chyba zgłupiałam...
Jaka jest różnica między tolerancją i akceptacją? Na przykład akceptuję swoją koleżankę mimo, ze nie toleruję pewnych jej cech? No to chyba jej nie akceptuję?
Bo akceptacja powinna chyba być pełna w sensie: lubię cię taką jaka jesteś albo lubię…nieprawdę o tobie.
Nie akceptuję np. głupich ludzi, wolę by się trzymali z daleka ode mnie. Ale czy toleruję głupotę? Tak, tylko nie w moim otoczeniu. Toleruję w tym sensie że nie obchodzi mnie dotąd dokąd mnie nie dotyczy…Więc jak to jest?
Wyznaję zasadę: Pozwól żyć innym pod warunkiem, ze oni pozwalają żyć tobie.
Przecież nie sposób tolerować (akceptować?) wszystkiego i wszystkich tak jak nie da się kochać wszystkich dzieci. Jeśli ktoś tak twierdzi, to kłamie. Jedne są fajne, inne nie, a poza tym nikt nie zna wszystkich dzieci na świecie. To cos jak: kocham ludzkość. Czysta abstrakcja i brednia.
Mimo wszystko jakoś gnębi mnie ta różnica od kilku dni a im bardziej się zastanawiam, tym mniej wiem;-)
Dlatego też i tekst krótki...