JustPaste.it

Wspomnienie

Żaden inny, konkretny, ustalony z dokładnością do minuty moment czasu nie zapisał się tak w świadomości milionów żyjących dziś ludzi. Sobota, 2. kwietnia 2005r. godz. 21.37.

Żaden inny, konkretny, ustalony z dokładnością do minuty moment czasu nie zapisał się tak w świadomości milionów żyjących dziś ludzi. Sobota, 2. kwietnia 2005r. godz. 21.37.

 


Żaden konkretny, ustalony z dokładnością do minuty moment czasu nie zapisał się w świadomości milionów żyjących dziś ludzi tak bardzo, jak rok 2005, sobota 2 kwietnia, godzina 21.37. Wtedy to właśnie, w osiemdziesiątym piątym roku życia i dwudziestym siódmym roku pontyfikatu, zmarł papież Jan Paweł II.

Śmierć Ojca Świętego była dla milionów ludzi – w tym zwłaszcza katolików - wydarzeniem spodziewanym i – w pewnym sensie – niespodziewanym zarazem. Spodziewanym – gdyż stan zdrowia papieża od dawna był bardzo kiepski, a od czwartku 31 marca 2005 r. wręcz agonalny. Z tym, że papież umrze, w jakimś względnie niedługim czasie powszechnie – przynajmniej w milczący sposób – się liczono. Z drugiej jednak strony – kto w Wielkanoc 2005 r. poważnie przypuszczał, że już w następną niedzielę Jana Pawła II nie będzie wśród żywych?

Kiedyś silny...

Pogarszane się stanu zdrowia bardzo silnego i sprawnego w pierwszych latach pontyfikatu papieża było procesem stopniowym. Od początku lat dziewięćdziesiątych Jan Paweł II cierpiał na postępującą chorobę Parkinsona, której widocznym objawem było coraz trudniejsze do opanowania drżenie ręki. Od 1994 r. – kiedy to wskutek upadku w łazience papież doznał złamania szyjki kości udowej – wystąpiły u Jana Pawła II początkowo niewielkie, a po kilku latach poważnie narastające trudności z chodzeniem. W końcu stały się one tak duże, że papież praktycznie nie był się w stanie poruszać samodzielnie, lecz musiał korzystać ze specjalnego wózka.

Nagle w szpitalu

W pierwszych tygodnia 2005 r. stan zdrowia papieża gwałtownie się pogorszył. 1 lutego z powodu komplikacji wywołanych grypą - ostrego zapalenia krtani i spazmatycznego kaszlu - Jan Paweł II został w trybie nagłym przewieziony do polikliniki Gemelli, w której już wcześniej kilka razy przebywał (m.in. po zamachu 13 V 1981 r.).

"Co ze mną zrobiliście?!"

Poliklinikę Gemelli papież opuścił 10 lutego. Jednak – jak wkrótce miało się okazać – nie na długo. 25 lutego trafił tam bowiem ponownie. Trudności z oddychaniem były tym razem tak poważne, że lekarze zdecydowali się na zabieg tracheotomii – tj. operację rozcięcia tchawicy i wstawienia rurki umożliwiającej dopływ powietrza do płuc z pominięciem chorego odcinka dróg oddechowych. Następnego dnia – zorientowawszy się, że nie może mówić – papież napisał na kartce "Co ze mną zrobiliście?!" - i zaraz potem dodał "Totus Tuus".

Po raz pierwszy bez papieża

1 marca Jan Paweł II odzyskał głos. Do Watykanu powrócił 13 dnia tego samego miesiąca wieczorem, powiedziawszy wcześniej kilka słów ze szpitalnego okna podczas południowej modlitwy "Anioł Pański". Mimo choroby i związanego z nią cierpienia papież ani na moment nie wziął sobie "urlopu" od sprawowanej przez siebie posługi. Widać jednak było, że jest coraz słabszy. Sprawowana tradycyjnie w Wielki Piątek w Droga Krzyżowa w Koloseum po raz pierwszy odbyła się bez jego udziału. Papież oglądał ją na ekranie telewizora w swojej kaplicy, trzymając podczas ostatniej czternastej stacji wielki krzyż. 

