstszym powodem odrzucenia. W ten sposób klacz ma okazję przyzwyczaić się do dziecka. Pomaga jej to ośmielić się. I jak tylko ciekawość spowoduje chęć polizania dziecka, instynkt macierzyński weźmie górę i każe jej się do niego przywiązać.

 

Drugą sesję imprintingu rozpoczynamy następnego dnia i poświęcamy jej nie więcej niż 45 minut. Powtarzamy na leżącym źrebaku te same czynności, zmniejszamy tylko ich intensywność. Zamiast 100 krotnego wsadzania palca do ucha, wkładamy go tyle razy, aż poczujemy odprężenie i akceptację na bodziec. Podczas wdrukowywania nasz źrebak połączy się silną więzią z pierwszą ruszającą się osobą, którą zobaczy tuż po narodzeniu. Dlatego warto, żeby podczas całej procedury obecni byli jego właściciele. Sama więź z nimi będzie tak mocna, jak w przypadku relacji źrebaka do matki. Mimo to, kolejne szkolenia może wykonywać jakakolwiek inna osoba. Maluch ma już zakodowane, że człowiek mu nie zagraża, dzięki temu nie czuje do nas strachu ale może nie mieć pokory. Dlatego kolejne lekcje ze źrebakiem będą miały za zadanie nauczyć go szacunku i chęci do współpracy z nami. Teraz zaczyna się prawdziwa frajda i sprawdzian naszej kreatywności. Przeprowadzamy krótkie 15 minutowe ćwiczenia uczące źrebaka odpowiadania ruchem na ustalone sygnały. Kontrolując ruchy konia, ustanawiamy przywództwo. A będąc liderem musimy wykazać się takimi cechami jak cierpliwość, konsekwencja, wytrwałość i bark agresji w stosunku do podopiecznego. Możemy zacząć od prowadzenia źrebaka na uwięzie, skoków przez przeszkódki a nawet przechodzenia koło wiatraka, dmuchającego mu prosto w pyszczek. Pamiętajmy przy tym o zasadzie, która mówi, że koń uczy się w systemie trzykrotnego powtórzenia. Dlatego każda nasza czynność musi być powtórzona ze źrebakiem trzy razy, co spowoduje, że będzie ona zapamiętana na całe życie. Trzeba jednak pamiętać, żeby nie powtarzać tych samych ćwiczeń podczas kolejnych lekcji. Nie wszyscy o tym wiedzą, ale nasze konie nie znoszą rutyny. I doskonale pamiętają sekwencje naszych działań.

 

Na filmach prezentowanych przez Millera widziałam konie, muły zebry i wielbłądy poddane wczesnemu imprintingowi. Było zdumiewające, że nawet dzikie z natury zwierzęta poddane tej procedurze czuły się w obecności człowieka całkowicie swobodnie. Otwiera nam to ogromne możliwości stosowania tej uniwersalnej metody nawet na najbardziej niebezpiecznych osobnikach. W afryce istnieje rezerwat, w którym każdy ochroniarz ma swojego podopiecznego nosorożca. Dzięki metodzie wdrukowywania nawiązuje on silną więź ze swoim podopiecznym. Taka praca ze zwierzętami wzmacnia bezpieczeństwo samych ochroniarzy w walce z kłusownikami. Natomiast w USA działa ośrodek stosujący imprinting u zebr, co umożliwia bezpieczną jazdę jak na dobrze wyszkolonym koniu.

 

Dzięki takim ludziom jak Robert Miller, Pat Parelli czy Monty Roberts, od których można się sporo nauczyć, zmienia się pojęcie dotychczasowego jeździectwa na świecie. Dlatego zachęcam nas wszystkich, szeroko rozumianych koniarzy, o otwarcie się na nowe idee i pomysły naturalnego treningu koni. Starajmy się poznać psychologię naszego wierzchowca. A dzięki temu zrozumiemy ich, niekiedy dziwne, zachowania. Bo kto chciałby być w związku z partnerem który nie rozumie potrzeb drugiej osoby? Swoją drogą czasem szkoda, że wdrukowywania nie możemy stosować właśnie na swoich życiowych partnerach!