JustPaste.it

Zenek Laskowik emerytem

„...Po co mi być posłem i zmieniać Polskę, kiedy ja muszę zmieniać tego komucha, którego noszę w sobie...” 26 marca Zenon Laskowik kończy 65 lat!

„...Po co mi być posłem i zmieniać Polskę, kiedy ja muszę zmieniać tego komucha, którego noszę w sobie...” 26 marca Zenon Laskowik kończy 65 lat!

 

4775c82b29beb384ff9760fa837f202d.jpg 

Wyobraźcie sobie, że Zenek Laskowik kończy 65 lat! Dla mnie to legenda, wielka postać sceny kabaretowej. Gość o łobuzersko-inteligentnym uśmieszku, na scenie cwaniaczek. Jego trafne obserwacje, mądrość życiowa przedstawiona w opakowaniu absurdu powalały ze śmiechu, nawet ponuraków z krwi i kości. Jak wchodził na scenę, to publika już rechotała. Potem nagle zniknął, na 11 lat. Został listonoszem. Ludzie pisali: „...Czy kiedyś zostawi torbę listonosza i wróci na estradę? Przecież ten artysta w nim nie umarł. Ludzie się niecierpliwią ("no dobrze już, pokazałeś nam swój charakter, a teraz zachowuj się tak, jak my wszyscy"), albo idą w obśmiewanie i lansują teorię, że Zenkowi odbiło...”

I wreszcie wrócił. Kusili go koledzy, sympatycy, różne instytucje estradowe. I wrócił. Czy był sens powrotu? Czy warto było wrócić? Czy zrobił, to co sobie założył w razie powrotu? Jego wizerunek, wygląd zewnętrzny też się zmienił. Starszy pan w garniturze, uprzejmy, uśmiechnięty. Ten uśmieszek, wcale mu nie zniknął z twarzy. Ja myślę, że wrócił o parę lat za późno. Ale czy chciał wrócić wcześniej?

Zajrzyjmy do jego historii życia. Urodził się 26 marca 1945r. w powiecie wołkowyskim (dzisiaj to Białoruś). Dzieciństwo spędził na zabawach ulicznych odbudowywanej Polski. Zabawy z rówieśnikami odbywały się w ruinach, bunkrach poniemieckich. Stąd wiele dramatów rozegranych na jego oczach, np. kolega strzela sobie w głowę z pistoletu. Jak sam mówił: „...Bo każdy komik płacze śmiechem. Mój śmiech, to jest mój płacz wewnętrzny. Jak płaczę, to staram się, żeby nikt tego nie widział. Te sprawy trzeba załatwiać samemu ze sobą. Jak człowiek płacze w środku, to tutaj jest uśmiech, jak gdybym sam siebie chciał pocieszyć...”

Ojciec? Najgorsze lata wychowywała go matka. Ojciec należał do AK. Został aresztowany i ślad po nim zaginął. Wylądował na Sybirze. Tam go zesłali. Ale o tym, rodzina nie wiedziała.. Myśleli, że zginął. Matka, drugi raz wyszła za mąż. A tu ojciec, odzywa się, że wraca. „... To był szok. Bo nagle idę na dworzec, jakiś pan stoi i to jest mój ojciec. Staliśmy i nie wiedziałem, jak zareagować. Podał rękę...”

Zenek skończył Akademię Wychowania Fizycznego w Poznaniu. „.... Straszne chuchro ze mnie było. Lubiłem grać w piłkę, pływać, wiosłować...”

Tam założył wraz z Krzysztofem Jaślarem i Aleksandrem Gołębiewskim kabaret Klops, który potem przerodził się w kabaret Tey. Nazwa pochodzi od słowa używanego w gwarze poznańskiej „tej”, czyli „ty”. Laskowik tak opisuje początek, pomysł stworzenia kabaretu:”...No to pół litra na stół i będziemy się wygłupiać. Będziemy se robić jaja. Z tego zakłamywania historii, z tej propagandy czerwonej...”