Próbował... i nie mógł

Ostatni raz Ojciec Święty pojawił się publicznie w niedzielę wielkanocną 31 marca 2005 r. Mimo iście heroicznych wysiłków nie był w stanie wydobyć z siebie głosu. Wielkanocne orędzie odczytał za niego watykański sekretarz stanu, kard. Angelo Sodano.

Ostatnie namaszczenie

Końcowy etap choroby Jana Pawła II zaczął się w czwartek, 31 marca wieczorem. Wskutek infekcji dróg moczowych nastąpiła zapaść sercowo – naczyniowa, połączona z bardzo wysoką gorączką. Zdając sobie sprawę z tego, że niedługo może umrzeć, Papież przyjął święty wiatyk – czyli komunię udzielaną umierającym, której udzielił mu kardynał Marian Jaworski. 

"Szukałem was, teraz wy przyszliście do mnie"

Następnego dnia stan zdrowia Ojca Świętego pogorszył się jeszcze bardziej. Wystąpiła niewydolność sercowo–naczyniowa, spadło ciśnienie krwi, oddech stał się płytki, a nerki funkcjonowały coraz gorzej. W przerwie między atakami choroby Papież podpisał nominacje dla kilkunastu biskupów krajowych i nuncjuszy. Tymczasem pod jego oknem w Pałacu Apostolskim zgromadziło się na modlitwie ok. 100 000 – głównie młodych – ludzi. Jan Paweł II, wiedząc o młodzieży czuwającej na placu Św. Piotra w niemal niesłyszalny sposób skierował do niej słowa podziękowania: "Szukałem was, teraz wy przyszliście do mnie i za to wam dziękuję".


"Pozwólcie mi iść do domu Ojca".

Wieczorem 1 kwietnia pojawiły się w niektórych stacjach radiowych i telewizyjnych informacje o śmierci Papieża. Z odbywających się w kościołach nabożeństw w intencji zdrowia papieża ludzie wychodzili często w przekonaniu, Ojciec Święty nie żyje. Radość z tego, że zasłyszana i szybko rozpowszechniona informacja jest nieprawdziwa, trwała jednak krótko. 2 kwietnia, w sobotę, Jan Paweł II ok. 15.30 bardzo słabym głosem wyszeptał: "Pozwólcie mi iść do domu Ojca". To były jego ostatnie słowa.

Starał się być świadomy

Papież do końca starał się zachować kontakt z otoczeniem. Kiedy odwiedził go dawny sekretarz, kongijczyk abp. Emery Cabongo i opowiadał mu o Afryce, jego twarz wyraźnie rozpromieniła się. Utrata sił życiowych postępowała jednak nieubłaganie. Ok. 19 Jan Paweł II zapadł w śpiączkę, a monitor wykazywał postępujący zanik funkcji organizmu.

Umierając, Ojciec Święty cały czas trzymał za rękę swego osobistego sekretarza abp. Stanisława Dziwisza. W jego pokoju było też kilku najbliższych współpracowników. Osobisty lekarz Papieża, Renato Busonetti stwierdził śmierć Jana Pawła II o godz. 21.37, jednak elektrokardiogram wyłączono dopiero po 20 minutach od tej chwili.

Koniec wątpliwości

Ok. godz. 21.52 dziennikarze zaczęli informować, że Jan Paweł II chyba nie żyje. Wątpliwości w tej kwestii rozwiały się tuż przed 22, kiedy to na plac Świętego Piotra wyszedł argentyński biskup Leonardo Sandrii, oznajmiając wszystkim obecnym: "Nasz ukochany Ojciec Święty Jan Paweł II powrócił do domu Ojca".

Nieoczekiwana reakcja

I w tym momencie stało się coś – przynajmniej z punktu widzenia naszych, polskich przyzwyczajeń – zupełnie nieoczekiwanego. Powietrze na Placu Św. Piotra i w jego okolicy wypełnił gigantyczny huk braw. Tak właśnie Włosi swym starym zwyczajem żegnali człowieka, który "przeżył piękne życie". W chwilę później zabrzmiał największy dzwon Bazyliki Św. Piotra, obwieszczając światu śmierć 264 Papieża.

Bartłomiej Kozłowski

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


 

Autor: B. Kozlowski

Licencja: Creative Commons - użycie niekomercyjne - bez utworów zależnych