JustPaste.it

Czego szukam w blogoch

Jeśli sięgniemy po pierwszą z brzegu książkę, to z dużą dozą prawdopodobieństwa książka ta, będzie jakieś 500 razy lepsza niż najlepszy blog w naszej zakładce z ulubionymi linkami.

Jeśli sięgniemy po pierwszą z brzegu książkę, to z dużą dozą prawdopodobieństwa książka ta, będzie jakieś 500 razy lepsza niż najlepszy blog w naszej zakładce z ulubionymi linkami.

 

Jeśli sięgniemy po pierwszą książkę, jaka w danej chwili nawinie nam się pod rękę, to z dużą dozą prawdopodobieństwa książka ta będzie jakieś 500 razy lepsza niż najlepszy blog w naszej zakładce z ulubionymi linkami.

Nie czarujmy się – to, co ludzie wypisują w necie, to w ogromnej większości z literackiego punktu widzenia przerażający chłam. Zdarzają się rzecz jasna perełki blogowe, nie tylko doskonale napisane ale również interesujące,  z mądrymi głębokimi tekstami. Tyle, że tych jest jak na lekarstwo. Generalna zasada jest taka, że jeśli ktoś umie i lubi pisać, to zamiast prowadzić blog, napisze kilka wierszy czy opowiadań i będzie próbować wydać to gdziekolwiek, lub przynajmniej wkręcić to w jakiś konkurs  literacki z nadzieją, że ewentualna wygrana taką publikację mu ułatwi.
 
Nie czytam blogów dlatego, że  szukam dobrej literatury. Czytam je, bo szukam ludzi, którym mogę zajrzeć w dusze. Dla mnie o wartości bloga decyduje nie tyle  kunszt pisarski, co szczerość autora.
 
Jest rzeczą oczywistą, że większość piszących nie jest zdolna do zdobycia się choć na gram szczerości wobec swoich czytelników. Będą oni przybierać tysiące póz, nierzadko ubranych w piękne i wyszukane słowa, i… choćby nie wiem jak długo się starali, nie przemycą w swojej pisaninie grama myśli, która miałaby dla mnie jakąkolwiek wartość.
 
W dupie mam takie blogi. Gówno mnie obchodzi, kim chcieliby być ich autorzy. Fikcji mogę poszukać sobie w książkach.

 

Nie dbam też o tych wszystkich pragnących dowartościować się ilością odwiedzin na ukochanym blogasku, czy poczuć wilgoć w majtkach na widok słodko pierdzącego komenta pod wpisem.
 
Lubię blogi przemyślane, pisane z myślą przewodnią, mające oparcie w rzeczywistości. Lubię wierzyć w to, co czytam i lubię ufać piszącemu. Nie dlatego, że takie mam założenie, ale dlatego, że kiedy treść bije po oczach wiarygodnością, ma wrażenie że uczestniczę w czymś ważnym.
 
Niestety słowo ma wielką potęgę. Przez całe stulecia ludzie byli przekonani, że ich pojawienie się na Ziemi było skutkiem Boskiej interwencji. Tak było aż do roku 1859, kiedy to Karol Darwin upublicznił swoje przemyślenia związane z pojawieniem się i rozwojem gatunków. Od tamtej chwili ludzie zaczęli pochodzić od małp. Darwin nie zmienił historii, zmienił jedynie ludzką opinię na ten temat.
 
Nawet średnio przekonujący wywód, poparty dobrymi przykładami, jest w stanie odwrócić tor naszego myślenia o 180 stopni
 
Ze mną jest podobnie…
Bywa, że czytam blog przez rok albo dłużej i nie mam pojęcia, że jego autor wpuszcza mnie w kanał. Dzieje się tak dlatego, że wierzę mojemu mózgowi. Niestety, mało kto wychodzi na takiej wierze dobrze.
 
Marek W. ( to jest historia prawdziwa) znęcał się nad swoją żoną i dziećmi, w wyniku czego został aresztowany. W areszcie jego mózg poradził mu napisać wzruszający list i zaadresować go do wymiaru sprawiedliwości. Sędzia, po przeczytaniu tego listu, zdecydował się wypuścić go na wolność . Rozzuchwalony powodzeniem swoich zamysłów mózg Marka W. kazał mu spożyć większą ilość alkoholu, pójść do domu, odesłać dzieciaki do dziadków  i posunąć żonę nożem.
Marek W. został pojmany jakieś trzy godziny po tym fakcie. Jeśli do tej pory jego życie nie układało się najlepiej, to teraz ma naprawdę przesrane. A wszystko to dlatego, że słuchał rad własnego mózgu.
 
No i co? No i nic.
  
 
Napisałem, co miałem napisać, a teraz – leniwie drapiąc się po jajkach – będę obserwował rosnącą liczbę odsłon tego wpisu.
Może nawet mi stanie.

 

Postawi mnie to na jednej półce z tymi których tak nie lubię.

 

No cóż, życie jest pełne sprzecznośći.