Aby występować na estradzie musiał skończyć Państwową Szkołę Aktorską u Aleksandra Bardiniego i Kazimierza Rudzkiego. Szok? Dlaczego, więc nie chciał być aktorem, dlaczego nie grał na scenie w teatrze? Twierdził sam, że wolał kontakt z widzem. Bezpośredni kontakt. Nie potrafiłby powiedzieć tej samej roli, dwa razy tak samo. Jego skecze były prezentowane pod publikę. Jak słuchacze reagowali na jakieś treści, to on to komentował. Jak ktoś się poruszał po sali podczas występów, to szybko musiał coś powiedzieć, zareagować. Byście widzieli, jak traktował spóźnialskich, na jego występy.

Na początku grał w duecie z Januszem Rewińskim. Jednak absolutny rozgłos, przyniosły mu występy w duecie z Bohdanem Smoleniem. Laskowik cwaniaczek, grubas, dygnitarz w białym garniturze, przedstawiciel dostatniej grupy społeczeństwa oraz Smoleń – nędza galicyjska, mały chudy robol, zabiedzony półchłopek. To musiało się podobać. To musiało rozweselić.

„...BS - No - a czemu ty?

ZL - Co...

BS - Czemu ty?

ZL - (pokazuje na brzuch) Etat mam, nie widzisz? Idź...

BS - Chyba masz półtorej etatu!

ZL - Iiidź!

BS - A czemu nie odwrotnie, na przykład?

ZL - No jak odwrotnie, no... prz- tyłem do klienta?!?! Frontem do klienta!!!

BS - A to jak obaj jesteśmy to jest front jedności!

ZL - Można powiedzieć! (oklaski) Idź tam prze-państwa, wszyscy się uczą. No!

BS - A kim ja jestem?

ZL - No, ja jestem kierownikiem.

BS - A ja?

ZL - No, a tyy, y, tym... no co się szwenda po sklepach... Klientem!... No... Idź. Idź za drzwi, no. Gramy sztukę od początku. Musi być tak - idź! ...”

Kiedy władza zamknęła ich pierwszą siedzibę na ulicy Masztalskiej, wiara całą grupą pędziła na peryferie na ulicę Widną. Potem wylądowali z kabaretem, na ulicę Woźną („...nie wiadomo kim była ta woźna, że doczekała się swojej ulicy, ale na pewno była Kimś. Albo z Kimś...”

Jego dowcip był aluzyjny. Nie walił prosto z mostu, ale dawał widzowi do myślenia. Musiałeś cały czas uważać, na to co mówi. I wtedy cała sala pękała ze śmiechu.

Jednym z najlepszych skeczów Laskowika była rozmowa telefoniczna: Mamuśka”.

„...Co? Ja kupiłem margarynę! Ja kupiłem! Jaki rozrzutny? Ceresu nie było! No! Będę w d...- kto tam jest z tobą? Kto tam jest z tobą?! Babcia? Dej mi babcię! Ba - babcię daj mi! Babcia? Babcia?! BABCIAA!? WNUCZEK MÓWI! Chciałem babci złożyć najserdeczniejsze życzenia z okazji urodzin! Jakich przedostatnich!? Babciuuu! No! Słuchaj - wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia, pomyślności - daj mi mamę! MAME DAJ MI! Babciu? Babcia bedzie urządzać przyjęcie? To niech babcia przesączy to przez chleb! Noo...? Żeby to granatowe straciło...”

Największy sukces przyniósł program kabaretowy pod tytułem: „S tyłu sklepu”:

 

...ZL - No co ty... No co ty uczysz... No coo tyy... Wiesz kim ty jesteś? Klientem! Rozumiesz? Próbuj. No gdzie, prz- Jesteś klientem, patrz. Patrz jak klient wygląda! Masz, ja cię- oj, co za... Masz, patrz, uważaj! Tu, wchodzę do sklepu, jestem na ulicy, już na ulicy jestem już myślę co będę robił, rozumiesz? Miękko w kolanach, ręce po sobie, niziutko, skromniutko... Wchodzisz, lekko, rozglądasz się, bracie. Jesteś - nie ma cię, taki jesteś (pokazuje mu wielkość na palcach) Taki, rozumiesz? Taa, taki szczurek jesteś. Jesteś, wiesz? Tak ''nie ma cię'' taki, taa, no dawaj!

BS - Ja nie umiem szczurka grać! Co ja... w zoologu jestem czy jak?

ZL - Chcesz być zdrowy?

BS - Taa.

ZL - Chcesz mieć witaminy?

BS - Tak.

ZL - Próbuj. No, y... jeszcze niżej. Niżej w kolanach. Jeszcze niżej! O, tera widać gdzie klient, gdzie kierownik! Widziałeś jak to widać? Wchodzisz! To musi być wszystko... telewidzowie też musza widzieć!

BS - Ege szege dreciokolo masajo onto kuto ojo todo buroki!

ZL - Coś ty powiedział? Że co?

BS - No tak gość powiedział w Budapeszcie i buraki kupił.

ZL - (zniecierpliwiony) Widzisz te góry?

BS - Widzę.

ZL - To Karpaty, hy! Wracaj do kraju, piorunem! Do kraju! Do k- ...Gdzie przez Himalaje?! Gdzie! Najkrótszą drogą! Ja ci się poślajam po obcych landach, zobaczysz, bracie...! Tutaj proszę. O - pole... bracie, do popisu. Próbuj!

BS - Panie kierowniku...

ZL - Co jest?

BS - Ja mam taki mały interes...

ZL - To nie moja winaa, nie? ...”

Nie sposób wymienić wszystkich jego sukcesów, skeczy, programów jakie prezentował na estradzie. Występował w telewizji: studia gamma, narodziny gwiazdy. W filmach: „Słodkie Oczy” (1972) jako inżynier Zdzisław Mrozek oraz „Filip z konopi” (1981) jako monter telefoniczny. Użyczył głosu w dubbingu do filmu: „Mój przyjaciel niedźwiedź”.

Na początku lat 90-tych wycofał się z życia estradowego. Jak sam mówił: musiał wytrzeźwieć, uporządkować sprawy w domu: z żoną, z córką. „...Piłem i musiałem wytrzeźwieć...”. Kiedy dowiedział się o wolnym miejscu na stanowisku listonosza na jego osiedlu, od razu poszedł się zatrudnić. Tam go wyśmiali. Jaja sobie robi, czy co? Znowu ukryta kamera? Mamy stanowisko dyrektorskie, kierownicze. Masz studia, pracuj w biurze. On jednak chciał do ludzi. Chciał spotkać się z nimi. Porozmawiać, zajrzeć im w oczy. Usłyszeć opinii na temat codziennego ich życia. Wiedział, że wróci. Naładuje się i wróci. Przedstawi wtedy: „Świat Zenona Pocztyliona”.

I wrócił. Po 11 latach. Zaczął od nowa. Czy, aby na pewno od nowa?

O.B.O.R.A., potem Kabareciarnia. Ostatnio pokazał się w telewizji wraz z Filharmonią Dowcipu i z Waldemarem Malickim. Bawi nas znowu. Ruszył w trasę. Słyszałem dwa świetne skecze. Jeden to rozmowa telefoniczna strażnika z cmentarza z zakopanym delikwentem na cmentarzu, który nagle się wybudził (robaki już się jakieś pojawiły?...). Drugi to obraz chorego pacjenta ze szpitala, który cieszy się, że go tutaj odwiedzili i zwierza się ze swoich problemów. Zobacz sam, poniżej

I teraz pytanie: czy warto było, żeby wrócił. Słyszę tu i ówdzie, że stary, że nie ma co oglądać. Robi z siebie pośmiewisko. Nie śmieszy wcale. Litość patrzeć. Niech wraca wnuki bawić. Nie był dobrym ojcem dla swojej córki, to niech będzie przynajmniej prawym dziadkiem. Czy aby tak jest. Młodzi, chyba go już nie rozumieją. Czy ten płacz, który on zagłusza śmiechem, nie jest już za słaby?

Myślę, że Zenek ma jeszcze publikę. Sale są jeszcze pełne. Ludzie idą, by go jeszcze posłuchać. Te nowe skecze są mocne. I przynajmniej na razie, niech nie odchodzi na emeryturę. Ma jeszcze coś nam do przekazania. Ma jeszcze nam pokazać „Świat Zenona Pocztyliona”.

"Zakład pogrzebowy"

 

Video thumb

 "Służba zdrowia"

cz. 1 

http://www.youtube.com/watch?v=EGBP5l9IC_w&NR=1

cz.2

http://www.youtube.com/watch?v=jnK1t4XYZVk&feature=related